O swoim poronieniu pisałam już na blogu. Siłą rzeczy to jeden z bardziej emocjonalnych wpisów bo i sytuacja była dość wyjątkowa. Wyjątkowo smutna. Ale dziś już jej nie rozpamiętuję. I o to samo chciałabym was prosić. Ja wiem, że każdy przeżywa takie wydarzenia na swój, własny sposób. Dla jednych dziecko jest darem, dla innych wpadką, do której trzeba dostosować rzeczywistość. Niemniej poronienie zawsze jest czymś nieprzyjemnym dla oczekujących dziecka rodziców. Pytanie tylko, co z tymi emocjami zrobimy później. Czy będziemy potrafili się z nimi rozstać, czy będą nas one traumatyzować już do końca życia.
Nie lubię takiego gadania, że w życiu wszystko jest po coś. Ale faktem jest, że gdyby sprawy poukładały się inaczej to Miecia by dziś z nami nie było. A myśląc o tym, po plecach przebiegają mi ciarki. Okej. Byłoby to pierwsze dziecko. Byłoby inaczej. Ale tak jak jest teraz jest naprawdę wspaniale i na tym chcę się teraz koncentrować. Nie ma we mnie nawet grama smutku. Cały pożegnałam już dawno. Zaraz po tym jak to wszystko się stało.
Nie stoimy w miejscu
Zarówno ja jak i Janek bardzo szybko poszliśmy dalej. Nie rozpaczaliśmy, nie pochowaliśmy „Naszego Aniołka”. Nie międliliśmy tematu. Bardzo szybko wróciliśmy do naszej codzienności i bardzo szybko znów przeszliśmy do działania. Nie robiliśmy sobie sztucznej przerwy. Nie karmiliśmy i nie hodowaliśmy w sobie traumy. Głośno zaczęliśmy mówić o tym, że poronienie się zdarza i to zdarza się bardzo często. Bo ja na przykład poczułam się nim bardzo naznaczona. To znaczy miałam wrażenie, że tylko mnie spotykają takie niesprawiedliwości.
A później się okazało, że moja mama poroniła pierwszą ciążę, moja koleżanka z pracy, trzy moje ciotki oraz kuzynka. No i jeszcze sąsiadka. One wszystkie też mają takie doświadczenia za sobą. I tak sobie myślę, że dobrze by było gdybyśmy mogły i przede wszystkim umiały o tym mówić otwarcie, nie robiąc wokół tego tajemnicy. Bo to naprawdę może pomóc tym, które teraz przechodzą przez taką sytuację. Niech z tych poronień wynika coś dobrego. Wkurza mnie, że za każdym razem kiedy wspominam o moim poronieniu w kontekście jakiegoś innego tematu, mój rozmówca czuje się zobowiązany by powiedzieć mi jak bardzo mi współczuje. Często widzę też jak moi rozmówcy czują się z tą informacją po prostu źle. Ale ja nie mam z tym żadnego problemu.
Poronienie- po nim można żyć normalnie
Mam za to potrzebę mówić o tym, chociażby po to by pokazać, że po takim wydarzeniu da się normalnie żyć, funkcjonować i uśmiechać się na co dzień. Nie ma też co popadać w skrajności. Nigdy nie zapomnę świątecznej rozmowy z moją ciocią kiedy to już byłam w drugiej ciąży (czytaj – Mieczysław), a ciocia ni stąd, ni zowąd wypala z pytaniem czy wiem jakiej płci było tamto, poronione dziecko. Rozmawiajmy o tym, ale może nie w taki sposób. Okej? 🙂
Pamiętajmy, że nasze doświadczenia naprawdę mogą komuś dodać otuchy i podnieść na duchu. Zatem proszę was byście nie tylko z okazji Dnia Dziecka Utraconego, ale też każdego dnia mówiły o tym otwarcie.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Na szczęście nie przeżyłam poronienia, więc mogę sobie tylko wyobrazić, co się wtedy czuje. Intensywność żalu po stracie zależy na pewno od wielu czynników – m.in. od indywidualnej wrażliwości kobiety, od tego, jak długo się o dziecko starała, od tego, na ile może liczyć na wsparcie i zrozumienie otoczenia. Ale myślę Marto, że kiedy ma się dwadzieścia kilka lat, to mimo wszystko łatwiej pogodzić się ze stratą dziecka, bo w perspektywie jest jeszcze dużo czasu, żeby starać się o kolejne. Gdy kobieta jest po trzydziestce czy koło czterdziestki, to ten czas zaczyna się gwałtownie kurczyć i może się okazać, że… Czytaj więcej »
Ależ czemu po cichu!? O dzieciach nalezy marzyć głośno, Kochana! 🙂 Bardzo dużo prawdy w tym co piszesz. Ale sytuacja, sytuacji nierówna. Ja pierwszy “epizod” z poronieniem miałam w wieku 22 lat. Piszę epizod bo lekarz zdiagnozował u mnie martwą ciąże (trafiłam do szpitala z silnym bólem brzucha) a później po badaniach okazało się że żadnej ciąży nie było. Ale te kilka godzin pomiędzy USG a wynikami krwi były jednymi z najsmutniejszych w moim życiu. Mimo, że wtedy dziecko było ostatnią rzeczą jakiej pragnęliśmy, nie mając pracy, mieszkania, ciągle jeszcze studiując. Wydaje mi się, że wiek uczy nas pokory w… Czytaj więcej »
Marta wyjątkowo pisze tutaj ale myślę że my Aniolkowi Rodzice musimy przejść wszystkie etapy żałoby po to żeby potem śmiało stawiać kroki dalej nosząc w sercu nasze maleństwa ale żyć gdyby nie to ja i mój mąż mię mielibyśmy teraz Wiktorka naszego synka a Martynka braci teraz ma dwóch jednego w niebie drugiego na ziemi i choć Henio nie ma grobu to mówimy o nim zapalamy świece i tęsknimy ale przy tym uśmiechamy się cieszymy życiem i wiem że Henio by tego chciał ja mam troje dzieci jednych to dziwi drudzy podchodzą ze zrozumieniem ale na pewno nie jest to… Czytaj więcej »
Marto, chyba dwa razy dodał się mój komentarz. Mam jakiś problem z disqusem, gdy korzystam z netu w telefonie :-/