Za miesiąc Miecio skończy 5 lat. Jest już taki duży i taki dorosły! Życie z nim pod jednym dachem sprawia mi ogromną frajdę, choć nie zawsze tak było. Początek macierzyństwa przeczołgał mnie niemiłosiernie, o czym pisałam Wam tu (klik). Za swoje ogromne zwycięstwo uważam to, że dziś bez kompleksu potrafię przyznać się do tego, że musiałam trochę poczekać na miłość do własnego dziecka. Z perspektywy czasu uważam, że najtrudniejszym okresem mojego macierzyństwa był czas pomiędzy drugim, a trzecim rokiem życia Miecia. To jest dokładnie ten moment, w którym teraz jest Zyzio. Ile ja bym dała, żeby móc pominąć ten właśnie etap w życiu dziecka. W mojej ocenie najmniej wdzięczny z tych, które znam. Czas, który jak żaden inny do tej pory sprawdza granice mojej cierpliwości. Ale wróćmy do Miecia. Za parę dni skończy pięć lat. Nie ma słów, które opisałyby poziom mojej miłości do niego. Jestem z niego dumna. Zatem jak to jest u nas i jak celebracja ważnych momentów znalazła w naszym domu szczególne miejsce?
Z Tobą chcę oglądać świat…
Miecio na nowo obudził we mnie ciekawość świata w jej najczystszej postaci. Dawno nie cieszyłam się tak z wiosny, z kwitnących kwiatów, z przelatujących po niebie samolotów. To niesamowite, jak dzieci potrafią nas sprowadzić na ziemię w kwestiach tak prostych, jak cieszenie się rzeczami elementarnymi. Czasami myślę, że byłabym strasznie smutnym i ponurym człowiekiem, gdyby nie chłopcy. Ciekawość świata wynikające z wieku Miecia oraz jego przemyślenia są dla mnie niesamowitą motywacją do pokazywania mu świata. I tu muszę Wam się przyznać zupełnie szczerze, że dopiero teraz to odczuwam.
Mylne przekonanie
Wcześniej miałam wrażenie, jak się okazuje mylne, że on niewiele z tego kuma, że niewiele pamięta. Głównym problemem w naszej komunikacji było to, że Miecio do niedawna bardzo niewiele mówił. Mogłam się tylko domyślać ile z tych informacji do niego dociera i jakie one robią na nim wrażenie. Indywidualne zajęcie z logopedą dwa razy w tygodniu zrobiły swoje i dziś Miecio potrafi odpowiedzieć i zadać każde pytanie, a robi to niezwykle swobodnie. Dopiero teraz wiem, że doskonale pamięta on swoją pierwszą podróż samolotem do Gdańska, jak również każdą naszą wizytę w Rewie. Doskonale wie, która ciocia na Mazurach ma traktor, a która piękne kwiaty w ogrodzie. Niektóre z tych rzeczy wydarzyły się naprawdę dawno, a on je kumulował w pamięci.
To wszystko sprawiło, że odczułam jeszcze większą potrzebę pokazania Mieciowi świata. Tego wokół nas i tego nieco dalszego. Bo wiem, jak chłonny jest jego umysł i jak ogromna jest jego ciekawość. Nie ma weekendu, żebyśmy nie wybrali się w jakieś ciekawe miejsce albo nie robili czegoś kreatywnego. Teraz, kiedy po moim pięciolatku widzę zainteresowanie i chęć na więcej, mam dodatkową energię do działania.
Warto było czekać
Nie uważam też, żeby ten wcześniejszy czas był stracony. On był inny. Wtedy Miecio potrzebował też innych bodźców do prawidłowego rozwoju. Najważniejszym z tych bodźców była po prostu bliskość, którą dostawał od nas w nielimitowanych ilościach. Dlatego dziś jest bardzo uczuciowym i emocjonalnym malcem, który z ufnością podchodzi do świata. Nie planowałam tego w ten sposób. Tak po prostu wyszło i jestem bardzo szczęśliwa z takiego obrotu spraw.
Mój egzamin z życia
Miecio już na zawsze będzie moim prawdziwym egzaminem z dojrzałości, bo był pierwszy. Przeprowadził mnie przez cały wachlarz emocji. Pokazał mi, co znaczy naprawdę się o kogoś bać i co znaczy kochać kogoś najmocniej na świecie. Są momenty, w których wręcz czuję się przytłoczona tym kolażem emocji, który w sobie mam obecnie. Wielokrotnie sprawdzał moją wytrzymałość, odliczał mi godziny bez snu i kapiące z bezsilności łzy. Przeprowadził mnie przez tę trudną drogę, momentami będąc moim ostatnim światełkiem w tunelu, kiedy brakowało mi na to wszystko sił.
Doświadczenia, które bardzo mnie wzmocniły
Pamiętam dobrze, jak w pierwszym roku żłobka, tak często nam chorował. W ciągu jednego roku przyjął 8 kuracji antybiotykowych. Pamiętam, że do mojej ówczesnej pracy donosiłam tylko kolejne zwolnienia. To był dla mnie bardzo trudny czas. Patrzyłam na małego chłopca, który wiecznie był chory, sama stojąc w rozkroku pomiędzy tym co powinnam, a tym czego bym chciała. Ale dałam radę. Tamte doświadczenia bardzo mnie umocniły.
Prezent na teraz, prezent na później i piękne wspomnienia
O tych jego piątych urodzinach myślę już od miesiąca. Chcę go zabrać w jakieś piękne miejsce, z którego będzie miał cudowne wspomnienia. Wiemy, że celebracja ważnych momentów, takich jak ten jest istotna. Mamy taką tradycję w naszej rodzinie, że na każde urodziny dajemy naszym dzieciom prezent na teraz i prezent na później. Taką tradycję zapoczątkował w rodzinie Janka jego Tata, który na pierwsze urodziny małego Jasia podarował mu … dzieła zebrane Norwida ;-). Aż tak odjechani nie jesteśmy, ale trzymamy się zasady tych dwóch prezentów, bo one tworzą kolekcję wyjątkowych pamiątek, które dziecko będzie mogło zabrać ze sobą w dorosłe życie. W poprzednich latach Miecio dostał złotą monetę, która jest w rodzinie od baaardzo dawna. Jeszcze wcześniej dostał piękne spinki do mankietów ze swoimi inicjałami, które ubierze pewnie dopiero na swoją studniówkę. Z tymi rzeczami też zawsze wiążą się jakieś wspomnienia.
Wspomnienie o mojej babci
Ja od mojej Babci dostałam kiedyś piękny, złoty pierścionek. Miałam wtedy kilka lat i pierścionek wydawał mi się ogromny. A dziś leży jak ulał. Zupełnie jakby wiedziała, jaki będę miała rozmiar w dorosłym życiu. Babci już nie ma, ale patrząc na pierścionek przypominam sobie wszystkie wyjątkowe chwile z nią związane. Dlatego nasze dzieciaki zawsze dostają prezent na teraz, czyli coś co jest spełnieniem ich dziecięcych marzeń oraz prezent na później, który będzie dla nich skarbnicą pięknych wspomnień. Poza tym nie tylko w urodziny, ale też na co dzień staramy się obdarowywać nasze dzieci wspomnieniami. Celebracja ważnych momentów, jest dla nas tak ważna. Dziś wiem, że to najlepsza inwestycja w rozwój dziecka.
A co Miecio dostanie na 5 urodziny? Z pewnością będą to dwa wyjątkowe prezenty, które zapamięta na zawsze, mimo upływającego czasu.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Czyżby Disneyland? 🙂
Jakbym czytała o sobie! Jedyna Różnica jest taka, że mój właśnie skończył 4 latka. Pamiętam jak się urodził, spojrzałam na niego i pomyślałam sobie w tej durnej głowie “Jezu to najbrzydsze dziecko jakie kiedykolwiek widziałam”. Pokochałam tak naprawdę po ok. 2/3 tygodniacj, choć zupełnie nie płakałam. Zachowywałam się bardziej jak maszynka do mleka. Zero uczuć. A teraz to mój najlepszy kumpel, kompan podróży, tester i ogromna miłość. Sto lat dla Miecia i ciekawa jestem gdzie go zabierzesz 🙂