Totalnie nie spodziewałam się tego niewygodnego i nieproszonego gościa. Baby Blues totalnie mnie zaskoczył. Przecież Miecio był taki zaplanowany, chciany, wyczekany i w ogóle taki w punkt. Skąd więc te wszystkie czarne myśli o tym, że właśnie zepsułam swoje wspaniałe życie, że teraz relacje z moim mężem legną w gruzach, że o karierze zawodowej nie wspomnę, i że rodząc syna zafundowałam sobie kulę u nogi na kilka ładnych lat. Patrzyłam na zawartość szpitalnej kuwety (bo w czymś takim otrzymałam małego), w której smacznie spał mój piękny, zdrowy syn i nie czułam nic prócz smutku i lęku. Nawet obecność najbliższych nie pomagała. Siedziałam i ryczałam do poduchy marząc o tym, by cofnąć czas i by jakimś cudem wrócić do mojego starego, sprawdzonego życia. Ot jak hormony, nagromadzony stres przed porodem i zmęczenie namieszały mi w głowie.
Witaj Baby Blues
Szacuje się, że baby blues dotyka od 50% do 80% świeżo upieczonych mam. Jest wynikiem skumulowanego stresu, adrenaliny, zmęczenia, hormonów. Na szczęście w większości przypadków mija w przeciągu 2-4 tygodni po porodzie.
Dziś już to wiem i mogę o tym pisać z dystansem, ale w tamtym momencie wcale nie było mi do śmiechu. Nie byłam w stanie wykrzesać z siebie ani jednej pozytywnej myśli. Szczególnie w szpitalu kiedy patrzyłam na wszystkie szczęśliwe i zakochane po uszy świeżo upieczone mamy. Zazdrościłam im uczuć, które żywiły do swoich kilkudniowych pociech. Po powrocie do domu wcale nie było lepiej. Ba! Doszło kolejne zmartwienie – jak we trójkę pomieścimy się na 60 m2? Dodam tylko, że moi rodzice mnie i mojego brata wychowali na porządnych obywateli na 45 m2. I żadne z nas nie jest gnomem. Ale w tamtym momencie zaparzenie sobie herbatki laktacyjnej stanowiło wyzwanie i wydawało się czymś niewykonalnym.
Nie mogłam się przełamać
Do tego wszystkiego, mimo najszczerszych chęci nie potrafiłam z siebie wykrzesać ani grama miłości do Mieczysława. Patrzyłam na niego, a w głowie słyszałam tylko „no weź nie wygłupiaj się i w końcu się w nim zakochaj”. Miłość przyszła z czasem. Ja potrzebowałam na nią 3 tygodni. Jej początkowy brak wynikał przede wszystkim z tego, że zupełnie inaczej wyobrażałam sobie moją relację z synem. Ubzdurałam sobie, że on od pierwszych dni będzie we mnie po uszy zakochany, zapatrzony, i że wtedy mi również łatwiej będzie go kochać.
A prawda okazała się zupełnie inna i dość brutalna. Miecia mógł obsługiwać każdy kto przez naturę został wyposażony w mleczne cycki. W zrozumieniu mojej sytuacji oraz wyjściu z baby bluesa pomógł mi mój mąż. Który każdego dnia jak chłop krowie na miedzy tłumaczył, że naprawdę wszystko będzie dobrze. Że już wkrótce oszaleję na punkcie naszego syna. Tak zresztą się stało, ale ja potrzebowałam na to trochę więcej czasu.
Szacuje się, że baby blues dotyka od 50% do 80% świeżo upieczonych mam.
Jest wynikiem skumulowanego stresu, adrenaliny, zmęczenia, hormonów. Na szczęście w większości przypadków mija w przeciągu 2-4 tygodni po porodzie. Najlepszym lekarstwem na baby blues jest wsparcie najbliższych, zachowanie zimnej krwi i dystans w miarę możliwości. Dziś Mieczysław jest moją miłością zaraz obok Taty Mieczysława który jako partner sprawdził się na 200%.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Najgorsze dni w szpitalu – poduszka cięższa od dzidziusia. Jeszcze dodałabym “wpadanie do czarnej dziury” podczas karmienia… Super tekst, na pewno bardzo pomocy 🙂