Jeżeli wpis o nauczycielach aka wychowawcach w żłobkach i przedszkolach można było nazwać wsadzeniem kija w mrowisko, to dziś wrzucam granat pod dywan. Gdzie my – rodzice, skrzętnie zamiatamy wszystkie nasze wpadki, niedopatrzenia i błędy. Błędy jakie popełniamy posyłając dziecko do żłobka czy przedszkola.
Poprzedni wpis standardowo podzielił naszych Czytelników (klik).
Część dziękowała, część się przestraszyła. Jedni nauczyciele poparli naszą decyzję o konieczności opisywania patologii. Inni stwierdzili, że tamten wpis był dla nich jak policzek w twarz.
Potwierdzenie znalazł również nasz ogólnokrajowy problem – nie umiemy czytać ze zrozumieniem i czytamy wybiórczo.
Wytknięto nam również tabloidyzację, a ponieważ tabloidy sprzedają się jak ciepłe bułeczki, to dziś upiekłem dla Was kolejny wpis z tej serii.
Jako rodzic sam wiem, że my, podobnie jak nauczyciele i wychowawcy, mamy sporo za uszami (o ile nie więcej) dlatego dla równowagi poprosiłem naszych Czytelników z grupy “SuperStyler po godzinach” o podanie ich zdaniem najczęstszych grzechów, jakie popełniają rodzice posyłając dziecko do żłobka lub przedszkola.
Ciało pedagogiczne sprawnie odbiło piłeczkę i oto jest zbiór najczęściej popełnianych grzechów przed rodziców.
I powiem wam jedno. Wpis o nauczycielach to były jednak pojedyncze przypadki (chcę w to wierzyć). Tym razem te same zarzuty pojawiają się niemal u każdego wychowawcy. To, co my rodzice wyczyniamy niekiedy, to jest proszę Państwa cyrk na kółkach. Problem w tym, że to my prowadzimy ten show, a występują w nim nasze dzieci.
Psychiczne przeziębienie
Mam takie marzenie, z kategorii tych małych – poznać tęgi umysł, który to wymyślił. Otóż wszystkie dzieci miewają przeziębienie, ale te żłobkowe i przedszkolne bardzo często miewają przeziębienie psychiczne. To według rodziców taka udawana choroba – dzieciak lat jeden, dwa lub trzy wyobraża sobie, że jest chory, a te zielone gluty z miejsca same ciekną. W każdym razie nie jest to nic poważnego, dziecko jest tak naprawdę zdrowe i nie zaraża, a ponieważ mały grzdyl nie chce chodzić do żłobka, to wmawia sobie hipochondryk jeden, chorobę.
Wystarczy wsadzić mu w dupę czopek tuż przed wyjściem do żłobka i o ósmej dzieciak przekracza próg placówki jak nowonarodzony. Co prawda po śniadaniu jest kupa z niespodzianką, bo czopek przebywa drogę powrotną i ukazuje się światu, ale to już rodzica nic nie obchodzi, bo jest w pracy, na zakupach albo kisi ogóra w domu. Z dziecka uchodzi powoli powietrze, a według rosnącej temperatury jego ciała można odliczać kolejne godziny, ale to już problem pań w żłobku.
Dziesiąta godzina i mamy 38 stopni, o 11 jest już 39. W placówce dziecku nie można podać leków, więc naturalnym jest telefon do pomysłowych rodziców. Ci oznajamiają, że zaraz będą, ale to zaraz jest za kolejne kilka godzin, podczas których kadra żłobka zastanawia się, czy starzy dojadą, czy dzwonić po lekarza. Oznajmianie, że zaraz będzie się po dziecko i przyjeżdżanie pod koniec dnia to, jak wynika z relacji naszych Czytelników, prawdziwa plaga. Po którymś telefonie z placówki standardem jest wyłączanie telefonu.
Dzieci chore chodzące do przedszkola
Z kolei faszerowanie chorych dzieci lekami przed zaprowadzeniem do placówki to temat rzeka. W pamięć zapadła mi historia dwójki rodziców-lekarzy, którzy odstawili swoje dziecko do placówki z zapaleniem płuc, przyznając się do tego i stwierdzając, że dostał antybiotyki, więc nic mu nie będzie. Po koniec dnia, gdy odbierają słaniające się na nogach dziecko tekst jest zawsze niemal ten sam: “A jeszcze rano nic mu nie było”. W ostateczności dziecku można podać antybiotyki w szatni, a jedna mama siedząc z młodszym dzieckiem w domu miała nawet czas wpadać do żłobka co kilka godzin, żeby dziecku podać kolejną dawkę leku.
Stara rodzicielska księga chorób żłobkowych dzieci jasno mówi: katar jest zawsze alergiczny, nawet jak mamy akurat listopad, bo wtedy to nie pyłki, tylko smog.
Ah ta gorączka
Szczególnie zaradni i kreatywni przedstawią zaświadczenie od laryngologa. Gorączka z kolei to są zawsze idące zęby. Tych jest sporo, więc wymówką działa przez dłuższy czas. Kolejno idą jedynki, dwójki, trójki, czwórki i piątki. Zęby to również uzasadnienie dla biegunki. Dużo zębów – dużo biegunek. Proste. Ba, nawet kaszel bywa od zębów.
Bywają też rodzice, którzy uważają, że kadra jest przewrażliwiona. Zadają wiele pytań, czy to aby na pewno gorączka. Absolutnymi kuriozum było dwóch ojców, z których jednej zażądał przy odbiorze córki z gorączką dwukrotnego sprawdzenia jej temperatury dwoma różnymi termometrami, ponieważ po pierwszym pomiarze stwierdził, że termometr jest najpewniej popsuty. Drugi ojciec zasugerował wystawienie swojego dziecka na dwór, żeby ochłonęło, bo ono się tak z natury grzeje.
Przyjaciele na głowie i mama, która ucieka na zakupy
Była też mama dziecka z wszawicą, która spieszyła się na szoping do galerii. Mama, zresztą nauczycielka, która często przyprowadzała córkę z opryszczką, twierdząc, że to nie opryszczka. Mówiąca, że dziecko się podrapało. Wisienką na torcie niech będzie to, że dziewczynka w wieku 3 lat nadal wiele zabawek brała do ust. Wśród historii trafił się też szczery do bólu starszak po ospie, który powiedział do swojej wychowawczyni “nie mogę się przy Pani przebrać na gimnastykę, bo mam pinkielki jeszcze i mama mi zabroniła pokazywać” oraz mama dziewczynki, która miała dziwną wysypkę. Najpierw ją bagatelizowała, potem unikała pójścia do lekarza, a na końcu dziecko nie przyszło któregoś dnia do żłobka. Dopiero inna mama poinformowała, że tamto ma świerzb, co wiązało się z koniecznością odkażenia sali, zabawek itd. Kilka dni później dziewczynka była już z powrotem, a mama postanowiła zbagatelizować całą sytuację.
A czy jest jakaś metoda na pozostawienie chorego dziecka?
“Jak już dziecko za drzwi sali wepchnięte, a rodzic zbiegł zanim zdążyłam powiedzieć “Dzień dobry”, to wiadomo, że chore, ewentualnie naszprycowane lekami, żeby te pierwsze kilka godzin przetrwało…Telefonów potem się oczywiście nie odbierało…”. – podaje przepis nasza Czytelniczka.
Przechowalnia żywego bagażu
Są placówki otwarte od 6stej do 18stej i niektóre dzieci zawsze przebywają w pełnym wymiarze godzin. Zawsze przyprowadzane są pierwsze i zawsze odbierane ostatnie. Tu pojawiły się głosy szczególnie zapracowanych rodziców, że taka praca, że korki, że nie ma nikogo bliskiego pod ręką. O ile te głosy są w pełni zrozumiałe, o tyle ciężko zrozumieć niepracującą matkę, która otwarcie przyznaje, że potrzebuje czasu dla siebie, na zakupy, na paznokcie, że musi odpocząć.
Są też przypadki zaprowadzanie dziecka do żłobka czy przedszkola w czasie własnego urlopu. Ale może ktoś ma inny pomysł na urlop, niż ten z dziećmi.
W Święta też nie ma lekko, bo przygotować się trzeba. Zostawianie dziecka w Wigilie, Sylwestra i tak dalej oraz odbieranie go ostatniego z przedszkola, prosto od fryzjera, też się zdarza.
Prawdziwą plagą jest również notoryczne spóźnianie się rodziców po odbiór dziecka i to nie o kilka minut, a niekiedy o kilkadziesiąt. Po kolejnym pospieszającym telefonie standardowo następuje jego wyłączenie. Wiem, że to może być zaskoczeniem dla niektórych rodziców, ale wychowawcy też mają swoje rodziny. Szok, co?
Biuro rzeczy przyniesionych
Dzieci, jak to dzieci, lubią przynieść do placówki swoje ukochane zabawki. Bywają miejsca, że jest kategoryczny zakaz tego typu praktyk, w większości placówek dziecko może jednak coś ze sobą wziąć. Czasem jest to dwu i pół latek z telefonem, bo w domu się przyzwyczaił, a żłobek to ma być według rodziców namiastka domu, jest mu ciężko, niech ma coś ulubionego, czasem nowy komplet Lego. Z Lego pecha miała jedna nasza Czytelniczka, ponieważ jej podopiecznemu zgubił się miecz. Miecz był według mamy dość cenny, wyceniany według skali na “wie pani ile ten komplet kosztował?!” Jak nie klocki to spineczki u ledwo porośniętej włosami dziewczynki. Mało włosów, spinki trzy i nie mają się czego trzymać. A potem cały żłobek szuka spineczek po kątach. A jak nie spineczek, to pluszowych misiów, autek, bucików lalek, figurek i tak dalej.
Wymagania i oczekiwania
To chyba główna domena rodziców. Na personel żłobkowy bywa przerzucany cały ciężar wychowania. Wszystkie oczekiwania z tym związane, począwszy od jedzenia, a na odpieluchowaniu skończywszy. Dodatkowo przy jednoczesnym braku współpracy ze strony rodziców.
Permanentny kontakt
Szczególnie zaangażowane nauczycielki podają czasem swoje prywatne numery rodzicom w razie nagłego wypadku, ważnych spraw itd. Rodzi to niekiedy ciekawe sytuacje: “Jeden z tatusiów kiedyś napisał o godzinie 00.05 – dziś mojego dziecka nie będzie w przedszkolu, lub po 5 rano pisał syn będzie po śniadaniu.” Może to tata-nietoperz?
Nadopiekuńczość
Wszyscy kochamy nasze dzieci, czasem aż za bardzo. Panie, które podzielą się swoim numerem bywają bombardowane smsami: “czy się bawi?”, “jaki ma humor?”, “a kupkę zrobiło?”. Innym przejawem nadopiekuńczości niech będą plecaki dzieci wypchane po brzegi jedzeniem, przed kilkugodzinną wycieczką, gdzie wyraźnie było zaznaczone, że jedzenia nie potrzeba.
Tu przytoczę historię naszej Czytelniczki o Rysiu. Prośba od taty Rysia była następująca: “Tylko, żeby wody w temperaturze pokojowej nie pił, bo się przeziębi, my zawsze mu podgrzewamy (czerwiec). ‘Ja nie zawsze mogłam wyjść z sali, żeby Rysiowi wodę podgrzać, stąd tata przynosił codziennie termos, by Ryś wody w temperaturze pokojowej nie pił i na anginę nie umarł. Ryś kilka razy sam sobie wody z butelki w temperaturze pokojowej nalał, gdy mnie akurat w pracy nie było, przeżył i miał się świetnie.” Dobrze, że nie dowiedział się o tym ojciec Rysia, bo mogło się tak dobrze nie skończyć.
“Jak będziecie iść na spacer to niech Jolcia nie idzie, bo ona podziębiona.” A przepraszam co mam z Jolcią wtedy zrobić? Skoro Jolcia do przedszkola przyszła, to znaczy, że jest w takim stanie, że we wszystkich zajęciach udział brać może. Była tez mama, która kazała dzwonić jak będziemy iść na spacer, zabierała dziecko nie wiem gdzie (raz cały spacer stała z nim przed przedszkolem), żeby nam się nie spociło za bardzo i potem przyprowadzała do szatni jak ze spaceru wracaliśmy.” – wspomina inna Czytelniczka.
Wypierz z nami swoje brudy
Nie trzeba uprawiać skoków narciarskich, żeby mieć burzliwe życie ze swoją drugą połówką. A jak się człowiek rozstaje z partnerem, to nie ma nic lepszego, niż wmieszać w to szambo personel żłobka czy przedszkola. W trakcie rozwodów rodzice potrafią wzywać do placówki policję, wyrywać sobie dziecko w drzwiach. Prośby o niewydawanie dziecka drugiemu rodzicowi są na porządku dziennym. Problem w tym, że rodzice nie mają często prawomocnego orzeczenia sądu, zatem personel żłobka nie może dziecka nie wydać np. ojcu. Do tego dochodzą prośby o informowanie jednej strony konfliktu o pojawieniu się w placówce drugiej strony.
Oszczerstwa i oczernianie partnera są na porządku dziennym, a jedna Czytelniczka była nawet świadkiem na sprawie rozwodowej rodziców dziecka ze swojej grupy. Trudne sprawy…
CSI: Rodzice
Nowe czasy, nowe technologie. Rodzice potrafią z nich korzystać jak mało kto. Zamiast spotkać się osobiście z nauczycielem, porozmawiać z nim, poznać go wolą wyszukiwać informację w sieci. I tak w ruch idą media społecznościowe, przeszukiwanie prywatnych profili na Facebooku, Instagramie rozszerzone o zadawanie pytań na grupach i wywiad u znajomych, innych nauczycieli i pozostałych rodziców.
Biel jeszcze bielsza
Rodzice bardzo często zapominają o tym, że dziecko łatwo się brudzi. Kupują mu nowe, drogie, często markowe ubrania, a potem mają pretensje do nauczycielek o to, że dziecko się ubrudziło obiadem, farbkami, albo w czasie zabawy. Tymczasem to tylko dziecko.
Brak stroju
Rodzice często zapominają o właściwym ubraniu dziecka do żłobka. Takim, które nie tylko byłoby wygodne w czasie zabawy, ale również było adekwatne do pogody. Pamiętajmy, że w naszym klimacie często ranki są dość chłodne, wieczory również. Tymczasem dzieci przywożone autami czasem nie mają zimą nawet czapki. Uniemożliwia to wzięcie ich potem na spacer. A spacer dla rodzica odbyć się musi. Przytoczę tu historię naszej Czytelniczki:
“Ubieranie. Albo dzieci poubierane jak na Sybir, gdy na dworze +15 albo przy -15 bez czapek i rękawiczek, bo przywiezione autem… Przykładowa dajmy na to dla potrzeb posta Janinka w kwietniu miała grube rajstopy i polarowe spodnie, a na dworze dzieci w bluzach lub sweterkach, bo wyjątkowo ciepło było.
Więc mówię: “Janinko, nie zakładaj już spodni, bo się zgrzejesz biegając na placu zabaw z dziećmi.” Po południu mama Janinki, że co ja sobie wyobrażam, że ona wie, jak dziecko ubierać, że Janinka po chorobie, że za leki będę płacić, bo zmarzła i zawsze mam ubierać wszystko, co ma w szatni, bo ona jest matką i decyduje…….Więc za kilka tygodni równie ciepła końcówka maja, dzieci na głowie kapelusiki i czapeczki z daszkiem, a Janinka czapka na uszy, pod szyją wiązana…Zatem nie chcąc za leki Janinki płacić, mówię: “Janinko, dała mamusia, to załóż czapeczkę, tylko nie będziemy już jej pod szyją wiązać I nie biegaj tylko dziecko kochane, bo się ugotujesz na miękko…”
Podsumowanie braku stroju
Po południu mam mamusie: czy ja nienormalna jestem? Taki gorąc, a ja każe Janince w czapce chodzić? Przecież widzę, że lato na całego, a tą czapkę to ona tak na wszelki wypadek dała, bo jednak rano to wiaterek był trochę… Że za leki będę płacić, jak się z przegrzania rozchoruje…. Potem każdego rodzica pytałam, czy pozwala mi dzieci “rozbierać” i ubierać na dworze według mojego uznania i aktualnej pogody, czy wszystko, co w szatni jak leci mają ubierać. Bo wiadomo, rano chłodno i jak dzieci do przedszkola idą, po południu ciepło, dzieci biegają na placu itp.”
Dwie lewe ręce
Wielu rodziców oczekuje, że ich dziecku będziecie się placówkach pomagać lub nawet wykonywać za nie pewne czynności. Tymczasem to stawianie przed dzieckiem problemów prowadzi do tego, że uczy się ono je rozwiązywać.
Geniusz cofnął się w rozwoju
Ten zarzut padał niezwykle często. Problem stary, jak świat. W domu umiał, a w żłobku/przedszkolu już nie. Zresztą przeczytajcie poniższe wypowiedzi Czytelniczek:
“Proszę Stasia na nocniczek sadzać, bo w domu on wola jak chce kupkę” – a Stasiu ani be ani me ani kukuryku.”
“Tak w domu wola kupę, siku, samo je, a w żłobku nic nie mówi i nic nie potrafi”
“Nie dawać dziecku smoczka do zasypiania! Zasypia samo!” – a nie zasypia bez smoka wcale.
“Dziecko nie używa pieluch. Może w domu nie, ale w przedszkolu zasikuje się ciągle.”
“Chyba największym grzechem, jaki mnie śmieszył, to udawanie, że się odpieluchowało dziecko, a dziecko w szatni miało zdejmowanego pampersa. Rodzice tylko zapomnieli, że dziecko mówi.”
Pępek świata
Wiecie, jak to jest w szkole – każdy nauczyciel uważa, że to jego przedmiot jest najważniejszy. Rodzice mają dokładnie tak samo, tyle że ze swoimi dziećmi.
“Mój ma dzisiaj nie wychodzić, bo jest po chorobie. Skoro po chorobie nie może wychodzić, to co robi w żłobku?” – słusznie pyta Czytelniczka.
“Był taki chłopiec, którego zawsze przyprowadzano zaraz po śniadanku i miał ze sobą jakiś smakołyk. Rodzice zawsze prosili by zjadł spokojnie to, co ma. I tak dzieci patrzyły, jak on je, a w zasadzie patrzyły na to, bo nie bardzo chciał jeść, a oddać też nie chciał. Myślę, że to była forma łapówki za to, że w żłobku zostanie.” – przytacza historię, ze swojej praktyki w żłobku inna Czytelniczka.
“Hitem był dzieciak, który wybił zęba innej nauczycielce, a rodzice zmusili biedną kobietkę do przeprosin, bo przecież bez przyczyny by jej nie uderzył.”
“Może nie wychodźcie dziś na dwór, bo Zdziś ma katarek.”
“Proszę pilnować, żeby dziecko dywanu nie dotykało, bo potem ma szorstką skórę.”
“Niech Tylko się z Filipkiem nie bawi, niech Pani pilnuje, bo ja sobie nie życzę.”
“Tylko tych spineczek niech nie pogubi, bo to od cioci z Ameryki”,
“Nie zgadzam się, żeby spała podczas leżakowania, bo potem w domu nam buszuje do 20.30″- a dziecko już przy obiedzie zasypiało na siedząco.”
Minęli się z higieną
Kilka osób zwróciło też uwagę na przyprowadzanie brudnych dzieci do żłobka, a jedna Czytelniczka opowiedziała historię wyfiokowanej, zamożnej mamy, który autem notorycznie przywoziła do żłobka dziecko z kilkugodzinną kupą w pieluszce i porządnym odparzeniem, udając, że maleństwo dopiero co skasztaniło się w aucie.
Dziecko mecenasa
Świadomość prawna rośnie w narodzie, również wśród rodziców, a skoro u rodziców, to i u dzieci: “Straszenie Kuratorium przy każdej rzeczy, która nie pasuje. Obecnie nawet dzieci w młodszych klasach potrafią straszyć nauczyciela “rodzicem co się z nim rozprawi lub pójdzie do dyrektora”.”
Oszczędź na dziecku
Dziecko kosztuje, a koszty zawsze można ciąć. Na przykład pieluchy można rzadziej zmieniać i takie prośby od rodziców padają. Rodzice zapominają również notorycznie o uzupełnieniu zapasu pieluch, a krem do pupy zawsze kończy się za szybko, więc pewnie albo było za grubo smarowane, albo smarowane były inne dzieci. Jedna z Czytelniczek dostała nawet zalecenie od dyrekcji placówki, w której pracowała, by nie mieszać i nie mylić pampersów między dziećmi. Nie dlatego, że uczulenia czy odparzenia, ale dlatego, że jedne kosztują 50 groszy, a inne 80 groszy i rodzice wydzwaniają potem do dyrektorki z pretensjami…
Donosiciele
To ja tu piszę post, o niecnych praktykach w niektórych żłobkach i przedszkolach namawiając Was do zgłaszania takich przypadków dyrekcji, a tymczasem okazuje się, że to, na co rodzice najczęściej donoszą kierownictwu placówek, to czas pracy personelu. Otóż zarówno nauczycielki jak również personel współpracujący jak np. panie sprzątające bywają podkablowywane, gdy skończą swoją pracę choćby kilka minut wcześniej, dopełniając przedtem wszystkich swoich obowiązków.
Wezwij posiłki
Kolejny temat rzeka. Królują dwa podejścia: albo “jak nie chce, to niech nie je” – tu problem jest taki, że zaraz cała grupa chce podobnie. Albo “żeby tylko wszystko zjadł” – co nie zawsze jest możliwe, bo dzieci też mają swoje preferencje smakowe i pewnych potraw zwyczajnie nie lubią. Tu spodobała mi się metoda jednej Czytelniczki: “Zasadę miałam taką, że jak obiad był 3 składnikowy, to przynajmniej jeden składnik miał zniknąć z talerza…Nie wierzę, że ktoś nie lubi ani ziemniaków, ani kotleta, ani pomidora;)”.
Inna Czytelniczka opisuje historię:
“Moja klientka jest przedszkolanką – mimo młodego wieku ma pasje i wielkie serce dla dzieci. Kiedyś miała problem z rodzicami wege, którzy swoją 3 letnią córeczkę też wdrożyli w wege tryb życia. Mała dostawała jakieś śmieszne rzeczy do jedzenia i chyba nie do końca wszystko jej smakowało. Pewnego dnia mała zasłabła na tyle, iż wezwano pogotowie. Od razu zadzwoniono po mamę, która stwierdziła, że nie zezwala na zabranie dziecka do szpitala.Ona sama nie może po dziecko przyjść, bo jest w pracy. Wysłała wiec KOLEŻANKĘ, która oświadczyła, że nie ma gdzie wziąć tego dziecka (do domu nie chciała). Wychowawczyni, koleżanka matki i dziewczynka siedziały w sali aż do zamknięcia przedszkola…”.
A na koniec hit: rodzic pyta: “Co dziś jest na obiad? O kapuśniak? To może niech nie je, bo potem będzie bąki puszczać”. Ale może to był żart…
Zastaw się, a postaw się
“Osobiście jeszcze mnie nie dotknęło, ale w przedszkolach czy żłobkach, do których uczęszczają dzieci znajomych jest jakaś plaga robienia bardzo drogich prezentów na dzień nauczyciela/święta/urodziny wychowawczyni/zakończenie roku szkolnego itp. Prezenty oczywiście dla “cioci” czyli wychowawcy grupy. Jak słyszę, że na daną okazję dla takiej Pani jest składka po 20-50zl od dziecka, to aż się boję posłać moją pociechę do żłobka. Oczywiście składka nie jest obowiązkowa, ale brak wpłaty równa się z wyśmiewaniem, a nawet nastawianiem dziecka przeciwko sobie.”
Patola
Drinkująca wychowawczyni w żłobku zbulwersowała wielu. Ale rodzice i krewni są jeszcze gorsi.
Pisze Czytelniczka: “Znam historię jak babcia przyszła odebrać dziecko w takim stanie, że się ściany trzymała, bo nie była w stanie stać. Oczywiście dziecka nie dali, babcie odesłali do domu i zadzwonili po mamę…”
Zdarzają się też pijani rodzice, rodzice pod wpływem narkotyków, dopalaczy, a także mocno wczorajsi. Taki kraj.
Takiego grzecznego syna urodziłam
Wiemy, że dzieci przy mamie potrafią psocić, a przy tacie zachowują się przyzwoicie. Bywa też odwrotnie. Nie inaczej jest w żłobkach i przedszkolach. Rodzice mają pretensje do wychowawców, że ci nie potrafią zapanować nad ich dziećmi. A najlepsi potrafią się nawet obrazić, że ich dziecko coś przeskrobało.
“Problem, o którym najczęściej słyszę od mojej mamy (35 lat pracy w publicznym przedszkolu): Pani syn jest niegrzeczny/bije dzieci/bije nauczycieli/nie chce pracować. Rodzic: Ojej, to niemożliwe, przecież on jest taki grzeczny w domu. I zero reakcji.” – pisze Czytelniczka.
“Pretensje do nauczyciela, że dziecko w domu jest niegrzeczne, mimo że w przedszkolu nawet zabawki innemu dziecku nie zabierze lub sytuacja odwrotna “Co? Niemożliwe! W domu jest grzeczny!”. a w przedszkolu leci taka wiązanka, że uszy więdną.” – wtóruje jej druga
“Uderzył Jasia”- nieeee, niemożliwe, moje dziecko nikogo w domu nie uderzyło, musiał zasłużyć!
“Uderzył nauczyciela i rzucił krzesłem”- Bo ta Pani to jest w wieku jego siostry!”
“Proszę skonsultować ten problem w naszej poradni pp”- “Proszę nie robić z mojego dziecka wariata!” – opisuje swoją historię kolejna Czytelniczka.”
Inna przytacza wypowiedź mamy dziecka ze swojej grupy: “To moje, to się mnie w ogóle nie słucha. Nasza niania mówi, że to przez to, że za mało czasu z nim spędzam. Odpowiedziałam jej, że to przecież nieprawda. To jej wina, bo to ona wychowuje moje dziecko”.
Taki mamy klimat
Nim przejdę do pomniejszych grzeszków muszę wspomnieć o oknach, bo przecież sporo o tym było w poprzednim wpisie:
Pisze Czytelniczka: “Otwarte okna w sali: rodzic nr 1. godz. 14.47: Ojej, a czemu wy w takim zaduchu siedzicie? Nie można więcej okien otworzyć? Godz. 14.48 rodzic nr 2: A dlaczego te okna na górze rozszczelnione są? Przecież moją Katarzynkę owieje zaraz, ona taka delikatna…”
Z pozostałych grzechów warto wymienić:
– brak zaufania do kadry, której powierza się dziecko i do której jednak zaufanie mieć się powinno.
– traktowanie dziecka jak kuli u nogi, która przeszkadza w karierze/życiu
– bagatelizowanie potrzeb dziecka
– straszenie dziecka żłobkiem/przedszkolem oraz wychowawczyniami
– podważanie kompetencji i bagatelizowanie zaleceń nauczyciela mimo jego wykształcenia i nierzadko wieloletniego doświadczenia
– brak współpracy z nauczycielem w momencie wystąpienia trudności wychowawczych z dzieckiem
– utrudnianie dzieciom i personelowi życia – wiązane buty, kurtki na guziki, wymyślne sukienki.
– zabranianie leżakowania – bo potem dziecko nie chce spać w nocy. Problem w tym, że dziecko niekiedy już w południe zasypiało na stojąco.
– spóźnialstwo – plan dnia w żłobku i przedszkolu jest z reguły dokładnie zaplanowany. Spóźnialskie dzieci rozbijają ten plan dnia i utrudniają pracę.
– nauczyciele zwykle informują z wyprzedzeniem o planowanych wycieczkach, dodatkowych opłatach i tak dalej. Tymczasem rodzice dość często nie czytają wywieszonych w placówkach ogłoszeń lub zapominają o komunikatach.
Happy end
Na koniec pragnę przytoczyć kilka wypowiedzi naszych Czytelniczek, pracujących w żłobkach czy przedszkolach.
“Ale nie to ze tylko narzekam. Bo są też cudowni rodzice, z którymi można konie kraść! Chrzestna mojej córki poznałam właśnie w przedszkolu, miałam jej córkę u siebie w grupie! Od razu zobaczyliśmy ze na jednej fali płyniemy.”
“Ale Generalnie znaczna większość to wspaniali rodzice, bardzo otwarci, pomagający i współpracujący. Jeździliśmy razem na wycieczki, przygotowywaliśmy przedstawienia dla dzieci, niespodzianki, imprezy. Pomagali nawet po przedstawieniach sprzątać, krzesełka wynosili po sobie. “My krzesełka po zebraniu odniesiemy, niech Pani wraca do domu, bo ma Pani małe dzieci, a od 7.00 Pani w pracy”. Muszę przyznać, że naprawdę trafiały mi się fantastyczne dzieciaki i super rodzice, a te wyjątki? Tylko potwierdzają regułę…przynajmniej jest co wspominać;) ”
Na koniec mam dla Was dwie historie:
Komiczną:
“- Eh .. ja pamiętam taka sytuację godzina 17.00 dzwonimy do rodzica z informacją, że ich dziecko jest jeszcze w przedszkolu. Na co mama oburzona, że przecież śpi w pokoju ..
Patrzę na dziecko i tysiąc myśli mi przez głowę się przewinęło … ktoś zabrał inne dziecko?!… jakie dziecko śpi w pokoju?… po chwili mówię “To proszę iść sprawdzić”. Mama sprawdza i pyk… cisza w telefonie… za 5 min będę. Myślała, że tata odebrał”
i szczególnie wzruszającą:
“A jeszcze jedna sytuacja … kiedyś jeden tatuś zostawił nam swoją córcie 12 miesięczna… Po prostu zadzwonił na dzwonek… i zostawił z karteczką, z numerem telefonu. Dodatkowo informacja, że nie mógł inaczej, i że będzie za godzinę. Na kartce były informacje co dziecko je. W siatce butelki, mleko itp. Jezu, pamiętam, że inne mamy były z nami, bo to była chyba jakaś adaptacja. Zastanawialiśmy się czy zadzwonić na policje i co robić… Wrócił po pół godzinie. To był chyba z tego co pamiętam samotny ojciec.”
[ad name=”Pozioma responsywna”]
W Anglii mozna zaniesc leki I antybiotyk do zlobka po 48 godzinach od podania dziecku pierwszej dawki, wypisuja specjalna forme o ktorej I jaka dawka I opiekunki podaja dziecku, ciekawe prawda?
Powiem szczerze, że jestem trochę zaskoczona 😀 mój maluch chodzi do żlobka od pół roku, mieszkamy za granicą, żlobek jest fantastyczny. 2 wspaniałych opiekunów na 10 dzieci. W grupie przynajmniej 4-5 dzieci ma zielonego gluta po pas. I szczerze mówiąc nigdy mnie to nie raziło, bo wiem że te maluchy zaczęły zarażać jeszcze zanim zielony glut się pojawił, więc nawet jak wczoraj tego gluta nie było a mój maluch sie z nim bawił, to i tak go zaraził. A nawet jesli, to zanim mały poszedl do zlobka wiedzialam ze to centrum rozwoju bakterii Zapytałam wczoraj jednej z opiekunek, co z… Czytaj więcej »
Chore dzieci w żłobku i przedszkolu zarażają nie tylko siebie, ale także i kadrę. Wiem, że taka jest specyfika tej pracy z dziećmi, ale wychowaczyni nie odmówi tulenia dziecku z gorączką itp objawie choroby. Pracownicy tych instytucji często nadwyrężają własne zdrowie(także swoich rodzin), bo “Jasiowi idą zęby, dlatego to rozwolnienie”, a tu okazuje się, że opiekun załapał rotawirusa. Zwolnienia które nie są mile widziane w Pl,to dla wychowawców konieczność, a czasem nawet niesprawiedliwa kara, bo zaraził się dobrze wykonując swoją pracę, a tu jeszcze 80% pensji.
Pamiętajmy aby traktować dzieci jakbyśmy sami chcieli być traktowani. One na to zasługują.
Ja jestem mamą 2 dzieci. Tak jestem bezduszną mamą, która posłała dzieci do (o zgrozo) żłobka! Owszem, pewnie te wszystkie rzeczy się zdarzają, ale artykuł też jest dość mocno przerysowany. Nie wierzę, że rodzice na złość opiekunkom przyprowadzają o 6 rano dziecko i spóźniają się po nie o17, nie znam rodziców, dla których dobro dziecka byloby mniej ważne niż wizyta u fryzjera. Nic dziwnego, że rodzice są nadopiekuńczy, w końcu to ich dzieci. itd. właściwie na każdy punkt pewnie inaczej patrzą rodzice inaczej Pnie. W tym wszystkim najważniejsze to osiągnąć kompromis. Bo to nie chodzi o walkę rodziców z opiekunkami… Czytaj więcej »
Akurat nabijanie się z kataru alergicznego w listopadzie i kaszlu czy biegunce przy ząbkowaniu z lekka nietrafione. Jedno i drugie występują i wcale nie tak rzadko jak sie wydaje.
Zgadzam się z tym wszystkim smutne ale prawdziwe
Jestem rodzicem i ze smutkiem potwierdzam, że to wszystko faktycznie dzieje się w przedszkolach i żłobkach. Tak było i u mojego syna, i u dzieci znajomych…
Rodzice są bezduszni. Kiedy po drgawkach gorączkowych odwiedzalismy kolejnych lekarzy, usłyszałam historię rodziców, którzy po pierwszym napadzie drgawek gorączkowych o córki posłali ją tego samego dnia do przedszkola. Sprawa się rypła, jak dziewczynka w przedszkolu miała drugi atak i panie wezwały karetkę. Rodzice stwierdzili że rano przecież jej samo przeszło….
Swietny tekst 🙂
Świetny artykuł Jańciuś 🔝a tak swoją drogą…to, że zielone gile czy odrywający się kaszel są wynikiem alergii zupełnie mnie nie zaskoczyło, ponieważ spotkałam się z tą dolegliwością niestety nie raz w przedszkolu…ale takie ekstremalne sytuacje, jakie tu opisałeś to normalnie szok ! Zastanawiam się czy na bycie rodzicem nie przydałoby się jakieś specjalne uprawnienie 🙄
Na szczęście większość jest normalna 😅
Pozdrawiam serdecznie !
Dziękuję za miłe słowa. 🙂
A mnie już szlak trafia, jak czytam o tych chorobach, są skrajne przypadki ale nie da się żeby w grupie 25 dzieci żłobkowych było 100% zdrowych dzieci. Ile dzieci tyle wirusów, bakterii. Te dzieci muszą nabrać skądś odporności, nie można zamknąć w domu i “hodować” dziecka. Moje poszło pierwszy raz 1 lutego do żłobka i po paru dniach woda z nosa i nic więcej. I co? Mam to w dupie, chodzi dalej a za parę tygodni przyzwyczai się. Na pewno z temp, kaszlem, żółtym, zielonym gilem nie będzie chodził. A posłałam prawie trzylatka żeby nauczył się obcowania i zasad przebywania… Czytaj więcej »
Super artykuł. Sama jestem mamą przedszkolaka i żłobkowicza i muszę przyznać, że ze strony Pań nauczycielek nie spotkałam się z jakimkolwiek dziwnym zachowaniem za to właśnie ze strony rodziców wielokrotnie. Pamiętam np. mamę , która zrobiła awanturę bo jej dziecko nie dostało tego słoika który ona dała (to była jakaś praca robiona w słoiku rodzice musieli dać je dzieciom) bo miał niebieską nakrętkę a ten który dostała jej córka ma czerwoną, albo tatę, który oddając smarkającą i kaszlącą córkę powiedział, że jest ona “zabezpieczona” syropami…ręce mi opadły.
Dziękuję Wam za ten artykuł. Nie mam odwagi umieścić go na fanpejdżu mojego żłobka, ale zgadzam się z Każdym słowe tu napisanym.
Prawda. Jak nie pracowałam, to byłam wściekła na wszystkie kaszlące dzieci w szatni. A jak poszłam do pracy to antybiotyk w domu i do żłobka… Kiedyś jego zarażali, teraz on zaraża. Przykre, ale niestety trzeba pracować ??
Jestem Opiekunem w żłobku i mamą 2 dzieci. Wszystko to czysta prawda:) Najbardziej boli fakt że dla niektórych dzieci nie są najważniejsze. Przysyłają chore dzieci i.nie myślą o konsekwencjach zdrowotnych. Nie odbierają telefonów, karzą mierzyć temp 2 termometrami. A dla cioć w żłobku dzieci są najważniejsze i dbamy o ich dobro.
U nas w żłobku Panie mówią, że z katarem dziecko może chodzic i mój chodzi, bo tam non stop dzieci z gilami więc musiałabym zrezygnować z pracy, żeby własne dziecko gdy jest z katarem czy bez odizolować, na co nas nie stac ale żeby nie było w takich sytuacjach jak ma tylko katar jesteśmy u lekarza raz a nawet dwa w tygodniu na kontroli. Jak dochodzi gorączka czy kaszel albo sama gorączką lub sam kaszel to idę do lekarza na wizytę i po zwolnienie. I siedzimy w domu.
Rodzice mają takie przeświadczenie o własnej nieomylności i cudowności – jak ogarniają życie, bo dziecko, kariera, a oni tak świetnie balansują. Tymczasem używają żłobka i przedszkola jako ucieczkę. Zatracają więź z dzieckiem, bo wydaje im się, ze wspólna przejażdżka samochodem to już spędzanie czasu.
To jest niezmiernie przykre, bo dzieci takie zachowania chłoną na gąbka. Rosną w przekonaniu, że taka oziębłość emocjonalna i wyobcowanie to normalna sprawa. Przywiązują się do obcych ludzi, bo oni, chcąc nie chcąc, okazują in większe zainteresowanie (in i grupie 73628 innych dzieci).
A rodzice i tak pławią się w swojej nieomylności i cudowności.
Ja się lekko załamałam kiedy moje dziecko zaczęło uczęszczać do złobka. Tysiąc pytań o akcent cioć uczących angielskiego, problemy życiowe że obiad za wcześnie, rozhisteryzowane matki że ciocie robią coś źle bo po tygodniu dziecko się jeszcze nie przywyczaiło do żłobka i płacze przy rozstaniu. Chociaż biję się w pierś, że nie jestem bez winy. Niektóre gluty bagatelizuję i jestem tą mamą od spineczek….moja córka je uwielbia, tylko że gubi z prędkością światła. Więc poprosiłam kiedyś ciocie, że jak znajdą to żeby wrzucały do nas do szafki, ale w podzięce ostatnio całą blachę muffinków im upiekłam 🙂