O Miya Cosmetics pisałam Wam już kilka razy na blogu. Za pierwszym razem tuż po tym, jak tylko pojawiły się na rynku. Pierwsze cztery kremy zawojowały Wasze serca i wcale się temu nie dziwię. Ale od premiery minęło już sporo czasu, a ja przyznaję się bez bicia- zatrzymałam się na różowym wariancie kremu, który zresztą uwielbiam do dziś. Ostatnio podczas jednego z live’ów na Instagramie jedna z Was napisała mi: „Polecam Twojej uwadze markę Miya Cosmetics!”. No przecież znam te kosmetyki doskonale! Okazało się jednak, że gdy ja zatrzymałam się na kremach, które były początkiem, marka już dawno poszła dalej, nie spoczywając na laurach. I słusznie, bo ich kolejne produkty są jeszcze lepsze niż pierwsze kremy. Taka jest przynajmniej moja opinia. A co szczególnie wpadło mi w oko?
Ekspresowe peelingi do ciała
Są dwa warianty. Moim faworytem jest ten czerwony mySOSscrub na bazie czerwonej glinki, którego zadaniem jest ujędrnienie oraz wygładzenie, a do tego wspomaganie walki z cellulitem i rozstępami. Uwielbiam takie gęste, treściwe peelingi gruboziarniste. Nie będę się zagłębiać w składy, bo wiecie, że to nie taki blog 😉 ale napiszę Wam tylko, że peeling składa się z 99,6% naturalnych składników. Robi wrażenie? Powinno! 🙂
Drugi wariant – myMAGICscrub – równie naturalny, zamknięty w opakowaniu w miętowym kolorze również wygładza, a do tego nawilża i rozjaśnia skórę. Obydwa peelingi rewelacyjnie pachną, a do tego zostawiają taki przyjemny film, dzięki któremu skóra po kąpieli nie wymaga dodatkowego nawilżania.
Cena też bardzo na plus, bo za duże i wydajne opakowanie zapłacimy 39,90 zł.
Rozświetlacz do zadań specjalnych
Występuje w trzech wariantach kolorystycznych, ale zła wiadomość jest taka, że trudno zdecydować się na jeden. Na początku myślałam, że to ten złoty Sunset Glow będzie moim faworytem, ale okazało się, że zarówno ten różowy (na powiekach wygląda obłędnie), jak i ten najjaśniejszy opalizujący (rewelacyjnie wygląda na kościach policzkowych i na łuku kupidyna) są przepiękne. Ich kremowa konsystencja sprawia, że bardzo uniwersalne. Można nimi podkreślać powieki, kości policzkowe, kości obojczykowe, dekolt, ramiona, grzbiet nosa czy łuki brwiowe. I kiedy myślicie, że wygląd to ich najmocniejsza cecha okazuje się, że one mają w sobie coś jeszcze. Olej kokosowy, rycynowy, masło mango, witamina E rozświetlają, nawilżają i wygładzają skórę, dodając jej naturalnego blasku. Mamy tu pielęgnację i makijaż w jednym. Regularna cena to 39,99 zł.
Balsam o zapachu szczęścia
Ten zapach już na zawsze będzie mi się kojarzył z wyjazdem do Paryża. Lubię na takie wypady zabierać nowe kosmetyki, których zapachy już będą mi się kojarzyły z konkretnymi przeżyciami. Tak właśnie mam z balsamem do ciała GLOWme, który nawilża i rozświetla skórę. Co może być wyjątkowego w balsamie do ciała? Dość dużo, szczególnie jeśli jest się w tej kwestii bardzo wymagającym konsumentem. Uwielbiam balsamy do ciała, które są gęste, ale nie zostawiają tłustej warstwy na ciele. Takie, które łatwo się rozprowadzają, szybko wchłaniają i nadają skórze blasku. No i bardzo ważne: takie, które w ciągu dnia nie zmieniają zapachu. I wszystkie te cechy zamyka w sobie GLOWme. Polecam Wam go z czystym sumieniem. Jeśli lubicie gęste balsamy do ciała, które pachną obłędnie, to nie zawiedziecie się. Cenowo też na plus: tuba 200 ml za 34,99 zł.
Krem kompletny Miya Cosmetics
Nie jestem fanką produktów, które są do wszystkiego. Ale testuje je bardzo często w podróży, bo to ogromny komfort zabierać ze sobą nie trzy, a jedną tubkę z kremem. Spróbowałam secretGLOW i nie żałuję. Jedna mała tubka o wielofunkcyjnym działaniu. Jakie są moje odczucia? Krem świetnie nawilża, ale nie zostawia ciężkiej warstwy na twarzy dzięki czemu idealnie nadaje się pod makijaż. Poza tym bardzo szybko po aplikacji niweluje uczucie ściągnięcia i naprężenia wynikające z suchości skóry. Nic dziwnego – w tej małej i niepozornej tubce mamy kwas hialuronowy, witaminy C, E, B3, prowitaminę B5 i wiele innych naturalnych składników. Ze względu na swoją lekką konsystencję świetnie sprawdza się też jako baza rozświetlająca pod podkład (ma w sobie mieniące się drobinki).
Za takie wielofunkcyjne cudo zapłacimy 35 zł bez grosza. Uczciwa cena.
Terapia oczyszczająca
Przez to, że mam cerę naczynkową, nie wolno mi używać peelingów, dlatego bardzo lubię maski oczyszczające. Kilka razy pisałam Wam już o różnych wariantach na bazie aktywnego węgla. W moim przypadku potrafią zdziałać cuda. I tak jest też w przypadku myBEAUTYexpress. Co robi taka maska? Wygładza naskórek, wyrównuje nierówności skórne, oczyszcza z nadmiaru sebum i codziennych zanieczyszczeń. I z tym wszystkim uwija się w (uwaga!) 3 minuty! Idealna maseczka dla każdej zabieganej kobiety, która czasu dla siebie zawsze ma za mało.
Drugi wariant maski to myPUREexpress czyli wariant oczyszczający pory i działający na widoczne problemy skóry z kwasem azelinowym w składzie. Tę maskę nakładamy na 5 minut na twarz. I co uzyskujemy? Matową, nawilżoną i oczyszczoną skórę. Ten wariant jest idealny dla osób z tłustą skórą z tendencją do zaskórników.
Cena obydwu wariantów to 34,99 zł. To niewiele, biorąc pod uwagę, że maski są bardzo wydajne.
Cudze chwalicie, swego nie znacie.
Miya to jeden z moich faworytów jeśli chodzi o pielęgnacje twarzy i jedna z ulubionych polskich marek. W tej cenie próżno szukać czegoś równie skutecznego o tak naturalnym składzie.
Powyżej wypisałam Wam moich faworytów. Ciekawa jestem, które kosmetyki najbardziej przypadną Wam do gustu.
A na koniec niespodzianka! Na hasło SUPERSTYLER20 macie 20 % rabatu na cały asortyment w sklepie Miya Cosmetics (rabat nie dotyczy zestawów promocyjnych). Spieszcie się Dziubki bo rabat jest ważny tylko do środy 19.12 do końca dnia! Tu zostawiam Wam link do sklepu (klik).
Te kosmetyki to prawdziwy powiew luksusu :O Aż widać Twoją radość z używania ich 😀 Sama nie wiem, co mnie przekonuje najbardziej, ale chyba jednak skuszę się na te peelingi, bo wyglądają obłędnie. Też lubię taki konkret – jak spa, to po całości! 😀