Jest taki obszar mojego ciała, z którym nie do końca było i jest mi po drodze, a z którym bezskutecznie próbowałam sobie poradzić za pomocą kosmetyków, ćwiczeń, a nawet diety. „Podwójna” broda i chrapki na żuchwie – bo o nich mowa, to m.in. nasze cywilizacyjne pokłosie nieustannego wpatrywania się w ekrany smartfonów. Jako Influencerka byłam w grupie wysokiego ryzyka. 🙂 Całkiem nieźle radziły sobie z tym niechcianym dziedzictwem zabiegi m.in. masażu Kobido. Jednak, żeby efekt był satysfakcjonujący, masaży trzeba było wykonać dużo i często.
Zaczęłam szukać zabiegu, który byłby w stanie rozprawić się z tym defektem raz, a porządnie! Ok, wiem, że cuda nie istnieją, a metryki (ani grawitacji) nie da się oszukać. Ale może chociaż jakieś eksperymenty z czasem, rodem z Harry’ego Pottera (kto czytał, ten wie)?
Zamiast do Hogwartu 🙂 skierowałam swoje kroki do nieocenionej dr n.med. Olgi Warszawik – Hendzel z warszawskiej Kliniki Elite (klik). Z dr Olgą znamy się od lat i w kwestii zabiegów medycyny estetycznej jest dla mnie nieocenionym źródłem rzetelnej wiedzy. Na moją bolączkę chomików i chrapek zaproponowała zabieg z użyciem wysokoenergetycznej fali ultradźwiękowej (High Intensity Focused Ultrasound) – w skrócie HIFU. W Centrum Elite zabieg nosi nazwę Ultraformer, a jego obietnica to efekt ujędrnienia i napięcia skóry, który widoczny jest natychmiast po zabiegu, a który dodatkowo poprawia się z każdym kolejnym dniem w przeciągu trzech miesięcy. To tak jakbyśmy cofali czas. Przyznacie, że brzmi bardzo obiecująco, prawda? Powiedziałam „sprawdzam”! Uzbrojona w zdjęcie „przed” przystąpiłyśmy do działania.
Sam zabieg spokojnie można byłoby określić zabiegiem lunchowym. U mnie ta przysłowiowa przerwa na lunch musiałaby jednak wydłużyć się o 45 minut, które potrzebowałam na znieczulenie. Czy było mi potrzebne? Z racji, że był to mój pierwszy raz na pewno odgrywała też niebagatelne znaczenie psychologiczne, więc nie żałuję, ale wiem, że jest sporo grono osób, które rezygnuje z tego preludium zabiegowego. Po nim można od razu wracać do pracy, czy codziennych obowiązków. Twarz nie jest ani opuchnięta, nie nosi żadnych znamion medycznej ingerencji (jak np. po Dermapenie). W moim przypadku jedyna pamiątka, która towarzyszyła mi przez jakiś czas to uczucie tkliwości skóry, jak gdybym miała wewnętrznego siniaka. Uczucie to szybko ustąpiło i naprawdę nie sprawiało większego bólu, raczej niewielki dyskomfort.
Korekcja owalu twarzy Ultraformerem, polegała u mnie na tym, że każda z newralgicznych partii twarzy była czterokrotnie traktowana ultradźwiękami – dwa razy słabszą mocą i dwa razy mocniejszą. Większa moc skutkowała mocniejszymi odczuciami i powiem Wam zupełnie szczerze, że z niecierpliwością czekałam aż zabieg się skończy. W mojej prywatnej skali bólu daję zabiegowi mocne 6 (gdzie 1 to uszczypnięcie policzka przez dziecko, a 10 ból porodowy :). A widząc efekty „tuż po”, które oczywiście również nie omieszkałam uwiecznić – uważam, że zdecydowanie warto! A teraz uzbrajam się w cierpliwość i czekam na efekt finalny po 3 miesiącach.
A co tak naprawdę te ultradźwięki „robią” z naszą skórą? Po pierwsze podgrzewają, a przez to obkurczają włókna kolagenowe, czemu zawdzięczamy natychmiastowy efekt „wow”! Mówiąc obrazowo to tak, jak gdyby naciągnąć zwiotczałe nitki w naszej skórze. Drugie działanie to to bardziej długofalowe – ultradźwięki powodują mikrouszkodzenia, a te z kolei włączają proces zintensyfikowanej regeneracji i produkcji kolagenu. To dlatego efekty postępujących zmian odmładzania widzimy aż do trzech miesięcy. Te efekty to wyszczuplenie, ujędrnienie i napięcie, widoczne odmłodzenie skóry i poprawa owalu twarzy. HIFU spokojnie daję radę również zmarszczkom!
Z powodzeniem możemy stosować go na różne partie ciała. Ja skorzystałam z jego dobrodziejstw w okolicach twarzy, jednak docenią go również panie po porodzie (okolice brzucha), czy osoby, których skóra nie nadążyła za procesem odchudzania!
Trwałość efektów? Czyli ta część, która podoba mi się najbardziej. Bo wyobraźcie sobie, że efekty mogą utrzymywać się nawet do trzech lat! Jak to możliwe? Dzieje się tak dlatego, że nie wstrzykujemy tutaj w skórę niczego, co by się pod wpływem czasu rozkładało. Działamy tylko z naszą tkanką. I to od nas zależy czy na kolejny zabieg trzeba będzie udać się już za rok, czy dopiero za trzy lata. I tu w sukurs przychodzą prawidłowa dieta, pielęgnacja i masaże – jako działanie podtrzymujące.
Będąc bardzo zadowoloną z efektów na „tu i teraz”, jestem jednocześnie niesamowicie ciekawa tych bardziej długofalowych. Podzielę się z Wami również zdjęciem, które mam zamiar wykonać trzy miesiące po zabiegu!
Wciąż pojawia się o to mnóstwo pytań, więc zostawiam Wam link do artykułu dotyczącego zamykania naczynek (klik).