Nawet nie zliczę, ile razy usłyszałam od bliskich, że to po prostu taka moja uroda. „Nie ma się co nimi tak przejmować. Były i zawsze będą, no już nic się z nimi nie zrobisz. O patrz! Ja też je mam.”. O czy mowa? O pajączkach, które z roku na rok coraz śmielej rozgaszczały się na moich nogach. Latami im odpuszczałam, zwłaszcza zimą, kiedy ukryte po rajstopami udawały, że ich nie ma. Kiedy jednak prócz defektu estetycznego dołożyły do pakietu swojego jestestwa również inne objawy, jak obrzęki nóg, swędzenie, a niekiedy nawet palący ból – postanowiłam im się przyjrzeć tak na poważnie.
Wasze zainteresowanie tematem po tym, jak pokazałam całą historię na swoim Instagramie ewidentnie pokazało, że problem pajączków, żylaków jest bardzo powszechny. Jednak ta jego powszechność nie idzie w parze z fachową i rzetelną znajomością tematu. Stąd pomysł na artykuł ze specjalistą – flebologiem Pawłem Siastałą, który po tym jak definitywnie rozprawił się z tą zmorą u mnie, znalazł jeszcze chwilę, by odpowiedzieć na Wasze pytania. Przed Wami część pierwsza z solidną dawką wiedzy o tych małych, ale jakże uciążliwych czerwono-sino-niebieskich szlaczkach.
Czy każdy zaobserwowany “pajączek” to żylak?
Często spotykam się z wieloma mitami na temat pajączków i żylaków.
Pajączki (teleangiektazje) to częsty problem, który równie często bywa niesłusznie bagatelizowany, nawet przez lekarzy. Nie dajcie się zwieść, pajączki to nie tylko problem natury estetycznej, lecz bywają pierwszym sygnałem, że krew w nogach nie krąży prawidłowo. Dobra wiadomość jest taka, że mamy na nie sposób! Gdy przychodzi do mnie pacjentka z tym problemem, wiem, że muszę wykonać wnikliwe badanie, w tym USG Doppler.
Pozwala ono dokładnie określić, których naczyń dotyka niewydolność żylna. Taka wiedza pozwala nie tylko diagnozować problem, ale również leczyć pajączki kompleksowo i skutecznie. Brak wiedzy i powszechny brak dobrej praktyki sprawia, że niektórzy uznają leczenie pajączków za mało skuteczne lub niemożliwe.
Żylaki z kolei to poszerzone, często kręte żyły o większym kalibrze niż pajączki. W żyłach naszych nóg krew płynie wbrew sile grawitacji, a więc „pod górę”. Niezbędnym elementem prawidłowo działających żył są zastawki. W poszerzonych żyłach to właśnie zastawki nie działają prawidłowo – nie domykają się, są uszkodzone i dochodzi do refluksu żylnego, czyli cofania się krwi i gromadzenia jej w nogach. Skutkiem tego są obrzęki i pojawianie się kolejnych żylaków i pajączków.
A skąd się biorą żylaki?
Główną przyczyną żylaków i pajączków jest genetyka, choć geny to nie wszystko. Kilka lat temu do mojego gabinetu weszła młoda kobieta, która codziennie w pracy stała przez kilka godzin. Dodatkowo prowadziła stosunkowo mało aktywny styl życia, a po całym dniu pracy uwielbiała gorące kąpiele. No i w istocie miała zaawansowane żylaki. Wówczas zgłosiła się wraz z siostrą bliźniaczką, w dodatku jednojajową, u której badanie USG Doppler nie wykazało większych odchyleń od normy.
Jednak mimo, że prowadziła dużo zdrowszy od siostry styl życia, w tym roku spotkaliśmy się ponownie w gabinecie. Żylaki pojawiły się również u niej, kilka lat później niż u siostry.
O tym, czy genetyczna skłonność do żylaków zamieni się w przewlekłą niewydolność żylną, decydują także czynniki środowiskowe. Prowadząc odpowiedni styl życia możemy opóźnić pojawienie się takich zmian lub mieć problem pod kontrolą. Sposób siedzenia, obuwie, odzież, dieta, rodzaj aktywności fizycznej to niektóre z tak zwanych modyfikowalnych czynników ryzyka.
Nie można jednak zapomnieć o czynnikach niemodyfikowalnych jak wiek, czy tych związanych z płcią żeńską. Płeć piękna niestety wiedzie tutaj prym.
Dlaczego tak jest?
Kluczowym czynnikiem decydującym o tym, że to właśnie kobiety około 2-3 razy częściej cierpią z tego powodu, są właśnie hormony żeńskie. Ponadto zmiany zachodzące w organizmie kobiety w czasie ciąży i stosowanie antykoncepcji hormonalnej zwiększa ryzyko chorób żył u kobiet – a więc możemy się tu także dopatrywać winy w mężczyznach 😉
Czy będąc obciążonym genetycznie jest się na nie skazanym?
Nasz genom, materiał genetyczny to zapis cech takich jak kolor włosów, oczu, skóry, ale także zapis predyspozycji, które jeśli tylko natrafią na „podatny grunt” z pewnością się rozwiną. I tak jeśli w przypadku rodzinnego obciążenia żylakami, dołożymy „od siebie” np. otyłość, siedzący tryb życia itd. – żylaki pojawią się zapewne kilka lat wcześniej. Z kolei dbając o swoje zdrowie – możemy opóźnić ten proces.
Jakie są czynniki zwiększające ryzyko powstawania żylaków?
Powstawanie żylaków jest wieloczynnikowe i każdy z poniższych ma swój udział:
Zakładanie nogi na nogę
To prawda, że niewłaściwy sposób siedzenia może przyczyniać się do powstawania żylaków – i mam tu na myśli przede wszystkim zakładanie nogi na nogę bądź podkurczanie nóg pod siebie. Żyła niezwykle łatwo ulega „zagięciu” – a przez to uniemożliwia prawidłowy odpływ krwi z kończyny dolnej.
Rodzaj wykonywanej pracy
Zarówno długotrwałe stanie jak i siedzenie skutkuje zmniejszoną aktywnością skurczową mięśni co przekłada się na pogorszenie krążenia w nogach i w efekcie zleganie krwi w żyłach kończyn dolnych.
Dieta
Zwłaszcza ta nieodpowiednia sprzyjająca nadwadze i otyłości.
Odzież
Noszenie obcisłego ubrania (rurki, ciasne ściągacze w skarpetkach) prowadzi do utrudnionego odpływu krwi z nóg.
Wysokie obcasy
Przyjęło się powszechnie uważać, że wysokie obcasy sprzyjają rozwojowi żylaków. Badania naukowe koncentrują się tylko na high-heels – przez co należy rozumieć obcasy o wysokości powyżej 7-8 cm. A precyzując chodzi tu o różnicę między wysokością, na której znajduje się pięta a wysokością, na której są palce stopy – tak więc nawet jeśli obcas ma 8 cm (a palce są np. na wysokości 2 cm) to taki but nie jest definiowany jako but na wysokim obcasie. Co zatem z butami o niższych obcasach? Ich szkodliwość nie jest jednoznacznie potwierdzona.
Wydaje się, że obcasy o wysokości do 6 cm nie powinny zrobić większej krzywdy naszym żyłom. Jeśli zdążyłyście już w głowie wyrzucić z szafy wszystkie buty z obcasem wyższym niż 6 cm to powiem Wam, że jakiś czas temu pojawiły się spekulacje, że utrzymanie równowagi w butach na wyższym obcasie wymusza jednak w większym stopniu wyciskanie krwi z łydek, co przeciwdziała zaleganiu krwi i związku z tym – przeciwdziała niewydolności żylnej 😉
Nadmierne opalanie się, gorące kąpiele, sauna, bańka chińska
Przegrzewanie nóg ma niekorzystny wpływ na naczynia żylne, które pod wpływem temperatury rozszerzają się.
Niektóre leki np. sterydy również zwiększają prawdopodobieństwo pojawienia się żylaków
To jak zapobiegać lub opóźniać powstawanie żylaków?
Jeśli siedzisz, to rób to jak królowa Elżbieta, czy Kate Middleton :). One nigdy nie zakładają nogi na nogę. „Duchess slant” – najważniejszym w tej pozycji jest siedzenie ze stopami opartymi o podłogę oraz kostkami i kolanami w kontakcie. Kolana przechylamy delikatnie w bok. Można ewentualnie skrzyżować nogi na poziomie kostek i wówczas mamy „Cambridge cross”. Dzięki takim pozycjom, nie dość, że ułatwiacie żyłom pracę, to nogi wyglądają na jeszcze dłuższe 😉
Zawsze gdy dłużej siedzimy lub przebywamy w jednej pozycji (podróże, praca) poruszajmy palcami stóp, stopami, łydkami i całymi kończynami. Na moim instagramie (klik) nagrałem filmik instruktażowy, jakie ćwiczenia wykonywać, gdy podróżujemy samochodem lub samolotem, bo wtedy ryzyko zakrzepicy żylnej jest szczególnie duże. W przypadku długiej podróży należy także skorzystać z kompresjoterapii.
Prawidłowo dobrane i regularnie stosowane wyroby uciskowe mogą zdecydowanie spowolnić rozwój żylaków i zmniejszyć dolegliwości związane z niewydolnością żylną.
Ważne jest, by mięśnie łydek pracowały. Ruch to zdrowie – nogi są do niego stworzone, a jego brak może prowadzić do powstania choroby. Z kolei pewne sporty mogą nadwyrężać układ krwionośny, np. sporty siłowe.
Zabiegi wykonałam w klinice Belvedere, którą bardzo Wam polecam. Znajdziecie ją tutaj (klik).
Paweł Siastała – flebolog oraz lekarz Kliniki Chirurgii Plastycznej Szpitala Uniwersyteckiego. Pasjonat leczenia chorób żył kończyn dolnych, żylaków i pajączków – w czym szkoli lekarzy z całej Polski. Kształcił się w USA w słonecznej Kaliforni, a obecnie praktykuje w Warszawie, Bydgoszczy i w Ostrowcu Świętokrzyskim. Autor rekordowej ilości metamorfoz nóg po leczeniu flebologicznym. Prywatnie szczęśliwy mąż oraz tata Jasia i Olusia. W wolnych chwilach gra na pianinie, zimą szusuje na stoku, a latem jeździ na rowerze
A jeśli interesuje Was temat laserowego zamykania naczynek to zapraszam na nasz artykuł (klik).