Na początku denerwowały mnie wszystkie porady mamy. Negowałam je, nieustannie powtarzając, że przecież te jej metody i sposoby są przedawnione. Dziś mamy dwudziesty pierwszy wiek, w którym WSZYSTKO robi się inaczej. Do tego stopnia chciałam to zrobić po swojemu, że zaznaczyłam jeszcze przed porodem, że pierwsze tygodnie spędzimy wyłącznie we trójkę: Ja, Janek i Miecio. Nie chcemy żadnych gości i metod wychowawczych z zewnątrz, porady mamy też są nam zbędne. To miał być nasz czas. I co? Kiedy Miecio miał trzy tygodnie wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na Mazury. Stanęłam w progu rodzinnego domu i błagalnym głosem powiedziałam tylko: „Mamo, pomóż!”
Macierzyństwo kontra babcierzyństwo.
Jest coś takiego w tych naszych czasach, że negujemy wszystko co dawne i stare. Wolimy nowe, nowoczesne nawet jeśli nie jest jeszcze wystarczająco sprawdzone. Poza tym ostatnio na swojej drodze spotykam wiele młodych mam, które macierzyństwo chcą za wszelką cenę zachować dla siebie. Nie chcą się dziećmi dzielić ani z babciami, ani z ciotkami, porady mamy są im obojętne. Dzieci są ich własne i już! Wiem o czym piszę, bo sama tak miałam na początku. Na szczęście już mi przeszło. I dobrze, bo po co wyważać drzwi, które ktoś już kiedyś z niemałym trudem otworzył.
Moja mama sprzedała mi kilka patentów, które może nie tyle uratowały moje macierzyństwo, ale znacznie je usprawniły. Pokazała mi patent z układaniem pieluszki przy policzku dziecka dzięki czemu Miecio zaczął przesypiać całe noce. Jak karmić na leżąco bez obawy, że przygniotę dziecko. Pokazała, jak układać Miecia na brzuszku, kiedy miał kolki i jak myć dziecko w umywalce. To ona pomogła mi odstawić Miecia od piersi, choć dla mnie w tamtym czasie było to niewykonalne. Ale nade wszystko nauczyła mnie spokoju. To jego brakowało mi na początku najbardziej. Brak spokoju powodował, że baby blues się nasilał. Odbierał mi radość z tych pierwszych dni bycia mamą. Pamiętam z jaką pewnością siebie i spokojem na samym początku ogarniała Miecia. Trochę jej tego zazdrościłam, a trochę dodawało mi to otuchy, że pewnie i ja też to kiedyś opanuję. Ale było coś jeszcze co od niej dostałam.
Dobre porady mamy. To ona zbudowała we mnie pewność siebie w roli mamy.
Każdy jej komplement liczył się za dwa wypowiedziane przez kogoś innego. Kiedy chwaliła mnie za to, jak ogarniam Miecia, zaczynałam wierzyć w siebie jako mamę. Pamiętam jak ponad rok temu w Dzień Matki zadzwoniłam do niej, a ona w odpowiedzi na moje życzenia powiedziała mi: „Tobie też wszystkiego dobrego! Jesteś wspaniałą mamą.” Nawet jak teraz to piszę to się wzruszam. Taki komplement od najlepszej Mamy na świecie? To jest naprawdę coś!
Ale żeby nie było, że tylko ja czerpię z tej relacji.
Również moja Mama jako babcia żyjąc blisko z wnukami przeżywa „babcierzyństwo” na nowo. I tu muszę Wam powiedzieć, że jestem w szoku, jak bardzo się Babcia Tereska odnalazła we współczesnym macierzyństwie. Wie co to aspirator do nosa, i że gruszki już nikt nie używa. Wie co to nebulizator, zna wszystkie ulubione bajki chłopców, a kiedy Miecio prosi ją o nową grę planszową, to następnego dnia ma ją już kupioną. Na nowo nauczyła się też tego, jak pielęgnować takie bobasy. Za jej czasów nie było pampersów czy nawilżanych chusteczek, a dziś również ona nie wyobraża sobie bez nich bycia babcią. Ciągle podkreśla jaka to wygoda. Doskonale orientuje się we wszystkich kosmetykach jakich używamy przy chłopcach, choć tu zadanie ma ułatwione, bo tych produktów w naszym przypadku jest niewiele. Współczesne macierzyństwo- co coś co babcia czuje doskonale.
Zawsze, kiedy do niej przyjeżdżamy mamy ze sobą zapas nawilżanych chusteczek, emulsję do mycia włosów i ciała, a do tego balsam. Wszystko z Baby Dove, z naszej ulubionej niebieskiej linii, więc i tu zadanie ma ułatwione. Zapytacie po co balsam, skoro my raczej nie nacieramy niczym naszych dzieci. Otóż Babcia ma z Mieciem taki rytuał, że po kąpieli lubi raz na jakiś czas wymasować mu rączki i nóżki. Ostatnio przyznała mi się, że jak długo nie widzi chłopaków, to lubi sobie posmarować tym balsamem dłonie, bo jego zapach przypomina jej chłopców.
Poza tym moja mama nauczyła się luzu.
Czegoś, co nie było normalne w jej czasach. Macierzyństwo kiedyś było zupełnie inne. Ówczesne matki były poważne i dojrzałe. Nasze pokolenie zostawia w sobie nutkę szaleństwa i iskrę radości charakterystyczną dla dzieci. Babcia już się tego nauczyła. Śpiewa z chłopakami, tańczy do ulubionych piosenek, bawi się w chowanego i sama ma z tego frajdę.
A chłopaki? No cóż, mają szczęście, bo trafiła im się najlepsza Babcia na świecie.
Marta, niby taki tylko artykuł o mamie i babci, a jak przeczytałam, czego Ci mama życzyła na Dzień Matki, to sie sama wzruszylam. Moj facet sie patrzy na mnie, na ekran i nic a nic nie rozumie ( jest Austriakiem wiec to jest jedna z przyczyn ale mysle, ze nie tylko brak dobrej znajomosci polskiego spowodowal te jego konsternacje:)). Dzieki za artykul. Super bardzo na czasie. Obysmy wszystkie zawsze tak szanowaly nasze Mamy. Bo mimo tego, ze w wiekszosci przypadkow, chce sie robic rzeczy po swojemu, to ich sposoby sa sprawdzone i nalepsze:)
Pozdrawiamy z BellyInLove
Fajny wpis Marta. Też lubię tę serię kosmetyków i zazdroszczę mamy. W tym sensie, że moja niestety niedozyla wymarzonych wnuczek. To wspaniałe, że macie siebie nawzajem.