Jeszcze nie prosi o miejsce w szafie, jeszcze nie rozkłada w przedpokoju gazet na przemoczone buty. Na początku układ jest bardzo prosty: ona, rudowłosa piękność wpada tylko na chwilę. W temperaturze uczuć jeszcze niezdecydowana. Mami tym swoim złotem i mówi, że tym razem będzie łagodna, ciepła i skora do dyskusji. Jej drugie odwiedziny zwykle nie zwiastują jeszcze niczego zobowiązującego. Za trzecim jednak razem już sama parzy sobie herbatę z goździkami i cynamonem. Rozsiada się wygodnie w moim ulubionym fotelu, nakrywa ulubionym kocem i unosząc wzrok znad ulubionej, nie przeczytanej jeszcze książki oznajmia, że zostaje na dłużej. Wtedy wiem, że ja i sweter wełniany, zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi na jakiś czas,
Tak to ona
Kolejne zdarzenia następują po sobie tak szybko, że mam wrażenie, że oglądam je przez grubą taflę szkła, nie mając na nie żadnego wpływu. I mimo, że to ona brutalnie wkracza do mojego domu, to ja nie mam nic do powiedzenia. Triumfalnie składa moje kolorowe sukienki i chowa je do kartonu, ten zaś ląduje na samym szczycie wysokiej szafy. „Nie będą Ci już potrzebne” – oznajmia. W szafie dumnie rozwiesza płaszcze ze strzyży i wełniane sukienki. Na półce, na której do tej pory polegiwały spódnice, wygodnie rozsiadł się wełniany sweter. Pierwszy, drugi trzeci. Wełniany, kaszmirowy, z golfem. Wszystko to jakieś wyssane z kolorów. „Ja jestem kolorem” – odpowiada na moje niezadane jeszcze pytanie. „Wystarczy że wyjrzysz za okno…”
Udaje mi się nawiązać z nią porozumienie
Obiecuje, że da pospać godzinę dłużej w zamian za ciepłe szaliki i zapomniane już rękawiczki. Totalnie zmęczona i osowiała zgadzam się na jej warunki. Dopiero po chwili uświadamiając sobie, że teraz to nie ona, a Mieczysław dyktuje warunki długości snu. I tak oto ja, głupia, naiwna i nienauczona doświadczeniem daję się omamić trzeciej córze roku. W nową niedziele wstając nie o starej szóstej, a o nowej piątej godzinie. Na biznesach z nią wychodzę jak Zabłocki na mydle. Zabiera czas na spacery skracając pracę słońca do połowy etatu. „Taki mamy klimat” – mówi. Później wspomina coś o cięciu kosztów, choć ja za prąd na pewno zapłacę więcej odkąd ona zamieszkała z nami. Lubię tylko dwa momenty z nią. Kiedy przychodzi, bo potrafię za nią zatęsknić i kiedy odchodzi, zostawiając świat w milczącej bieli. Pokazując, że może być bardziej srogo…
Jesień, ta trzecia córa roku. I sweter wełniany- najlepszy przyjaciel.
Nie lubię marznąć dlatego jesień jest dla mnie najtrudniejszą porą przejściową. Przestawienie się z cienkich sweterków na płaszcze, szaliki i czapki prawie zawsze kończy się bólem zatok. Proces jesiennej aklimatyzacji zawsze był dla mnie trudny. Czy to już pora na rękawiczki, a może za wcześnie jeszcze na szalik? Dlatego uwielbiam naturalne dzianiny i tkaniny. A wełna w takich sytuacjach sprawdza się po prostu niezawodnie. Bo z jednej strony grzeje i otula, a z drugiej nie przegrzewa. Zestaw na zdjęciu to moja ulubiona zbroja do walki ze słotą i jesiennymi wahaniami temperatur. Spodnie i sweter to zdobycze z niezwykłego wręcz sklepu N1Space. Sklep, który w asortymencie nie ma rzeczy modnych, a rzeczy stylowe. Może brzmi to górnolotnie, ale w “rzeczy” samej tak właśnie jest. Przekraczając jego próg przestaje mieć znaczenie to, czy ubranie pochodzi z tej czy poprzedniej kolekcji.
Jedno jest pewne: wykonane jest z najlepszych tkanin i jeśli tylko wrócisz z nim do domu, to zostanie z tobą na długi czas. Klasyki ze sklepu N1Space to zbieranina kompozycja marek z całego dosłownie świata. Rzeczy, dla których wiek jest nic nieznaczącym numerem. Rzeczy proste, które oznaczają się szykiem i klasą. Ja jestem totalnie zakochana i najchętniej wzięłabym stamtąd wszystko, a to dość dziwne biorąc pod uwagę moją zdeklarowaną miłość do kolorów i ekstrawagancji. Jak widać styl obroni się zawsze. A Pani Ewie Ambroziak, właścicielce i selekcjonerce asortymentu nie można go odmówić. Koniecznie zobaczcie to miejsce.
[ad name=”Pozioma responsywna”]