Recepta na udane życie w każdym jego aspekcie. Takie proste do wypowiedzenia, a tak trudne do zrobienia. Kiedy serce wyrywa się z klatki, kiedy ciało by tak bardzo chciało, kiedy umysł produkuje tysiąc pomysłów na sekundę, ty musisz zrobić niewykonalne: zachować spokój. Rozłóż siły tak, jakby Ci ich miało starczyć na kolejne 100 lat. Nie pozwól, by słomiany zapał, wziął górę. Myśl o przyszłości. Tej najdalszej z możliwych. Tylko to sprawi, że dotrzesz na metę szczęśliwa.
Milion razy zaczynałam, ach ten słomiany zapał…
Znasz ten stan, kiedy w perspektywie pojawia się jakieś ważne wydarzenie, a Ty wpadasz na pomysł, że do tego dnia musisz wyglądać olśniewająco. Czerwonym kółkiem zaznaczasz datę w kalendarzu i ciśniesz ile fabryka dała. Rezygnujesz z przyjemności na rzecz ciężkiej pracy. Kiedyś jeden człowiek, którego poznałam pracując jeszcze w korporacji, opowiedział mi swoją historię. Po czterdziestce postanowili zabrać się z żoną za siebie. Żaden tam słomiany zapał, a gdzieżby tam. U niej próżno było szukać talii, a On dorobił się piwnego brzucha. Postanowili, że klasycznie zaczną od przyszłego poniedziałku. A, że był dopiero wtorek ona zdążyła kupić sobie orbitrek. Wiecie, taki wypasiony sprzęt do ćwiczeń, który zajmuje pół sypialni. Wydała na niego krocie. On wyciągnął stare buty sportowe z szafy. Nigdy ich wcześniej nie używał, więc w sumie były jak nowe.
Przyszedł poniedziałek, oboje wrócili z pracy.
On ubrał się ciepło i wyszedł w sportowych butach z domu. Tego dnia maszerując okrążył ich wspólny dom 20 razy szybkim tempem. Ona zaś włączyła ulubiony serial, wskoczyła na orbitrek i postanowiła nieco zaszaleć. Nim się zorientowała minęły 3 odcinki, po godzinie każdy. Pot lał się z nią strumieniem. Następnego dnia nie była w stanie wstać z łóżka i w trosce o swoją formę postanowiła, że w tym tygodniu da sobie już z ćwiczeniami na spokój. Uda bolały ją tak, że nie była w stanie siadać na krześle bez asekuracji. On zaś następnego dnia wyszedł znów zrobić parę kółek wokół domu. Po tygodniu zaczął truchtać. A po miesiącu zrobił pierwsze trzy kilometry.
Ona? Do perfekcji opanowała przecieranie kurzu z orbitreka, bo już nigdy na niego nie weszła. A nie, przepraszam! Raz miesiąc przed świętami znów postanowiła zadbać o formę, ale zakwasy następnego dnia znów udowodniły jej, że co za dużo to nie zdrowo. Od tej historii minęło kilka lat. Dziś ten człowiek biega maratony, a jego żona? Ona całą energię i chęci spaliła tego pierwszego dnia. Ah, ten słomiany zapał.
Pracownik roku z krótkim terminem przydatności, który ma słomiany zapał.
Szukaliśmy ostatnio pierwszego pracownika do naszej nowej marki. Podeszłam do tego bardzo osobiście, bo SuperStyler to nasze życie i chciałam, żeby to był ktoś, kto pokocha tę pracę jak my. Nie było łatwo. Parę nieudanych prób za nami. Któregoś dnia zupełnie zrezygnowana zadzwoniłam do koleżanki, która odkąd pamiętam zawsze była dla mnie autorytetem w sprawach biznesowych. Radź się tych, którzy sobie dobrze radzą! Powiem Wam: coś w tym jest. I to Ona powiedziała mi: poszukaj osoby, której nie wycisnęła jeszcze żadna korporacja. Która będzie miała chęci i otwartą głowę, a słomiany zapał będzie jej obcy. Jeśli już taką znajdziesz wykorzystuj jej potencjał, ale rób to odpowiedzialnie. Nie eksploatuj jej za bardzo, bo szybko się wypali.
Obserwując co dzieje się obecnie na rynku pracy widzę, że mamy z tym ogromny problem. Sama padłam jego ofiarą. Do pierwszego porodu najchętniej poszłabym z laptopem pilnując, żeby żadna z bieżących spraw firmy, w której wtedy pracowałam mi nie umknęła. Czułam ogromną odpowiedzialność za swoją pracę. Czułam się niezastąpiona. A jaka była prawda? Dziewczynę na moje miejsce znalazłam sama. Odnalazła się w „mojej” pracy szybciej, niż przypuszczałam. Firma istniała dalej, biznes szedł do przodu, a mnie w tamtym momencie nikt tam do szczęścia nie potrzebował.
Praca wymaga od nas dużo więcej
W dzisiejszych czasach deadlineów, fuckupów, projektów i asapów praca wymaga od nas znacznie więcej, niż wymagała od wcześniejszych pokoleń. Dla nas nie do pomyślenia jest, żeby w jednym miejscu pracować po 20 -30 lat, a dla naszych rodziców to wzór pracy idealnej. Wypalenie zawodowe to choroba naszego pokolenia. Nie potrafimy rozkładać swoich sił i kompetencji zawodowych w czasie. Pamiętam, że jak jeszcze pracowałam w korporacji, to często jeden z naszych zagranicznych działów przylatywał do Polski w weekendy. Zapytano mnie, czy to dla mnie problem, żebym raz na jakiś czas przyszła do pracy w sobotę. Nie miałam wtedy dzieci, więc nie było to dla mnie żadną przeszkodą. Za takie nadgodziny nie dostawałam ani grosza.
Przyszłam w sobotę pierwszy raz, później następny i kolejny. A później miałam jakieś plany na sobotę i dostałam reprymendę, że nie przyszłam, bo przecież zawsze byłam. Nikt już nie pamiętał tych wcześniejszych sobót. Umiejętność stawiania granic w pracy to wyzwanie, przed którym obecnie stajemy. A powinniśmy to robić z myślą o sobie, by wystarczyło nam sił do macierzyństwa.
Rodzice na medal… z tombaku
W niedziele byliśmy z dzieciakami na basenie. Po raz kolejny zresztą. Z racji tego, że zawsze chodzimy w weekendy i obrazek jest ten sam: basen pełen bobasów z rodzicami. Bobasów malutkich z rodzicami w totalnym rodzicielskim amoku. Pilnie słuchających tego co mówi prowadząca zajęcia. Co ciekawe, ani razu nie widziałam tam dziecka w wieku Zyzia czy Miecia. Są dzieci szkolne lub wcześniej wspomniane bobasy. Ale nic pomiędzy. Odkąd prowadzę bloga i sama jestem mamą z ogromnym zainteresowaniem obserwuję jak z wiekiem dzieci zaangażowanie rodziców spada. Im wyższe jest na początku, tym szybciej zanika z biegiem czasu.
Kiedyś zapytałam znajomą, która ma starsze dzieci i jako socjolog śledzi zachowania ludzi w Internecie, do kiedy matki są aktywne w sieci. Z jej doświadczeń wynikało, że mniej więcej do Pierwszej Komunii Świętej. To jest wydarzenie, w którym muszą jeszcze się powymądrzać, pobrylować i pokrytykować. Później dziwnie znikają. Przepadają bez wieści. Siedem lat to i tak długo. Niektórym motywacji starcza tylko na rok, góra dwa. Zwykle tak właśnie jest z tymi rodzicami basenowymi. W swoim otoczeniu mam masę rodziców, którzy ze świeżo urodzonym oseskiem ochoczo uczęszczali na zajęcia na basenie. Z kilkunastu par została Ola, która ze swoją córką chodzi na basen non stop. U reszty się jakoś nie składa.
Dlaczego tak jest?
A to brak czasu, a to zmęczenie. Zaangażowanie na początku sięga zenitu. Problem w tym, że wystarcza na bardzo krótko. Nawet w naszej rodzinie jest taka historia, w której Mama Janka postanowiła od początku nie dawać mu słodyczy. Wytrzymała kilka lat. Do wizyty u lekarza, po której Janek w nagrodę dostał cukierka. Co na to Mama Janka? Potraktowała ten moment jako przepustkę do wrzucenia na luz. To nie Ona dała tego pierwszego cukierka, więc czuła się niewinna, a to że Janek później zaczął domagać się słodyczy? No cóż… życie. Dopóki sama nie byłam mamą, ślepo wierzyłam w tę historię.
Dziś widzę jaką jest bzdurą. Uwierzcie mi, że jeden cukierek nie zmieni dziecka w człowieka uzależnionego od cukru, ale rodzicom daje ciche przyzwolenie na to by odpuścić. Moje początki macierzyńskie były trudne. Potrzebowałam czasu, żeby się odnaleźć w nowej roli. Dziś cieszę się, że tak potoczyła się moja historia, bo nawet nie starałam się być najlepszym rodzicem na świecie.
Nie pojechałam z bobasem do Kambodży na pierwsze wakacje, nie skakałam z nim na pierwsze urodziny ze spadochronu. Nie chodziłam na wszystkie dostępne w mieście zajęcia dla dzieci. Znalazłam swój rytm i swoje tempo, ale dzięki temu do dziś mój apetyt na bycie mamą wciąż wzrasta, mimo przejściowych chwil słabości. Rozłożyłam ten wyścig w czasie. Nie śpieszę się, ze wszystkim zdążę.
Takiego cię nie brałam
Z miłością jest w tej kwestii najgorzej. O słomiany zapał, tu bardzo łatwo. Tu trudno przemówić sobie do rozsądku, kiedy hormony szaleją, a w brzuchu masz największą motylarnię w Europie. Wiem, bo sama to przeżywałam. Nie raz i nie dwa. Na początku wchodzimy w to zakochanie bez pamięci. Nie rozkładamy uczuć na później, nie myślimy: „a co jeśli kiedyś zabraknie mi tchu?” Idziemy w to na całego. Nie chcemy stracić nawet sekundy. Zasypujemy się miłymi wiadomościami, kwiatami, prezentami, niespodziankami. Każdy dzień kipi od uczuć. Ale to mija. I to jest normalne.
Pytanie ile z tego zostawimy sobie na później. Czy będziemy mieli siły i CHĘCI na napisanie choć jednego „miłego dnia” w miesiącu. A kwiaty? Kiedy już zaczniemy myśleć, że to wyrzucanie kasy w błoto, czy będzie nas mentalnie stać na tę jedną różę na urodziny? W miłości ciężko rozłożyć siły na długie lata. Dlatego tak trudno czuć się zakochanym przez całe życie. W całej tej historii ratuje nas to, że miłość to nie tylko zakochanie, koktajl z hormonów i motyle w brzuchu. Dojrzała miłość to mieszanka przyjaźni, namiętności, bliskości, wspólnych wspomnień, codzienności. Każdy z tych elementów mógłby istnieć oddzielnie, dlatego kluczem do szczęścia jest utrzymanie tego w ryzach. A klejem dla tego wszystkiego jest są właśnie te małe momenty.
I żeby zawsze było, jak na początku…
Te chwile, w których pokazujemy sobie jak bardzo nam na sobie zależy, jak bardzo jesteśmy dla siebie wyjątkowi. Te chwile, w których jesteśmy tak samo zakochani, jak na początku. Ale na to potrzeba siły i umiejętności rozłożenia jej w czasie. Trzeba determinacji, żeby nie zatracić się w codzienności. Byśmy zawsze widzieli siebie tych z pierwszego spotkania, z pierwszego spojrzenia w oczy. Żeby nigdy nie usłyszeć reklamacji: ”takiego/takiej cię nie brałam”.
I na zakończenie: w biegu przez życie musimy czerpać wzór z maratończyków. Oni mają szmat drogi przed sobą w każdym biegu. Jeśli rozpoczną za szybko, jeśli zerwą się na starcie zbyt raptownie, to energii wystarczy im tylko na część trasy. Zastanów się, czym jest dla ciebie pracowanie/kochanie/ dbanie o siebie/ wychowywanie dzieci w pełni możliwości. A później ustaw parametry na 70%. Nie musisz być najlepszy. Bądź wystarczająco dobry, a niewątpliwie wystarczy Ci sił do mety.
Stylizacja:
płaszcz – Reserved
golf – Reserved
spódnica – Bizuu
kozaki – Renee (pamiętajcie, że wciąż działa mój kod rabatowy do Renee SUPERSTYLER10)
opaska – Zara
torebka – Louis Vuitton
biżuteria – W.Kruk
okulary – Andy and Mag
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Piękny tekst! Marta dziękuję bardzo ❤
Dziękuję Aniu, cieszę się, że Ci się spodobał! 🙂
Super tekst. Jakbyś opisała mnie:) od dziś 70% będzie moim nowym 100%. Dziękuję! p.s płaszcz świetny, uwielbiam Twoje poczucie mody tak kompletnie różne od mojego Brawo Ty:)
Dziękuję! A płaszcz szczerze polecam choć niestety ponoć wyprzedany.
Mądry i wartościowy tekst. Na basen wybieramy się z maluchem od kilku miesięcy, od teraz będę o tym myślała, że pójdziemy jak córka wyrazi na to chęć 😉 a zawodowo 100% racji. Dasz palca, wezmą całą rękę. Dziękuje nigdy, opr chętnie. Dobrze, że są miejsca pracy gdzie to się zmienia.
Piękny tekst!!! Taki dojrzały i mądry ❤❤❤ Dziękuję za to co napisałaś, naprawdę daje do myślenia…
Ps. Uwielbiam te Twoje stylizacje 😍
Ciekawy tekst i urzekająca stylizacja:)
Ciekawy tekst 😉 Podoba mi się, też Twoje podejście do pracowników w aspekcie nie ilość (doświadczenie) a jakość. Tak swoją pracę trzeba robić z dozą zamiłowania i dobrze jest tak być traktowanym, a nie tylko być wycisk ;p