Za chwilę święta. Dla jednych do godziny zero jest jeszcze grubo ponad miesiąc, dla innych to tylko 40 dni! Zarządzanie czasem, przed świętami jest wyzwaniem. Jedni podchodzą do tematu na luzie, inni już teraz wpadają w wir przygotowań. Ci drudzy robią tak, bo zwyczajnie nie potrafią odpoczywać i wrzucać na luz. Zawsze znajdą sobie zadanie, do którego będą się przygotowywać i które zajmie im czas. Ale czy takie podejście nie zapędza nas w kozi róg?
Ostatnio moja koleżanka opowiadała mi, jak pojechała ze swoim Tatą na przegląd okresowy jego samochodu. Zajechali pod zamkniętą bramę serwisu diagnostycznego. Po chwili wyszła do nich żona właściciela, która poinformowała ich, że mąż akurat pojechał na przerwę obiadową. Koleżanka zrelacjonowała mi z jakim niezadowoleniem spotkało się to ze strony jej Ojca. Trzeba nadmienić, że ów Tata jest już emerytem, tego dnia nigdzie się nie spieszył, nie miał żadnych umówionych spotkań. Jednak te regulaminowe 25 minut, które przyszło mu czekać, wyzwoliły w nim falę niezadowolenia (której zresztą dał później upust). Mnie zaś dało temat do zastanowienia, czy my w ogóle potrafimy odpoczywać. Czy nasze zarządzanie czasem, obejmuje tą przyjemność. Oraz czy dajemy innym prawo do odpoczynku.
Zarządzenie czasem i niekończąca się lista „to do”
Niedawno czytałam raport, według którego Polacy są w czołówce najbardziej zapracowanych narodów w Europie. Przed nami plasują się tylko Grecy i Rosjanie. Gonimy w tym wyścigu Amerykanów, którzy solidnie zapracowali (dosłownie) sobie na miano pracoholików. Ponad połowa mieszkańców kontynentu za wielką wodą deklaruje, że nie potrafi się oderwać od pracy wieczorami, czy w weekendy. Nawet po odejściu od biurka wciąż obsesyjnie sprawdza maile na komórkach służbowych. Nie ukrywam, że trochę widzę w tym opisie siebie. Też mam manię sprawdzania maila, nawet jeśli jestem już dawno po „pracy”.
Własne podwórko
Aby znaleźć potwierdzenie tej tezy na naszym, lokalnym podwórku nie trzeba daleko szukać. W prawdzie sezon wakacyjny za nami, ale na pewno znacie zjawisko o którym myślę. Nie wiem jak u Was, jednak u moich znajomych nagminnym stało się zabieranie laptopów, czy komórek służbowych na wakacje. „Czekam tylko na jednego ważnego maila, na którego tylko ja będę mogła odpowiedzieć” albo „wyślę tylko to podsumowanie miesiąca” i będę miała wolne. Brzmi znajomo? A nawet jeśli w czasie wolnego nie prześladują nas żadne tabelki i deadline’y, to zanim nasza głowa uspokoi się i wyjdzie z trybu „praca”, potrafi czasem minąć cały urlop.
Znajoma psycholog potwierdziła mi, że ten powinien trwać minimum 3 tygodnie. Dlaczego? Bo przez pierwszy tydzień wykonujemy pracę umysłową, by o pracy zawodowej zapomnieć. Słowo praca pojawia się tu nieprzypadkowo – musimy zaangażować dużo siły woli, by dawać odpór natrętnym myślom, co się dzieje w czterech ścianach naszej korpo. Dopiero po upływie około 7 dni widzimy, że firma bez nas się nie rozpadła i nie zbankrutowała 😉, więc powoli zaczynamy odpuszczać. Przychodzi czas na odpoczynek, który trwa do ostatniego tygodnia, kiedy to znów mentalnie zaczynamy przygotowywać się do powrotu do pracy. Niestety, w naszej rzeczywistości urlopy 3 tygodniowe niestety należą do rzadkości.
Piątek, Piąteczek, Piątunio
Urlop jest raz, góra dwa razy w roku, a „odpoczywamy” przecież też w weekendy, prawda? Nie znam osoby, której humor by się nie poprawiał wraz z widmem nadchodzącego weekendu.
Ostatnio oglądałam piękny film „Jedz, módl się i kochaj”, w którym główna bohaterka podróżując po świecie szuka odpowiedzi na życiowe dylematy. W jednej ze scen trafia do włoskiego salonu barberskiego, w którym Włoch tłumaczy jej różnice pomiędzy odpoczynkiem po włosku, a tym amerykańskim.
Włosi każdego dnia mają czas żeby złapać oddech. Zarządzanie czasem nie sprawia im żadnej trudności. Celebrują codzienność, znajdując w niej chwile dla siebie. Wychodzą z pracy na lunch, chodzą na spotkania. Rano umawiają się na kawę, a wieczorem na wino. Amerykanie od poniedziałku do piątku mentalnie są wyłącznie w pracy, często spędzając w niej po kilkanaście godzin. A kiedy przychodzi weekend i mają chwilę żeby spędzić go w rodzinnym gronie, kończy się na całym dniu w piżamie serialu i zamówionej pizzy. Nici z rodzinnych wycieczek, wartościowych przeżyć i konstruktywnie spędzonego czasu.
Zarządzanie czasem i kult kołowrotka
Żyjemy w ciągły biegu. To już nawet nie przebieżka, lecz maraton w sprinterskim tempie, albo bieg z przeszkodami. Tempo wyznacza nam codzienna rutyna dom-praca-dom. Ale nie tylko. Jest jeszcze jeden arbiter ze stoperem w ręku. My sami.
Lekcja wyobraźni
A gdyby tak spróbować inaczej? Gdyby zarządzanie czasem zorganizować inaczej? Gdyby tak celebrować wspólne śniadanie przy stole? Jeśli nie w tygodniu to może chociaż w wekeend? Gdyby tak zostawić brudne naczynia w zlewie i wyjść na spacer? Gdyby zamiast do centrum handlowego, czy supermarketu odwiedzić dawno nie widzianą koleżankę? Zostawić dzieci partnerowi i pójść samemu pobiegać? Albo do lasu – powdychać świeżego powietrza i napawać się widokiem soczystej zieleni? Umiesz to sobie wyobrazić? Ba, powiem więcej! Wyobrazić sobie i nie mieć w związku z tym wyrzutów sumienia? Wcale nie jest to takie proste, wiem o czym piszę 😉. No bo przecież jak to tak? Zostawić dzieciaki i zrobić coś dla siebie? Nie ugotować obiadu? Nie zrobić 20 prań w weekend? Jakie to marnotrawienie czasu!
A co Ty myślisz o sobie samej?
Przyznaj się, kusząca wizja, prawda? Jakiś czas temu spotkałam koleżankę, matkę czwórki dzieci… i psa. Do tego właścicielka własnej firmy, która całkiem nieźle prosperuje. Mąż – pracownik etatowy w jednej z warszawskich korporacji. Tak sobie rozmawiałyśmy o tym, czy to w ogóle jest możliwe, żeby w tym szaleńczym pędzie mieć czas tylko dla siebie. I czy w ogóle jest on potrzebny?
Koleżanka zdradziła mi, że od kilku lat wstaje codziennie (nawet w weekendy) o 5.30. Takie zarządzanie czasem, pozwoliło jej odetchnąć. Te półtorej godziny, które dzięki temu zyskuje zanim zacznie się poranny rozgardiasz przedszkolno-szkolny, przeznacza tylko dla siebie. Prócz rytualnej czarnej kawy, bez której nie wyobraża sobie początku dnia, nie ma ustalonego harmonogramu. Jest to czas TYLKO dla niej. Jeśli ma ochotę czyta wtedy ulubione biografie. Czasami idzie na dłuuugi, godzinny spacer z psem, jeszcze zanim wstanie cała Warszawa. Czasami maluje w tym czasie paznokcie, a czasami po prostu patrzy w okno. I jest jej z tym dobrze. Nie żałuje tej godziny ukradzionej z czasu na sen.
Dzięki niej może stanąć w miejscu, przyjrzeć się samej sobie i odpowiedzieć na pytanie, czy ten bieg, w którym bierze udział, to ten właściwy? Czy meta, która czeka na końcu to ta, do której chce dobiec. A nawet, czy tempo tego biegu jej po prostu odpowiada.
Pokolenie z pogranicza
Zauważyłam, że my pokolenie obecnych 30-latków, tak zwane pokolenie „z pogranicza” starego i nowego porządku, mamy ogromny problem z odpoczywaniem. Nasze zarządzanie czasem praktycznie wcale tego nie obejmuje. Nie umiemy „robić nic”. Tak zostaliśmy wychowani. „No weź się wreszcie do roboty”, „nie leż tak bez sensu” – ile razy słyszeliśmy te zdania wypowiadane przez naszych bliskich. Zostaliśmy wychowani w swoistym kulcie pracy, który teraz zbiera swoje żniwa nerwic, depresji i pracoholizmu. Zapytajcie kogoś znajomego „jak tam w pracy?”. Na bank usłyszycie „no mega dużo pracy, jest tego więcej niż kiedyś”. Nawet jeśli tej pracy rzeczywiście tyle nie ma, to przecież nie wypada się do tego przyznać. Bo przecież nie można odstawać od innych „zarobionych”.
Wdech/Wydech
Uczę się odpoczywać. Być tylko dla siebie „tu i teraz”. W moim przypadku są to m.in. godzinne treningi baletowe co drugi dzień, ale też bieganie na te treningi .To czas, który poświęcam sobie – nie tylko swojemu ciału, ale także swoim myślom. Porządkuje je, odsiewam, nadaje właściwy tor. Czasem warto się zatrzymać, pozornie zwolnić, pobyć chwilę „bezproduktywnym”, by bez wyrzutów sumienia nabrać właściwej perspektywy. Perspektywy, która zweryfikuje współrzędne kierunku naszego biegu i pozwoli nam zobaczyć gdzie obecnie jesteśmy i co obecnie mamy.
Stylizacja:
Sukienka – polska marka Urban Stories (klik)
Kozaki – Renee ( pamiętajcie że na hasło SUPERSTYLER10 macie 10% rabatu na wszystko)
Kapelusz – H&M
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Marnowanie czasu przy niemowlaku jest bardzo trudne i trochę mi tego brakuje. Wcześniej miałam raczej włoski rozkład dnia, więc mam za czym tęsknić. Dobrze, że jest taka blogerka Marta, co to przypomina o leniuchowaniu, dbaniu o siebie czy wrzucaniu na luz 😉
Madry tekst i przepiekna stylizacja.
A a propos Jedz, módl się, kochaj to gorąco polecam wersję książkową- śmiało mogę powiedzieć, że wywrocila moje życie do góry nogami 🙂
To, o czym piszesz, zaczyna chyba dostrzegać coraz więcej osób. Ja też ostatnio zaczęłam się zastanawiać, za czym my właściwie gonimy? Doszłam do wniosku, że wole pracować mniej (i mieć mniej pieniędzy), ale mieć za to więcej czasu na ŻYCIE. Zresztą, z tego co wiem, niektóre firmy już wprowadzają 4-dniowy tydzień pracy, podobno efektywność pracy jest większa niż przy 5-dniowym 😉