W domu mam jej kopię. Sięgam po nią zawsze, kiedy zaczynam marudzić przed lustrem. Że nogi za bardzo klockowate, że wyglądają jak kłody. Że łydki jak u kolarza Szurkowskiego, i że tyłek mógłby być bardziej wydatny. Ehh… nie dogodzisz kobiecie.
Na przestrzeni dziejów postrzeganie ciała kobiecego zmieniło się niewyobrażalnie. Ale żeby nie sięgać zbyt daleko do Rubensa, wystarczy spojrzeć na figury top modelek z lat 90. Różnią się one „nieco” od dzisiejszego rozmiaru idealnego. Śmiem przypuszczać, że dziś Cindy Crawford nie byłaby tak rozchwytywana. Wystarczy zestawić sobie jej zdjęcie ze zdjęciem naszej krajanki Anji Rubik. I nie żebym krytykowała którąś z pań, bo uważam że obie są po prostu obłędne. Bardziej zależy mi na pokazaniu tego, że nawet na przełomie 20 lat zmienia się postrzeganie kobiety o figurze idealnej.
Wracając do Wenus. Jej kształty znacząco odbiegają od sylwetki współczesnych modelek i kobiet o perfekcyjnej dla ogółu sylwetce. W paleolicie na wzór kobiecości składały się rozbudowane, żeby nie powiedzieć ogromne, obwisłe piersi, duży brzuch i masywne uda. Wszystkie trzy składowe były wówczas atrybutami płodności kobiety. Czyli można powiedzieć, że była niej taka fest zdrowa dziołcha. I kawałek cycka miała, i było w co klepnąć. Już 22 tysiące lat temu wiedziano co dobre. Czaicie? 22 tysiące lat!
Dlaczego o tym piszę? Bo sama często staję przed lustrem i dopada mnie melancholia. Że też Matka Natura lepiej mnie nie zaprojektowała. Wszystkie znaki na niebie, ziemi i moim ciele wskazują, że jestem typową gruszką. Co to znaczy? Mam małe piersi, które po zakończeniu karmienia zmalały jeszcze bardziej, mam klockowate i bardzo masywne nogi na całej długości, a na domiar złego „bryczesy” z tłuszczu na biodrach. No wypisz, wymaluj figura gruszki.
Moim ogromnym osiągnięciem jest jednak to, że wiem jaką sylwetkę mam i dzięki temu świadomie kompletuję moją garderobę. Nigdy już nie ubiorę płaskich botków wiązanych w kostce, ani spódnic czy sukienek uszytych ze skosów. Figura gruszki po prostu ich nie znosi. Nie będę też podkreślać mojej dysproporcji między dołem a górą. Do dziś mam bowiem tak, że na górze nosze rozmiar 36 a na dole 38.
Dlatego dość często na moim blogu przewija się fason sukienki ze zdjęć. Babydoll, czyli po prostu taka z dopasowaną górą i rozkloszowanym dołem. Po co mam wymyślać proch skoro wiem, że w takim kroju jest mi dobrze. A sukienki o podobnym kroju mogą być zupełnie różne.
Ta, którą mam na tych zdjęciach skradła moje serce tym, że jako jedna z nielicznych w mojej szafie ma długą talię. Bardzo często klosz w tego typu sukienkach zaczyna się tuż pod biustem, dając wrażenie dużego brzucha. A co jak co: my gruszki mamy płaskie brzuchy. Sukienka ze zdjęć pochodzi z kolekcji Patrycji Zaremby, kolejnej bardzo utalentowanej polskiej projektantki, która w swojej kolekcji stawia na kobiecy glam. Do jej butiku weszłam jak dziecko do sklepu z cukierkami. Sama nie wiedziałam co wybrać. Z przyjemnością tam wrócę.
Kończąc mój wywód o sylwetkach, z Wenus z Willendorfu w tle. Jesteśmy takie jakimi nas stworzyła matka natura. Nie ma co jednak załamywać rąk nad sobą. Najlepszą rzeczą jaką możemy dla siebie zrobić, to poznać typ swojej sylwetki i do jego rodzaju dopasować naszą garderobę. Być może kiedyś ktoś za 22 tysiące lat wykopie nasze zdjęcie. Dobrze by było gdybyśmy były na nim dobrze ubrane.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Ej Kobieto. Gruszka jakblko itp. Olac. Sliczna jestes.
Ja jestem wiolonczela i wlacze z boczkami na plecach. Mam wydatne cycki i kawaleczek dupeczki.
I co? Moje plus size jest sexy.
Wara projektantom, rozmiar 34 mnie wkurwia.
Jestem jaka jestem i patrzcie, bo jestem BOSKA.
I tak mamy myslec!. Amen
Święte słowa – Anna. Akceptacja samej siebie i świadomość właśnego ciała to podstawa 🙂
Super sukienka. Aż chciałam poszukać czegoś dla siebie, ale tylko stacjonarnie można zrobić zakupy. Jakie mniej więcej ceny w tym sklepie?
Normalnie ta sukienka kosztowała 600 zł ale ja ją kupiłam za 300 zł w ramach przeceny. Warta 300 zł zdecyowanie. Ma podszewkę i jest przepięknie i starannie wykonana. <3