To dziwne, ale tylko dzieci mają dużą łatwość w mówieniu słowa “przepraszam”. Mimo, że w środku czeka na nie i „rz” i „r”, a na końcu znienacka atakuje „sz”, to powtarzają je na okrągło. Podskórnie czują, że tym jednym, trzysylabowym słowem, kupują sobie pogodę ducha i lepszy nastrój rodzica. Nawet kiedy nie za bardzo wiedzą co sknociły, na wszelki wypadek pada słowo na „p”. Im jednak jesteśmy starsi, tym trudniejsze w wymowie staje się to słowo. Gdy mamy je wypowiedzieć, nagle głos nam dziwnie niknie. Ledwo słyszalne „prze” przechodzi w niesłyszalne „praszam”. Jak to jest, że w dorosłym życiu mamy tak ogromny problem z tym słowem?
Eksperci w wiecznej niełasce
Każda dziedzina ma swoich speców. Jest też i grupa wprawionych w bojach ludzi, którzy mówienie tegoż trudnego słowa opanowali do perfekcji. Niestety oni w życiu mają najgorzej, bo nikt im w to słowo nie wierzy. Lub co gorsza, każdy wciąż go od nich oczekuje. Jednak wartości ten wyraz w ich ustach nie ma już żadnej. Mówią go tak, jak rano się mówi dzień dobry do sąsiadki na klatce schodowej. Oni tak mają, że czują się winni wszystkiego lub przepraszaniem chcą sobie zjednać cały świat. Inni tym słowem kupują sobie święty spokój. Bo choć nie czują, że powinni, mówią tylko po to, by ten przepraszany wreszcie dał im spokój. Ciężkie jest życie ekspertów od słowa przepraszam, bo oni inaczej już nie potrafią. Oni pragną przeprosić za wszystko, a świat te ich niekończące się przeprosiny ma zupełnie za nic…
A jeśli wciąż “przepraszam” nie przechodzi przez gardło?
Śmiem twierdzić, że umiejętność przepraszania w sytuacjach tego wymagających, w szczerych intencjach, bez nadwyrężania mocy tego słowa to najwyższy stopień dojrzałości emocjonalnej. Osoba, która wie kiedy przeprosić i robi to z pełną świadomością, jest najcenniejszym okazem ludzkim na naszej planecie i zasługuje na życie w pełnym szczęściu. Trudna to sztuka do opanowania, bo im jesteśmy starsi, tym bardziej obstajemy przy swoim. Tym trudniej to słowo na „p” przechodzi nam przez gardło. A koncentrując się na tym, żeby „ja” stało wiecznie obok „mi” i w towarzystwie „moje”, nawet nie zauważamy, że komuś tym zacnym towarzystwem robimy krzywdę. Duży to problem dzisiejszego świata, że słowo „przepraszam” odchodzi w niełaskę. Jest takie niemodne i świadczy o miękkim usposobieniu. Ten co przeprasza pierwszy – jest słabszy. Czy to dobrze, że nasze dzieci dorastają wśród takich zasad?
Kiedy zaklęcie traci swoją moc?
„Przepraszam” działa z siłą odwrotną do bomby atomowej. W totalnej wojnie zaprowadza spokój. W otchłani goryczy jest ręką ciągnącą na powierzchnie morza łagodności. Zamyka za sobą drzwi do domu smutku i wabiąc nas szczęściem w ogrodzie pełnym radości. “Przepraszam” sprowadza do życia słońce, miłość i radość. Jednak nie zawsze tak działa. Swoją moc okazuje tylko wtedy, gdy popełniasz błąd. Nie działa, kiedy zawodzisz czyjeś zaufanie. Gdy nawalasz na całej linii i robisz to z premedytacją. Wtedy przepraszam jest jak ostatni wers w wierszu, który kończy się bez rymu. Jak życzenia długiego i szczęśliwego życia stulatkowi. Nie działa, nie przynosi ulgi. Jeszcze bardziej napełnia złością i bezsilnością.
Bo przepraszać to trzeba umieć, parafrazując klasyka. Ale nade wszystko o “przepraszam” należy pamiętać.
Te przepiękne zdjęcia wykonała nam Kasia Bonczek – fotografia happy factory
[ad name=”Pozioma responsywna”]