Facet z rozbitej rodziny. Na początku nie było mowy o związku do grobowej deski. W sumie nie rozmawialiśmy o nim przez długi czas naszego związku. Liczyła się przede wszystkim wolność, która była podłożem naszego związku. Wolność przez duże „W” i niezależność przez jeszcze większe „N”.
Facet z rozbitej rodziny i tworzenie związku z osobą z rozbitej rodziny – krok po kroku
Każda próba nazwania i zdefiniowania tego, co nas łączyło, kończyła się ucieczką. Uciekał albo w żart albo w zupełnie inny temat. Nie było mi z tym dobrze, ale serce kochało tak mocno, że choć zdrowy rozsądek nakazywał wycofać się z tego galimatiasu, to ja dalej w to szłam, by związać się na dobre z ukochanym mężczyzną, który pochodził z rozbitej rodziny. Mimo, że nie było większych szans na ślub.
Argumenty powtarzane jak mantra zawsze były te same: że małżeństwo to przestarzała instytucja, że taki układ nie działa i że na dłuższą metę nie ma sensu wiązać się tak oficjalnie. Miłość powinna nam wystarczyć. A jako przykład zawsze słyszałam historię jego rodziców, którzy tyle lat byli razem, a po ślubie wszystko się posypało.
I tak oto tkwiłam w związku z Piotrusiem Panem, który pozornie był bez przyszłości. Piszę pozornie, bo często okazuje się, że nie znając innego modelu życia tkwimy w przekonaniu, że to czego doświadczyliśmy na własnej skórze, jest jedynym i słusznym rozwiązaniem. Takie też były początki naszego (nie)związku.
Pamiętam nasze pierwsze wspólne Święta.
Zabrałam go do mojego rodzinnego domu. Tuż przed nasłuchałam się cynicznych wypowiedzi na temat tego, że rodzinne święta są przereklamowane. Mimo to wybłagałam. Pojechał. Wigilia w tak dużym gronie nieco go ogłupiła. Siedział zdezorientowany przy tym stole i starał się przetwarzać napływające ze wszystkich stron bodźce. Było ich zdecydowanie za dużo. Zaczął się wycofywać. Zamilkł.
Pierwszego dnia świąt z pana „ja wszystko wiem najlepiej” zamienił się w cichego obserwatora. Przyglądał się bacznie relacjom dotąd mu nieznanym, jako że był osobą z rozbitej rodziny i nie doświadczył jeszcze takiej atmosfery. W pamięci mam jedną scenę. Siedzimy na podłodze w salonie i gramy w planszówkę. Sytuacja jakich wiele w czasie świąt w moim domu. Moja mama siedzi przytulona do taty. On patrzy na nich jak wół w malowane wrota. Patrzy wręcz niedyskretnie. Gra przestaje mieć mieć znaczenie. Co znamienne, on po raz pierwszy przegrywa w tę grę z kretesem. Po kolacji rozchodzimy się do sypialni. Zmęczeni padamy na łóżko, a on pyta mnie jak to jest, że ludzie tyle lat mają ochotę się do siebie przytulać? Zupełnie nie potrafiłam mu odpowiedzieć na to pytanie. Bo argumenty o miłości nigdy do niego nie docierały.
Tamte święta zmieniły wszystko i stały się punktem przełomowym w naszym związku. Wróciliśmy do Warszawy, a ja poczułam, że Piotruś Pan zamienił się w mojego przyszłego męża. Gotowego na miłość do grobowej deski. Później jeszcze wiele wody w Wiśle musiało upłynąć, by myśl o jednej miłości do końca życia ułożyła się w głowie i przekształciła się w długotrwały związek. By znalazła swoje miejsce w niezależnym świecie mężczyzny z rozbitej rodziny.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Wyobraźcie sobie teraz dwie osoby z rozbitych rodzin, mało tego z rodzin patologicznych….gdy czytałam ten wpis przypomniały mi się emocje dwóch pokaleczonych dusz: mojej i mojego męża. Tak męża i tu dochodzimy do pozytywnej konkluzji – jesteśmy dwadzieścia lat po ślubie, wreszcie rozumiemy siebie i swoje reakcje, nabraliśmy poczucia bezpieczeństwa i nie traktujemy już każdego napotkanego problemu jako powodu do rozstania. Uratowało nas wrodzone poczucie humoru, moje studia pedagogiczne i ogromna wiara męża w naszą miłość. Zgodnie jednak twierdzimy, że gdyby któregoś z nas zabrakło – to bez względu na to, kto by został, nie wziąłby sobie kolejnego partnera: boże,… Czytaj więcej »