Dziewczyno, skąd Ty bierzesz tę energię do działania? To pytanie słyszę prawie tak często, jak pytanie o to, kiedy pojawi się piąty (nie licząc Negreski) mały SuperStyler 😉. Żartuję oczywiście, ale faktem jest to, że mnie bardziej męczy nierobienie, niż robienie wielu rzeczy na raz. Jeśli szukacie potwierdzenia istnienia perpetuum mobile – oto jestem. Zdecydowanie nakręca mnie działanie, im więcej się dzieje, tym więcej kreatywnych pomysłów, rozwiązań na „jeszcze” w mojej głowie. W zagadnieniu multitaskingu czuję się jak ryba w wodzie! Jednak jak to się mówi – każdy kij ma dwa końce. Czasami te zasoby energetyczne zwyczajnie potrafią się niebezpiecznie zbliżyć się do dolnych rejestrów na paliwowej podziałce (czyli chyba jednak nici z Nobla za odkrycie mistycznego perpetuum mobile? 😊).
Co jest wtedy moim dystrybutorem paliwa? Powinnam zapytać raczej „kto” nim jest. Zabrzmi jak komunał, ale w moim przypadku olbrzymim wsparciem jest Janek. Spędzamy ze sobą 24/7 i na palcach obu rąk można byłoby policzyć sytuacje, kiedy byliśmy bez siebie dłużej niż 24h. Janek każde moje „a może byśmy…”, albo „choć zrobimy…” nie tyle co cierpliwie znosi, co jeszcze podchwytuje i przepuszcza przez swoje analityczno-techniczne sito. Dzięki temu nie boję się wyskoczyć czasem z najbardziej szalonym pomysłem.
Siedź w kącie, a znajdą cię?
Przy tylu biznesach i dwójce dzieci musiałam się nauczyć odpoczywać. Musiałam nauczyć to właściwe sformułowanie. Jako dziecko połowy lat ’80, jak wszystkie dziewczynki (zwłaszcza) zostałam wychowana w paradygmacie pracy i bycia grzeczną. Nienarzekania i ogólnie pojętego niesprawiania problemów. Ponad 30 lat zajęło mi danie sobie prawa do tego, by zająć się tylko sobą, zadbać o siebie, dać SOBIE te przysłowiowe 5 minut. Kolejny banał? Patrząc na nagłówki w artykułach dla kobiet (wciąż) – nie sądzę.
Wampiry energetyczne, czy energia w kroplówce?
Te same istoty, które ze mnie energię wysysają, również mnie tą energią karmią. To chyba największy paradoks rodzicielstwa! Mietek i Zyzio (a zwłaszcza Zyzio) to wulkany energetyczne. Lubię przypatrywać się ich zabawom, rozmowom, pojmowaniu świata i szukaniu rozwiązań ich „poważnych” problemów naszego dorosłego świata. Jaka to kopalnia pomysłów! Nie bez powodu spojrzenie na świat oczami dziecka jest jedną z praktyk w pobudzaniu kreatywności. Wystarczy czasem spojrzeć na rzeczywistość z innej perspektywy.
Odrzucić ziarno od plew
Nawiązując do wstępniaka artykułu sprzed kilku dni, pozostaniemy w temacie podsumowań i selektywnych wyborów. Pisząc o moich doładowaczach akumulatorów nie mogłabym nie wspomnieć o suplementacji Sundose, która jest ze mną już ponad pół roku. Chyba nigdy nie byłam tak systematyczna w tej materii, jak z Sundose. Bo nigdy wcześniej moje „wspomagacze” nie były tak personalizowane i uszyte na miarę. Były raczej dziełem przypadku i kompulsywnych zakupów przy aptecznej ladzie. To nie miało prawa się udać. A Sundose?
Odpowiedź jest krótka – bo naprawdę działa! Po tych 6 miesiącach regularnego i systematycznego spożywania czuję, że to mój dobry duch w sproszkowanej formie. O samej suplementacji wspominałam Wam już kilka razy. Czym jest samo Sundose znajdziecie chociażby tutaj (klik). Dziś będzie bardziej…. personalnie – za co ja najbardziej cenię sobie, a przede wszystkim lubię tę markę?
Elastyczność
Za to, że skład dostosowuje się do mnie i moich potrzeb. Przed każdym kolejnym zamówieniem jest możliwość zweryfikowania swojego indywidualnego składu, pod aktualne potrzeby. Nie trzeba być specjalistą w tej materii. Drogi są dwie – albo uzupełnimy na nowo ankietę, modyfikując te elementy, które się zmieniły lub my chcielibyśmy zmienić, albo zdecydujemy się na rozmowę z dietetykiem. Ja wybrałam opcję nr 2. W trakcie tych 30 min przesympatycznej rozmowy z Moniką Królak- Wasilewską- dietetyczką. Moja receptura została uzupełniona o selen, cynk, witaminy z grupy B i witaminę D3. Po co?
Na wzmocnienie włosów i paznokci oraz poprawienie kondycji skóry. Wspomniane cynk i selen odgrywają również niebagatelną rolę w przypadku niedoczynności tarczycy. Łączymy tu więc przyjemne z pożytecznym. A co z moim HPV? Tu przede wszystkim skupiamy się na wzmacnianiu odporności. Do miksera Sundose wędrują większe dawki witaminy C, kwasów omega-3, antyoksydantów i sylimaryny.
Została jeszcze jedna rzecz, taka o której większość kobiet wstydzi się mówić głośno. A zaparcia to dość częsty problem. Wystarczy zmiana diety, antykoncepcja czy stres i momentalnie przekłada się to na problemy w łazience. Rozwiązanie?
Zwiększenie ilości magnezu w formie cytrynianu, który mobilizuje nasze jelita do sprawniejszego działania. Wtórują mu probiotyki, które osobiście nazwałabym moim odkryciem roku! Dodanie dwóch dodatkowych szczepów do mojej receptury znacząco polepszyło mój komfort funkcjonowania. Zniknął dyskomfort związany z przelewaniem, burczeniem w brzuchu, który sam wyglądał wcześniej, jak gdyby rzeczony piąty SuperStyler miał się za kilka miesięcy pojawić 😉. Tak to wszystko znalazło się w mojej osobistej i spersonalizowanej dawce zdrowia zamkniętej w małej saszetce i czterech kapsułkach.
Rozmiar ma znaczenie
No właśnie, a kiedy o kapsułach mowa. Ja osobiście nie mam problemu z łykaniem nawet tych największych tabletek. Wiem jednak, że są takie osoby i co wtedy? Wystarczy zaznaczyć w intuicyjnym panelu na stronie Sundose (klik) opcję „małe kapsułki” i sprawa załatwiona. W tym samy panelu zmniejszyłam sobie również poziom słodkości mojego proszku do minimum. Jeżeli dla kogoś pomarańczowy smak i lekka słodycz jest przeszkodą, również nie ma problemu. Opcja „bezsmakowa” pozbawiona będzie w ogóle naturalnych słodzików w postaci stewii i/lub erytrolu.
Na dobre warto poczekać
To moje parafraza Jankowego „za dobre warto dobrze zapłacić”. Dlatego nie denerwuję się, że na nowe opakowanie mojej receptury muszę odrobinę poczekać. Po prostu zamawiam ją odpowiednio wcześniej, kiedy w pomarańczowym kartoniku pozostało jeszcze kilka saszetek. Z czego wynika ten czas? Znów ze zindywidualizowanego składu, który pod czujnym okiem technologów jest dobierany i mieszany w specjalnym mikserze. To nie jest masowa produkcja. To bardziej osobisty krawiec, który szyje dla nas na miarę idealnie dopasowaną suknię. A na taką warto poczekać, prawda?
Aplikacja mobilna
No dobra przyznam się Wam, że gdyby nie ona to kilka razy bym zapomniała o Sundose. A tak to mam na 8.00 nastawienie przypomnienie, a w kalendarzu po prostu odhaczam, że porcja zdrowia została wypita! W aplikacji mogę sprawdzić moją aktualną recepturę, zmienić preferencje smakowe i wygodnie zamówić nowe opakowanie. Proste, prawda?
Koło zamachowe zdrowia
I ostatni punkt, od którego też zaczęłam. Sundose po prostu działa. Widać to nie tylko w regularnych wykonywanych ( co 3 miesiące) badaniach krwi, ale też w moim samopoczucie. Z Jankiem praktycznie nie chorujemy, nie imają się nas żadne katarki ani inne sezonowe paskudztwa. W miarę szybko wróciliśmy też do dobrego funkcjonowania po covidowych historiach. Moje parametry tarczycowe też uległy poprawie. No i mam przysłowiowego powera do działania! Więc spodziewajcie się kolejnych superstylerowych nowości w najbliższym czasie!
Nie mogę Was zostawić oczywiście bez kodu rabatowego. Na hasło „superstyler” otrzymacie 16% zniżki zarówno na nowe jak i kolejne zamówienia.
A i jeszcze jedno. Oczywiście same suplementy to nie jest lek na całe zło i odpowiedź na wszystkie bolączki. To dobrze dopasowany element w układance zwanej zdrowy styl bycia. Ale o tym moje czytelniczki też doskonalą wiedzą, prawda?
Artykuł powstał we współpracy z marką Sundose.