Założę się, że większość z was przynajmniej raz udostępniła go na swoim wallu, na Facebooku. A jeśli nie udostępniła, to przeczytała dokładnie i zaśmiała się w duchu myśląc sobie: „O ja! Przecież mam tak samo.” O czym mowa? O memach, czyli o śmiesznych obrazkach z tekstem, które objawiają prawdy życiowe. Głośno zastanawiam się dlaczego tak bardzo lubimy te wszystkie memy i jaka właściwie jest Matka Polka Memowa? Mój profil na Facebooku już jakiś czas temu opanowały memy. Z racji wieku i „zainteresowań” głównie są to memy o macierzyństwie, które w najprostszy z możliwych sposobów pokazują, co znajome mi matki myślą o swoim rodzicielstwie. Wystarczy jeden klik i piękna sentencja o naszym podejściu do zmiany pieluch wisi na naszej facebookowej tablicy.
Jaka jest zatem Matka Polka z memów?
Matka Polka przede wszystkim jest bohaterką naszych czasów, ogarniającą cały dom, potrafiącą zmienić pieluchę w 4 sekundy i rozbroić bombę atomową w kolejne 2 sekundy. Jest kobietą urobioną po pachy, ale kobietą spełnioną. Jest szczęśliwa, choć wiecznie martwi się o swoją rodzinę. Daje sobie prawo do pomyłek i błędów bo wie, że cel uświęca środki. Ma odrost na głowie i krzywo pomalowane oko, ale to w końcu matka, jej wolno. Czuje pociąg do czerwonego wina, traktując je jako najwyższą formę rozrywki, ale każdy ją w tej kwestii zrozumie. Któż zniósłby na trzeźwo te wszystkie męczarnie? 🙂 Skoro tyle w niej skrajności i tak daleko jej do perfekcji, to dlaczego tak bardzo ją lubimy? Dlaczego tak chętnie dzielimy się ze znajomymi obrazem nieperfekcyjnego macierzyństwa, dodając krótki komentarz: „O w mordę! Mam dokładnie tak samo!”
Po pierwsze potrzebujemy wiedzieć, że jest na świecie ktoś, kto czuje podobnie.
Komu tak samo to macierzyństwo nie idzie. Widząc więc kilka tysięcy udostępnień i lajków pod takim memem myślimy sobie, że nie jest z nami aż tak źle. Że jeśli inne dziewczyny podpisują się pod tekstem o tym, że mają wieczny bałagan w domu, a u ciebie jak w westernie, wiatr wpadający przez okno przegania tumany kurzu na podłodze, to uspokajasz się, że inni też tak mają.
Po drugie macierzyństwo to dla większości z nas życie pod presją i w w wiecznym poczuciu winy.
Że dziecko za mało przytulane, że za krótko się z nim bawimy, że je zakazane wszędzie serki słodzone cukrem. Kiedy więc widzisz mema w stylu: „moje dziecko jeździ na parówki”, zaczynasz myśleć, że nie tylko twoje jest tak „źle” wychowywane. Sama żyłam w ogromnym poczuciu winy przez pierwsze kilka miesięcy macierzyństwa. Miłość do Miecia nie pojawiła się wraz z pierwszym jego krzykiem, musiałam do niej dojrzeć. Kiedy więc w Internecie poznałam inne mamy, które „miały tak samo!” poczułam ulgę.
Po trzecie te memy są dla nas tym, czym dla naszych mam były rozmowy osiedlowych mamusiek.
Przyszło nam żyć w takich czasach, w których bardzo często nie mamy pojęcia kto mieszka za ścianą. Cichuteńkie „dzień dobry” wypowiedziane z wzrokiem wbitym w podłogę to maks, na co stać moich sąsiadów. Nie znam osobiście ani jednej młodej mamy w moim bloku, a wiem, że jest ich tu klika, a może nawet kilkanaście. Na spacerach wymieniamy tylko niepewne uśmiechy i jeszcze cichsze „dzień dobry”, żeby tylko nie obudzić naszych dzieci w wózkach. W czasach macierzyńskich naszych mam skarbnicą wiedzy były inne matki. Często sąsiadki, siostry, szwagierki, żyjące nieopodal. To one uspokajały, że dziecko płaczące w nocy 20 razy to norma, że bałagan w domu to żaden grzech, i że czasami też dają dziecku kawałek czekolady.
Po czwarte lubimy wiedzieć, że inni mają gorzej.
Bo są też takie wśród nas, które z tymi memami się głęboko nie zgadzają, ale i tak udostępniają. Zazwyczaj z komentarzem w stylu: „Nie wiem jak wy, ale mnie to zupełnie nie dotyczy” bądź „Ale głupota!”. Z czego to wynika? To proste jak drut. My matki mamy tendencję do radzenia innym. Uwielbiamy to! Najczęściej radzimy matkom z krótszym stażem. Szybko zapominamy jak to było u nas i wszystko wiemy najlepiej. To też wynika z tego poczucia winy, o którym pisałam wcześniej. Czujemy się winne, że jako matki nie spisujemy się najlepiej, ale nic nie cieszy bardziej, niż widok koleżanki, która na Facebooku sama się podkłada udostępniając mema o tym, że ma nadprzyrodzoną moc i nie potrzebuje snu. Wtedy zazwyczaj pada komentarz w stylu: „Jaka szkoda, że trafiło ci się takie płaczliwe dziecko… Mój przesypia całe noce od pierwszej doby życia. Nie wspominając już o pięciogodzinnych drzemkach w ciągu dnia.”
Memy. Wszystkie je czytamy i z większością się utożsamiamy. Mają moc, bo mówią prawdę z przymrużeniem oka. Dają nam prawo do pomyłek i do tego byśmy nie musiały być codziennie perfekcyjne.
A teraz szczerze: ile w tobie jest matki memowej? 🙂
Podpisuję się pod wszystkim – tylko to czerwone wino zamieniłabym jednak na białe 🙂
O tak, tak- zwłaszcza te dobre rady są najbardziej irytujące… A gdy dobre rady mówiące, że za słabo hartuje swoje dziecko, słyszę od matki, której dziecko jest prawie non stop chore to nóż w kieszeni się otwiera… Ale chociaż część memowej mamy jest w każdej z nas, tylko nie każda ma odwagę się do tego przyznać 😉
Zawsze powtarzam, że do perfekcji mi daleko 😂😂😂 a najważniejsze jest to , że chłopcy najedzeni, a ja umyta. Reszta to pikuś hahahah pozdrawiam wszystkie MAMY!!!