Obudził mnie dziś rano palec. Bynajmniej nie boży. Palec mojego dziecka wetknięty bezpardonowo w mój oczodół. Palec, który wraz z czterema innymi przedostał się przez szczebelki łóżeczka stojącego zaraz przy naszym łóżku małżeńskim. Choć określenie „małżeńskie” jest tu pewnym nadużyciem. Teraz to bardziej łoże rodzinne. Owy palec sprowadził mnie brutalnie na ziemie, bo jeszcze chwilę wcześniej żyłam błogą nieświadomością, a raczej świadomością dwóch poprzednich tygodni. Pierwsza myśl po przebudzeniu: „O nie! On znowu tutaj jest.” A kryzys w małżeństwie, napierał na nas coraz bardziej.
Największa tęsknota
Tęsknota to jedno z najsilniejszych uczuć jakie towarzyszą nam w życiu i potrafią je totalnie zdominować. A tęsknota za dzieckiem jest w ogóle najsilniejsza ze wszystkich. Kiedy więc wywoziliśmy Miecia na dłuższy czas do babci (zalecano nam miesiąc, ale realnie braliśmy pod uwagę dwa tygodnie), sama nie wiedziałam jakie stany emocjonalne mnie czekają. Czułam, że potrzebuję tego czasu dla siebie. Odpoczynku i wytchnienia od codzienności. Potrzebowałam, a raczej potrzebowaliśmy z Jakiem trochę czasu dla siebie. Bo ostatnio między nami zaczynało być krucho, kryzys w małżeństwie pojawił się na horyzoncie…
Miecio odstawiony do babci, a my wróciliśmy do pustego domu.
Pierwsze dni były jedną wielką wojną. O wszystko. O źle odstawiony kubek do zlewu, o niezrobione zakupy na czas i nieobrobione zdjęcia na bloga. Okazało się, że zapomnieliśmy już jak to jest być ze sobą sam na sam. Oduczyliśmy się, jak ze sobą współgrać. Nie zliczę ile razy podczas pierwszych trzech dni padała groźba rozwodu. 😉 Ja groziłam. On groził. Oni grozili.
Początki narzeczeńskiego życia z odzysku były ciężkie. Ale po jednej z kłótni atmosfera się oczyściła. Sama nie wiem co się takiego wydarzyło. Może po prostu potrzebowaliśmy czasu by wrócić na stare, mocno zardzewiałe tory. Zaczęliśmy wychodzić na randki. Beztrosko chodziliśmy na zakupy i do kina. Któregoś dnia, wracając późnym wieczorem do domu Janek stwierdził: „Jej! Ale łatwo jest wychowywać dziecko rękami babci”. Oboje się roześmialiśmy, po czym w aucie zapanowała cisza. Nasz mały kryzys w małżeństwie zażegnany. Chyba do każdego z nas dotarło, że to co powiedział Janek to najprawdziwsza prawda…
Mówi się, że nasze mamy to miały przerąbane.
Że brak pampersów i brak słoiczków ostro dał im w kość. Zabawek było jak na lekarstwo, bajki w telewizji leciały tylko raz na jakiś czas. Ciężko było zająć czymś dziecko. A ja sobie myślę, że one miały dużo łatwiej niż my, współczesne matki. Bo kiedyś wszyscy żyli w kupie, blisko siebie. Każdy miał po ręką mamę, teściową, bratową czy siostrę, która w razie czego mogła zostać z dzieckiem. Podrzucało się babci potomka i po problemie. Ja sama całe wakacje spędzałam u babci na wsi, 10 kilometrów od rodziców. Dziś wynosimy się na drugi koniec Polski w pogoni za dorosłością i samodzielnością, którą później mocno weryfikuje pojawienie się dziecka.
Te dwa tygodnie były naszym miesiącem miodowym, którego nigdy nie mieliśmy.
Doceniliśmy ten czas bardziej, niż gdybyśmy docenili go przed pojawieniem się Miecia na świecie. Zaliczyliśmy imprezę ze szlajaniem się po mieście od baru do baru i witaniem poranka. Wyspaliśmy się w weekend. Spaliśmy na łyżeczkę, bez Miecia między nami. Poszliśmy na romantyczną randkę, z której wróciliśmy do domu na piechotę za rękę. Swoją drogą następnego dnia przeklinałam ten spacer i powrót do domu w szpilkach. Do dziś mam pamiątkowe odciski. Zrobiliśmy mały remont w naszym mieszkaniu. Ale nade wszystko dobrze się ze sobą bawiliśmy.
Nadgoniliśmy też z robotą.
Z projektami, które od dawna wisiały niedokończone. O ile łatwiej robi się zdjęcia kiedy Miecio nie gryzie blendy. O ile łatwiej nagrywa się filmy kiedy w tle nie słychać okrzyków dziecka. Dopiero teraz zauważam jak ogromna zmiana dokonała się w naszym życiu. Jak wielki chaos w nim zapanował.
Wprawieni w bojach rodzice często straszą tych, którzy stoją przed wyzwaniem rodzicielstwa nieprzespanymi nocami, kolkami i nieustającym płaczem. A ja wam powiem, że to jest pikuś. Na początku rodzic działa na automacie. Przepełniony adrenaliną i strachem o dziecko nie czuje zmęczenia. Dużo gorzej jest kiedy emocje już opadają. Kiedy przychodzi rutyna, a ty kręcisz się w kołowrotku codzienności pomiędzy pracą, żłobkiem, wieczornym kąpaniem, kolacją, usypianiem. I tak codziennie.
Dziecko to wielki skarb.
Pamiątka po nas, kiedy nas już tu nie będzie. Przedłużenie naszej myśli. Ale dziecko to też ogromny obowiązek przez długie lata. Odpowiedzialność. Dziecko to codzienne życie na krawędzi. Swoista ekwilibrystyka. Szczególnie jeśli masz apetyt na życie. Jeśli chcesz zjeść ciastko i mieć ciastko. Jeśli prócz rodzicielstwa interesuje cię coś więcej, niż tylko realizowanie się poprzez potomka.
Jadąc po niego cieszyliśmy się na to spotkanie.
Tęskniliśmy za nim, ale też nasyciliśmy się sobą. Obydwoje jechaliśmy tam z poczuciem dobrze wykorzystanych dwóch tygodni, które zresztą udowodniły nam, że na dobry związek pracuje się całe życie. Że trzeba czasami pomyśleć tylko o sobie i odciąć się od codzienności. Tak dla higieny umysłu. My to już wiemy. A wy?
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Super tekst 😉 bo jak słyszę od młodych rodziców ze oni by nigdy dziecka na tak długo nie oddali do dziadków to trochę się dziwię, choć może nie powinnam gdyż sama nie mam dzieci, ale Wasze zachowanie wydaje mi się bardzo zdrowe 😉
Dzięki! Dystans to podstawa! 😀 I miłość do samego siebie 🙂
Dla mnie jesteście świetną parą. Fajnie, że piszesz nam o kłótniach i groźbach rozwodowych:) I o randkach, łazienkowym seksie itp.:) Notuję sobie cenne rady dla mojego związku:) Uściski dla Was!:*<3