Tak nazywał mnie jeden z byłych absztyfikantów. To długa i bardzo barwna historia. Pomyślałam, że kiedyś muszę wam napisać o moich wszystkich kawalerach do wzięcia. Ale całą historię będę musiała chyba przedstawić w odcinkach. Trochę tego było… 😉 Dziś jednak nie o miłostkach, a o dopasowaniu. W głównej roli czarne spodnie.
Ubrania, które dodają pewności siebie
Pamiętacie mój lament nad boyfriendami, o którym pisałam tu. Że nie umiem sobie dobrać spodni, że w jeansach wyglądam tragicznie, i że każda wizyta w Levis’ie kończy się wypiciem butelki wina w domu, by zatopić wszystkie ubraniowe smutki. Ktoś pomyśli: “Ale to przyziemne, błahe”. Prawda jest taka, że każda z nas lubi ładnie wyglądać. W dzisiejszych czasach nasz wygląd jest szalenie ważny. Jak cię widzą, tak cię piszą. Dlatego kluczowe jest, by ubrania nie chroniły nas tylko przed zimnem czy deszczem, ale wyrażały też naszą osobowość, a przy tym dodawały nam pewności siebie.
To jest właśnie ta subtelna różnica pomiędzy ubieraniem się, a przebieraniem.
Dlatego ja do niedawna chodziłam tylko w spódnicach i sukienkach. Zdaję sobie sprawę z budowy mojej sylwetki. Mam w domu trzy duże lustra i wiem z czego powinnam być dumna, a co powinnam umiejętnie ukrywać. Moje nogi nigdy nie były moją mocną stroną – stąd wybór sukienek. Boyfriendy odpuściłam sobie już jakiś czas temu. Wyglądam w nich jak klops. Postanowiłam sobie jednak, że nie ustanę w poszukiwaniach póki nie znajdę spodni, które będą na mnie wyglądały przyzwoicie, a ja nie będę czuła się zażenowana nosząc je na czterech literach. Poszukiwania trwały całą wieczność, ale udało się!
Dziś mam dokładnie 6 par tych spodni, o tym samym kroju, ale w różnych kolorach. Bo po co kombinować i szukać skoro wiem, że w nich wyglądam dobrze? Lepsze jest wrogiem dobrego. Tym razem wybór padł na czarne. I powiem wam, że ku mojemu zdziwieniu, wyglądają na mnie nieco inaczej niż żółte tu, czy tu oraz czerwone tu. Kolor zmienia percepcję.
Czarne spodnie zestawiłam z biało-zieloną koszulą.
Wspominałam wam już, jak bardzo pokochałam koszule po urodzeniu Miecia? Wszystko to za sprawą karmienia piersią. I choć moja przygoda z karmieniem już się skończyła, to miłość do koszul pozostała. A ja obecnie mam małą kolekcję w domu. Z dodatkami zaszalałam i dorzuciłam kolejny, nie do końca oczywisty kolor… pudrowy róż. Mój ulubiony w tym sezonie. Oglądając zdjęcia przed oczami stanął mi wspomniany wcześniej absztyfikant, który mawiał o mnie, że jestem typowym Baby Rebel: najbardziej słodkim i niewinnym buntownikiem i wojownikiem jakiego zna. Patrząc na Miecia chyba wiem co miał na myśli. Ech, te geny… 😉
Kurtka – Zara
Koszula – Lambert (Wólczanka)
Spodnie – Massimo Dutti
Okulary – Zara
Torebka – Knomo
Szpilki – Simple
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Wyglądasz bosko!!!
Dzięki <3
Nie pomyślałabym, że to ten sam model spodni. A co za urocza mina Baby Rebel 😀
<3
😀 :*