Mówienie „dzień dobry” było jak oddychanie i jedzenie. Warunek konieczny do przeżycia. Bo niechby jakaś sąsiadka, bliższa lub dalsza, doniosła rodzicom, że ich niewychowane dziecko nie powiedziało jej „dzień dobry”. Oj działoby się! I na pewno świadczyłoby źle o całej rodzinie.
Kiedy w naszym kraju dzieje się jakaś ludzka tragedia, jakieś zabójstwo, gwałt lub inne straszne patologie to sąsiedzi zapytani przez redaktora z telewizji zwykle mówią: „normalny był, niczym się nie wyróżniał, zawsze „dzień dobry” powiedział”. Przez pryzmat witania się zwykliśmy oceniać kulturę osobistą ludzi wokół nas.
Cham i prostak
Dlatego też uważam, że mieszkam wśród samych chamów i prostaków. Wystarczyło im na mieszkanie na nowym osiedlu w centrum Warszawy, ba, nawet na super furę im wystarczyło, ale na kurs kultury osobistej już nie. Niestety… Na palcach jednej ręki jestem w stanie policzyć sąsiadów, którzy odpowiadają (nie marzę już o tym żeby pierwsi mówili) „dzień dobry”. Reszta na moje powitanie reaguje nerwowym wzdrygnięciem, dokładnie tak jakbym powiedziała: „dawaj kurwa portfel!”. Ale żeby nie było, że cała Warszawa taka niewychowana. Pracuję w Śródmieściu, przy Placu Konstytucji. Nasze biuro mieści się w prywatnym mieszkaniu. Klatkę schodową przemierzam nawet kilka razy każdego dnia, często spotykam sąsiadów i powiem szczerze: tam ludzie pierwsi, już z daleka wołają na powitanie.
Jest jeszcze duch w narodzie, ale biorąc pod uwagę średnią wieku u mnie na osiedlu i na Pl. Konstytucji, to śmiem przypuszczać, że chyli się on ku upadkowi. Zupełnie tak, jakby „dzień dobry” było zarezerwowane tylko na wyjątkowe sytuacje, tylko dla wyjątkowych nam osób. A wystarczy pojechać gdziekolwiek na Zachód, by dowiedzieć się jak często można być witanym przez obce sobie osoby. Tak po prostu, bez podtekstu i bezinteresownie.
Zanika kultura mówienia “dzień dobry”. Zastanawiam się co będzie następne. Może przestaniemy sobie dziękować albo się przepraszać?
I jeszcze jedno, do rozważenia
Jest pewna grupa sąsiadów na moim osiedlu, którzy „dzień dobry” mówią zawsze, nawet klika razy dziennie. Jest jedna cecha wspólna tych właśnie osób. To ludzie, którym w życiu wyszło, jakkolwiek górnolotnie by to nie zabrzmiało. Są szczęśliwi, zadowoleni z życia. Jednym propagatorów witania się w naszym budynku jest znany szef kuchni, który w sumie jest już taką gwiazdą, że nic nie musi. Nie musi, a jednak mu się chce. Podejrzewam, że między innymi dzięki tej otwartości, z której wynika każde jego „dzień dobry”, osiągnął w życiu taki właśnie sukces.
Kiedy pierwszy raz zabrałam Janka do siebie na wieś, poszliśmy na długi spacer. W ciągu trzech godzin marszu minęliśmy kilkanaście osób. Za każdym razem ja witałam się bardzo serdecznie i za każdym razem słyszałam równie serdeczną odpowiedz. Odchodziliśmy kilka metrów dalej, a Janek, wówczas jeszcze mój narzeczony, pytał z ciekawością: „kto to był?” Tylko w jednym przypadku dałam mu konkretną odpowiedz. W pozostałych przypadkach po prostu nie znałam tych ludzi osobiście. Ale nauczono mnie w domu prostej zasady: kulturalnym trzeba być dla wszystkich, nie tylko wtedy kiedy nam się to opłaca albo kiedy nam wypada.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Niechcący dodał mi się poprzedni komentarz, zanim skończyłam go pisać, więc kontynuując… 😉 Ludzie często myślą, że jeśli ktoś, kogo nie znają, mówi im “dzień dobry”, to pewnie zaraz poprosi o 5 zł albo czegoś innego będzie chciał. W końcu mama całe dzieciństwo nam powtarzała, żeby nie ufać obcym. W niektórych to bardzo mocno siedzi. Nie pozostaje nic innego, jak przełamywać tę nieufność naszym uśmiechniętym “dzień dobry”. Ja chciałabym tu wspomnieć o czymś, co wkurza mnie o wiele bardziej i co bez dwóch zdań jest chamstwem przez duże CH. W wiosce, w której mieszkam, jest sporo domów letniskowych. Za komuny… Czytaj więcej »
W Warszawie wynajmowaliśmy mieszkanie na Targówku w takim nowszym kilkupiętrowym budynku bez windy. I wszyscy wszystkim mówiliśmy sobie “dzień dobry”, a często ktoś także bezinteresownie zagadał, zapytał, co słychać. Sąsiada piętro niżej mieliśmy takiego, że jak chciał półkę wieszać, to pukał do nas i pytał, czy nie będzie nam przeszkadzać warkot wiertarki. Teraz mieszkamy na wsi, od niespełna dwóch lat, więc na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, które realnie poznałam. Ale jak idę przez wioskę, to się kłaniam, bo w takiej małej społeczności wydaje mi się to po prostu oczywiste! Czy niemówienie “dzień dobry” jest przejawem chamstwa?… Może aż… Czytaj więcej »
Mam dokładnie te same przemyślenia. Mam wrażenie, że Polacy (oczywiście uogólniając) są pełni złości i agresji. Za każdym razem jak jadę na urlop za granicę jestem w szoku, że ludzie się uśmiechają do siebie na ulicy…
Bardzo dobry tekst. Powinien być czytany codziennie przez Panie ze sklepów i banków w mojej miejscowości… Wyznaję zasadę, że wita się ten kto przychodzi. I tak robię. Bardzo często nie doczekując się odpowiedzi…