Ale to tylko pozory. Lecimy. Przecież kochamy Paryż. Nie zmieniamy naszych planów. Nawet przez moment się nie wahaliśmy. I nie wynika to wcale z naszej bezmyślności, czy braku wyobraźni. Nie ma w nas przyzwolenia na zastraszenie. Na burzenie obrazu świata, w którym żyjemy.
Jesteśmy drugim pokoleniem powojennym.
Ani my, ani nasi rodzice nie zaznali wojny. Z tą różnicą, że nasi rodzice, poprzez historie swoich rodziców, musieli zmierzyć się z jej widmem. Nas nikt do tego nie przygotowywał. Nauczono nas jak martwić się o siebie i o swoich najbliższych. Jak dbać o swój dobrobyt i dobrostan. Powiedziano nam, czym warto się w życiu przejmować, a co lepiej sobie odpuścić. Nauczono mnie, że powinnam się martwić o to, czy moja rodzina jest szczęśliwa, czy dziecko jest zdrowe i czy wystarcza mi do pierwszego. Nikt nie nauczył mnie martwienia się o świat, w którym żyję. A co gorsza, nikt nie nauczył mnie radzenia sobie ze strachem o świat, w którym żyć będą moje dzieci.
Trwałość pamięci o nas
Jakiś czas temu, razem z moim teściem, profesorem archeologii, projektowaliśmy nagrobek dla mojej teściowej. Decyzję co do kształtu pozostawiliśmy tacie – bardzo mu na tym zależało. Jakież było nasze zdziwienie kiedy na projekcie zobaczyliśmy ostrosłup o wysokości 168 cm (tyle wzrostu miała mama) i przybliżonej wadze pół tony. Taka spiczasta piramida. Tłumaczenie jakie wtedy usłyszałam zupełnie nie mieściło się w mojej głowie. „Jeśli już przyjdzie wojna, powstanie czy rozruchy, a historia pokazuje nam, że to tylko kwestia czasu, to ciężko będzie taki grób zniszczyć albo splądrować, co w czasach wojennych jest dość powszechnym zjawiskiem.”
Jaka wojna? O czym ten człowiek mówi? Mój teść zawsze wydawał mi się nieżyciowym gościem. Taki szalony profesorek, pałający miłością wyłącznie do nauki. Rodzina zawsze była gdzieś na drugim, by nie powiedzieć, że na trzecim planie. „Sami musimy zadbać o trwałość pamięć o nas. A czasy zapowiadają są niepewne.” Wtedy wydało mi się to nie do pomyślenia. Dziś oglądam TVN24 i czuję się oszukana. Czuję, że ktoś nie powiedział mi całej prawdy o życiu i świecie w jakim żyję.
Gdzie ta wolność
Miecio zasnął dziś po południu, a ja w ramach relaksu wybrałam się na paznokcie. Ot taka mała, próżna przyjemność. Lubię kiedy raz na jakiś czas moim największym zmartwieniem jest wybór koloru lakieru. Siedziałam w tym całym salonie manicure i czułam, że robi mi się niedobrze. Miało mi być przyjemnie, a ja czułam się fatalnie. Mam wrażenie, że ktoś zabrał mnie na wycieczkę, w katalogu pokazał piękne zdjęcia hotelu i plaży, a ja wylądowałam w klitce bez okna, z grzybem na ścianie, pośrodku jakiejś pustyni. Szanse na dostęp do morza zerowe. Gdzie ta wolność, do której prawo obiecywano nam od pierwszych, świadomych dni życia?
Wymarzona Francja, ukochany Paryż
Naszym rodzinnym marzeniem, odkąd jesteśmy razem z Jankiem, była wyprowadzka do Francji. Konkretnie do Nicei. Według nas to najpiękniejsze miejsce na ziemi, w którym przez 300 dni w roku świeci słońce. Czujemy, że to nasze miejsce. Wczoraj ktoś wszedł do mojej głowy z buciorami. Podszedł do ściany z marzeniami, bezczelnie zdarł jedno z nich i zdeptał. Poczucie niesprawiedliwości wzrasta we mnie z godziny na godzinę. Dziś mam wrażenie, że Polska jest miejscem po stokroć bezpieczniejszym niż nasza wymarzona Francja. Choć czuję, że to tylko pozory…
Postanowiony- odwiedzamy Paryż.
Podobno nasz nowy rząd ma dawać 500 zł na każde nowonarodzone dziecko (sic!). Teraz zastanawiam się, czy jeśli daliby mi 500 tysięcy, to czy zdecyduję się na kolejnego potomka. Patrzę na Miecia i zastanawiam się jaki los żeśmy mu zgotowali? W jakim świecie przyjdzie mu żyć? Czy jego jedynymi, większymi zmartwieniami w życiu będzie puste konto bankowe przed wypłatą albo złamane serce? Tak bardzo bym tego chciała. Żeby w przyszłości musiał przejmować się tylko takimi rzeczami…
Na zakończenie, za trzy tygodnie polecimy do Paryża. Spędzimy tam romantyczny tydzień. Pójdziemy na kolację przy świecach, wdrapiemy się Łuk Triumfalny i wielokrotnie wyznamy sobie miłość. Uwielbiamy Paryż. Nie ma i nie będzie w nas przyzwolenia na Paryż i Świat taki jak wczoraj…
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Te ostatnie wydarzenia jak dla mnie są trudne do skomentowania. Bo czytam różne wypowiedzi i widzę: przewidywaliśmy, że ataki nastąpią, tego się można było spodziewać. I tak sobie myślę: kurcze, a ja tu sobie siedzę spokojna, że nic się złego nie dzieje. A w tym czasie, ktoś postanawia zamordować setki ludzi… I teraz już nie jestem taka spokojna.
Przyzwolenia może w nas nie być, ale to są tylko słowa, które nie mają żadnej mocy w zdarzeniu z bombą terrorysty, o ile Francja w końcu się nie opamięta i nie zrozumie, że muzułmanie to kompletnie inna mentalność i nie myślą jak europejczycy, to nie wróżę im dobrze. Sami dali im socjal i nauczyli, że nie trzeba się asymilować z tubylcami. Wczorajsza tragedia nie mieści się w głowie, ale zarazem jest następstwem poprawności politycznej, której zachód sam staję się zakładnikiem… niestety.
Emily – to nie są tylko słowa. Wczoraj czytalam wywiad z człowiekiem którego żona zginęła w zamachu w Paryżu. Powiedział bardzo mądrze że nie możemy dać się tym ludziom zastraszyć że musimy żyć z całych sił. Że każdy nasz lęk i strach jest dla nich pożywką dla dalszych działań terrorystycznych. Mądry facet. Zgadzam się z nim…
Marta, przeczytalam i uwazam ze masz calkowita racje !
Choc ja po dzisiejszych wiadomosciach zaczelam sie bac, nie o siebie ale o przyszlosc mojego dziecka. W jakim ona bedzie swiecie zyc??
Pierwsze przeczytane wiadomosci o Paryzu spowodowaly u mnie, ostry bol w klatce piersiowej, pomyslalam o tych ludziach, pomyslalam: ale jak to tak? We Francji? W Paryzu? W Kraju, który uwielbiam do ktorego zawsze chcialam jechac, ale zawsze bylo ‘ale’…
Mam nadzieje, ze wszystko bedzie dobrze i wrócicie do nas cali i zdrowi!
pozdrawiam
Dorota! Też mnie ta cała sytuacja przeraża i momentami paraliżuje mnie strach. Trzeba jednak iść do przodu i dać sie ani zastraszyc ani sprowokować…
Przepiękny, aż smutny tekst. Dokładnie się z Tobą zgadzam, ktoś nas oszukał…ktoś nie wyjawił całej prawdy….