Mówi się, że robienie sobie dzieci w ramach naprawiania relacji małżeńskich, to najgorszy z pomysłów. A ja znalazłam dowody na to, że to wcale nie jest takie złe rozwiązanie. Zobaczcie jakie są sposoby na naprawę związku. Podobno rozwód jest na drugim miejscu na liście najbardziej stresujących wydarzeń w życiu. Na pierwszym jest śmierć bliskiej osoby, a na trzecim ślub. Jak więc sprawić by każdy ślub trwał do śmierci i nigdy nie prowadził do rozwodu? Zrobić sobie gromadkę dzieci. Zaskoczeni? Dziecko jako sposób na ratowanie związku to jedna z najskuteczniejszych metod, która sprawia, że rozwód nie jest konieczny.
Zacznę z grubej rury, czyli od statystyk.
Znacie pewnie te wszystkie malkontenckie wyliczenia, że w Polsce coraz więcej rozwodów, że rodzi się coraz mniej dzieci i że nowych małżeństw jest jak na lekarstwo. To ja teraz mam dla was coś bardzo optymistycznego. Oto statystyki GUS z pierwszego półrocza 2016 roku. Otóż, w porównaniu z pierwszym półroczem w 2015 roku w można by uwierzyć, że w naszym kraju zachodzi „Dobra Zmiana”. Wyobraźcie sobie, że w pierwszym półroczu 2015 roku na świat przyszło 181 tysięcy dzieci, a w analogicznym okresie w tym roku już 191 tysięcy! O dziesięć tysiaków Polaków więcej. Ale to nie wszystko! Porównując ten sam okres wzrosła też ilość zawieranych małżeństw: było niecałe 69 tysięcy, a jest 74 tysiące. A teraz najlepsze? Spadła też liczba rozwodów: było prawie 36 tys. a jest 32,5 tys. Ktoś powie, że to zasługa programu „Rodzina 500+”, ale ja mam inną teorię na ten temat.
Według demografów z Uniwersytetu Łódzkiego prawdopodobieństwo rozwodu maleje wraz z ilością dzieci. A teraz szokujące statystyki: prawie 40% wszystkich rozwodników w naszym kraju nie ma ani jednego dziecka, tylko nieco ponad 3% rozwodników ma trójkę dzieci, a tylko 1% polskich rozwodników ma czwórkę dzieciaków. Przypadek? Nie sądzę. Wszystko wskazuje na to, że poprawa relacji w związku jest ściśle związana z posiadaniem dzieci.
Dzieje się tak z kilku przyczyn.
Pierwsza, która się nasuwa, szczególnie sceptykom tego typu statystyk to wiara w Boga. Bo przecież ludzie wierzący częściej decydują się na rodziny wielodzietne, a skoro są wierzący, to o rozwodzie nie ma mowy, nawet jeśli w domu nie dzieje się dobrze. Tacy rodzice najczęściej popierają bycie razem dla dobra dziecka. Rozumiem ten argument, ale osobiście znam kilka współczesnych rodzin wielodzietnych, którym do kościoła jest średnio po drodze, a mimo to ich wzajemne relacje są wzorowe, a dzieci rodzą się niemal co wiosnę. To ich sposób na to jak wzmocnić swoje małżeństwo.
Kolejny argument, który mi się osobiście nasuwa to to, że dzieci najzwyczajniej zbliżają rodziców do siebie i rozwód nie jest koniecznością.
A robią to na kilka sposobów. Po pierwsze skutecznie odciągają uwagę od głupot. Sama pamiętam moje rozterki jeszcze z czasów bezdzietnych, kiedy to w głębi mej przepastnej duszy szukałam odpowiedzi na pytanie, czy miłość do Janka jest tą jedną, jedyną i najostateczniejszą. Czy on mnie kocha tak jakbym tego oczekiwała i czy aby na pewno patrzymy w tę samą stronę? Śmieszne, co? Z perspektywy czasu dziwię się sobie, że traciłam czas na takie dyrdymały. Teraz to jest prawdziwa walka o przetrwanie! Cieszymy się jak dzieci, kiedy podczas popołudniowej drzemki Miecia uda nam się doprowadzić do zbliżenia na zimnej podłodze w łazience. Cieszymy się jak głupki kiedy udaje nam się wieczorem zjeść zimnego kotleta z buraczkami przy zapalonej świeczce z Ikea. To jest prawdziwa miłość, a nie jakieś tam bzdury.
Po drugie dziecko w sposób jednoznaczny i nieodwracalny porządkuje wartości życiowe.
Od momentu jego pojawienia się nie masz już dylematów: kariera czy miłość, rodzina czy rozwój osobisty. Nieważne na co się zdecydujesz – ważne, że dziecko pomaga podjąć taką decyzję w pięć sekund. Pozostały czas masz na zmianę pieluchy. 😉 Szukasz sposobu na pokonanie kryzysu w związku? Spójrz na swoje dziecko, a odpowiedź przyjdzie sama.
Po trzecie, decydujesz już nie tylko za siebie.
I z obserwacji wiem, że ten argument najczęściej motywuje ludzi do pójścia na terapię małżeńską czy chociażby do tego, żeby po prostu porozmawiać o piętrzących się problemach w małżeństwie i zastanowić się, jak ratować związek. Zawsze z tyłu głowy jest to, że dziecko będzie rozbite pomiędzy dwoma domami. Że jako rodzic nie będziemy z nim przebywać dzień w dzień, bo dzieckiem lub dziećmi trzeba będzie się umiejętnie podzielić. Poza tym zbudowanie rodziny patchworkowej jest piekielnie trudne i wiem to od znajomych którzy rozwodzili się z poczuciem, że ich życie właśnie w tym momencie staje przed nimi otworem, a oni, jak w piosence: „mogą wszystko!” Rzeczywistość i rynek wtórny na Tinderze mocno to zweryfikował. Bycie razem dla dobra dziecka nie zawsze jest złym pomysłem, co też nierzadko wpływa na poprawę relacji w związku i rozwód odchodzi w zapomnienie.
Kasa, kasa, kasa
Jest jeszcze jeden dość przyziemny, ale jakże ważny argument, który trzyma nas przy sobie w kontekście dużej rodziny, a mianowicie kasa! Trudniej jest bowiem wziąć rozwód kiedy ma się trójkę dzieci ze świadomością, że na wszystkie trzeba będzie łożyć alimenty. Tu ani Święty Boże ani 500+ nie pomoże. Dlatego tacy ludzie wolą zasiąść do okrągłego stołu by dwukrotnie upewnić się, że zrobili wszystko aby ratować małżeństwo. Chociażby z tego powodu warto pomyśleć, jak ratować związek.
Jeśli więc widzicie gromadzące się chmury nad waszym małżeństwem, to może czas na dziecko? Oczywiście piszę to pół żartem pół serio. Wiem, że czasami dziecko to przysłowiowy plaster na dupę i po jego urodzeniu jest tylko gorzej. Ale jeśli tylko poważnie myślicie o swoim związku, to nie zwlekajcie z dziećmi. One tylko wam pomogą.
A na koniec jeszcze jedna statystyka. Najwięcej, bo aż 45% małżeństw kończy się rozwodem w Warszawie i w Łodzi. Łódź to jeszcze rozumiem, ale Warszawa? Ludzie ogarnijcie się! 😉
P.S. Żartowałam z tą Łodzią. Mam piękne wspomnienia z tego miasta jeszcze z czasów studenckich. Bogusław Linda nie ma racji. Adaś Miauczyński też. 😉
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Tytułowa rada przypomina mi trochę propozycję gaszenia pożaru benzyną.
Odkryłam tego bloga wczoraj i już was kocham, chcę tak <3 Nigdy nie chciałam dzieci, a teraz tak czytam kolejne wpisy (przepraszam, że nie komentuję pod każdym) i jakoś przyszło mi do głowy, że może jednak. Jak już skończę ten ostatni rok mgr, jako frontend zrobię wszystkie projekty i zacznę się nudzić, że praca to ciągle to samo, a nasz związek, przecież nie zawsze będzie gorący jak mój temperament w pobliżu egzaminów, to wspólne wychowywanie nowego kogoś, kto ma połowę chromosomów moich a połowę M. może okazać się nową przygodą życia.
Jak fajnie, że do nas trafiłaś <3 Koniecznie z nami zostań na dłużej. Obiecujemy pisać dużo, pięknie i do rzeczy 😉 A dzieci są na prawdę spoko. Tylko wiesz - sama musisz to czuć. Potwierdzamy to jako dwójka ludzi, którzy przed pojawieniem się Miecia od dzieci stronili 😉
Korelacja nie oznacza przyczynowości. Moim zdaniem jest na odwrót – są rozwody bez dzieci, bo albo od razu po ślubie ogarniesz że to nie on/ona, albo przez niemożność zajścia w ciążę w końcu się rozpadnie. Później z jednym dzieckiem – bo jest to na tyle obciążające, że się rozpadnie. Czasem jeszcze ma się dwójkę na poratowanie, albo tak po prostu. Do czego zmierzam: to moim zdaniem to nie dzieci przeciwdziałają rozwodom, ale raczej to Ty, jeśli się wahasz albo widzisz coś co Ci nie pasuje, nie zdecydujesz się na dzieci (lub na kolejne). Moja mama chciała trójkę. Po odchowaniu dwójki… Czytaj więcej »
My dwa lata po ślubie ( będzie 27.09) nadal bez dzieci. W planach jest 3 😃 ale czy to wypali… fakt faktem jesteśmy razem 10 lat a ja nadal twierdzę, że męża mam cudownego….
Pięknie! Gratulacje <3
A my mamy 1 dziecię, kończy 3 tyg w sobotę, ale póki co to myśl o kolejnym przyprawia mnie o palpitacje. Z powodu porodu oczywiście. Śni mi się to koszmarne przeżycie po nocy. Ale obecność męża przy porodzie mimo wszystko również odkłada rozwód conajmniej o pare lat, on nabiera szacunku dla jej heroiczności, ona przekonuje się, że nawet przy łyżeczkowaniu on się nie ugnie i dzielnie trwać będzie. To jest Miłość! Panowie! Na porodówki!
Właśnie! Panowie! 🙂
Mi się wydaję, że nie ślub tylko remont jest tym 3 najbardziej stresującym wydarzeniem.
Oj! Zgadzam się <3
Dość zaskakujące te dane muszę przyznać, bo z moich doświadczeń i obserwacji wynika, że po narodzinach dziecka związek zazwyczaj dostaje po przysłowiowej dupie. Fakt, że jak to przetrwacie, to potem jesteście sobie jeszcze bliżsi i macie naprawdę solidne podstawy do dalszego wspólnego życia, ale żeby wyjść z tego zamieszania z tarczą a nie na tarczy trzeba się nieźle postarać.
Heheh a nas połączyło dziecko to prawda , ale jeszcze bardziej połączył nas kredyt hipoteczny 😆😆😆