Cesarskie cięcie. Jakie są jego plusy? Już tłumaczę.
Znałam termin mojego porodu i do szpitala wybrałam się jak na wizytę do kosmetyczki.
Dosłownie. Mąż rano pomógł mi nakręcić włosy, zrobiłam sobie makijaż, który miał wytrzymać przez kolejne trzy dni, spakowałam walizeczkę i na godzinę 13.00 wybrałam się piechotą do szpitala.
Nie stresowałam się naturalnym porodem i nie czekałam na skurcze.
Owszem, dwa albo trzy razy zdarzył mi się fałszywy alarm, z którym wylądowałam na KTG, ale generalnie wiedziałam, że nie mam szans urodzić naturalnie i tak czy siak czeka mnie cesarskie cięcie.
Wiedziałam, że nie będzie bolało.
Przynajmniej sam poród, bo to co było później opiszę trochę dalej. Wiedziałam, że dostanę znieczulenie i że nic nie będę czuła.
Wiedziałam, że mój poród przyjmie mój lekarz prowadzący, co jeszcze bardziej utrzymywało mnie w poczuciu komfortu i bezpieczeństwa.
Poza tym z racji tego, że cesarka była zaplanowana, na sali operacyjnej był komplet personelu, jakieś 7 osób przygotowane na to, by w razie jakiegokolwiek wypadku pomóc mi oraz rodzącemu się Mieciowi.
Mogłam z głową zaplanować przyjazd najbliższych w celu poznania nowego członka rodziny.
Zmieniłam pościel w domu. Uzupełniłam braki w lodówce. Mąż natomiast uzupełnił braki w barku. Byliśmy gotowi na zlot rodzinny.
Nie mam traumy związanej z długotrwałym i bolesnym porodem naturalnym
Dzięki czemu już teraz zastanawiam się nad kolejnym dzieckiem, które pewnie z racji pierwszej cesarki urodzi się tą samą drogą.
Miecio urodził się zupełnie wypoczęty.
Taki różowiutki bobas, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Naturalny poród jest bowiem wysiłkiem nie tylko dla mamy, ale też dla rodzącego się dziecka. Nie bez powodu mówi się, że to najkrótsza i jednocześnie najtrudniejsza droga w życiu każdego człowieka.
Duża głowa mojego dziecka nie zrobiła spustoszenia w moich narządach rodnych…
…które służą też do innych, wiadomych czynności. Zadowolony bardzo mąż. 😉
Minusy wynikające z mojego porodu przez cesarskie cięcie:
Nie dano mi wyboru.
W sumie to trochę bałam się porodu naturalnego i zastanawiałam się, co tu zrobić by rodzić przez cesarskie cięcie, ale kiedy lekarz prowadzący powiedział mi, że nie mam szans na poród naturalny z racji ułożenia pośladkowego dziecka oraz podejrzenia wady serca (która później została wykluczona), to jakoś tak przykro mi się zrobiło, że nie będę mogła spróbować swoich sił w porodzie naturalnym, i że ta opcja jest zupełnie poza moim zasięgiem.
Nie dano wyboru Mieciowi.
Nie wiem na ile cesarskie cięcie miało wpływ na mojego syna, ale przez pierwsze dni odnosiłam wrażenie, że on jeszcze nie planował pojawienia się na świecie. Ciągle spał, mało jadł i w ogóle nie płakał. Może to temperament mojego dziecka, a może właśnie efekt cesarki.
Czekanie na datę planowanej cesarki to jak czekanie na ścięcie głowy.
Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że ja nigdy nie miałam żadnej operacji. Ba! Nawet nie miałam założonego ani jednego szwu. Nigdy. Nigdzie. A tu czekała mnie, jedna z najczęstszych na świecie, ale jednak operacja.
Bałam się o to czy będę miała pokarm.
I na początku go nie miałam. Niepotrzebnie wpadłam w panikę i zaczęłam pobudzać pracę moich piersi laktatorem. Mój organizm dostał sygnał, że urodziły się siedmioraczki i po jednym dniu dostałam takiego nawału pokarmu, że hej. A moje piersi wyglądały jak niezaliczony egzamin z wszczepiania implantów piersi, na specjalizacji z chirurgii plastycznej.
Mam bliznę, która zresztą bardzo wolno się goi.
I ta blizna prawdopodobnie jeszcze nie raz będzie świeżą raną, zakładając, że chcę mieć więcej dzieci. Ciągle jest dość czerwona mimo stosowania drogich kremów z silikonem. Poza tym w jej okolicach cały czas nie mam pełnego czucia.
Zaprzeczyłam naturze.
Chcąc czy nie zaburzyłam pewien bardzo naturalny proces. Jeden z lekarzy kiedyś powiedział mi, że gdyby cesarka byłaby takim super rozwiązaniem dla kobiet to każda z nas rodziłaby się z suwakiem w brzuchu. Daje do myślenia…
Dłużej leżałam w szpitalu.
Kobiety rodzące naturalnie, szybko, bo po dwóch dniach wracają do domu i mogą zacząć cieszyć się swoim macierzyństwem. Ja leżałam 5 dni i marzyłam o powrocie do domu.
Dłużej dochodziłam do siebie.
Choć już 12 godzin po operacji chodziłam z Mieciem po szpitalnym korytarzu, oczywiście zachowując ostrożność, to jednak miałam spore problemy ze zmienianiem pozycji, podnoszeniem dziecka i innymi codziennymi czynnościami. Szczególnie tymi wykorzystującymi mięśnie brzucha.
Później niż inne matki zaczęłam ćwiczyć.
A bardzo zależało mi na tym, żeby jak najszybciej zacząć zrzucać po ciążowe kilogramy. Musiałam jednak wstrzymać się z bólami i odczekać 6 tygodni, po których dostałam zielone światło od lekarza prowadzącego. Dla porównania: parę dni temu poznałam dziewczynę, mamę czwórki dzieci, która powróciła na salę treningową już po 6 dniach po porodzie siłami natury. Za zgodą lekarza. Oczywiście na pół gwizdka i bez ćwiczeń na brzuch.
Przez cesarkę miałam baby bluesa.
I to chyba najgorszy aspekt tej „formy” porodu. Teraz już wiem, że przyczyną mojej depresji poporodowej była właśnie cesarka. A dokładnie to, że nie udzieliły mi się pozytywne emocje i uczucia, które udzielają się matce po wysiłku związanym z naturalnym porodem. Po wyciągnięciu Miecia z brzucha przystawiono mi go do policzka, a następnie zabrano na 12 godzin. W tym czasie on smacznie spał na oddziale noworodków, a ja dochodziłam do siebie na sali pooperacyjnej. Dziś myślę, że gdybym dostała go od razu do przytulenia, wycałowania i nakarmienia to sytuacja wyglądałaby inaczej. Bo kiedy rano przyniesiono mi go do łóżka, jedyne uczucia jakie w sobie miałam to strach, smutek i chęć ucieczki. Tak jakbym zupełnie nie spodziewała się, że skutkiem cesarskiego cięcia będzie to, że Miecio w końcu będzie przy mnie.
Mam nadzieję, że moje argumenty dobitnie pokazują, że cesarka nie jest bajką, którą bogate panie opłacają sobie na życzenie. Owszem, zdarzają się takie przypadki, ale w Polsce to nadal margines bo koszt takiego zabiegu na życzenie to minimum 8 tysięcy złotych. Większość cesarskich cięć to sytuacje, o których zdecydował los, a nie widzimisię przyszłej matki.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Ja rowniez mialam cesarke i nie mialam wyboru bo mialam stan przedrzucawkowy w 34 tygodniu ale uwazam ze to najgorsze co mnie spotkalo bardzo dlugo do siebie dochodzilam piersi nie zalapaly i mleka praktycznie nie mialam a baby blues masakra zwlaszcza ze dziecko mi zabrali po godzinie moj umysl nie przyjmowal do swiadomosci ze coreczka juz na swiecie jest nawet nie chcialam jej odwiedzic drugiego dnia balam sie o nia kochalam ale mialam wrazenie jakby nie byla moja do 3 nocy kiedy tak zaczelam plakac za nia ze nie potrafilam sie uspokoic… Mam nadzieje ze drugiego dziecka jesli bedzie mi… Czytaj więcej »
Marta, ja jestem kolejnym przykładem, że cesarka może być super. Zniszczyła mi ją tylko jedna osoba – moja teściowa, która jak przyjechała w odwiedziny powiedziała “eee, ty to nawet nie wiesz co to znaczy poród”. Zrobiło mi się wtedy niezwykle przykro i to był ostatni raz, kiedy powiedziałam jej cokolwiek o mojej radości z życia. O tym, że będę miała cc, wiedziałam od samego początku, ponieważ mam dużą wadę wzroku. Kiedy w 4 czy 5 miesiącu ciąży dałam ginekologowi zalecenie od okulisty, zaczął coś kręcić, wymyslać, gadać od rzeczy, po czym stwierdził, że w ich szpitalu (Solec) nie wykonuje się… Czytaj więcej »
Ja miałam cesarkę. Od początku chciałam. Nie wyobrażałam sobie bym mogła rodzić naturalnie. W szpitalu wylądowałam dzień przed planowanym terminem porodu. Po 3 dniach lekarz w końcu zadecydował o porodzie. Chciał bym rodziła naturalnie ale nie zgodziłam się bo wiedziałam, że i tak skończy się na cesarce ( jak u każdej kobiety w naszej rodzinie ). Dzięki mojemu uporowi mam zdrową i cudowną córeczkę. Niestety okazało się, że malutka już była w zielonych wodach. Ciekawe co by się stało jakbym musiała rodzić normalnie.. Nawet nie chcę o tym myśleć. Po cesarce doszłam bardzo szybko do siebie. Blizna zagoiła się idealnie.… Czytaj więcej »
Co szpital to inne obyczaje. Ja w sumie trochę żałuję, że nie miałam szansy rodzić naturalnie ale jakoś specjalnie tego nie rozpamietuję. Najważniejsze, że Miecio jest zdrowym i bardzo radosnym chłopcem 🙂
Pewnie, że cesarka to poród, bo dziecko się rodzi (pojawia się na świecie). Pewnie, że po cesarce nie jest łatwo bo boli cię brzuch, nie możesz sie podnosić, cieżko jest ci sie poruszac itp ale tak samo jest po porodzie naturalnym. Niektore dziewczyny szybciej dochodzą do siebie inne pozniej, niektore maja baby blusa inne nie i nie zalezne jest to od rodzaju porodu. Ja jednak bardziej chylę czoła przed porodem naturalnym, a raczej przed kobietami, ktore tak rodzą. Ja mimo, że rodziłam naturalnie to dochodziłam do siebie przez ponad miesiac – niestety hemoroidy od parcia mnie nie ominęły :/ ,… Czytaj więcej »
100% racji. Liczy się rezultat – czyli to, że dziecko pojawia się na świecie 🙂 A to którędy do nas przychodzi jest mniej istotne.
Dlugo sie wahalam czy napisac cos na temat moich przezyc pod Twoim postem, czytalam go i plakalam kilka razy, nawet teraz chce mi sie plakac. Nawet na swoim blogu nie opisalam moich przezyc, wszystko w skrócie… Jak wiesz mieszkam w Anglii, tutaj cala ciaze prowadzi polozna, rzadko lekarz. W moim przypadku ze wzgledu na wiek i tarczyce prowadzil tez lekarz. Bedac w Polsce w szóstym miesiacu, moj lekarz poradzil cc ze wzgledu na tarczyce i waskie biodra, niestety lekarze w UK uznali ze jestem sprawna fizycznie zeby urodzic naturalnie, kilka razy sie prawie klócilam, az w koncu dopielam celu, prawie.… Czytaj więcej »
Zapomniałaś o najważniejszym – poród naturalny jest zdrowszy dla dziecka: przeciskanie się przez kanał rodny, czas trwania porodu etc, powodują pewne zmiany (korzystne) dla dziecka, których nie daje cesarka. Ja niestety tez miałam cesarkę, babybluesa potwornego, który trwał 3 tygodnie, więc nadal nie mogę odżałować, że wyszło jak wyszło, no ale zdrowie dziecka jest najważniejsze (u mojego syna spadło tętno, poza tym był dużym dzieckiem, stąd decyzja o operacji).
Jeśli do cesarski dochodzi po dłuższym wysiłku, u mnie np. po 12h dziecko samo dało znać i odeszły wody albo były skurcze to dziecko jest gotowe, następują pewne zmiany, traci fakt przejścia przez kanał rodny jedynie.
Po cc już na sali przejściowej/obserwacyjnej przystawili mi dziecko do piersi i był ze mną przez ok 4h, koło północy zabrali go żebym mogła odpocząć.