Ja właśnie teraz, po raz pierwszy w życiu złapałam sportowego bakcyla, a aktywność fizyczna stała się moją codziennością. Właśnie wtedy, kiedy dostałam zielone światło od otoczenia, że wcale nie muszę tego robić. Bo mam już męża i jestem młodą mamą. Niech starają się te, które dopiero zabierają się za zakładanie rodziny, czyli szukanie narzeczonych. Nie dla mnie kaloryfery na brzuchu i wyrzeźbione bicki. Ja mogę leżeć, tyć i śmierdzieć. Teraz mi wolno. I właśnie dlatego, że mi wolno, to ja tego zupełnie nie chcę. Kiedy już wszyscy, łącznie z rodzicami, bratem i mężem stracili nadzieję na to, że kiedykolwiek zabiorę się za sport ja od roku, trzy razy w tygodniu wciskam tyłek w sportowe lajkry i wyciskam z siebie siódme poty. W ciąży przytyłam tonę, ale po ciąży schudłam dwie. A jeśli mi się udało, to każdej mamie może się udać.
Dlaczego?
Bo zewsząd słyszałam, że po ciąży ciało kobiety zmienia się nieodwracalnie, że zbędne kilogramy zostaną mi tu i ówdzie, i że po prostu muszę się z tym pogodzić. A poza tym w naszej rodzinie to po prostu dziedziczne.
Po co? No właśnie po co? Oto zbiór motywujących mnie argumentów przemawiających za tym by być Sportową Mamą.
Żeby móc biegać.
Za Mieciem. Naprawdę nie wiem jakby to było, gdybym rok temu nie zaczęła ćwiczyć, aktywność fizyczna jest niesamowicie ważna. Miecio jeszcze nie chodzi. On tylko raczkuje, a ja cały dzień spędzam na gonieniu dziecka po mieszkaniu. Ciągłe przenoszenie Miecia na matę, ciągłe podnoszenie i odkładanie 12 kilowego dziecka daje w kość. Ale absolutnie nie łapię przy tym zadyszki, choć wieczorami zupełnie padam na twarz.
Żeby mieć siłę tańczyć.
Z Mieciem. Bo taniec to nasza ulubiona zabawa ostatnimi czasy. Tata włącza nam kawałek z nowej reklamy komórek, a Miecio na rękach mamy robi piruety, unoszenia, podrzucenia i fikołki w powietrzu. Wszystko to na wyćwiczonych mięśniach mamy.
Żeby spacer był prawdziwą przygodą.
A do tego potrzeba czasem niezłej siły i krzepy. Bo przecież najfajniej jest kiedy wózek jedzie tak szybko, że prawie dogania jadące drogą samochody.
Żeby Miecio był dumny z mamy.
I żeby po każdym dniu spędzonym razem mógł wieczorem zasypiać z poczuciem niezwykłej przygody, która trwa i trwa. Żebyśmy mogli razem jeździć na rowerach, ścigać się i bawić w berka. Żeby mama mogła biegać za Mieciem, kiedy ten będzie stawiał pierwsze kroki na rolkach albo na deskorolce.
Żeby Miecio wychował się w sportowym duchu.
Bo mi tego trochę brakowało. Ja byłam chowana na księżniczkę. Moją misją było nie brudzić się, nie ponabijać siniaków, i siedzieć spokojnie na tyłku. Efekt jest taki, że w życiu przez długi czas nie potrafiłam być fighterem. Często odpuszczałam nie wierząc we własne możliwości. Bo sportowy duch zaszczepia w dziecku wolę walki i takim dzieciom w dorosłym życiu jest po prostu łatwiej.
Żeby być najlepszym MILFem na wywiadówkach.
Ten argument zostawiałam sobie na koniec. Piszę go pół żartem, pół serio. Wiem, że trochę to próżne, ale naprawdę napawa mnie duma kiedy inna kobieta mówi mi: „WOW! Ty masz małe dziecko?” To właśnie dla Miecia chcę być piękną mamą. Dla Miecia i dla siebie. Żebyśmy oboje byli dumni z tego jak fajną laską jest Mieciowa Mama.
Dlatego dziś jako #dumnamama, zupełnie bez skromności przyznaję sobie nagrodę w kategorii Łapacza Szczęscia. Bo przez ostatni rok zrobiłam 100 razy więcej niż przez cale moje 29 – letnie życie, żeby dotrzymać kroku mojemu dziecku. Zasmakowałam w sportowym życiu, aktywność fizyczna jest moją codziennością i chcę jeszcze więcej. Dziękuję Mieciowi za inspirację i motywację na co dzień!
#dumnamama #fisherprice
Jeśli Wy też jesteście dumnymi mamami, to koniecznie wejdźcie na profil Fisher Price Polska na FB i wybierzcie trofeum, które symbolizuje Wasz największy sukces macierzyński. Pod wybranym trofeum opiszcie swoją historię. Napiszcie dlaczego to właśnie Wam się ono należy. Najpiękniejsze historie zostaną nagrodzone spersonalizowanymi, wyjątkowymi nagrodami.
[ad name=”Pozioma responsywna”]