To wszystko wydarzyło się tak szybko, że emocje związane z tym wyjazdem docierają do mnie dopiero teraz, z opóźnionym zapłonem. Mogłabym Wam napisać, że zawsze marzyłam o Tygodniu Mody w Nowym Jorku, ale to nie byłaby prawda. Tak wielkie wydarzenie było poza moim zasięgiem. Dlaczego? Bo śledzę wszystkie Tygodnie Mody – zarówno te w Nowym Jorku, Londynie, Mediolanie i Paryżu od dawna. Śledzę z wypiekami na twarzy i widzę kto się na nich pojawia. Dziennikarki, projektanci, styliści i influencerzy, dla których moda jest całym światem. Jakoś nie widziałam tam miejsca dla szalonej mamuśki, która lubi modę, ale nią nie żyje. A jednak! Nawet (nie) marzenia się spełniają! Tak moi drodzy, poleciałam na New York Fashion Week!
Taki Fashion Week to naprawdę jest coś!
Musicie wiedzieć, że NYFW to jedno z najważniejszych wydarzeń modowych na całym świecie. Jest tak zwana wielka czwórka, która od dawien dawna rządzi światem mody i która bezapelacyjnie wyznacza trendy: Nowy Jork, Londyn, Mediolan no i oczywiście Paryż. I nawet jeśli Nowy Jork w pierwszej kolejności nie kojarzy Wam się z modą, to musicie wiedzieć, że pierwszy Tydzień Mody zorganizowano tam już w 1943 roku, wtedy nazwano go „Press Weekiem”. Jego celem było zwrócenie uwagi na modę amerykańską, na tamtejsze marki i rodzimych projektantów. Dlaczego? Chciano nimi zastąpić fascynację modą francuską. Podczas II Wojny Światowej podróżowanie do Europy nie było ani powszechne, ani bezpieczne, dlatego powstała alternatywa dla paryskiego tygodnia mody. Alternatywa bez której współczesny świat mody by nie istniał.
Prawdziwa gratka
Podczas NYFW swoje kolekcje prezentują przede wszystkim projektanci, którzy żyją i tworzą w USA. Ich udział każdorazowo musi zostać zaakceptowany przez Radę Projektantów Mody w Ameryce i za każdym razem słono to kosztuje. Oczywiście płaci projektant, czy też dom mody, bo dla nich to świetny sposób na promocję. Piszę o tym, ponieważ w Polsce wygląda to zupełnie inaczej. Polscy projektanci organizując swoje pokazy, szukając na nie sponsorów, niejednokrotnie na tym zarabiają. W Stanach to projektanci słono płacą za możliwość pokazania się na najbardziej prestiżowym święcie mody, organizowanym dwa razy do roku: w lutym i we wrześniu. New York Fashion week to prawdziwa gratka dla miłośników mody.
Dlaczego akurat ja?
Skoro teraz wiecie już to wszystko, to możecie się zastanawiać, co ja tam właściwie robiłam. Otóż poleciałam tam na zaproszenie. Zaprosiła mnie marka, która jest bardzo mocno związana z New York Fashion Week. W Polsce znacie ją dopiero od roku, bo dokładnie tyle marka TRESemmé istnieje na polskim rynku i dokładnie tyle samo czasu mam przyjemność współpracować z tą marką. Ale jej historia jest znacznie dłuższa, sięga aż 1948 roku, czyli jest niewiele młodsza, niż sam Tydzień Mody. Dla amerykanek TRESemmé jest tym, czym dla nas są jabłka, bursztyn czy pierogi. 😉 W stylizacji włosów TRESemmé nie ma sobie równych. Tu tradycja spotyka się z technologią i innowacyjnością, a takie połączenie po prostu nie może się nie udać.
Piszę Wam o tym dlatego, ponieważ wiem, że duża część z Was właśnie po moim pobycie w Nowym Jorku przekonała się do kosmetyków tej marki. Dostaję od Was zdjęcia i opinie na temat kosmetyków i wszystkie są huraoptymistyczne! A co ma wspólnego TRESemmé z New York Fashion Week? To, że od 11 lat marka jest oficjalnym sponsorem w kategorii pielęgnacji i stylizacji włosów. To jej profesjonaliści stoją za tymi pięknymi fryzurami na wybiegach. 22 tygodnie mody mówią same za siebie, prawda?
A jak było? – podróż
To był mój trzeci raz w Nowym Jorku. Najbardziej intensywny, różnorodny i modowy ze wszystkich moich pobytów tam. Lot przebiegł nadzwyczaj szybko, miałam świetne towarzystwo w postaci Oliwii Bugały, którą możecie kojarzyć z kanału CheersMyHeels na YT. Jednak zgrane towarzystwo to podstawa i to procentowało nam podczas całego naszego wyjazdu.
Na te kilka dni w Nowym Jorku zamieszkałyśmy w pięknym i minimalistycznym hotelu Public, w dzielnicy East Village, która w ostatnich latach jest bardzo modna i tym samym oblegana przez turystów z całego świata. Hotel zaś znany jest z pięknych „neonowych” i bardzo fotogenicznych schodów.
Z hotelu miałyśmy bardzo blisko zarówno do „Katz’s Delicatessen”, w którym nagrywano słynną scenę udawania orgazmu w filmie „Kiedy Harry poznał Sally”. Tam zjadłyśmy pyszne kanapki z pastrami i kiszonymi zielonymi pomidorami.
Rzut beretem miałyśmy też do delikatesów „Russ&Daughters”, które słyną z najlepszych bajgli w Nowym Jorku. Tak naprawdę z naszego hotelu miałyśmy absolutnie wszędzie blisko, co w kontekście wydarzeń i bardzo napiętego grafiku, miało dla nas ogromne znaczenie.
Hotel Public jak przystało na Nowy Jork, charakteryzuje się bardzo małymi pokojami. To było dla nas o tyle wyzwaniem, że miałyśmy całą masę stylizacji, które zmieniałyśmy nawet trzy razy dziennie, a na przebranie się miałyśmy tylko kilka chwil. Ale dałyśmy radę. Dla mnie to była kolejna lekcja organizacji czasu i przestrzeni.;)
Jak było – moda
Oj! Ile ja mam Wam do opowiedzenia w tym temacie! Z pewnością ten temat będzie się przewijał w kolejnych publikacjach na blogu, bo sporo się tego nazbierało. Zacznę od pokazów, bo to one wyznaczały nam harmonogram dnia. Miałyśmy to niekwestionowane szczęście, że prócz pokazów mogłyśmy też zajrzeć na tzw. „backstage”. I powiem Wam szczerze, że to było dla mnie znacznie ciekawsze niż same pokazy. Dlaczego? Obserwowanie pracy specjalistów na kilka minut przed wielkim show, jest niezwykle inspirujące. Zawsze myślałam, że w takim miejscu panuje zgiełk i chaos, a tam wszyscy byli spokojni i bardzo skoncentrowani na swojej pracy. Podglądanie trendów w makijażu, czy w stylizacji włosów to było coś naprawdę niezwykłego.
Jeśli zaś chodzi o pokazy to największe wrażenie zrobił na mnie pokaz Jonathana Simkhai’a.
Piękna, bardzo romantyczna i niezwykle kobieca kolekcja. Dla każdego coś miłego, bo w kolekcji znalazły się zarówno romantyczne jedwabne sukienki czy koronki, ale też bardzo zdecydowane w swej formie garnitury. Wszystko to w nasyconych barwach, czyli tak jak lubię najbardziej.
Pokaz Rebecci Minkoff zrobił na mnie wrażenie niezwykłą oprawą. Podobało mi się to, że kolekcję zaprezentowały nie tylko modelki w rozmiarach XS, ale też XL. Cudownie, że świat mody zmierza w stronę normalności i otwiera się na wszystkie kobiety. Brawo!
Jednak najwięcej działo się na ulicy. To tam zobaczyłam modę, której oczekiwałam. Prócz blogerek, które do tej pory znałam wyłącznie z Internetu, zobaczyłam rzeczy i zjawiska, o których mogłam do tej pory wyłącznie pomarzyć. Zobaczyłam ulicę kolorową i bardzo odważną. Ulicę bezkompromisową i bardzo eklektyczną. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że moja własna droga w modzie, jest najlepszym z możliwych kierunków. Nie podążanie za trendami, a wyznaczanie własnych. Takich, w których to ja będę się dobrze czuła, a swoją pewnością siebie, będę mogła zarażać świat.
Ja – Matka Polka, Wasz kolorowy ptak, dostałam w Nowym Jorku skrzydeł. Dostałam zastrzyk niesamowitej energii, bo zrozumiałam, że moda już dawno wyszła poza ramy tego, co wypada i tego, czego nie wolno. Moda jest formą wyrażania siebie samej. To samo dotyczy fryzur, czy makijażu.
Obecnie mamy wszelkie środki i możliwości ku temu, by wyrażać siebie również poprzez to, co mamy na sobie. Nie musimy wyglądać tak, jakbyśmy byli wyjęci z jednej formy.
Wisienką na torcie była dla mnie uliczna sesja zdjęciowa, którą zorganizowała dla nas marka TRESemmé. Tu możecie zobaczyć jej efekty. Tych zdjęć nie publikowałam jeszcze nigdzie wcześniej. Na tę okazję wybrałam piękną sukienkę z nowej kolekcji Bizuu i biżuterię Lilou. O fryzurę z duuużą ilością spinek i wsuwek zadbała stylistka z TRESalonu.
Była też jedna rzecz, która wprawiła mnie w zdumienie, żeby nie napisać w osłupienie. Otóż nie wiem, czy wiecie, ale w lutym w Nowym Jorku jest naprawdę zimno. Baaaardzo zimno! A w kolejkach na pokazy czasami czeka się długie kwadranse. Trudno jest ubrać się modnie, kiedy na zewnątrz odczuwalna temperatura to -8 stopni. To nie przeszkodziło niektórym dziennikarkom, czy influencerkom przyjść na pokaz w sandałkach, bez okrycia nóg i bez płaszcza. A wszystko to po to, by uliczni łowcy trendów zrobili im zdjęcia. Moda dla ludzi, czy ludzie dla mody? Do mnie przemawia to pierwsze.
Jak było – włosy
To był dla mnie wyjazd pełen inspiracji, również tych włosowych. Mogłam na własne oczy zobaczyć, jak powstają fryzury, które później pojawiają się na łamach najpopularniejszych czasopism modowych. Poznałam Justine Marjan, która jest główną stylistką i ambasadorką marki TRESemmé. To ona wymyśla koncepcję fryzur na część pokazów w ramach NYFW. Na Insta Stories pokazywałam Wam fryzurę z łańcuchami, której Justine nauczyła nas podczas kameralnego spotkania z influencerkami z całego świata. Podczas tego wyjazdu przekonałam się, jak bardzo marka TRESemmé zakorzeniona jest w modzie i jak świadomie odpowiada na potrzeby konsumentek. Na amerykańskim rynku, jak się pewnie domyślacie, oferta kosmetyków jest jeszcze bardziej rozbudowana. Mam nadzieję, że część z nich już wkrótce pojawi się też na naszym rynku.
Jak było – miasto
Znalazło się też kilka chwil na zwiedzanie miasta. Za każdym razem staram się zobaczyć coś innego, bo jak wiadomo Nowy Jork jest nieskończoną skarbnicą pomysłów i inspiracji. Tu z pomocą przyszła mi niezastąpiona Magda z bloga Little Town Shoes, która tym razem pokazała mi miejsca, których nie widziałam nigdy wcześniej. Byłyśmy w bibliotece publicznej, gdzie mogłyśmy zobaczyć oryginalne maskotki (niejako prototypy) z Kubusia Puchatka, wjechałyśmy na Top Of The Rock, odwiedziłyśmy typową amerykańską pralnię (taką, jaką znacie z filmów), byłyśmy w kilku kultowych sklepach i obeszłyśmy Central Park z innej, niż ostatnio strony.
Jak widzicie wyjazd był bardzo intensywny. Na tyle intensywny, że nie zdążyłam nawet zatęsknić za chłopcami. Jakie są moje odczucia? Ten wyjazd otworzył mi oczy na pewne sprawy i obudził we mnie apetyt na więcej. Dawno nie czułam się tak zainspirowana i zmotywowana do dalszej pracy. Jak już Wam wcześniej wspominałam, w tym roku chcielibyśmy wspólnie z Jankiem wybrać się do Nowego Jorku. Teraz kusi mnie, żeby zrobić to w okolicach wrześniowego Tygodnia Mody. Atmosfera tego czasu jest absolutnie nie do podrobienia! <3
Jejku Marta! Twoje życie to marzenie! To znaczy ja wiem że pewnie czasem bywa normalnie 😀 ale to co widać tutaj to jest meeega kolorowa przygoda, której wiele z nas nawet w 1% nigdy nie przeżyje. Ach, pięknie. Rozmarzyłam się. Pięknie Ci się udało A zdjęcia są magiczne.
Piękne zdjęcia, to w pralni moje ulubione
Super czad extra na Maxa zazdroszczę Ci kochana tych chwil i tych zdjęć, i jestem pewna ze byłaś odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu, pasowałas tam idealnie 😍 😍!
Piękne zdjęcia . Gratulacje i powiedzenia w dalszym rozwoju . Oby więcej okazji do takich wyjazdów w świat ❤️
Na prawdę cudowny artykuł, pięknie wręcz bajkowo wyglądasz na zdjęciach. Ja zawsze byłam z modą na bakier. Zawsze wybierałam tylko 3 kolory: czarny, szary i granatowy. Zaczęłam Was obserwować jak gdzieś mignął mi filmik o biuście z owocami 😂 chyba w 2016. Dzięki Tobie Marta zaczęłam przełamywać się z kolorem, coraz więcej kupuję mocnych kolorów. Dzięki Marta, że założyliście tego bloga!! 😘😘❤️