“Ojej, jaki duży brzuchol!” “Dużo już przytyłaś?” “Po twarzy widać, że dziewczynka, bo chłopcy to raczej dodają mamusi urody.” “O cholera! Ale Ci spuchły nogi! To już końcówka co?” “Ale masz nabrzmiałe piersi, boję się, że zaraz wybuchną mi w twarz.” “I pomyśleć, że ktoś kiedyś powiedział, że ciężarne piersi są piękne, obym ja tego nie doczekała.” “Ale się zalałaś wodą?” “Ty w ogóle coś śpisz w nocy?” “Wyglądasz koszmarnie”.”Ale ta kobieta w ciąży źle wygląda”. A chodzisz na jakieś ćwiczenia? Bo widzę, że sporo już przybrałaś. Jeśli nie będziesz karmić, to ciężko Ci to będzie zrzucić.” “Dużo masz już rozstępów?” “Ale masz dziwny pępek, wygląda jak obcy.” “Nooo, koleżanka widzę okrąglutka już, aż miło popatrzeć.”
Przykre słowa
Te wszystkie teksty są prawdziwe. Część z nich usłyszałam osobiście, a część z nich znam z historii moich znajomych oraz wiernych Czytelniczek. Kiedy pierwszy raz usłyszałam pytanie o to ile już przytyłam w ciąży, czułam się w obowiązku żeby odpowiedzieć zgodnie z prawdą pytającemu. Każde kolejne pytanie wydawało mi się coraz bardziej naturalne. Miałam wrażenie, że moja ciąża to sprawa publiczna i muszę nieustannie dostarczać wszystkim zainteresowanym informacji na jej temat, wystawiając się też na nieprzyjemne komentarze i opinie. Kiedy pyta lekarz lub położna wszystko wydaje się jeszcze w porządku, ale kiedy pytanie lub co gorsza niewybredny komentarz pada od zupełnie postronnej osoby, to czy aby na pewno jest na miejscu?
Co zrobić?
Jak to przeżyć? Najprościej byłoby na te 40 tygodni przestać być kobietą. Stać się napuchniętym spranym worem bez aspiracji i większych potrzeb. Taka gruba ameba, która nie odczuwa żadnych wyższych emocji. Być może wtedy byłoby nam łatwiej przetrwać ten trudny czas pod ostrzałem pytań i „szczerych” komentarzy. Pamiętam jak na ostatniej wizycie przed narodzinami Miecia lekarz prowadzący powiedział mi: „No… Pani Marto! Powiem Pani, że duuuużo Pani przytyła. Taki wynik… no…” i głupio zaśmiał się pod nosem.
Przez całą ciążę prowadzoną pod jego okiem nie usłyszałam słowa, że jest mnie za dużo. Ale kiedy już byłam na finiszu i czułam się absolutnie najmniej atrakcyjnie w całym swoim życiu, temu zebrało się na szczerość. Wyszłam z gabinetu i się popłakałam. Może to hormony ciążowe, a może najzwyczajniej zrobiło mi się przykro. Ciekawe czy kobieta, która nie jest w ciąży, ale boryka się z dodatkowymi kilogramami, wynikającymi na przykład z jakiejś choroby, byłaby szczęśliwa i czuła się dowartościowana słysząc coś takiego?
Dziwne przyzwolenia
Ludzie dają sobie prawo do komentowania ciężarnych w niewybredny sposób. Zupełnie tak, jakbyśmy na ten brzemienny czas dawały ludziom niepisane przyzwolenie na mówienie nam tylu nieprzyjemnych i w gruncie rzeczy przykrych słów. Pytanie o to, ile ciężarna przytyła zdaje się być niewinną igraszką w zalewie wszystkich tych podszytych niby-troską zachwytów nad grubymi kostkami, nad spuchniętymi dłońmi czy problemami z cerą. A gwoździem do trumny niech będzie to, że to kobieta kobiecie robi takie rzeczy.
Mało który facet powiedziałby coś takiego. Ale kobieta? Bardzo chętnie uderzy w czuły punkt. Zapyta o rozstępy, załamie ręce nad nieestetycznie wyglądającymi piersiami. To smutne, bo w tym trudnym dla kobiety czasie, kiedy nasze ciało na przestrzeni kilku miesięcy tak bardzo się zmienia, często nieodwracalnie, nie potrafimy być dla siebie wsparciem.
Głos mężczyzny w słusznej sprawie
Przygotowując ten artykuł zapytałam Janka, co myśli na ten temat. I wiecie co? On sam złapał się na tym, że zdarzyło mu się komentować w ten sposób nasze znajome, które były w ciąży. Zapytany dlaczego to robił odpowiedział szczerze, że… zawsze miał dobre intencje. Bo przecież każdy tak robi. Każdy pyta i komentuje. W jego opinii taki komentarz w stylu: „Ale masz ogromny brzuch” należy czytać: „Jesteś super, hodujesz w sobie zdrowe dorodne dziecko, któremu niczego nie brakuje”. Trochę to podejście Janka rozumiem, bo sama spotkałam się z takimi komentarzami od ciotek i innych kobiet, szczególnie starszej daty, które mówiły to z taką miłością i uwielbieniem w oczach, że ciężko byłoby mi podejrzewać je o jakieś złe intencje. ALE! To nie zmienia faktu, że nawet chcąc dobrze robimy ciężarnej przykrość. Nie każde słowa da się wytłumaczyć dobrymi intencjami.
Parę dni temu napisała do mnie Asia, która po imieninach u cioci wróciła do domu zapłakana. Usłyszała tam mniej więcej to, co napisałam w pierwszym akapicie. A wszystko to niby z troski i w dobrej intencji. Kiedy doszła do wniosku, że już wystarczy, usłyszała, że nie ma dystansu do siebie. Że przecież każda głupia wie, jak wygląda ciąża. A mimo to wciąż pytają. I te pytania zdają się nie mieć końca.
Pewna kobieta z trójką dzieci na karku i wieloletnim stażem powiedziała mi kiedyś, że to wszystko bierze się z historii. Z tego, że kiedyś nie było tak powszechnego dostępu do opieki medycznej i kobiety tylko pytając i słuchając siebie nawzajem wiedziały, po czym poznać, że jest się w ciąży. Kiedy rosną piersi, a kiedy puchną nogi. Tylko na litość boską drogie Panie, mamy dwudziesty pierwszy wiek, lekarzy na wyciągnięcie ręki, a w najgorszym wypadku Internet. Szkoda, że nikt nam jeszcze nie funduje lekcji dobrego wychowania, bo niektórym bardzo by się przydały.
Słowo na koniec
Nie wolno nam tłumaczyć niewybrednych komentarzy w kierunku ciężarnej troską, ciekawością czy dobrymi intencjami. Nie zapominajmy, że żadna kobieta w ciąży nie zawiesza swej kobiecości na te 40 tygodni. Wręcz przeciwnie, w tym czasie, kiedy puchną nam nogi, pępek wywija się na lewą stronę, piersi stają się fioletowe i twarde jak kamienie pragniemy słyszeć, że wszystko z nami okej albo w najgorszym wypadku, że wszystko wróci do normy.
A co jeśli kobieta w ciąży na komentarz o wielgachnym brzuchu odpowiedziałaby coś w stylu: “Mój brzuch to nic przy twoim olbrzymim czole i odstających uszach.” Zakładając, że obydwa „komplementy” byłyby zgodne z rzeczywistością, to która z pań byłaby tą bardziej niekulturalną.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Dodam do tego jeszcze dotykanie brzucha bez pytania, a tym samym bez pozwolenia.
Ja niestety spotkałam się na samej końcówce z przykrą sytuacją. Moim kompleksem były bardzo duże i liczne rozstępy po wewnętrznej stronie ud. Dosłownie mnie “porozrywało”. Bardzo się tym przejmowałam czy po urodzeniu będę w stanie zniweliwać ich widoczność. Na poródowce, pielęgniarka która przyjmowała mnie na SORze, kiedy przebrałam się już w koszulę, zwrociła właśnie uwagę na moje rozstępy po czym skomentowała “ojeeej ale Pani spuchły nogi… a jakie duże rozstępy… ale wie Pani że po urodzeniu one nie znikną i będzie je bardzo widać?”. Rozpłakałam się jak dziecko bo trafiła w mój kompleks i to jeszcze w taki sposób. Niestety… Czytaj więcej »
Jestem teraz w 38 miesiącu ciąży, usłyszałam wiele podobnych pytań, stwierdzeń ale szczerze mówiąc żadne z nich mnie nie zabolały, wkurzyły, czy zmartwiły. Myślę, że odbiór takich “uwag” to bardzo indywidualna kwestia. Osoba inteligentna nie powie nieznanej ciężarnej kobiecie, że jest gruba ale gdy zapyta przyjaciółkę, ile przytyła będąc w ciąży nie musi okazać się aż taką wtopą.