Wspominałam już kiedyś o Glov na blogu. Rękawica Glov do demakijażu, do użycia której potrzebna jest tylko woda. Brzmi trochę niewiarygodnie, ale tak właśnie jest. Swoją ściereczkę stosuję od 1,5 miesiąca i jestem pod wrażeniem. Pomijając oszczędność (nie kupuję już wacików i płynu do demakijażu) jej funkcjonalność przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Potrafi zmyć nawet najtrudniejszy, mocny makijaż oczu lub ust i robi to dużo szybciej bez zbędnego tarcia skóry. Wystarczy mokrą ściereczkę przyłożyć na kilka sekund do twarzy i po chwili cały makeup staje się wspomnieniem. Ne wiem jak Wy, ale ja kocham takie szybkie i banalne rozwiązania.
Rękawica Glov jest także banalna, w utrzymaniu czystości
Wystarczy przepłukać ją zwykłym mydłem. Najlepiej szarym. Po chwili cały brud znika, a ściereczka ląduje na kaloryferze do następnego użycia. Powiem wam szczerze, że na początku średnio wierzyłam w jej działanie, ale dziś nie wróciłabym już do klasycznego zmywania makijażu. Ściereczkę powinno wymieniać się raz na trzy miesiące. Ja swoją kupiłam w Sephorze ale wiem, że można ją też dostać przez Internet. Jeśli lubicie tego typu nowinki, a makijaż jest waszą codziennością, to koniecznie wypróbujcie Glov.
Dwa rozmiary, świetna cena
Ściereczka występuje w dwóch rozmiarach. Ja mam tą większą. Kupiłam ją w promocji za niecałe 40 zł. Jeśli Glov nie przekonuje was w kwestii użytkowania na co dzień, to może warto rozważyć jej posiadanie w podróży? Zabierając ze sobą Glov, na przykład na wakacje, możemy zaoszczędzić miejsce w kosmetyczce oraz nie musimy bawić się w przelewanie płynu do demakijażu w mniejsze opakowania.
Poza tym Glov to produkt wymyślony w Polsce, a jak już się pewnie zorientowałyście uwielbiam wszystko co polskie i dumna jestem jak paw, kiedy takie funkcjonalne gadżety są dziełem rąk naszych rodaków. Jak dla mnie strzał w dziesiątkę i z czystym sercem i sumieniem mogę Wam ją, moje Drogie Panie polecić. Bez jakiejkolwiek obawy, że którejś z Was się ona nie sprawdzi.
[ad name=”Pozioma responsywna”]