Też tak macie, że jak poczujecie pierwsze promienie wiosennego słońca, to budzi się z Was nieodparta potrzeba zmian? Wyciągamy, segregujemy, sprzątamy – jednym słowem generalne porządki w szafie, czy kosmetyczce. A co za tym idzie? No wiadomo – słowo klucz, na które truchleją nawet najtwardsze męskie osobniki – shopping 😉.Mnie osobiście również trudno pozostać obojętną wobec tych wszystkich cudeniek. Co więcej, czuję się wręcz w obowiązku, żeby je przetestować (choć małą ich część) i je Wam przedstawić. Poniżej mój subiektywny przewodnik po kosmetycznych MUST HAVE tego sezonu. Zapraszam na gorące nowości kosmetyczne!
Zapachy
Hermès Un Jardine Sur La Lagune (klik) – o mojej miłości do marki Hermès nie muszę chyba nikogo przekonywać. Jednak do tej pory ograniczała się ona jedynie do chust. A tu nagle bach! Na salonach pojawił się niespodziewanie Un Jardine Sur La Lagune, czyli w dosłownym tłumaczeniu „ogród na lagunie”. Coś Wam to mówi? Brawo dla tych, których myśli poszybowały w kierunku Wenecji. Wenecji z dawnych czasów, pełnej tajemnic i nieoczywistych, wręcz baśniowych skojarzeń.
Wyobraźcie sobie tajemniczy ogród, ogród Edenu, pilnie skrywany przez wysokie mury. Ogród powstały na weneckiej ziemi, gdzie wszechobecna woda nie pozwala roślinom zapuszczać zbyt głęboko korzeni. Ogród, który stał się spełnionym marzeniem (żeby nie powiedzieć kaprysem) pewnego angielskiego Lorda, który w trakcie przejażdżki gondolą, poczuł się tak znużony wszechobecną wodą, że zapragnął nacieszyć zmysły kawałkiem ogrodu.
Na cześć rajskiego ogrodu Christine Nagel (kreatorka zapachów Hermès) stworzyła zapach utkany z nieba, kwiatów i morza! Czym jest dla mnie ten zapach? To alegoria śródziemnomorskiego wieczoru po upalnym dniu, kiedy skóra pachnie morzem, a noc kusi obietnicą beztroskiej zabawy. Całość okraszona szczyptą nostalgii.
Moje kolejne wiosenne odkrycie zapachowe to Jo Malone London Nettle & Wild Achillea Cologne oraz Lupin & Patchouli Cologne
Marki Jo Malone London chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Odkąd pojawiła się na rynku polskim w 2017 roku, z każdą kolejną kolekcją zdobywa nowe rzesze sympatyków. Tym razem moją uwagę zwróciły dwa zapachy z limitowanej, wiosennej kolekcji WILD FLOWERS & WEEDS.
Pierwszy z nich Nettle & Wild Achillea Cologne (klik) – hmm zapytacie, jak może pachnieć pokrzywa? Na pewno ostro i wyraziście! Mam jednak większe wyzwanie zapachowe. Wiecie jak pachnie krwawnik? Spróbujcie sobie to wyobrazić 😊. Całość przełamana bergamotką i złagodzona delikatną bazą białego piżma. Jak dla mnie zdecydowanie wiosenna, lekka propozycja. Kojarzy mi się z porankami na wsi, gdzie poranna mgła jeszcze spowija pola i łąki, by za chwilę ustąpić miejsca porannym promieniom słonecznym. Przypomina mi zapach schnącego prania na podwórzu mojej babci.
Lupin & Patchouli Cologne (klik) – ten zapach chyba najłatwiej określić jako szaleństwo zmysłów! Łubin, połączony z paczulą, a na deser jeszcze mandarynka. Jak dla mnie idealna propozycja na zabiegany dzień pełen wyzwań. Świeżo, intrygująco ale niezobowiązująco.
Mój subiektywny, olfaktoryczny ranking zamyka zdecydowanie wieczorowa propozycja – Kilian My Kind of Love – Kissing (klik). Widziałyście opakowanie? Zaskakuje jeszcze zanim powąchamy – czy widziałyście kiedykolwiek perfumy, które w nazwie miałyby obietnicę najprzyjemniejszego z możliwych treningów 😉? “Kissing Burns 6.4 Calories a minute. Wanna workout”? Zapach niezaprzeczalnie słodki (jak całowanie 😉?), a składowe? Na bank Was zaskoczą – gorące mleko, cukierki, a na początek…. konwalia. Prawdziwa randka – na początek kwiaty, a później już tylko słodkie pocałunki. Spróbujcie, a uzależnicie się od niego, jak od ….karmelków 😉.
O mojej miłości do Kiliana wspominałam Wam już niejednokrotnie. Jeden z czterech wariantów zapachowych przywiozłam Jankowi z Nowego Jorku, bo wówczas nie był on dostępny w Polsce ( to były te perfumy pachnące Coca Colą). Teraz na tapet wjechał Kissing. Który będzie kolejny? Czas pokaże. 😉
Pielęgnacja- nowości kosmetyczne
Jak jesteśmy przy randkach, to mam dla Was kolejną smakowitą nowość od marki GlamGlow GOOD IN BED (klik). Jak zapewne się domyślacie, to krem na noc. Skład ma równie smakowity, jak wygląd – wyciąg z marakui, zamknięty w czerwonym słoiczku . Ale nie dajcie się zwieźć – to prawdziwy hero jeśli chodzi o nocne działanie – zapewnia zmęczonej po zimie skórze to, czego jej brakuje. Delikatnie złuszcza martwy naskórek, zmiękcza skórę, odżywia ją i nawilża. Słodkich snów 😊.Osobiście uważam, że takie delikatne złuszczanie po zimie to super sprawa! Konsultowałam to z lekarzem i wiem że delikatne kwasy są dozwolone nawet przy cerze naczynkowej, Oczywiście pamiętam o stosowaniu kremów z filtrami przeciw UVA/UVB w ciągu dnia.
„Beautyholiczki” i dziewczyny wkręcone w pielęgnację na bank znają markę Drunk Elephant. Póki co jeszcze nie znajdziecie jej w szerokiej dystrybucji w perfumeriach, ale jeśli będziecie miały okazję kupić te produkty gdzieś zagranicą, to wypróbujcie koniecznie. Mój osobisty hit? To na bank T.L.C. Sukari Babyfacial (klik) – dzięki mieszance kwasów AHA i BHA delikatnie, aczkolwiek skutecznie rozprawia się z szarą, zmęczoną, „zapchaną” skórą, czyli właśnie taką, jaką mamy często po zimie.
Co o niej sądzi moja skóra?
Moja skóra bardzo dobrze reaguje na tę maskę, nie jest podrażniona, ani zaczerwieniona – a przy moich naczynkowych “historiach” muszę na takie produkty uważać. Lubię ją bardzo za efekt takiej delikatnej, zdrowej i świeżej skóry twarzy – w końcu nazwa produktu zobowiązuje „babyfacial” 😊. Raz w tygodniu robię tę maskę i mam skórę prawie tak idealną jak Miecio i Zyzio. 😉
A jeśli Wasza skóra potrzebuje prawdziwego cudotwórcy, to wypróbujcie La Mer – The Concentrate (klik), czyli mega intensywne serum La Mer, zawierające skoncentrowany eliksir Miracle Broth, znany z niezwykłych właściwości kojących, wzmacniających i przywracających równowagę skórze podrażnionej np. na skutek działania czynników zewnętrznych i codziennego stresu. Opowiem Wam historię, jak powstał kompleks Miracle Broth. Jego twórcą jest fizyk Dr Max Huber, który doznał wielu poparzeń, w trakcie pracy w swoim laboratorium.
Jak na fizyka przystało, eksperymentował, sprawdzał różne substancje pod kątem regeneracyjnym, aż w końcu trafił na specjalny rodzaj alg, których kojąco-wygładzające działanie znacząco poprawiało kondycję jego skóry. Kompleks ten znajdziecie w nowym The Concentrate. Wiem, że cena jest wysoka (delikatnie mówiąc), ale uwierzcie mi od tego kosmetyku można wymagać bardzo dużo. Wiedziałyście na przykład o tym, że możemy go dodać do swojego ulubionego kremu (wzbogacając pielęgnację) lub nawet do podkładu – otrzymujemy wtedy takie 2 w 1 – niby już makijaż, a jednak wciąż pielęgnacja. Podkład momentalnie zyskuje jedwabistą konsystencję i staje się bardziej plastyczny. Spróbujcie wypróbować The Concentrate jako bazę pod makijaż – świetnie wygładza skórę, chroni ją, no i ten zapach! Jak więc widzicie – jeden kosmetyk, a ile zastosowań!
Jeśli tak jak ja odczuwacie silną potrzebę „obudzenia” skóry po zimie, to kolejny kosmetyk, który chcę Wam przedstawić jest właśnie dla Was. To prawdziwa bomba witaminy C (aż 15%)! O czym mowa? O Korres Wild Rose (klik) – dwufazowym boosterze z rzeczoną witaminą C właśnie. Działanie, działaniem, ale jak on pachnie! Obłędnie – konfiturą różaną jak u Babci (mniam)!
No dobra, a działanie? Rozjaśnia, wyrównuje koloryt, dość sprawnie radzi sobie z drobnymi przebarwieniami. Jego aplikacja jest mega przyjemna, bo to dwufazowy olejek – niezwykle miękko rozprowadza się na skórze. Pomimo, że to olejek, jego konsystencja nie jest lepka, czy tłusta. Ech no i ten zapach….no tak, ale o tym już mówiłam .
Makijaż- nowości kosmetyczne
Ok, no dobra, ale nie samą pielęgnacją człowiek żyje , zawsze z niecierpliwością, jako Wasza naczelną sroka 😉, wyczekuję nowinek ze świata kosmetyków kolorowych. No i teraz trzymajcie się, bo wjeżdża prawdziwa petarda, sztos, „mega kocur” !
Przedstawiam Wam 3 palety z nowej MAC Art Library (klik). W każdej z palet 12 mega (MEGA) napigmentowanych cieni do powiek. Moje serce skradła paleta o wdzięcznej nazwie It’s Designer (no przecież nie mogło być inaczej). Koniecznie musicie zobaczyć te żółcie, zielenie, pomarańcze, czy czerwienie. Jeśli lubicie trend fluo to podzielicie moją miłość. Dawno nic mnie tak nie zachwyciło. Już widzę tę nieskończoną ilość wariacji na temat koloru, który przecież w tym sezonie święci triumfy! Ale i dla tych bardziej zachowawczych coś się znajdzie – dwie pozostałe paletki to uniwersalne (ale nie nudne) nudziaki oraz pean na cześć rudości i czerwieni (to też niesamowity trend tej wiosny).
Paznokcie
No i na koniec mała niepozorna tubka, którą poleciła mi moja specjalistka od paznokci – Regenerum Serum Regeneracyjne do Paznokci (klik). Przyznam się bez bicia, że nie wierzyłam w to, że kosmetyk za kilkanaście złotych zdziała z moimi paznokciami takie cuda. A musicie wiedzieć, że Pańcia swoich paznokci nie oszczędza 😉, więc było co ratować. Moje zdanie na jego temat? Paznokcie są bardziej elastyczne, a przez to nie łamią się aż tak łatwo i często. Poza tym płytka odzyskała swoje nawilżenie. A chłopaki i Negreska stwarzają mi w ciągu dnia milion sytuacji, kiedy wystawiam swoje paznokcie na próbę. Pytacie o efekt? Płytka rozjaśniona, a skórki nawilżone. Tylko moje drogie pamiętajcie – takie kosmetyki należy systematycznie używać. Nic nie zdziałają, jeśli będą tylko stały na półce w łazience 😉!
Czy zauważyłyście tych dwoje – prawdziwe osobowości, które „czuwały” nad całością sesji 😉? Te niezwykle wysmakowane figurki Kokeshi to dzieło duńskiej marki Lucie Kaas. W moim odczuciu to idealny element dekoracji wnętrz – z gustem, ale dodający charakteru każdemu, nawet minimalistycznemu wnętrzu. Jeśli szukacie pomysły na prezent, oryginalnego i nieoklepanego – takie figurki to dobre rozwiązanie. Z nami zamieszkali Karl Lagerfeld i Frida Kahlo – wybór zdecydowanie nieprzypadkowy, widzicie analogię?
Jeśli szukacie gdzie i jak kupić odsyłam Was do tutaj (klik)
Dajcie znać w komentarzach o Waszych debeściakach i nowościach kosmetycznych, które skradły wasze serce tej wiosny.
[ad name=”Pozioma responsywna”]