Ostatnio na jednej z mamuśkowych grup przeczytałam taki wpis: „Lecę z dzieckiem na wakacje do Egiptu. Muszę kupić krem z filtrem przeciwsłonecznym. Co polecacie dla dziecka 8m-cy?” Tylko jedna mama w komentarzu zwróciła uwagę na pewną prawdę starą jak świat, o której często zapominamy.
Prawda stara jak słońce
Jak ona brzmi? Słońce opala zawsze, kiedy świeci. Zaskoczone? Skoro nie, to dlaczego tak wiele z nas kupuje preparaty z filtrem dla siebie czy dla dzieci tylko przed wyjazdami na wakacje? Powiem Wam więcej, słońce opala też wtedy, kiedy chowa się za chmurami, albo wtedy, gdy na zewnątrz srogi mróz. Dlatego tak ważne jest żeby smarować dzieciaki ( i siebie również) każdego dnia gdy tylko wychodzą lekko ubrane na spacer.
Historia mrożąca krew w żyłach
Nigdy nie zapomnę, jak w czasach mojego dzieciństwa, w ciągu wakacji zajmowałam się moim o 8 lat młodszym bratem. Mama z tatą chodzili do pracy, szkoła i przedszkole były zamknięte. On miał wtedy z 5 lat, a ja niecałe 13. Czyli jak by to moja babcia powiedziała „siu-bździu” w głowie. Mama codziennie przed wyjściem do pracy powtarzała mi: „jak tylko pójdziecie na plażę użyj krem z filtrem i posmaruj bratu ciało, nie pozwalaj mu grać w piłkę bez koszulki.” Ale wiecie, jak to jest pomiędzy 5 latkiem, a 13 latką. On się buntował, a ja specjalnie nie naciskałam. Pamiętam tylko jak któregoś dnia, kiedy już wracaliśmy do domu na obiad, brat zaczął skarżyć się na dziwne szczypanie na plecach. Kiedy odkryłam koszulkę zrobiło mi się słabo. Jego plecy w górnej części pokryte były dziwnymi bąblami. Wróciliśmy do domu czym prędzej.
Pewnie nie muszę Wam pisać, jakie kazanie i reprymendę wygłosiła nam mama. Była zła i jednocześnie przerażona. Wieczorem brat dostał dreszczy i gorączki. Na szczęście tylko na tym się skończyło. Pisząc „tylko” mam na myśli to, że prawdopodobnie tylko czapka na głowie uchroniła brata przed udarem. Niestety już do końca wakacji brat męczył się z piekącymi ranami po pękniętych bąblach. Po tamtej historii mam hopla na punkcie ochrony przeciwsłonecznej. Smaruję chłopaków i siebie. Uwierzcie mi: taka z pozoru niegroźna historia mogła się skończyć znacznie gorzej. Do dziś pamiętam płacz brata za każdym razem, kiedy zdejmował lub zakładał koszulkę. Przez kilka nocy musiał spać wyłącznie na brzuchu.
Jak jest ze mną ?
Mam bzika na punkcie ochrony przeciwsłonecznej do tego stopnia, że co 2-3 godziny dosmarowuję chłopaków (i siebie również) kremem z filtrem. Oczywiście mówię o sytuacji, kiedy cały dzień spędzamy na słońcu. Tak zalecają producenci kosmetyków, a ja z nimi nie dyskutuję. Po każdym kontakcie z wodą również smaruję skórę ponownie. Preparaty, których używamy są wodoodporne, ale „wodoodporność” wcale nie oznacza, że filtr działa po wyjściu z jeziora czy basenu tak samo, jak tuż po posmarowaniu.
Tu przede wszystkim chodzi o to, że przy kontakcie z wodą (na przykład przy pochlapaniu ciała wodą) preparat nie zmywa się, co nie zmienia faktu, że długie pluskanie się zmniejsza jego działanie. I tu nie ma żadnych cudów. Trzeba się smarować i tyle. Warto pamiętać, że krem z filtrem, nawet taki z SPF 50, nie blokuje dostępu promieni UV do naszej skóry, a chroni skórę przed ich szkodliwym działaniem. Poza tym grubszą warstwą smaruję wystające elementy ciała. Czyli uszy (kiedyś je sobie spaliłam), nos, ramiona czy… kolana. A i jeszcze jedno: zawsze smarujemy się preparatami z filtrem na kilka chwil przed wyjściem na słońce.
I tak samo, jak skrupulatnie dbam o smarowanie ciała kremem z filtrem, tak samo starannie wybieram preparaty z tej kategorii. Po pierwsze od pewnego czasu sięgam wyłącznie po produkty apteczne, bo mam do nich większe zaufanie. Poza tym zawsze szukam preparatów o lekkiej konsystencji. Takiego produktu nie powinno się żałować, żeby stworzyć na skórze odpowiednią ochronę. A im tłustsza i gęstsza konsystencja, tym większe uczucie „zaklejenia” skóry, co wcale nie jest przyjemne w czasie upałów. Poza tym do takiej bogatszej formuły (czyt. gęstszej) łatwiej przykleja się kurz czy piasek na plaży, a tego nie lubi chyba nikt. Dlatego chętniej niż po kremy sięgam po emulsje.
Słońce, słoneczko
No i dochodzimy do najważniejszego punktu programu, czyli do ochrony przeciwsłonecznej. Po pierwsze zawsze stosujemy krem z filtrem 50. Uwierzcie mi, że da się pięknie opalić
używając takich kosmetyków, a przy tym mamy pewność, że robimy wszystko, by uchronić naszą skórę przed szkodliwym promieniowaniem. Swoją drogą wiecie, że opalanie bez ochrony przeciwsłonecznej może zwiększać ryzyko wystąpienia chorób wirusowych takich jak opryszczka? Odkąd zgłębiłam temat wiem, że kremy mogą mieć różnego rodzaju filtry. Nie tylko organiczne, czyli te chroniące przed promieniami UVA i UVB, ale też na przykład mineralne, które odbijają światło słoneczne. A taka emulsja ochronna jak Solecrin marki Iwostin, którą używamy w tym roku ma, prócz tych dwóch filtrów, jeszcze jeden immunologiczny filtr, który wzmacnia ochronę anty-UV i dodatkowo niweluje szkodliwe skutki działania promieni słonecznych oraz dba o odpowiednie nawilżenie skóry nawet po ekspozycji na słońce.
Poza tym emulsja Iwostin Solecrin SPF 50+ przekonała mnie lekką konsystencją przy wysokim filtrze oraz tym, że nadaje się dla całej naszej rodziny (można ją stosować od 6 miesiąca życia). No i nie ukrywam, że przekonała mnie też ceną. Duża część preparatów aptecznych uznanych firm z filtrem 50+ kosztuje znacznie powyżej 50 złotych, a niektóre nawet około 100. A tu mam produkt apteczny i bardzo wydajny dla całej rodziny za około 40 złotych. Dzięki wcześniej wspomnianym trzem filtrom ta emulsja świetnie sprawdza się u Miecia i Janka. Mają oni delikatną, skłonną do alergii skórę, z zapaleniem mieszków włosowych.
Po ostatnim pobycie u Babci Tereski Jankowi przydała się też (niestety) kojąca pianka po opalaniu Solecrin z D-Pantenolem w składzie. Przysięgam, że z 20 razy powtarzałam mu, żeby posmarował się emulsją. On twierdził, że przecież prawie wcale nie siedzi na słońcu. Wieczorem prawda wyszła na jaw. Biało-czerwone ręce Janka idealnie zaznaczały granice podkoszulka. Nawet on zapomniał o tej prawdzie starej jak… słońce.
No ja sobie nie wyobrażam stosować kremu z UV tylko latem dla mnie i mojej już 4-letniej córki, kiedyś jak byłam młodsza to robiłam ten błąd i w ogóle nie używałam takich rzeczy
Oprócz tej świetnej emulsji polecam krem do twarzy dla skóry naczynkowej Iwostin Capilin jest świetny!