Ze dwa albo trzy lata temu podjąłem odważną decyzję o zapuszczeniu brody. Wszyscy już byli wtedy drwaloseksualni, a ja jak zwykle byłem ostatni. Uznałem jednak, że broda tylko może pomóc mojej radiowej urodzie i chyba się nie pomyliłem, bo gdy rok temu na miesiąc ją zgoliłem, zaczęła nam drastycznie spadać ilość Czytelników. Z kolei wejście w świat brodaczy wiązał się z koniecznością nauczenia się jak dbać o brodę. I ja się tego mniej więcej nauczyłem. Dziś na celownik bierzemy kosmetyki do brody.
Kowboj z Dzikiego Zachodu
Zacznę może od tego, że organicznie nie cierpię tej takiej męskiej napinki, typowej dla niektórych facetów, szczególnie młodych, gniewnych, z wielkich ośrodków. Zupełnie jakby braki w pewności siebie, w inteligencji albo wrodzonej mądrości próbowali zasłonić fasadą nieokrzesanego kowboja z Dzikiego Zachodu. Harda mina, wiecznie zmarszczone czoło, szczęka wysunięta do przodu i zaciśnięta tak, że plomby same pękają. Obowiązkowo ugięta łapa, żeby bicek się naprężył i wzrok patrzący w przyszłość, czyli nie w Ciebie, tylko tak trochę obok, nieco w prawo zawieszony ze dwa metry nad ziemią.
Dziewczyna czy żona zawsze jest „ich Kobietą”, w metrze zajmują trzy miejsca, ponieważ siedząc starają się zachować w kroku kąt rozwarty pomiędzy nogami, a tym metrem zawsze dojeżdżają na modną sieciową siłownię, gdzie w ramach ciężkiej pracy nad sobą wykonują selfie w lustrze w szatni, tuż po treningu, nim krew z łapki odpłynie, zabierając cenne pół centymetra dodatkowego obwodu. Pół polskiego męskiego Instagrama jest takie. Ja za taką napinkę serdecznie dziękuję.
Grzyby po deszczu
Moda na brodę spowodowała, że jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się salony barberskie. Większość designerska na jedno kopyto. Miks Dzikiego Zachodu i dwudziestolecia międzywojennego. W środku barberzy, każdy odwalony jak stróż w Boże Ciało, w ciuchach jakby statystował w „Karierze Nikodema Dyzmy”. Mina taka, jakbyś mu przeleciał tę wspomnianą „jego kobietę”. Z głośników sączą się stare i rozlazłe rockowe numery, a na drzwiach wisi tabliczką, że kobietom wstęp wzbroniony. Wisienką na torcie jest czaszka byka i łycha z rumem umilająca oczekiwanie na strzyżenie.
Ceny adekwatne do wystroju. Za brodę 75 zeta, za brodę i głowę 150. Sporo, ale za to modnie. Poza tym te wszystkie kosmetyki do brody dziwnych producentów z opakowaniami przypominającymi komiks, pachnące z reguły jak leśna kostka do klopa też niemało kosztują, także cena chociaż częściowo wydaje się uzasadniona. Szczególnie jak po strzyżeniu do końca dnia pachniesz jak Bory Tucholskie i lepisz się cały o tych szuwaksów, które nałożono Ci na brodę i głowę.
Po wielu wizytach u barbera stwierdziłem, że podstawy dbania o brodę wcale nie są takie trudne, choć akurat ta moja do szczególnie prostych w modelowaniu nie należy. Całe życie robiłem co chciałem i ta sama zasada przyświeca każdemu jednemu włosowi na mojej brodzie. Robią co chcą. Nie jest łatwo.
Barber w domu
Zacząłem od tego, że wyposażyłem się w golarkę elektryczną do włosów o szerokim i wąskim ostrzu, która z drugiej strony ma golarkę z siateczką do brody. Do tego warto też mieć zwyczajną maszynkę do golenia i małe nożyczki do brody. Nieodzownym narzędziem jest też mały grzebień do brody oraz szczotka do jej szczotkowania. Niektórzy twierdzą, że twarde włosie takiej szczotki masując skórę twarzy wspomaga porost włosów zagęszczając brodę. Nie wiem, czy tak jest, ale na wszelki wypadek jej używam, ponieważ Bozia nie wyposażyła mnie w gęsty zarost godny arabskiego szejka. Jest jeszcze jeden przedmiot pomagający w strzyżeniu brody w domu. To grzebień w kształcie litery L z łukiem, który pomaga modelować i trymować odpowiednio brodę na policzkach i szyi.
Samodzielne strzyżenie brody nie jest trudne, ale zdecydowanie wymaga precyzji i cierpliwości. Jeden fałszywy ruch i może być konieczne zgolenie całego zarostu. Dlatego facetom o trzęsących rączkach i będącym na kacu nie polecam samodzielnego strzyżenia brody.
Kosmetyki do brody poproszę, raz
W kwestii kosmetyków miałem kilka past, balsamów i olejków do brody producentów typowo barberskich. To co je wyróżniało, to prócz zdecydowanych aromatów, również zdecydowana cena, moim zdaniem nie zawsze odzwierciedlająca jakość produktu. Kilka tygodni temu dostałem do przetestowania nową serię kosmetyków do pielęgnacji zarostu i twarzy marki Bulldog. Już po opakowaniach widać, że twórcy podobnie jak ja nie przepadają za tą barberską napinką. Opakowania są estetyczne, białe, zupełnie inne od produktów dostępnych w salonach barberskich. Zapach jest delikatny, ale męski. Nie przyćmi dobrej wody toaletowej. Składy maksymalnie naturalne. Producent położył spory nacisk na ograniczenie składników syntetycznych. Poza tym cała linia jest wegańska, ale to akurat średnio mnie rusza.
Szampon z odżywką idealnie myje brodę, a to element higieny, o którym żaden brodacz nie powinien zapominać. Rzekłbym nawet, że jest to zdecydowanie najważniejszy krok. Po myciu świetnie sprawdzi się balsam. To mój ulubiony produkt. Jak przystało na delikatnego neurotyka, nie lubię nosić łańcuszków, pierścieni mocy, etnicznych bransoletek i surferskich zębów rekina na szyi. Nawet zegarek niekiedy zdejmuję, bo mnie irytuje. Podobnie jest z preparatami nakładanymi na twarz. Muszą być lekkie i nie mogą pozostawiać tłustego filmu. Inaczej ich nie użyję. I ten balsam taki właśnie jest. Z reguły tylko on wystarcza do ułożenia brody, ale od święta używam też olejku, dbając o to, by nałożyć go tylko na brodę. Dzięki olejkowi broda jeszcze lepiej się układa, jest miękka, nawilżona i pięknie błyszczy.
Nie tylko dla brodaczy!
W całej serii kosmetyków są też produkty dla każdego mężczyzny, również tego ogolonego. Znajdziecie w niej żele do mycia twarzy, kremy do twarzy, w tym wersję dla skóry wrażliwej i krem przeciwzmarszczkowy. Właśnie skończyłem 35 lat, do grobu się nie kładę, ale warto pomóc nie najgorszym genom po rodzicach i lekko spowolnić upływający czas. Co najlepsze – cała seria ma niezłe ceny jak na męskie produkty specjalistyczne i jest dostępna w Rossmannie, także każda z Was może przy okazji zakupów drogeryjnych spod znaku papieru toaletowego, proszku do prania i szamponu do włosów docenić teraz również swojego lubego podarowując mu dedykowane dla niego kosmetyki.
Samodzielne dbanie o brodę wymaga pewnej wprawy, ale nie jest to rocket science. Mając podstawowe zdolności manualne, w połączeniu z kilkoma urządzeniami i odpowiednimi kosmetykami, możemy w domowym zaciszu stworzyć własny mini salon barberski bez zbędnej napinki i oszczędzając kilkadziesiąt cennych złotówek na każdym strzyżeniu. Mam nadzieję, że już wiecie jakie kosmetyki do brody zakupić!
Mam też dla Was małą niespodziankę. Od 18 maja do 28 maja w Rossmannie kosmetyki dla mężczyzn marki Bulldog są w promocji. Macie więc szansę wypróbować je w jeszcze lepszej cenie. 🙂
Akurat chcialam kupic mojemu mezczyznie cos do pielegnacji brody, wiec sprobuje Bulldoga. A to ze kosmetyki sa weganskie dla nas jest akurat bardzo wazne 🙂