„Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził”. A chyba najtrudniej jest dogodzić samej sobie. My kobiety mamy w sobie niezwykłą moc akceptacji całego świata, wszystkiego i wszystkich w koło, ale najtrudniej nam jest zaakceptować nas same. Wiecznie narzekamy na zbędne kilogramy, na małe piersi, na krzywe nogi. Przysłaniamy sobie skutecznie nasze własne piękno. To piękno, które inni widzą na pierwszy rzut oka.
Przez wiele, wiele lat patrząc na siebie w lustrze, na swoje ciało – skupiałam się na mankamentach, a nie na pozytywach mojej sylwetki. Nie postrzegałam siebie jako całości, jako Marty, lecz jako zlepek zezowatych oczu ;), masywnych nóg, za krótkich palców u dłoni, czy nie do końca kształtnego biustu. To odbicie sprawiało, że nie do końca byłam z siebie zadowolona, nie podobałam się sobie. Te kilka wycinków mojego ciała urastało do karykaturalnych wręcz wielkości, niczym w krzywym zwierciadle, a moja samoocena na tym cierpiała.
„Zez Marty” – od tego zaczęła się moja niska samoocena
Wzrok, a dokładniej jego wada i wynikająca z tego konieczność noszenia okularów z grubymi szkłami, sprawiała, że w podstawówce byłam praktycznie wykluczana ze wszelkich gier zespołowych. Miałam zwolnienie z WF-u, więc nie grałam z koleżankami w siatkówkę, czy koszykówkę. A jak raz zagrałam, to dostałam tak piłką w nos, że okulary poszły w drobny mak. Pamiętam zdanie Pani Doktor Okulisty, która powiedziała, że z taką wadą to krawcową raczej nie zostanę. Dla mnie to zdanie w tamtym okresie było niczym koniec świata, niczym wyrok, samoocena runęła całkowicie. Ciekawe, bo moim marzeniem wcale nie było bycie krawcową. Jednak dla małego dziecka sam fakt, że ma już pewne trwałe ograniczenia był traumatyczny.
Krótkie palce
Możecie wierzyć lub nie, ale w moim odczuciu za krótkie palce u rąk, to moja pięta achillesowa. W pewnym momencie byłam gotowa nawet obarczyć je winą za moje pierwsze porażki „zawodowe”. Jako studentka, chcąc zwyczajnie dorobić, próbowałam swoich sił jako aktorka reklamowa. Próbowałam to dobre słowo, bo telefon z propozycją nigdy nie zadzwonił, a ja zamiast pomyśleć, że to pewnie przez brak talentu aktorskiego, zwalałam winę na palce, które na dzień dobry na każdym castingu musiałam prezentować. Znowu niska samoocena była moim problemem. W dzieciństwie grałam też na syntezatorze. Pamiętam ten stres, kiedy przed pełną salą musiałam grać na klawiszach siedząc bokiem do publiczności. Wiecie o czym wtedy myślałam? Że wszyscy patrzą na te moje krótkie palce…
Masywne uda
To temat rzeka, zresztą w każdym sezonie na krótkie sukienki wraca jak bumerang. Cóż tu więcej komentować, taką mam budowę i koniec kropka. Ćwiczeniami mogę je tak naprawdę tylko wzmocnić, ale nie sprawię, że nagle będą strzeliste i smukłe. Oglądając jakąkolwiek sukienkę, czy spódnicę – nie zastanawiam się „jak ja będę w niej wyglądała”, lecz jak będą w tym wyglądały moje nogi. Nawet nie wiecie ile letniej garderoby cudnej urody przechodziło mi koło nosa. Sama sobie postawiałam ten zakaz. Nogom wstęp wzbroniony.
Kształt biustu czyli niska samoocena – ciąg dalszy
Tak dobrze napisałam „kształt”, bo to nawet nie o wielkość chodzi, lecz o jego formę. No dobra o wielkość może trochę też. Zresztą same wiecie: biust ma to do siebie, że dla swoich właścicielek często bywa albo za mały albo za duży. Rzadko jest w sam raz. Przyznam Wam się, że w „zamierzchłych czasach”, na początku spotkań z moimi ówczesnymi „absztyfikantami” zawsze zakładałam za duży w obwodzie pod biustem, potrójny push-up z sieciówki. Bez komentarza. Swego czasu ze swoimi psiapsiółkami założyłyśmy nawet nieformalne kółko dziewczyn niezadowolonych z biustu. To właśnie wtedy powstały kultowe w naszym otoczeniu określenia takie jak: „biust podpaszny” czy „ piersi z zezem rozbieżnym”. Znamienne niech będzie to, że mimo naszego niezadowolenia nasi ówcześni chłopcy nigdy nie podzielali naszego krytycznego zdania.
Dziubek bez dzióbka
Jako influencerka powinnam wręcz popisowo robić dzióbek, a mój uśmiech powinien być wart milion dolarów. Co z tego, jak ja nie lubiłam mojego uśmiechu. Nie wiem, czy wiecie o co mi chodzi, a mianowicie o kąciki ust, które kiedy się uśmiecham, zaokrąglają się jak u jakiegoś kreskówkowego potwora z owalnym otworem gębowym. I do tego to suszenie dziąseł z którego wciąż naigrywa się Janek. Dlatego też lubię się śmiać, ale długo nie lubiłam swojego uśmiechu.
Ok, zapytacie, po co Wam to wszystko piszę? Dlatego, że jest też druga strona tej historii. Rozdział tej historii, który mogłabym zatytułować „wdzięczność”.
Pamiętacie, jak przeszło 2 lata temu pisałam Wam o moim spotkaniu z Megan Jayne Crabbe (@bodyposipanda)? Poznałyśmy się w Nowym Jorku w ramach kampanii Dove. No bo przecież nikt inny nie potrafi tak świadomie i holistycznie wspierać kobiet od wielu lat jak właśnie marka Dove. Patrząc na siebie z perspektywy czasu wiem, że wtedy byłam dopiero na początku swojej drogi związanej z samoakceptacją. To, co wtedy mówiła Megan o swoim ciele i jak bardzo była w tym wiarygodna pokazywało mi azymut w jakim każda kobieta powinna zmierzać.
Dla mnie był to wtedy „śpiew przyszłości”. Ale już rok temu, kiedy razem z marką Dove nakręciliśmy film #mojepieknomojahistoria (wklejam go Wam poniżej), świadomość mojego ciała, świadomość akceptacji siebie była na zupełnie innym poziomie. Wtedy moja samoocena znacząco wzrosła.
Ogromny postęp
Minęło zaledwie półtora roku, a w mojej głowie minęły lata świetlne. Nauczyłam się patrzeć na siebie, na swoje ciało, na odbicie w lustrze jak na całokształt. I to co widzę coraz bardziej mi się podoba. Pracuję nad sobą, nad swoim ciałem. Jeśli czegoś nie jestem w stanie zmienić – to po prostu to akceptuję.
Słynny zez Marty? To mało istotne w obliczu tego, że widzę i dane jest mi zobaczyć moje dzieci, wszystkie te cudowne krajobrazy, wschody i zachody słońca. A uwierzcie mi, że w dzieciństwie wcale nie było takie oczywiste to czy i w jakim stopniu będę widziała. Może dlatego teraz tak kocham kolory? Bo wiem, że kiedyś było takie zagrożenie, że mogłabym ich nie widzieć wcale.
Masywne uda? A jakie to ma znaczenie, skoro dzięki nim mogę codziennie chodzić, biegać, załatwiać różne sprawy. Dzięki nim mogę ćwiczyć i tańczyć z chłopakami czyli robić rzeczy, dzięki którym jestem szczęśliwa, które sprawiają mi tyle frajdy!
Krótkie palce? Dzięki nim mógł powstać ten tekst na klawiaturze laptopa. To również dzięki nim mogę pogłaskać Janka o policzku, czy wziąć Zyzia, czy Miecia na ręce. To dzięki nim powstają te wszystkie wymyślne wiązania chustek na głowie. To one na pamięć znają wszystkie warkocze i dobierańce.
A biust? Wykarmił dwoje zdrowych chłopaków, dał radę! A śmiem twierdzić, że teraz jest w szczytowej formie i to bez żadnej pomocy „z zewnątrz”.
Niska samoocena – jak z nią wygrałam
Wszystkie te ograniczenia, są nimi tylko w naszej głowie. Rosną tylko dlatego, że podsycamy je naszą energią, naszym wiecznym niezadowoleniem. Tym, że się na nich skupiamy, opowiadamy, wyolbrzymiamy. Moja bardzo dobra koleżanka, która zna mnie kilka lat, nie zauważała „suszenia dziąseł”, dopóki jej o nim nie powiedziałam. Mąż mojej koleżanki nie miał pojęcia co to cellulit, dopóki ta codziennie mu go nie manifestowała, chcąc przy tym zapewnień, że przecież „ten cellulit nie jest znowu taki wielki, prawda kotku?”.
Skupiając się obsesyjnie na jakichś „ułomnościach” – stygmatyzujemy je, a w konsekwencji nie tylko sami, ale również nasze otoczenie zaczyna to dostrzegać. Nauczyłam się akceptacji swojego ciała jako całości, dzięki któremu mogę realizować swoje pasje i marzenia. Dziękuję i doceniam.
Artykuł powstał we współpracy z marką Dove.
Ja też suszę dziąsła, ale od kiedy zauważyłam, że robi to też taka bogini jak Beyonce już mi to nie przeszkadza, bo widzę, że to może wyglądać uroczo 😁 Ola Domańska prowadzi na insta akcję #ciałoboginizanicsieniewini, fajna sprawa 😊
Eh biust to mój największy kompleks który wziazany jest z moją waga 45 kg przy 169 cm. Mój osobisty dramat😕 kompleks uszu towarzyszy mi od dziecka…od małej opaski i opaski A efekt został lub sama sobie tak to tłumacze ze to przez opaski A nie że już takie poprostu mam… Za bardzo odstajace dlatego tak nie lubię nosić kokow czy zwiazanych włosów. Moje letnie piegi też strasznie drażnią dobrze że tylko są latem😊 kolejny to również uśmiech który był ładny dopóki obie ciążę dały moim zabka ostro w kość😕 40 razy dziennie wymioty przez równe 38 tygodni 😰 dobrze że… Czytaj więcej »