Jakiś czas temu napisał do nas Volkswagen z propozycją przetestowania przez nas, w naszym codziennym życiu, jednego z ich nowych modeli aut. I choć Volkswagen T-Cross jest „świeżakiem” we flocie Volkswagena, to nawet ja wiedziałam już o jego istnieniu. Dlaczego? Bo śledzę na bieżąco jedną z moich ulubionych topmodelek – Carę Delevingne, która jest twarzą kampanii modelu T-Cross.
Gotowa do testów?
Tak jak na co dzień nie mogę się zmobilizować do jeżdżenia naszym autem i to Janek jest najczęściej kierowcą, tak do testowania nowych modeli staję pierwsza w kolejce. Autentycznie kręcą mnie te wszystkie nowinki technologiczne, te ułatwienia, wykończenie i gadżety, które mają sprzyjać codziennemu życiu kierowcy i pasażerów. Z testowaniem aut mam tak, jak dzieciaki z rozpakowywaniem prezentów: jestem szalenie ciekawa, co znajdę w środku.
Dlatego nie zastanawialiśmy się zbyt długo nad tą propozycją współpracy i podążając śladami mojej ulubionej Cary – postanowiłam Wam pokazać naszą codzienność, a dokładniej to co robimy, kiedy Wy nie patrzycie. Bo przecież InstaStories to tylko wycinek z naszej doby, która jeśli ją przeliczyć na „storiesy”, trwałaby 5760 snapów. Gotowi na oglądanie?
Jako że od samego początku jesteśmy z Wami szczerzy, to nie pokażemy Wam w sumie niczego, czego byście o nas nie wiedzieli. Ale za to zobaczycie na co najchętniej poświęcamy czas, kiedy nie ma nas w social mediach.
Rodzinne weekendy
Nasza codzienność jest w dużej mierze pochwałą życia rodzinnego. Prawie każdy poranek zaczynamy tak samo: od przedłużania momentu podniesienia się z łóżka. I choć zasypiamy w swoich łóżkach (mowa tu o dzieciakach 😉), to rano i tak cała czwórka ląduje w jednym, dużym łóżku. Każdą wolną chwilę staramy się spędzać razem. Stąd pomysły na małe i większe wycieczki w każdy weekend, kiedy tylko mamy na to czas. Uwielbiamy wspólnie oglądać bajki, ale naszą prawdziwą rodzinną pasją są gry… i to gry analogowe. Wszelkiego rodzaju planszówki, czy gry manualne od dawna kradną nie tylko nasze serce, ale i czas. Nawet w trasie do Babci Tereski zawsze mamy ze sobą jakieś gry.
A co poza tym?
Ostatnimi czasy, wspólnie z Jankiem, oddajemy się frajdzie, jaką daje nam wspólne jeżdżenie na elektrycznych hulajnogach. To jest totalny hit. Szczerze nie przypuszczaliśmy, że obydwoje tak bardzo oszalejemy na punkcie tego sprzętu. Przemieszczamy się nimi po Warszawie, jeździmy na nich na treningi trzy razy w tygodniu, ale najbardziej lubimy wyrwać się gdzieś za miasto, by pojeździć po pustych szlakach i nawdychać się świeżego powietrza.
W zdrowym ciele…
W poprzednim punkcie dotknęłam tematu, który w każdym tygodniu zabiera nam po 3 godziny minimum. Myślę tu o wspólnych treningach, które są naszą inwestycją w zdrowie i źródłem naszej niekończącej się energii. Może pamiętacie, a może nie, ale w pierwszej ciąży przytyłam prawie 30 kilogramów. To wtedy po raz pierwszy w całym moim życiu zainteresowałam się sportem. Całe dzieciństwo byłam na bakier z WF-em. A teraz nie wyobrażam sobie tygodnia bez treningów. Robię to dla siebie, ale też dla moich bliskich, by dłużej mogli cieszyć się zdrową i pełną sił mamą i żoną.
Co tydzień, w poniedziałki, środy i piątki o 9.30 wyciskam siódme poty na siłowni. O moich treningach pisałam Wam m.in. tutaj (klik) Niemniej jednak, bardzo cenię sobie momenty, gdy pakujemy auto, zabieramy koce lub maty i przenosimy się z ćwiczeniami w plener. To najprzyjemniejsza forma uprawiania sportu.
Kwiatki i spółka
To Janek zaraził mnie miłością do kwiatów. Mnie jakoś nigdy w te rejony nie ciągnęło. To on zawsze kupował kwiatki do naszego mieszkania, bo mnie zupełnie nie zajmowały takie tematy. Ale z drugiej strony – lubiłam, kiedy w domu było po prostu zielono. Od trzech lat nasz balkon to moje oczko w głowie. Już od marca zaczynam szukać inspiracji, czytam o roślinach, które oczyszczają powietrze i takich, które lubią miejski klimat. Teraz doszła jeszcze nasza działka, już nie mogę się doczekać, kiedy i tam rozwinę „zielone” skrzydła, a może powinnam napisać liście?
Nie tylko pod prysznicem
Jest jeszcze jeden taki temat, któremu oddaje się bez reszty, a którego prawie w ogóle Wam nie pokazuję, bo się wstydzę. Śpiewanie! Jak wiecie uwielbiam to robić i kiedyś było spore grono ludzi, którzy lubili tego słuchać. Ciągle obiecuję sobie, że to tego wrócę i kiedyś nagram płytę. Ale póki co korzystam z każdej chwili, kiedy jestem sama, włączam sobie ćwiczenia wokalne, szukam aranżacji. Najbardziej jednak lubię śpiewać pod prysznicem i w aucie. Nie wiem jak to możliwe, ale obydwa te miejsca mają niezwykłą akustykę. Obecnie jestem na etapie odświeżania sobie repertuaru Spice Girls, przed ich koncertem, na który wybieramy się lada dzień!
Volkswagen T-Cross
I do tych wszystkich codziennych przyjemności postanowiłam zaangażować T-Crossa. Jak się sprawdził? Już na początek dostał ode mnie dużego plusa, bo jest SUVem. Uwielbiam je za to, że są pakowne i osobiście czuję się w nich bezpieczniej, niż w innych modelach samochodów. A mimo tego, że jest to SUV, to w dalszym ciągu jest to bardzo kompaktowe auto. Nie miałam większych problemów, żeby znaleźć nim miejsce do zaparkowania. Nawet na naszym wiecznie zakorkowanym osiedlu.
Poza tym Volkswagen T-Cross urzekł mnie swoją wyrazistą sylwetką. Pośród tylu jakże podobnych do siebie aut w tym segmencie – jestem w stanie rozpoznać go bezbłędnie.
Co jeszcze spodobało mi się w tym aucie? Super widoczność z wnętrza auta, a to wszystko dzięki wyżej umieszczonym fotelom. Niby drobiazg, ale to niezwykle zwiększa komfort jazdy kierowcy.
Trochę techniki…
Silnik w naszym modelu to oszczędny i turbodoładowany silnik TSI o pojemności jednego litra i mocy 115KM. Przy lekkim i niedużym aucie zapewnia on całkiem niezłe przyspieszenie i przyzwoite osiągi, spełniając jednocześnie wyśrubowane normy emisji spalin Euro 6D-TEMP. Za przeniesienie napędu odpowiada 7-biegowa przekładnia DSG – pracująca szybko i precyzyjnie.
Bagażnik T-Crossa jest adekwatny do wielkości auta, ale przestrzeń bagażową można powiększyć składając tylną kanapę. Spodobała mi się też możliwość wzdłużnej regulacji tylnej kanapy, która pozwala na zwiększenie miejsca na nogi lub powierzchni bagażnika o 14 cm.
A samo wnętrze? Dla mnie świetne, bo jest wykonane z ogromną dbałością o szczegóły, a przy tym jest nowoczesne i nienachalne. Po prostu dobrze się tam czułam.
A bezpieczeństwo?
Ten model ma coś jeszcze, co dla mnie z punktu widzenia matki jest kluczowe. Jest wyposażony urządzenia służące bezpieczeństwu jazdy i to takie, które znamy raczej z większych aut. Znajdują się wśród nich system Front Assist, monitorujący przestrzeń przed autem i wyposażony w funkcje rozpoznawania pieszych na jezdni oraz hamowania awaryjnego. System Lane Assist – utrzymujący samochód na wybranym pasie ruchu, system ułatwiający ruszanie na wzniesieniu, aktywny system ochrony pasażerów, a także Blind Spot Detection, ułatwiający zmianę pasa ruchu i związany z nim system wspomagający parkowanie. Dla mnie bezpieczeństwo to podstawa przy wyborze auta.
W aucie Volkswagen T-Cross spodobało mi się też to, że jego użytkowanie jest niezwykle intuicyjne. Nawet, kiedy wsiadłam do niego po raz pierwszy, odnalazłam się w jego wnętrzu już po paru chwilach. Wszystko czego potrzebowałam było pod ręką, bez żadnych zbędnych elementów. Brawo, ktoś to dobrze przemyślał.
No i jeszcze jedna rzecz, wspomniałam Wam o śpiewaniu w aucie. Dla mnie mega sprawą jest możliwość wzbogacenia tego modelu w system dźwiękowy renomowanej amerykańskiej marki Beats z 300 watowym 8-kanałowym wzmacniaczem oraz subwooferem umieszczonym w bagażniku. Robi wrażenie 😉!
Dla kogo jest Volkswagen T-Cross?
W mojej opinii, dla ludzi żyjących dynamicznie, którzy w samochodzie szukają sprzymierzeńca swojego stylu życia. Sprawdzi się dla rodziny mieszkającej na co dzień w mieście, ale lubiącej wyrwać się raz na jakiś czas na łono natury. To bezpieczny SUV z dużą ilością miejsca dla pasażerów, ale też taki, który nie sprawia problemów z parkowaniem nawet w zatłoczonym mieście. Myślę, że takie auto będzie prawdziwą przyjemnością dla ludzi ceniących sobie komfort jazdy, ale też lubiących wychodzić poza schemat tego co znane i tego co mają inni. Nasza codzienność z tym autem była naprawdę przyjemna, a śpiewanie Spice Girls? Muszę do tego wrócić na InstaStories 😀
Artykuł powstał we współpracy z właścicielem marki Volkswagen T-Cross.