Znacie takie twierdzenie, że ciąża wysysa mózg z kobiety? Od wielu mam słyszałam, że mają nieodparte wrażenie, że razem z dzieckiem i łożyskiem urodziły też dużą część swojego mózgu. Na początku się temu dziwiłam, a później sama tego doświadczyłam. Odkrywam coraz więcej macierzyństwa. Dziś Storytel i porady na to jak nie zgłupieć przy własnych dzieciach.
Opieka nad dzieckiem to niezwykłe zadanie. Przyświeca mu cel: wychować nowego obywatela świata. Prócz tych wszystkich górnolotnych i wzniosłych założeń codzienność z dzieckiem to rutyna, powtarzalność i nuda. Wiem, że są kobiety, które się w tym odnajdują i do szczęścia nie potrzebują niczego więcej, ale ja, jak i pewnie duża część z was, potrzebuję czegoś więcej niż „a gu gu”. Potrzebuję wyzwań intelektualnych, o które ciężko podczas urlopu macierzyńskiego. Bycie rodzicem nie wyklucza rozwoju intelektualnego.
Porozmawiaj ze mną Kochanie
Od samego początku było mi łatwiej niż statystycznej mamie na macierzyńskim, bo #TataNowejEry pracuje z domu, więc miałam się do kogo odezwać. Moja mowa nie ograniczała się wyłącznie do komend w stylu: „uważaj”, „nie ruszaj”, „wolniej”, „ostrożnie” i „nie wolno”. Mogłam też porozmawiać z kimś, kto rozumiał bardziej złożone wypowiedzi. To pomagało. Wiem jednak, że większość mam, jeśli nie znajdzie sobie mamowego towarzystwa na placu zabaw, przez cały dzień ogranicza swoją mowę właśnie do takich krótkich wypowiedzi. Mózg przestawia się na proste zadania, a my, kobiety, staramy się przetrwać każdy kolejny dzień.
I choć macierzyństwo to piękna przygoda w naszym życiu, to do minimum ogranicza wyzwania intelektualne przed jakimi stajemy każdego dnia. Sudoku, krótki artykuł w znalezionej w sypialni gazecie i krzyżówka to maksimum, na jakie możemy sobie pozwolić na początku. Warto w takiej chwili pomyśleć nad odkrywaniem świadomego macierzyństwa i wykorzystać to, co ze sobą niesie.
Miałam być mądrzejsza
Kiedy zaszłam w pierwszą ciążę, od razu zaplanowałam sobie skrzętnie cały rok macierzyńskiego. Zapiszę się na zajęcia sportowe, będę chodzić z dzieckiem na Gordonki i basen, a do tego nadrobię zaległości w czytaniu książek, nie tylko branżowych. Z tego wszystkiego na Gordonkach byliśmy trzy razy, na zajęcia sportowe chodzę regularnie, ale książki? To był totalny niewypał, a przecież lektura, to dobry pretekst do wygospodarowania czasu dla siebie.
Plan idealny
W ósmym miesiącu ciąży wybrałam się do księgarni na łowy. W głowie układałam listę: to będę czytać w szpitalu po urodzeniu, bo jest krótkie i wartko się czyta, to dokończę w czasie skurczy, bo ta pozycja jest tak nudna, że wręcz usypia. Wzięłam też 8 książek, które miałam przeczytać w pierwszym miesiącu spacerowania z Mieciem. I cały mój plan wziął w łeb, gdy okazało się, że po pierwsze skurczy nie było, bo miałam zaplanowaną cesarkę, a podczas spacerów czytanie nie wchodziło w grę. Kojarzycie te mamy, które siedzą wygodnie na ławeczce w parku, podczas gdy ich szkrab smacznie śpi w wózku? To nie jestem ja. Moje dzieci darły się i drą się w niebogłosy, kiedy tylko wózek zatrzymuje się w miejscu.
Próbowałam czytać jadąc, ale kiedy wjechałam jednemu cykliście pod koła (moja wina) pożegnałam się z książkami raz na zawsze. I tak, przez ostatnie trzy lata, robiłam podejścia do kilku pozycji książkowych, żadnej jednak nie udało mi się skończyć. Wstyd co? Przy dwójce dzieci, pracy, obowiązkach domowych tak wygląda rzeczywistość. Ale znalazłam na to rozwiązanie…
Słyszę Cię Mały Książę
Od zawsze wolałam mówić niż słuchać. Z jednym wyjątkiem: uwielbiałam słuchać bajek, opowiadań, legend. Wtedy zamykam dziób na kłódkę. Nigdy nie zapomnę, jak na imieniny tata kupił mi słuchowisko „Mały Książę” na dwóch kasetach. Słuchałam z wypiekami na twarzy, odtwarzając raz po razie na starej wieży hifi. Do dziś do „Małego Księcia” żywię ogromny sentyment, bo wysłuchany wydawał mi się bardziej namacalny niż taki przeczytany. Kiedy więc ostatnio, narzekając Jankowi przy śniadaniu, że strasznie się uwsteczniam, zajmując się wyłącznie dziećmi i walcząc codziennie o przetrwanie, że będąc rodzicem, nie mam czasu na rozwój intelektualny, na czytanie książek, na masowanie mózgu polecił mi: „Może po prostu czegoś posłuchaj”.
Słucham i słucham i przestać nie mogę
Na początku posłuchałam własnego męża, bo on zawsze dobrze mi doradzał. A teraz słucham Storytel (klik). Kochane! To patent skrojony na naszą miarę. Serio! Pobieracie aplikację na telefon, miesięcznie płacicie 29 zł za abonament i macie dostęp do całej biblioteki książek, które czytają między innymi znani polscy aktorzy. Możecie to robić dosłownie wszędzie: na siłowni, na spacerze z dzieckiem, karmiąc piersią, odpoczywając po obiedzie albo ciężkiej pracy, podczas biegania albo opalania. #TataNowejEry na przykład słucha Storytel codziennie późnym wieczorem w wannie. W bibliotece możecie znaleźć niezliczoną ilość audiobooków dla dorosłych i dla dziecka.
Dziewczyny to tylko 29 zł miesięcznie, a macie możliwość na chwilę oderwać się od codzienności. Odpocząć, dostymulować mózg, przenieść się w świat wyobraźni. Codziennie dojeżdżasz do pracy? Zamiast słychać muzyki albo rozmów obcych ludzi w komunikacji, posłuchaj sobie książek, które dawno już planowałaś przeczytać. Do tego potrzebne Ci będą tylko słuchawki i smartfon.
Zapomniałabym o jeszcze jednej ważnej kwestii. Na Storytel znajdziecie też obszerną kategorię językową i dziecięcą. Puściałam Mieciowi „Lokomotywę” Tuwima (klik). To działa! Słuchał z zainteresowaniem i spokojem zupełnie nieprzystającym do energii trzylatka. Jeśli zastanawiacie się, jak mądrze wychować dziecko, to podpowiadam, że dzięki audiobookowi dla dziecka zbliżycie się do swojego celu. Czytanie pobudza wyobraźnie i zwiększa zasób słownictwa – słuchanie książek również!
A teraz wyzwanie. Postanowiliśmy razem z TatąNowejEry w ciągu najbliższego miesiąca wysłuchać po 5 książek. Dużo? Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych.
Oto nasze pozycje:
#MamaSamoZło i Storytel
„Nie Tłumacz się, działaj!” Brian Tracy (klik) – pozycja dla tych, którzy ciągle szukają motywacji do działania. O tym jak wydostać się z wyspy „Kiedyś” i przejść do realizacji swoich życiowych celów.
„Luz. I tak nie będę idealna” Tatiana Mindewicz-Puacz (klik) – Autorkę znacie pewnie z „Projektu Lady”. Ja osobiście miałam okazję być kiedyś na jej wykładzie i totalnie przemawia do mnie jej podejście do życia. Jej książka to ukłon w naszą stronę, wiecznie niezadowolonych z siebie, dążących do perfekcji kobiet. O tym jak zbudować pewność siebie będąc dorosłą kobietą. Jak ja uwielbiam, kiedy ktoś mi tak nakładzie mądrych rzeczy do głowy.
„Zasady wywierania wpływu na ludzi” Robert Cialdini (klik) – Książka była obowiązkową pozycją na moich studiach. Pamiętam, że bardzo mi się wtedy podobała. Z chęcią ją sobie przypomnę.
„Pełna MOC życia” Jacek Walkiewicz (klik) – Ten pan potrafi nieźle namieszać w głowie. Od dawna stanowi moje źródło inspiracji i motywacji. Szczerze Wam polecam.
„Najlepsze anegdoty o sławnych ludziach” Przemysław Słowiński (klik) – Dobra pozycja na początek by poćwiczyć swoją koncentrację podczas słuchania na krótkich historiach. A później móc zabłysnąć w towarzystwie opowiadając ciekawe anegdoty z życia sław.
#TataNowejEry i Storytel
Od siebie dodam, że od pewnego czasu jestem wyznawcą własnej teorii o robieniu dwóch rzeczy naraz. Otóż zapracowani ludzie, którzy lubią robić wiele rzeczy, są nad wyraz aktywni, muszą niekiedy rezygnować z pewnych czynności z braku czasu. Najczęściej są to przyjemności. A co gdyby łączyć dwie czynności? Nie zawsze każde zadanie wymaga stu procent naszej uwagi. Dlatego pisząc te słowa słucham muzyki, to samo robię biegając. Jadąc autem na urlop omawiam z Martą wiele zaległych i ważnych spraw, a spacerując z Zyziem po parku albo relaksując się z wannie słucham właśnie Storytela. Oto moja lista książek na nadchodzące tygodnie:
Właśnie kończę słuchać „Pełną MOC możliwości” Jacka Walkiewicza (klik) – To psycholog znany ze słynnego wystąpienia na TedX Wrocław. Książka jest rozwinięciem jego wykładu. Zobaczcie sobie ten wykład na YouTube, a zapragniecie zapoznać się z książką.
Drugą książkę Jacka Walkiewicza „Pełna MOC życia” zdążyła już polecić wam wyżej Marta, ale na tę pozycję również ostrzę sobie pazurki.
Kolejną pozycją będzie „Getting Things Done” Davida Allena (klik) – Autor doskonale zna się na produktywności, opracował własną metodę, a jego książka to prawdziwy bestseller. Przy naszym ciągłym niedoczasie liczę na to, że ta pozycja pomoże zracjonalizować zarządzanie czasem i poprawić naszą produktywność.
Kolejną pozycją będą „Zakamarki marki” Pawła Tkaczyka (klik) – Tę książką zakupiłem już jakiś czas temu w formie ebooka, ale nie zdążyłem jeszcze do niej usiąść. Dzięki audiobookowi lada dzień zacznę jej słuchać. Czemu ta pozycja? Bo SuperStyler przy tej skali działalności to już nie tylko blog. To też marka. Warto poszerzyć wiedzę w tym zakresie.
Lecimy dalej
Kolejna pozycja jest dużo luźniejsza. „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” (klik). Solidna porcja angielskiego humoru. Książa wspaniała, pełna anegdot. Jedna z moich ulubionych. Po latach z przyjemnością wysłucham jej treści ponownie. Szczerze wam polecam.
Ostatnia pozycja to „Tu byłem. Tony Halik” Mirosława Wlekłego (klik) – biografia wybitnego podróżnika, dziennikarza i pisarza. Jego życiorys mógłby być gotowym scenariuszem filmu przygodowego, a bogactwem przygód jakie go spotkały mógłby obdzielić setki osób. Dodatkowym atutem audiobooka jest lektor: to Jerzy Stuhr. Czy może być jeszcze lepiej?
A teraz Wasza kolej. Pamiętajcie, że pierwsze 14 dni macie korzystacie ze Storytel zupełnie za darmo. Warto znaleźć trochę czasu dla siebie i posłuchać trochę audiobooków dla dorosłych. Możecie też powrócić myślami do dzieciństwa i posłuchać bajek. My serdecznie polecamy!
No cóż, audiobooki przerabiałam zaraz po urodzeniu drugiego dziecka. Odczuwam od dawna to intelektualne cofnięcie i dolinę. Nic z planów. Nie ma szans wysłuchania czegoś przy hałasach dzieci, bajek, zabawek, stukaniu, kłótniach, pytaniach i płaczach lub śmiechach młodszej no i ciągłych prośbach o coś lub potrzebie kontaktu. Jedna ma 3 lata a druga rok. Roczna namiętnie zabiera mi telefony, słuchawki więc audiobooki to fikcja i mżonka przy dwójce małych dzieci, już książki tradycyjne lepiej się sprawdzają, bo nikt ich nie przekrzyczy.