Leżałam kiedyś w łóżku z jednym absztyfikantem. To był absztyfikant wyjątkowy, bo był bardzo biznesowy. Mieliśmy wtedy po 22 lata, a on codziennie chodził w koszulach, miał biznesową fryzurę i cellulit na brzuchu, bo od tych biznesów brakowało mu czasu na ruch. Było lato oglądaliśmy telewizję leżąc w łóżku w samej bieliźnie. On gładził mnie po plecach. Spokojnie – to nie będzie Harlequin.
W pewnym momencie jego ręka zsunęła się na moje udo. A on z przerażeniem zapytał: „A to co?” „Włosy – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Odkąd pamiętam golę nogi tylko do kolan. Mam bardzo jasne i rzadkie włosy na całym ciele i kiedyś kosmetyczka poradziła mi, żeby nie golić ich na udach by nie rosły grubsze i ciemniejsze. Choć wychodzi na to, że teraz się tłumaczę, ale o tym za chwilę.
„Następnym razem masz je ogolić, bo inaczej nie wpuszczę Cię do łóżka, zrozumiano?”
Druga historia, to historia mojej bliskiej koleżanki, która jakiś czas temu zaczęła spotykać się z absztyfikantem. Nazwijmy go BOSKIM. Nie był w prawdzie żadnym ciachem, był totalnie przeciętny, ale mniemanie o sobie miał nieziemskie. Koleżanka za to dziewczyna pierwsza klasa. Dba o siebie bardzo, wygląda totalnie zabójczo, a jej jedyne niedoskonałości siedzą wyłącznie w jej głowie. Po kilku randkach wylądowali w łóżku. On bez kozery zapytał: „Mam nadzieję, że łykasz tabletki?” Na co ona zgodnie z prawdą odpowiedziała: „Nie.” On wywijając oczami sięgnął po prezerwatywę. Po wszystkim rzucił do niej: „Musimy przejść na tabletki, bo w tej gumie ja cię w ogóle nie czułem, a przecież nie jestem MAŁY!”
Trzecia historia jest sprzed kilku dni. Leżymy na łóżku z Mieciem oglądamy wspólnie bajkę. Miecio wtula się we mnie policzkiem, ja obejmuję go ręką. Coś jednak mu przeszkadza. Ja w koszulce na ramiączkach widzę, że coś go jednak „kole”. On zaczyna mnie gładzić po pasze, zauważając odrastające włoski i ze zdziwieniem pyta: „Mamo, zamieniasz się w chłopaka?”
Ostatnia historia to jedno z naszych wyjść służbowych z Jankiem. Takie, na którym musimy wyglądać, jak para z Hollywood, bo wymaga od nas tego sytuacja. Samo przygotowanie mojego makijażu trwało ponad 2 godziny. Impreza świetna. Wracamy do domu. Po czym w łazience, siedząc w wannie słyszę od mojego kochanego męża: że ta sukienka, co to ją miałam trochę mnie jednak pogrubiała, a włosy w połowie imprezy mi oklapły. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Stał przy umywalce i zdejmował soczewki. Zobaczyłam to jego płaskostopie, lekko obwisłe pośladki, które już jakiś czas temu przegrały walkę z grawitacją i niezdrowo blade ciało. Pomyślałam tylko: Serio? I Ty mi śmiesz zwracać uwagę?!
Z dzieciństwa doskonale pamiętam nieogolone pachy u mojej mamy. Owszem goliła je latem, kiedy nosiła sukienki, ale zimą odpuszczała sobie ten zabieg higieniczno-estetyczny. Dla mnie to było coś zupełnie normalnego. Normalne było też to, że mama raz na jakiś czas chodzi do fryzjera zrobić sobie trwałą, a w sobotę przy serialu maluje sobie paznokcie w dużym pokoju.
To wszystko było dla mnie taką normą jak to, że rano siadaliśmy do stołu, a mama podawała nam śniadanie. Mama zawsze martwiła się swoim wyglądem. Tym czy jest wystarczająco chuda. To po niej to miałam. To wieczne niezadowolenie z siebie, którego z trudem się wyzbyłam. A tata? Jak to tata. Zawsze w świetnej formie z rewelacyjnym zdaniem na swój własny temat.
Wyobraźcie sobie teraz taką sytuację. Jest sobie para – Kuba i Asia. Spotykają się od jakiegoś czasu. Mają się ku sobie. W wariancie pierwszym tej historii ona zaprasza go do siebie. Jaka jest jego reakcja? Obstawiam radość z nadchodzącej nocy. Beztroska i szczęście, że spędzą ten czas blisko. W wariancie drugim to on niespodziewanie zaprasza ja do siebie. Jej reakcja? Obstawiam gonitwę myśli: czy nogi ogolone, czy bielizna wyjściowa. Przypomnijcie sobie Bridget Jones, która martwiła się swoimi ogromnymi majtkami, które nosiła w dni, kiedy nie planowała seksu? Czy wyobrażacie sobie taką sytuacje w drugą stronę? Że facet rezygnuje z wizyty u dziewczyny i z seksu, bo ma „nie taką” bieliznę.
Miałam kiedyś epizod z chłopakiem, który miał bardzo owłosione plecy. Widziałam to za każdym razem, kiedy widziałam go bez koszulki. Jednak w życiu mu tego nie powiedziałam, bo nie chciałam sprawiać mu przykrości. Poza tym nie to mnie w nim ujęło.
Ktoś pod moim ostatnim postem o trudnej drodze do samoakceptacji słusznie napisał, że akceptowania siebie powinniśmy się uczyć od facetów. Oni zawsze mają świetne samopoczucie i zdanie na swój temat nawet jeśli nie kiwają palcem, by wykonać jakąś pracę nad sobą. Ten pierwszy biznesowy absztyfikant miał manię swojego wieku. Non stop wydawało mu się, że wygląda młodziej niż w rzeczywistości, w wieku 22 lat potrafił wyjść ze sklepu niezadowolony, że go pani nie poprosiła o dowód… Zdaję sobie sprawę, że to spore uproszczenie, może być krzywdzące wobec facetów którzy mają kompleksy i źle czują się we własnym ciele. A ich samoakceptacja leży zakopana gdzieś głęboko. Ale w moim własnym życiu są oni zdecydowaną rzadkością.
A my od urodzenia wpadamy w sidła bycia kobietą. Często nie zastanawiając się czy te wszystkie czynności, które wykonujemy chcąc być KOBIETĄ PRAWDZIWĄ nam pasują.
Ja nie mam z tym problemu, bo osobiście czerpię przyjemność z bycia zadbaną. Ale czy kiedykolwiek zestawiłyście sobie w głowie listę czynności, które przypisane są PRAWDZIWEJ KOBIECIE z listą przypisaną PRAWDZIWEMU MĘŻCZYŹNIE? Golenie nóg i pach, fryzjer, dbanie o figurę, zwalczanie kurzych łapek, walka z cellulitem, malowanie paznokci, dbanie o stopy (wszak kobiecie nie przystoi mieć twardych pięt, ale u faceta to już jest spoko), malowanie się, codzienne układanie włosów. Mogłabym wymieniać bardzo długo.
No i teraz chwila prawdy. Czy w całej tej gonitwie za PRAWDZIWĄ KOBIECOŚCIĄ potrafimy docenić siebie i podziękować sobie za całą ciężką pracę, którą wykonujemy każdego dnia i która często bywa niewystarczająca dla nas samych lub otoczenia? Warto czasami zatrzymać się i zrobić sobie rachunek sumienia z tego wszystkiego co do tej pory zrobiłyśmy, by wpasować się w wyśrubowane normy kobiecości. Co czyni nas kobietą w naszej głowie, a jakie mamy wyobrażenie oczekiwań otoczenia? Czy potrafimy sobie czasem zwyczajnie odpuścić albo wbrew wszystkim zaktualizować swoją definicję bycia kobietą? Czasami warto to zrobić, żeby nie dać się zwariować.
Dla mnie każda z powyższych historii jest też trochę dowodem na to, że same dałyśmy facetom prawo do niewybrednych komentarzy. Dziś wiem, że sama w tej pierwszej historii zachowałabym się inaczej. W tamtym czasie czułam zakłopotanie i było mi wstyd.
Dziś poczucie bycia kobietą czerpię z siebie samej. Bardzo polecam!
A tutaj (klik) znajdziecie artykuł dotyczący mojej trudnej drogi akceptacji własnego ciała.