Na walentynkowy seks umówiliśmy się w środę, dziesiątego lutego. Czternastego nie pasowało nam ze względów technicznych. Chodziło o to, że te właściwe Walentynki wypadły w niedzielę, a jak wiadomo wszem wobec, jest to dzień boży, który rodzice od rana do wieczora spędzają z dzieckiem. Po takim dniu nikt o zdrowych zmysłach nie ma ochoty na seks. W szczególności na seks małżeński…
Umówiliśmy się więc w środę. Seks na godzinę 15.
W tym czasie nasze dziecko ucina sobie popołudniową drzemkę, a my mamy trochę czasu dla siebie. Plan był taki, że Miecia miało nie być w domu. Jednak bidulek się rozchorował. Ale to nic. Dziecko w chorobie ma głębszy sen, zatem nasze plany się nie zmieniły. Nie w głowie nam była seksowna bielizna – liczyliśmy tylko na obecność seksu w naszym małżeństwie. Pewnie zapytacie, czy seks po narodzinach dziecka jest jeszcze możliwy… Mamy nadzieję, że tak.
Przyszła środa. Miecio usnął. Akcja seks – czas start.
Piętnasta wybiła. W ramach gry wstępnej, zjedliśmy po kawałku czerstwej bułki z serem żółtym i popiliśmy to zimną, zieloną herbatą, zalaną po raz trzeci czyli smaku brak, ale kolor jeszcze trzyma. Wszystko to działo się przy zgaszonym świetle w kuchni. Światła gasimy ze względów bezpieczeństwa. Bezpieczeństwa i świętego spokoju zarazem. Dlaczego? Poprzedni właściciel naszego mieszkania wszędzie zamontował szklane drzwi. Do sypialni również. Dlatego kiedy Miecio zasypia, my siedzimy niczym konspiracja podczas okupacji: po cichu, po ciemku i w kuckach. 😉 Wszystko po to żeby młody pospał jak najdłużej. Z racji tego, że ja i mój małżonek, na tym etapie znajomości rozumiemy się bez słów, wstaliśmy od stołu i każde z nas zajęło się przygotowaniem do walentynkowego seksu. Jan wyciągnął stary koc spod łóżka i rozłożył go na podłodze w łazience. Ja w tym czasie nasłuchiwałam czy aby na pewno potomek śpi spokojnie. Wchodząc do łazienki oślepiło mnie jasne światło.
-Zgaś to! – powiedziałam stanowczo, lecz szeptem. – Lepiej zapal światło nad umywalką, będzie romantyczniej – dorzuciłam dumna ze swojego pomysłu.
Jan bez mrugnięcia powieką wykonał moją prośbę.
Łoże rozścielone, nastrój jest, no to siup! Każde z nas, stojąc w zupełnie skrajnych kątach łazienki, zaczęło się rozbierać. Dokładnie tak samo, jak do kąpieli, nie dbaliśmy o seksowną bieliznę, nie tym razem. Wtem z sypialni dobiegł nas kaszel. Chwyciłam za szlafrok i pognałam do łóżeczka. Śpi. Fałszywy alarm. Wracam do łazienki. Jan rozsiadł się wygodnie na zimnej podłodze i cierpliwie czeka.
– No to co? – Podeszłam do małżonka, po drodze ściągając szlafrok. – Mogę zostać w skarpetkach? – zapytałam. – Kafelki są strasznie zimne- wytłumaczyłam. Prawda była jednak taka, że nie starłam ostatnio stóp pumeksem, bo wyrzuciłam go do kosza. Miecio kilka dni wcześniej pomylił go z kruchym chlebkiem i próbował zjeść.
– Spoko, ja też nie zdejmowałem, zima jest – odpowiedział ze zrozumieniem Jan. -A telefon wyciszyłaś? Ja w swoim włączyłem tryb samolotowy. Nie umiem się skoncentrować kiedy coś mi wibruje.
– Ja też tak mam – dodałam, rzucając w stronę Janka prowokujące spojrzenia. My i nasze sprośne żarty – żenada na najwyższym poziomie. Karol Strasburger byłby z nas dumny. Na pytanie męża czy wyciszyłam telefon odpowiedziałam twierdząco, co nie do końca było prawdą, ale nie chciało mi się znów ubierać w szlafrok i wychodzić z łazienki. Położyliśmy się obok siebie i w tym samym momencie pożałowałam swojego kłamstwa. Telefon zaczął wyć najgłośniej jak tylko to możliwe. Zerwałam się na równe nogi, chwyciłam pierwszy lepszy ręcznik i pognałam go wyłączyć. Zobaczyłam nieznany numer i zupełnie odruchowo odebrałam. Pomyślałam, że to może coś bardzo ważnego mimo, że nie czekałam na żaden ważny telefon.
– Dzień dobry Pani, nazywam się Abecede i dzwonię z sieci Iksigrekzet. Mam dla pani super ofertę, czy mogę zająć chwilę? – zapytał głos w słuchawce.
– Nie! – wyszeptałam do słuchawki najgłośniej jak potrafiłam.
– Jestem zajęta proszę pana, zresztą mąż czeka na mnie w łazience – rzuciłam i rozłączyłam się. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to co powiedziałam zupełnie nie miało sensu. Wracając, zawinięta w ręcznik, zajrzałam jeszcze do młodego. Śpi. Uff… Wróciłam do łazienki. Janek z nudów zaczął składać ubrania na suszarce.
– No dobra, lecimy! – rzuciłam w stronę Janka. Położyliśmy się na szorstkim kocu, leżącym na twardej i zimnej podłodze.
– Przydałaby się jakieś poduszki – rzuciłam próbując ułożyć się w jakiejś normalnej i choć trochę wygodnej pozycji. – Ostatnio kupiłam na wyprzedaży takie ładne czerwone, pasowałyby do okazji – próbowałam przekonać Janka żeby poszedł po nie do salonu. Spojrzał na mnie wymownie zupełnie jakby chciał mi powiedzieć „chyba z … spadłaś!”.
– No dobra, nie to nie, ale później wymasujesz mi plecki – dodałam próbując wynegocjować coś dla siebie.
Była godzina 15.40, a my byliśmy gotowi.
Seks małżeński – czas start. Wtem głośniej niż syrena strażacka zawył nasz zepsuty domofon. Spojrzeliśmy na siebie z totalnym niedowierzaniem. Tym razem Jan chwycił za ręcznik i wybiegł z łazienki, żeby jak najszybciej uciszyć świdrujący uszy dźwięk.
– Halo! – krzyknął szeptem Janek.
– Dzień dobry, nazywam się Jadwiga i chciałam Pana zapytać czy wierzy Pan w życie po śmierci?- zapytała prosto z mostu ta nieświadoma niszczycielka seksu w małżeństwie.
– Chyba zacznę – rzucił Jan odkładając bardzo dynamicznie słuchawkę domofonu na miejsce. – Cicho! – krzyknęłam szeptem z łazienki. – Nie rzucaj słuchawką bo obudzisz, Mie…- nie zdążyłam dokończyć zdania, kiedy z sypialni dobiegł mnie głos syna.
– Mama! Niam-niam!
Wściekła zarzuciłam szlafrok na ramiona i mijając ubierającego się Janka wybiegłam z łazienki.
– Kochanie! To może ja ci kupię jakieś ładne kolczyki w Swarovskim – zapytał. – Łatwiej będzie i mniej stresu…
Jeśli tak często zastanawiacie się, jak poprawić życie seksualne w małżeństwie, to może umówcie się ze swoimi partnerami na seks na walentynki. Jeżeli zdecydujecie się na tę opcję, to polecam lepiej niż my zaplanować całe przedsięwzięcie. 🙂 Pamiętajcie, że bycie rodzicem nie wyklucza współżycia seksualnego. Seks po narodzinach dziecka też jest możliwy, a nawet wskazany! Zalecenia lekarza. 🙂
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Płakałem ze śmiechu i tarzałem się po podłodze… do momentu aż sobie nie uświadomiłem, że te Walentynki będą pierwsze spędzane w składzie 2+2. To może faktycznie Swarovski 😉
Świetne 😀 Może piwnica następnym razem? Albo samochód? (jeśli zaparkowany w garażu, nie pod blokiem) …..tymczasem Walentynki zbliżają się wielkimi krokami :-D. ….
Jakbym czytała o nas 😊 haha.ale nieraz się zdaża, że się uda w łazience na zimnej podłodze 😛 tekst cudownie śmieszny 😙
Padlam!
Chyba namowie męża na coś wyjątkowego w tym roku.. za rok zdecydowanie będzie swarovski 😛
Lepsze niż Płocka Noc Kabaretowa 😉 Kto bezdzietny, nie uwierzy, że tak lub bardzo podobnie wygląda seks dzieciatych. Ech…
😀 porównanie do Nocy Kabaretowej – bezbłędne 🙂 Dziękujemy!
Urocze i wypisz wymaluj jak u nas. Co mamy plany to dzieci, domofony, komórki, świadkowie jehowi i UFO czyhają żeby je zepsuć ; ) buziaki kiedyś się uda 😉
dzięki! My też wierzymy, że kiedyś się uda. Trzeba wierzyć! 🙂
Normalnie z życia wzięte (mojego również 😛 ) haha uśmiałam się choć i trochę Wam współczuję 😉 tyle że następnym razem będzie z większym apetytem 😀 …
Właśnie! Jak się na coś długo czeka to smakuje lepiej. Podobno… 😉
Ojej, mam cały czas uśmiech na twarzy. Jakie to prawdziwe! 😀 Jakbym o nas czytała… Cudni jesteście. 😀
Dziękujemy! Czyli nie tylko my się męczymy ? 🙂
Kolczyki, pfff…
Janie, kup żonie miękki kocyk 😉
taaaaak! Miękki kocyk do łazienki poproszę! 😀
Padłam! 😉
😀 My też! 🙂
Trzeba było się wieczorem umówić 🙂
Wieczorem nie ma szans – ja zmęczona po całym dniu a jeszcze na bloga trzeba coś wrzucić 🙂
Marta, przywieźcie Miecia do mnie, pobawi się z Olkiem, a wy w tym czasie w sypialni, jak normalni ludzie poleżycie 😉
ahahaha jaki cudowny początek dnia 🙂 tylko nie róbcie tego na pralce, mój mąż wbił sobie do głowy taką myśl, że jak na pralce to na bank kolejne dziecko będzie w drodze 🙂
Nie ma to jak spontan!! Jak się planuje, to nigdy nic z tego nie wychodzi 😉
😊 😊 😊 uwielbiam Was 😊 taki życiowy ten opis.
A już myślałam, że tylko u nas takie numery. Ufff 🙂