Takich tekstów się na bloga nie pisze. Takie teksty blogom nie przystoją. Tu powinien lać się lukier po wielobarwnej tęczy, a zdjęcia z dzieciakami powinny być suto okraszone brokatem. A jednak… Od kilku dni zbieram się, by napisać cokolwiek. Ciemna dziura w głowie. Smutek rozlany na wszystkie organy wewnętrzne. Niezlokalizowany nigdzie ból wypełniający każdy centymetr mojego ciała. Zmuszam się, żeby zwlec się z łóżka, wypić kawę, uśmiechnąć do chłopców. “Nie dzieje się nic złego” – powtarzam sobie w duchu. Żyjemy, jesteśmy zdrowi, a ich przepełnia szczęście. To szczęście, którego ostatnio zabrakło dla mnie.
Witaj smutku, co u ciebie?
Od dziecka jestem wyjątkowym wrażliwcem. To, co innych ni ziębi, ni grzeje, mnie albo rozpala do czerwoności, albo mrozi na kość. Od zawsze przejmuję się światem bardziej niż inni. Mocniej kocham, bardziej się smucę, szybciej weselę, dłużej odczuwam euforię. Człowiek bez warstwy ochronnej na emocjach, z „emobebechami” na wierzchu. To ja. Od zawsze tak miałam, że stale zastanawiałam się, jak opanować emocje. I to bardzo dystansowało mnie względem rówieśników. Wychowana w rzeczywistości twardo stąpającej po ziemi, gdzie depresja to wymysł współczesnego świata i fanaberia kogoś, kto w życiu krzywdy nie doświadczył, z e emocjami musiałam radzić sobie sama.
Nigdy nie zapomnę, jak pierwszy raz ze smutku zabrakło mi tchu. W głowie myśl, że więcej, dłużej i bardziej nie dam rady. Zamknęłam oczy i marzyłam o tym, by zniknąć, by przespać ten czas, by przenieść się do innego świata, gdzie życie będzie jaśniejsze, a łapanie oddechu nie będzie sprawiało tak wielkiego bólu, gdzieś tam głęboko w środku. Nie wiedziałam, jak radzić sobie ze smutkiem.
Smutek i momenty kryzysu
Mam w sobie cały ogrom samodyscypliny. Zwykle w dni, kiedy odwiedza mnie smutek, napinam każdy mięsień mego ciała i mobilizuję się do działania. Ktoś przecież mógłby tę moją chandrę zrzucić na karb braku wdzięczności wobec świata i życia jakie przyszło mi wieść. Przecież nie stało się nic złego. Wszystko będzie dobrze. Niczego mi do szczęścia nie brakuje. Mam wszystko. Te cztery zdania powtarzam w duchu jak mantrę. Zaklęcie, które nigdy jeszcze nie zadziałało, a mimo to nie ustaję w próbach.
Gdy przychodzi, w głowie sieje zamęt. Nic, prócz czarnych myśli nie zagrzeje tu dłużej miejsca. Niechęć do życia, do działania, do stawiania czoła codzienności. Przemożna chęć do ucieczki od wszystkiego w nicość, do zapadnięcia w sen zimowy, do znieruchomienia i do nieodczuwania. To stan, w którym napisanie kilku zdań, przejście kilkunastu kroków, sklecenie jednej pozytywnej myśli, to wysiłek godny Herkulesa. W takim okresie brak mi motywacji do czegokolwiek.
Smutek, nad którym potrafię zapanować
Im jestem starsza, tym łatwiej mi nad tym moim smutkiem zapanować. Godniej znoszę jego niezapowiedziane wizyty. Łatwiej mi go złapać w ryzy. Łatwiej mi go ukryć pod płaszczem zmęczenia czy znużenia światem. Łapię za ponure lejce i razem z mym smutkiem mkniemy w krainę ciemności. Parę razy zabierałam ze sobą towarzyszy. Odsłaniałam przed nimi to, co mam w sobie najsmutniejszego. Najbardziej ponure zakamarki mnie niechętnie witały się z gośćmi, a i gościom nie podobało się to, co wtedy widzieli we mnie. Dziś wolę to przeżywać sama. Umiem to robić, tak jest mi łatwiej. Wiem, że tylko wrażliwiec zrozumie wrażliwca.
Kiedyś liczyłam, że z tego wyrosnę i wtedy odniosę zwycięstwo. Dziś wiem, że moją największą wygraną jest to, że nauczyłam się z moim smutkiem żyć. Nie tracę już tchu, a on nie kładzie mnie już na łopatki. Wiem, że dzięki niemu potrafię odczuwać też szczęście jak mało kto, bo każdy smutek na drugim swym krańcu ma pogodę ducha. Moim środkiem na depresję jest rutyna.
Nauczyłam się cierpliwie czekać i z pokorą żegnać przygnębienie. Po tylu latach stało się ono integralną częścią mnie. Odchodzi tak samo jak przyszło. Niepostrzeżenie. Kiedy znów przyjdzie? Nawet sam smutek nie jest tego pewien.
Macierzyństwo nie ma właściwie żadnego wpływu na moją okazjonalną depresję, ale nawet podczas niego muszę uczyć się jak radzić sobie ze smutkiem i jak mierzyć się z brakiem motywacji w życiu.
Obecnie na świecie co druga osoba cierpi na depresję albo chociaż zdarzają się jej chwile smutku, takie jak mnie, i uważam, że o ile nie przerodzi się to w lęk egzystencjalny, to nie ma się co dziwić, tylko z tym walczyć.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Polecam 🙂 https://youtu.be/pGz6VFfAVYQ
Kochana, każdy z Nas ma czasem takie dni. To dobrze je mieć. Nie zawsze musi być kolorowo. Trzymaj się , wysyłam buziaki ❤️❤️
Dobrze, że o tym piszesz bo przynajmniej wiem, że nie jestem z tą swoją wrażliwością Sama na tym świecie.
Tylko wrażliwiec zrozumie wtazliwca. I tego trzeba się trzymać, gdy nagle próbujesz wytłumaczyć światu co ci dolega. Laik nie zrozumie, nawet jeśli pokiwa głowa i powie, że rozumie. Nie rozumie. Z wiekiem przyszła i moja dojrzałość w relacji ze smutkiem. Jesteś? Pobujamy się razem przez kilka dni, to tu to tam. Wrócisz znów, po dniu pełnym szczęścia. Wiem, że wrócisz choć może sam nie chcesz, ale taka twoja dola. Jak i moja, emocjonalnego wrażliwca. Plus z tego taki, że mimo przeżywania smutku ta dobra emocja jest tak samo podrasowana. Lepiej tak, niż być zobojętniałym. Dzięki za tekst, lubię znać innych… Czytaj więcej »
Brawo! Gratulacje wpisu i wyznania.
Szczerze ? Ostatnio miałam właśnie wrażenie przesytu tegoż lukru z Waszej strony, ale to może standardowa próba ukrycia tego co w nas naprawdę siedzi?
Cieszę się, że takie życiówki są tu aktualne 🙂
Martusia, eksploatujesz się na codzień jak mało która z nas, nic więc dziwnego, że później musisz te akumulatory jakoś naładować. Odpoczynek, sen, dobre jedzenie i coś śmiesznego w wykonaniu Twoich skarbów na pewno zdziałają cuda. Trzymam kciuki!
A ja przegrałam walkę ze smutkiem.Nie była to równa walka,ale wiem że są dookoła mnie ludzie którzy pomogą mi się podnieść po tej walce.I mam nadzieję, że jeżeli nadejdzie kolejna walka to tym razem wygram Ja!
Jakbym czytala teraz o sobie. Mnie smuteczek trzyma od poczatku roku i jakos pozegnac sie nie chce skubany 🤔 😕 … czekam cierpliwie i wyczekuje pieknych promieni sloneczka, ktore przyniesie z soba Radosc 😉 Trzymaj sie Wrazliwcu Kochany 😘
Chyba każda z Nas ma takie dni. Ja to czasami się zastanawiam jak to jest możliwe u kobiet, że dwa dni rozpaczy a kolejne tygodnie jakby nowe życie dostala. Sama nie ogarniam naszych nastrojow. Nie umiem pojąć jak to jest. Teraz smutna za godzinę pełna radości nowych planow. Ale takie jestesmy. Pełne emocji. Tylko trzeba pracować nad sobą i swoimi słabościami. A to najtrudniejsze. Ściskam Dziubki 😊
Zgodzę się z Tobą, nie każdy jest w stanie zrozumieć ten smutek, żałość, mizantropię, która nas otacza i pochłania z dnia na dzień. Piszę Ci to, żeby utwierdzić Cię, że nie ma nic w tym złego(jakkolwiek większość tego świata śmie twierdzić, by jedynie żyć w iluzji i kłamstwie). Jeżeli odnalazłaś już radość w smutku, znaczy to że osiągnęłaś pełnię. Potrafisz odkrywać piękno świata żalem, a w tym nie ma nic złego. “Nie mam depresji, po prostu widzę jak świat wygląda”. Ta prawda, którą dostrzegamy(świat) jest często bolesna, ale to właśnie my ją widzimy, nieliczni razem..
Witam Cie Smutku… Łączę sie z Toba… Mam identycznie…. Ostatnio jak spotkalam sie ze smutkiem to trzymal mnie tydzien..
Smutek skąd ja go znam, często mi towarzyszy i nie stety tez zapiera mi dech w piersiach. Mój smutek jest ze mną nawet i co dziennie mimo że mam rodzinę i piękne zdrowe dzieci jak patrze na nie ogarnia mnie właśnie to-dziwne uczucie choć czasami nie wiem czy to smutek czy strach przed tym że kiedyś będą dorośli że mi ich za braknie, ich małych dłoni przytulasów tego że nie bedę mogła złapać podnieś wziąść na kolana i że kiedyś zabraknie mnie dla nich. Mam, tylko ja z wiekiem nie nauczyłam sie go poskramiać i często to on panuje na… Czytaj więcej »
Jakbym czytała o sobie. Dosłownie. Tylko mi do tej pory momentami brakuje tchu. 🙂
Piękny tekst,wszystkie słowa,opisy trafione w punkt…tylko wrażliwiec zrozumie wrażliwca….Widzę,że jest nas więcej;)…a ja myślałam,że Ty,osoba tak pozytywnie zakręcona, nie ma takich momentów. Dziękuję Ci za ten tekst…to wpisane jest chyba w naszą naturę,taka ciemna strona mocy;)z którą, nie da się nic zrobić,dlatego trzeba walczyć…przede wszystkim o siebie!Pozdrawiam. Życzę dużo siły!!!
Mam identycznie. U mnie zazwyczaj taki rodzaj smutku jak opisałaś trwa tydzień i mija. Kiedyś doszukiwałam się w tym depresji, teraz wiem, że są to po prostu gorsze dni, które miną. Trzymaj się cieplutko :*
Może to ta pogoda tak na ludzi działa? Ja ostatnio mam takie dziwne uczucie, że nic mi się nie chce, wstaje i za chwilę jestem zmęczona. Terminy gonią, sesja za pasem, czas dokończyć rozdział magisterki, w pracy cały grudzień był młyn. Nie wiem czy brakuje mi czasu na kompletny luz? Jak próbuje się wyluzować, to za chwilę mam wyrzuty sumienia, bo przecież jest tyle do zrobienia, a ja tracę czas. I kółko się zakręca. Ale oby do wiosny! ❤️
Mnie właśnie taki smutek trzyma juz tydzien czasu, nie potrafię sobie z tym poradzić… przeraża mnie.
Wlasnie myślę ze moge miec depresję.
Funkcjonuje normalnie, ale majac gdzieś z tylu glowy myśl ,, jaki to wszystko ma sens,,
Dobrze wiedzieć ze ktoś moze miec ppdobne momenty, ale ja jeszcze sie nie przyzwyczaiłam do tego. Przeraża mnie to że nic mnie nie cieszy.