Silna kobieta, która jest gotowa na wszystko. Inwestuje w siebie i myśli o sobie. Jak się nią stać? Do wielu rzeczy się w życiu dorasta. Na przykład do smaku śledzi, do oglądania wiadomości wieczornych i do noszenia zimą czapki bez żenady. Dodatkowo my kobiety bardzo często dorastamy do bardzo mądrych przemyśleń. Jednym z najbardziej wartościowych jest umiejętne inwestowanie w siebie. Na co zatem powinno być nas stać?
1. Na własne zdanie.
I pisze Wam to dawna mistrzyni w braku asertywności. Odkąd pamiętam ze wszech miar najbardziej zależało mi na tym, by wszyscy w koło byli szczęśliwi. O swoje szczęście nie potrafiłam skutecznie walczyć. Bałam się mieć własne zdanie. A kiedy już je miałam, nie potrafiłam go wyrażać. Uważałam, że wyrażając swoje zdanie, komunikując moje wymagania, ktoś omylnie weźmie mnie za nadętego bufona lub co gorsza, zrobię komuś przykrość. Nie dostrzegałam tego, co jest pomiędzy. Czyli tego, że można być asertywnym i jednocześnie uprzejmym. Dziś widzę ile rzeczy musiałam wytupać sobie sama. Kiedy pierwszy raz miałam wyrazić własne zdanie w ważnej sprawie serce waliło mi jak szalone i zasychało mi w gardle. Dziś wiem, że to co mam, zawdzięczam jasnej i świadomej komunikacji ze światem. Posiadanie i umiejętność wyrażania własnego zdania to w moim mniemaniu domena kobiety spełnionej i bardzo pewnej siebie.
2. Na niezależność.
Żyjemy w czasach, w których ta cecha jest na wagę złota. Każda silna kobieta nie traci swojej niezależności. Będąc zależnymi od ludzi, układów, sytuacji tracimy często możliwość bycia sobą. Tracimy wolność. Tracimy umiejętność wypowiadania własnego zdania. Kobiecie zależnej finansowo od mężczyzny ciężko będzie się z nim rozstać, nawet jeśli jest w obecnym układzie nieszczęśliwa. Przykładów na to, że niezależność jest bardzo ważna, mogłabym mnożyć i mnożyć.
3. Na zdrowe życie.
Patrząc na naszą służbę zdrowia tu niewątpliwie przyda się własny wkład finansowy, ale nie tylko. Bo żeby dbać o zdrowie trzeba też tego chcieć. Do dwudziestolatek moje argumenty pewnie jeszcze nie dotrą, ale do mamy po trzydziestce pewnie już tak. Motywację do dbania o zdrowie czerpię z rosnącego z roku na rok szacunku do mojego ciała, które w ostatnich latach tyle razy pozytywnie mnie zaskoczyło. Dało mi dwójkę zdrowych dzieci, umożliwiło mi bezproblemowe karmienie piersią, pozwoliło na powrót do formy. Ale nade wszystko w dalszym ciągu z moim psyche tworzą zgrany team. Bardzo boję się sytuacji, w której ciało przestanie dorównywać umysłowi.
Dlatego prócz codziennych zabiegów pielęgnacyjnych regularnie się badam ginekologicznie, endokrynologicznie, dentystycznie i z racji mojej wady wzroku, okulistycznie. Robię regularnie cytologię, USG piersi, USG tarczycy, badam krew. Wiem, że samo zorganizowanie czasu na badania to nie lada wyzwanie, ale lepiej trzymać rękę na pulsie, by nie musieć się później zamartwiać.
4. Na pasję i marzenia.
I na ich realizację. Najlepiej smakują te spełnione marzenia, ale też te, na których realizację musiałyśmy nieco poczekać, albo musimy się o nie bardziej postarać. Silna kobieta marzenia realizuje.Ale najważniejsze jest to, by nieustannie je mieć. Mogą być proste jak to moje marzenie o wyspaniu się, lub bardziej złożone jak to o wakacjach pod palmami. Chciałabym też wrócić do śpiewania i nauczyć się jazdy konnej. Nie wierzcie też w to, że o marzeniach nie wolno mówić głośno, bo się nie spełnią. W psychologii jest coś takiego jak „samospełniająca się przepowiednia.” Jeśli często i głośno o czymś mówimy, to jest duża szansa, że zaczniemy to wreszcie realizować i słowa zamienią się w rzeczywistość. U mnie działa.
5. Na walkę z kompleksami.
Zachodzę w głowę dlaczego przez tyle lat nie poszłam na laser, by usunąć moje naczynka. Już po jednym zabiegu zauważyłam ogromną różnicę. A przecież kiedyś zdarzało mi się malować nawet przed snem tylko po to, by luby nie widział jak moja cera wygląda naturalnie. Kompleksy mają to do siebie, że lubimy na nie zrzucać wszystkie swoje niepowodzenia. Moment, w którym się ich pozbywamy bardzo często jest początkiem zmian w życiu i pracy nad sobą. We mnie w końcu po tym zabiegu, obudziła się ta silna kobieta.
6. Na dobry krem.
Ostatnio wysnułam taką tezę: kobieta powinna używać kremu ciut droższego niż ją na to stać. Dlaczego? Bo my kobiety na sobie zawsze oszczędzamy najbardziej. W ostatnim czasie miałam okazję poznać kilkoro specjalistów z dzieciny makijażu. Każdemu z nich zadałam pytanie: jeśli mogłabyś/mógłbyś wybrać tylko jeden kosmetyk, który stosowałabyś/stosowałbyś od dziś końca życia, co by to było? I wiecie, że wszyscy, naprawdę WSZYSCY odpowiedzieli: krem do twarzy. Był taki czas w moim życiu, dawno, dawno temu, kiedy nie używałam żadnego kremu i wtedy nie rozumiałam tych wszystkich kobitek wklepujących mazidła w twarz. Teraz mam zupełnie inne podejście do tematu.
Ostatnio miałam możliwość przetestowania dwóch kremów z dwóch różnych firm. Miały jedną cechę wspólną: baaardzo wysoka cena. Jeden to był Estee Lauder Re-Nutriv, a drugi klasyczny La Mer. Kiedyś pomyślałabym, że to kwestia dobrego marketingu i luksusowych opakowań. Ale to co się stało z moją cerą po dwóch tygodniach od rozpoczęcia ich stosowania to jest jakiś kosmos. Rozmawiałam ostatnio z kosmetologiem, który powiedział mi, że to wszystko sprawka nasycenia składnikami aktywnymi i odpowiedniej technologii produkcji, która pozwala wydobyć ze składników jak najwięcej dobra przy zachowaniu jednocześnie najwyższej możliwej ich czystości i jakości. A jak wiadomo zarówno składniki aktywne wysokiej jakości i czystości, jak również nowoczesna technologia to nie są tanie rzeczy.
Osobiście się na tym nie znam, ale powiem Wam, że jest przeogromna przepaść pomiędzy kremami, których używałam do tej pory, a kremami z wyższej półki. Te tańsze działają tu i teraz, ale nie ma co się po nich spodziewać cudów, czyli działania przeciwzmarszczkowego czy wyrównującego koloryt. A te drogie kremy? Serio, teraz już w 100% wierzę w to, że kobiety, które zaczynają ich używać odpowiednio wcześniej później się starzeją. Dlatego ja od dwóch miesięcy odkładam kasę na klasyczny La Mer – sama sobie kiedyś za tę inwestycję podziękuję.
7. Na dobrą bieliznę.
I tu nie chodzi o to by była wyszywana koronkami. Tu chodzi o jej dopasowanie. Brafitting – mówi Wam to coś? Dobrze dopasowany biustonosz nie dość, że zbawiennie działa na nasz kręgosłup i postawę, to jeszcze potrafi czynić cuda jeśli chodzi o wygląd naszej sylwetki. Czasami dobrze dobrana bielizna wyszczupla nas optycznie o kilka dobrych kilogramów. Porzućcie luźne obwody i cienkie ramiączka na rzecz bielizny z prawdziwego zdarzenia.
8. Na jakościową bazę w szafie.
I mówię Wam to ja: kolorowy ptak. Uważam, że każda kobieta powinna mieć w swojej szafie świetnej jakości białą koszulę, dopasowane do sylwetki jeansy, biały i czarny t-shirt. Przetestowałam wiele klasyków z różnych firm i dziś wiem jedno: nie można na tym oszczędzać, bo to właśnie po bazie widać naszą klasę. Sama kiedyś kupowałam białe koszulki w Mango za 34,90, w których szwy przesuwały się już po pierwszym praniu. Ostatnio na InstaStories opowiadałam Wam o polskiej marce Bynamesakke – oni robią tylko klasyki i tak zwaną bazę do szafy, ale ich jakość to jest totalny kosmos. Koszulki są wykonane z niezwykłą dokładnością z jakościowej bawełny. Koszule oversizeowe idealnie układające się na ciele. Kurtki jeansowe ciężkie i mięsiste, nie do zdarcia. Lepiej kupić raz i mieć na zawsze niż ciągle walczyć półśrodkami.
9. Na dobrego fryzjera.
Takiego, który podpowie nam w jakiej fryzurze będziemy wyglądać najlepiej, który zadba o odrost i kondycje włosa. W pewnym wieku włosy stają się problemem porównywalnym do cery. Ciąże, wahania hormonalne, wiek, stres nie są ich sprzymierzeńcem. W mojej opinii pewnych rzeczy nie jesteśmy przy włosach zrobić same, lepiej oddać je w ręce specjalistów. Jeśli nie wierzycie, jak wiele można zmienić fryzurą zobaczcie tylko te moje zdjęcia:
10. Na zadbane dłonie i stopy.
Znam takie agentki, które ogarniają to same w zaciszu domowym. Ja zupełnie nie potrafię, dlatego raz na dwa tygodnie oddaje się w ręce specjalistów. Dłonie to wizytówka kobiety. W dzisiejszych czasach jedna z wielu. Przez wiele lat obgryzałam paznokcie, ale dzięki hybrydzie udało mi się tego wstrętnego nawyku oduczyć. Dziś mam zadbane, długie paznokcie.
A czy w Tobie obudziła się już ta silna kobieta? Jeśli nie, czas jej w końcu troszkę pomóc! Do dzieła.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Dokładnie mam ten sam problem bo widzę tylko potrzeby innych a na własne albo nie mam czasu albo zwyczajnie sobie odmawiam..
Zgadzam się ze wszystkimi punktami w 100%, a najbardziej z punktem o fryzjerze – chyba bym się zapłakała jakbym nie mogła sobie pozwolić na robienie koloru u fryzjera. Kocham moje rudości i nie chciałabym z nich rezygnować!
Martusia! super tekst.. muszę to wydrukować mojej Mamci i powiesić jej nad łóżkiem. Okropne to jest, że ciągle są inne wydatki a to rachunki, a to samochód się zepsuje, a to nowe buty dla wnuczka dorwie w galerii i tak z miesiąca na miesiąc!