Pewnie znacie ten mem krążący w sieci – kobieta pyta mężczyznę siedzącego przed komputerem „Ej Wojtek, a co to znaczy prokrastynacja?”. Na co ten, nie podnosząc wzroku znad komputera, odpowiada: „PÓŹNIEJ ci wytłumaczę”. Moją definicją prokrastynacji jest chyba najsłynniejszy cytat z książki „Przeminęło z wiatrem”. Swoją drogą ciekawe, jak zareagowałaby na tę wiadomość Scarlett O’Hara, która przecież z takim wdziękiem wypowiadała „pomyślę o tym jutro” 😉? Graną przez Vivien Leigh główną bohaterkę powieści, dewiza ta niejednokrotnie uratowała z opresji. Jednak wiadomo, że życie to nie film (niestety) i tu nałogowe odkładanie wszystkich naszych obowiązków na później nie popłaca.
Sama wyszłam za mąż za prokrastynatora i prokrastynacja nie jest mi obca, tak więc opowiem Wam dziś o tym, jak wygląda życie z takim typem.
„Co masz zrobić dziś, zrób jutro”?
Pewnie każdemu z nas niejednokrotnie zdarzyło się NIE trzymać wyznaczonego planu. Znam dobrze tę sytuację z mojej poprzedniej pracy zawodowej. Miałam zwyczaj (skądinąd dobry) przygotowywania sobie na następny dzień listy „to do”. Ileż tam było punktów! Tylko co z tego, jeśli większość z nich zamiast wykreślać, przepisywałam na następny dzień. Podobno w ciągu ośmiogodzinnego dnia pracy, człowiek jest w stanie realnie skupić się i wykonać dobrze maksymalnie trzy zadania. Na mojej liście było ich średnio 10!
Opisane przeze mnie korpo-przykład nie jest definicją prokrastynacji. Ilustruje jedynie funkcjonowanie procesów poznawczych i skupiania uwagi u „normalnego” człowieka. Zresztą pisałam o tym też tu. Czym więc jest ta osławiona w Internecie prokrastynacja?
Od poniedziałku nie jem słodyczy…
To NAŁOGOWE odkładanie tego, co mamy do zrobienia na później. Odkładanie na naprawdę ostatnią możliwą chwilę lub „święte nigdy”. Troszkę jak z tym odchudzaniem albo rozpoczęciem przygody z siłownią. Więcej przykładów? Prokrastynacja bywa czasami nazywana „syndromem studenckim”. Któż z nas tego nie pamięta, co? Napiszę referat, tylko: a) pomaluję paznokcie, b) rozwieszę pranie, c) zadzwonię do Mamy. Co z tego, że rozmawiałam z nią tego dnia rano, pranie spokojnie mogło poczekać na swoją kolej, a paznokcie? No cóż…. 😉.
Prokrastynacja – czym jest i kim jest prokrastynator
Janek za określenie go leniuchem obraziłby się śmiertelnie. Przecież on ma tyle planów! Czegóż on by nie zrobił. Zacząć nowe studia podyplomowe, po to by się dokształcić i jeszcze bardziej rozwinąć firmę. Do tego jeszcze koniecznie podszkolić angielski, no i może przydałby się francuski lub włoski? Brzmi jak niezły plan. Tylko w teorii. Niestety przeszkody w jego realizacji piętrzą się w jego głowie szybciej, niż karpatka w piekarniku. Problem nie polega nawet na tym, że on nie kończy. On często nawet nie zaczyna. Jest mistrzem samousprawiedliwień – to nie on, to zrządzenia losu, nie pozwalają mu zacząć! Nawet jeśli przyparty do muru jakimś deadlinem finalnie uda mu się coś zacząć, a nawet doprowadzić do końca, to i tak historia będzie powtarzać. Bo prokrastynacja to bardziej złożony problem. Skąd się bierze ta „nigdy niekończąca się opowieść”?
Nierealne oczekiwania
Nie jestem entuzjastką tłumaczenia absolutnie wszystkiego doświadczeniami z dzieciństwa. Jednak w przypadku prokrastynacji nie chodzi o jakieś niesamowite traumy. Czasami zbyt wysokie czy nierealne do spełnienia wymagania, jakie stawiali nam rodzice, mogły doprowadzić do najnormalniejszego w świecie lęku przed porażką. Jeśli te oczekiwania się powtarzały, powtarzał się w nas lęk. Zaczął działać mechanizm błędnego koła, a w konsekwencji wyuczonej bezradności. Nie podejmujemy się działania, bo boimy się, że i tak mu nie sprostamy. Nawet nie weryfikujemy, czy tak jest naprawdę. Czy rzeczywiście brak nam zasobów, by stawić mu czoła.
O jak Odpowiedzialność
Podejmując jakieś działania, zazwyczaj bierzemy na siebie odpowiedzialność za skutki tego działania. Ci, którym nie obca jest prokrastynacja bardzo często czują olbrzymi lęk przed odpowiedzialnością. Dlatego swoją pasywną postawę tłumaczą często tzw. siłą wyższą, przypadkiem, zrządzeniem losu. Niestety zdarza się, że upatrują winy za niepowodzenie w innych ludziach.
A co, jeśli mi się uda?
Ten punkt może być zaskakujący. Widmo niechybnego sukcesu też może powodować odwlekanie w czasie podjęcia działań. Bo jeśli będzie sukces, to będę musiała go udźwignąć. Będę musiała sobie z nim radzić i może (o zgrozo!) podejmować w związku z nim jakieś dalsze kroki. Dalsze działania, które będą wymagały kolejnych decyzji i brania na siebie odpowiedzialności. To po co wychodzić ze strefy komfortu, która nazywa się „wolę robić nic” lub markować działanie.
Jak już robić to na 200%
Prokrastynator to często perfekcjonista. W jego słowniku pojęciowym nie funkcjonuje określenie „wystarczająco dobrze”. Zastępuje je słowo „idealnie”. Tylko, że ideały nie istnieją. A prokrastynator poniekąd o tym wie. Woli nie zaczynać czegoś, co z góry skazane jest na ocenę dobry lub bardzo dobry, a nie celujący. I to z plusem.
Napędzany przed deadline
Ok, być może trochę demonizuję. Gdyby prokrastynacja oznaczała wstrzymywanie się od działań w ogóle, to powołując się na jej określenie, jako „syndrom studencki” ilość osób, która może pochwalić się inż. lub mgr przed nazwiskiem byłaby znacznie ograniczona. Prokrastynator zapewne podejmie w końcu działanie, na przykład zacznie przygotowywać się do egzaminu. Ale będzie to na noc przed samym sprawdzianem, mimo, że wiedział o nim od dwóch tygodni. A po drodze jeszcze wstawi pranie i….pomaluje paznokcie 😉.
Remedium na prokrastynację i „święte nigdy”?
Istnieje. Ponieważ jest to artykuł na blogu tzw. „osobistym”, napiszę co najlepiej sprawdza się u nas.
O jak Oswojenie Odpowiedzialności
I to przestrzegane bezwzględnie. Wszelkie motywacje moich działań są we mnie. Biorę za nią 100% odpowiedzialność. To nie kwestia złośliwości losu, że nie mogę znaleźć ładowarki do telefonu, lecz kwestia niedbalstwa, że nie odłożyłam jej na miejsce. Nie chcę zabrzmieć jak cytat z tanich podręczników do coachingu, ale to najprawdziwsza prawda, że sami jesteśmy kowalami swojego losu. Kreujemy swoją rzeczywistość i powinniśmy wypić to piwo, skoro je sobie sami nawarzyliśmy.
Grunt to wiedzieć, czego się chce…
Pisałam już o tym wielokrotnie, że klucz do sukcesu, to wiedzieć czego się chce. Czego TY chcesz. Byle konkretnie. To nie grzech wiedzieć, ile się chce zarabiać, gdzie się chce mieszkać, z kim się chce żyć, a nawet ile się chce schudnąć. Zapewne znacie ten przykład, że większą szansę na sukces ma osoba, która powie „schudnę 4 kg”, niż ta, która enigmatycznie nakreśli jedynie samą chęć schudnięcia.
….i do kiedy się to osiągnie
Trzymając się powyższego przykładu utraty wagi określmy konkretnie termin do kiedy schudniemy te 4 kg. Branża reklamowa o tym wie, to często wykorzystywany chwyt marketingowy w reklamach środków na utratę wagi. Tuż przed okresem urlopowym.
Reguła 5 minut
Nie jestem do końca przekonana, czy w literaturze to rzeczywiście 5 minut, czy mniej. Ważne, że działa. Jeśli coś zajmie mi mniej niż 5 minut, robię to od razu. Jeśli dostanę maila, na którego odpowiedź to kwestia przysłowiowego TAK lub NIE – nie zwlekam. Resztę wiadomości flaguję i jasno określam, kiedy na nie odpowiem.
Każdy ma swoje pole bitwy
Ważne by w tej walce być mądrym strategiem. Czyli po prostu planować. Prowadzenie bloga nieprawdopodobnie wypracowało u mnie tę umiejętność. Bez bullet pointów na każdy dzień, rozplanowania całego miesiąca – artykułów, sesji zdjęciowych, umów, płatności – po prostu bym zginęła. Staram się jednak nie frustrować, jeśli jakiegoś punktu nie uda mi się odhaczyć danego dnia. Alert pojawia się wtedy, kiedy sytuacja zaczyna mieć znamiona permanentnej. Wtedy przyglądam się swoim celom – tym mniejszym, jak również tym długoterminowym. Jeszcze raz mierzę siły na zamiary. Zmieniam, weryfikuję i wyciągam wnioski. Na chłodno….przynajmniej staram się 😉.
A Janek? No cóż… On ma dobrze, bo ma mnie. Osobę, która wiecznie chodzi za nim z kalendarzem i przypomina o terminach i dead lineach. Wiem, że za tym nie przepada, ale ktoś musi go motywować. Swoją drogą, mam cichą nadzieję, że ten artykuł też go trochę zmotywuje, bo nieźle się przy nim napracowałam. Jak wiecie Janek to niezwykle zdolny osobnik o czym świadczyć może popularność jego tekstów na blogu i na naszych kanałach social media. Ale po ilości jego wpisów możecie też wywnioskować sami, jak ogromnym jest prokrestynatorem. 😉
Lepsze jest wrogiem dobrego
Kiedyś powiedziałam Jankowi: „Nie musisz robić tego idealnie. Zrób to wystarczająco dobrze”. Dla takiego perfekcjonisty to była czarna magia. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Wciąż uczy się gdzie przebiega ta granica oddzielająca krainę Idealną od Wystarczająco Dobrej. Szkoda, że nie ma takiej mapy, ani GPS nie wskaże nam drogi. Każdy musi odnaleźć ją sam.
A na koniec, by przekonać tych nieprzekonanych, że nad prokrastynacją warto pracować, powiem jeszcze jedno. Wyniki badań jasno wskazują, że odwlekanie jakiegoś nawet bardzo trudnego zadania męczy znacznie bardziej, niż wzięcie się za jego realizacje. Przekonałam?
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Super artykuł 👍👍👍👍😁😁😁😁😁 Opisałaś Mnie i mój słomiany zapał do wszystkiego, za co jestem zła na siebie każdego dnia 😒 ale pracuję nad tym 😋 Pozdrawiam Sylwia