W ubiegły czwartek występowałam na branżowej konferencji. Musiałam przystępnym językiem opowiedzieć o rzeczach dość skomplikowanych i mało intuicyjnych. Zazwyczaj bowiem jest tak, że im bardziej technologiczna jest konferencja, tym mniej kobiet, prelegentek bierze w niej udział. Ja się zgłosiłam i mniej więcej na tydzień przed, zaczęłam żałować swojej decyzji. Stres zaczął brać górę, a w głowie miałam totalną pustkę. Przecież wystąpienia publiczne dla wielu bywają stresujące. Tak mi się przynajmniej wydawało…
Jak mi poszło?
Dobrze. Dlaczego? Bo wystąpienia publiczne kiedyś były dla mnie chlebem powszednim i pamiętam jeszcze co zrobić, żeby zejść ze sceny niepokonanym. Oto przepis na gromkie brawa po wystąpieniu przed publiczością.
Wystąpienia publiczne – Przygotowanie to podstawa.
I teraz część z was pomyśli: też mi coś! Przecież każdy kto zgłasza się do wystąpienia publicznego w jakimś konkretnym temacie wie, co chce powiedzieć. Tak to przynajmniej wygląda w teorii. Prawda jest jednak mniej różowa. Bardzo często mamy wrażenie, że głowę mamy pełną pomysłów, przykładów i ciekawostek, którymi zainteresujemy naszych słuchaczy. A później okazuje się, że stajemy na scenie, a w głowie pustka. Coś tam wydukamy, a po pięciu minutach prelekcji kończą się nam pomysły i powstaje problem co zrobić z pozostałymi 25 minutami. Wystąpienia publiczne muszą być zaplanowane.
Dlatego pisząc o przygotowaniu mam na myśli opowiedzenie samemu sobie, co tak na prawdę chcemy powiedzieć na swoim wystąpieniu. Jeszcze lepiej jeśli mamy kogoś, przed kim możemy zaprezentować nasze wystąpienie „na brudno”. W moim przypadku królikiem doświadczalnym jest mąż. On siada przede mną, ja na komputerze odpalam prezentację i jedziemy. Bardzo ważne jest też to, żeby zmierzyć długość naszego wystąpienia. Po co? Po to, żebyśmy po 15 minutach nie skończyli swojej prelekcji. Pamiętajmy też że w domu, na spokojnie mówimy nieco wolniej. A kiedy dochodzi stres, nasze tętno przyspiesza, język również. Dlatego z 25 minutową prezentacją, wyrabiamy się w 17 minut. Warto to wziąć pod uwagę.
Nie zapisuj wszystkiego na slajdach.
Bo to odciągnie uwagę twoich słuchaczy od tego, co masz do powiedzenia. A przecież to ty jesteś królem sceny w momencie prezentacji. Dlatego ja zawsze zapisuje sobie tylko ogólne założenia i dodaję do nich zdjęcia je obrazujące. Resztę dopowiadam podczas prezentacji. Tyle tylko, że taki styl wymaga perfekcyjnego przygotowania się do wystąpienia. Poza tym slajdy są dla publiczności, a nie jako ściągawka dla prelegenta.
Ostrożnie z żartami.
Bo jeśli nie jesteś Barakiem Obamą, albo Joanną Kołaczkowską to istnieje duże prawdopodobieństwo, że wprowadzisz swoich słuchaczy w zakłopotanie. Jeśli już koniecznie chcesz opowiedzieć żart dla rozluźnienia atmosfery, to przetestuj go na kilku osobach. Jeśli ich to śmieszy, śmiało opowiadaj!
Nie recytuj na pamięć.
Ostatnio czytam książkę Pani Doroty Wellman „Jak zostać zwierzem telewizyjnym?”. Jest tam między innymi bardzo dużo cennych informacji na temat wystąpień publicznych właśnie. Autorka sugeruje, aby nie mówić całych formułek z pamięci, bo jest to sztuczne, a tacy mówcy wypadają mało wiarygodnie. Takie recytowanie jest domeną polityków. Większość z nich nie odpowiada na pytania, a jedynie powtarza wyuczone frazy, które są ideami ich partii. Już wiesz dlaczego prawie nikt im nie ufa? 🙂
Bądź szczery ze słuchaczami.
Jeśli się denerwujesz – po prostu powiedz to na głos. Nie zgrywaj bohatera, nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Pamiętaj, że większość ludzi i tak jest pod wrażeniem, że zdobyłeś się na odwagę, by stanąć przed szerszą publicznością. Ja doskonale pamietam moje podboje programów muzycznych. Za każdym razem wychodziłam z opresji wygrywając szczerością. To tamte doświadczenia zahartowały mnie do wystąpień publicznych.
Nie używaj branżowego języka, ani nie twórz neologizmów.
To nie jest dobry moment na popisywanie się znajomością związków frazeologicznych czy przysłów. Póżniej wychodzą takie kwiatki jak: „Nie pierwszy raz staje mi..”, lub „ kocham seks jak koń owies”. W mojej pracy bardzo często spotykam się z zapożyczeniami z języka angielskiego, które doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Ostatnio usłyszłam takie zdanie: „ Jesteśmy z nimi sfilingowani na fokus, ale musimy wcześniej zczekingować kejsy”. Uwierz mi, to wcale nie świadczy o profesjonalizmie. Wyobraź sobie, że na widowni siedzi twoja babcia, która ni w ząb nie rozumie branży, o której opowiadasz. A teraz postaraj się jej wytłumaczyć swoją profesję na zapałkach.
Staraj się mówić wolno i wyraźnie.
Od stresu zasycha nam w buzi i zaczynamy gadać jak najęci. Dlatego tak ważna jest szklanka wody pod ręką, nawilżone usta (szminka lub błyszczyk), żeby ich ciągle nie oblizywać i umiejętne spowalnianie wypowiedzi. Owszem nie chodzi o to żeby mówić jak żółw, ale uwierz mi, że jeśli się stresujesz, to o żółwiej mowie nie ma, nomen omen, mowy. Poza tym mówiąc wolniej masz czas na przemyślenie dalszej części wypowiedzi.
Zacznij jeszcze raz. Daj sobie prawo do pomyłki.
Ale nie brnij w nią, tylko spróbuj jeszcze raz, od początku. Jeśli masz problem z wypowiedzeniem jakiegoś słowa, to zacznij zdanie od początku, a problematyczny wyraz zastąp innym. Jeśli podczas śpiewania zaczniesz od złej tonacji, przeproś i zacznij jeszcze raz. Tak będzie lepiej. I dla ciebie i dla słuchaczy.
Pamiętaj że nie jesteś Alfą i Omegą.
Jeśli ktoś cię o coś zapyta, a ty nie znasz lub nie pamiętasz odpowiedzi, to po prostu szczerze się do tego przyznaj. Nie szyj odpowiedzi na poczekaniu, bo w dobie Internetu bardzo łatwo jest coś „zgooglać” i zadać kłam temu, co ktoś mówi, podpierając się wiarygodnymi informacjami. Zamiast tworzyć powiedz, że teraz tego nie wiesz, ale z przyjemnością się dowiesz i wrócisz do pytającego z odpowiedzią. Dopiero taka postawa świadczy o profesjonalizmie.
Nie takie te wystąpienia straszne, jak je malują. Owszem, są ludzie, którzy nigdy nie przemogą swojego stresu i lepiej żeby nie zabierali się za tego typu wyzwania. Nie każdy urodził się przecież mówcą czy showmanem. Najważniejsze jest jednak dobre przygotowanie, bo przy nim nawet stres wydaje się być mniejszy.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Mnie w tym zakresie bardzo pomogło szkolenie z Tomaszem Kammelem. Zastosowane techniki szybko wprowadziłam w życie i teraz wystąpienia już mi takie nie straszne 😉