Ten Instagram to nam robi bardzo dużo krzywdy. Z premedytacją napisałam „nam”, bo sama dałam się złapać na te jego wszystkie sztuczki. Mami nas pięknymi obrazkami, a my przewijając niekończący się nigdy wirtualny świat w górę i w górę, pragniemy go zachłannie coraz bardziej. Mieć czy być? Co jest istotne?
Instagramowy świat
„Też chciałabym mieć wszystko, tak jak Ty. Twoje życie jest idealne, o moim szkoda gadać.” Kiedy pierwszy raz dostałam taką wiadomość od jednej z Instagramerek zrobiło mi się głupio. W życiu nie pomyślałam, że po kilku zdjęciach w Internecie można ocenić czyjś stan posiadania. Szczególnie jeśli w głowie masz coś zupełnie innego. Jeśli ciągle i nieustannie cię nosi. Jeśli ciągle masz jeszcze tyle do zrobienia, tyle do zdobycia, tyle do zobaczenia. A wszystkie te zdjęcia na Instagramie uświadamiają ci jak w głębokim lesie jesteś, żeby nie napisać dosadniej. Dobrze jeśli taka obserwacja motywuje cię do działania, gorzej jeśli z każdym przesunięciem palcem po ekranie, z każdym zdjęciem dopadają cię coraz większe kompleksy.
Zaczynasz się zastanawiać, co w twoim życiu poszło nie tak. Dlaczego nie byłaś jeszcze w Nowym Jorku, skoro na Instagramie chyba wszyscy już tam byli. Jak to możliwe, że dwójce dzieci nie masz jeszcze sześciopaku skoro prawie wszystkie FitInstaMatki piszą, że wystarczy jedynie chcieć. Dlaczego twoje dzieci nie śpią o 19stej, skoro właśnie o tej porze, twój telefon zalewa fala zdjęć słodko śpiących bobasów, z życzeniami słodkich snów. Ty jeszcze nie leżysz w łóżku, a i tak już wiesz, że one nie będą słodkie.
Więcej i więcej
I w tym wszystkim jestem ja. Weteranka blogowania, dziewczyna doświadczona w bojach, która w pewnym momencie sama wpadła w ten wir: chcę więcej i więcej, bo to, co miałam było takie niezadowalające. Tak słabe wobec tego, co w Internecie. Tak zwyczajne wobec życia z Instagramowych zdjęć. I jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, życie, to poza Internetem, to które płynie z minuty na minutę, to w którym po nocy zawsze przychodzi dzień, to w którym słońce nie świeci na zawołanie, dało mi ostrzeżenie.
Przykra historia
Jedna z was napisała do mnie, notabene na Instagramie. Przesłała link do pewnej strony z krótkim dopiskiem: „pomóż”. Kliknęłam. W ułamku sekundy znalazłam się na stronie, z której ze zdjęć uśmiechała się do mnie piękna dziewczyna.Szybko oszacowałam, że musi być w moim wieku. Trafiłam – Agata ma 32 lata. (tu macie link). Ma też małego synka, którego tuli i całuje na części załączonych zdjęć. Zdjęcia na tyle mnie poruszyły, że z automatu zaczęłam czytać jej historię. Otóż Agatę, młodą i szczęśliwą mamę, spełniającą się też jako kobieta biznesu, pewnego dnia rozbolała głowa. Zadzwoniła po swojego partnera, który niezwłocznie przyjechał z pracy do domu. Szybko pojechali do szpitala, tam błyskawiczne badania i diagnoza: w głowie Agaty pękł tętniak. Później wszystko zadziało się lawinowo.
Od tamtej chwili minęły dwa miesiące. Agata jest w śpiączce, jej bliscy zbierają pieniądze na rehabilitacje. Czy kiedykolwiek się wybudzi? Tego nie wie nikt. Naturalny mechanizm w mojej głowie mimowolnie przełożył historię Agaty na swoje życie. Szczególnie, że wiele wspólnych punktów stycznych znalazłam miedzy mną, a nieznaną mi do tej pory dziewczyną. Agata jest w moim wieku, też jest mamą, żyje w szczęśliwym związku, realizuje się w pracy. Nie wiem o niej nic więcej, bo zupełnie jej nie znam, ale pomyślałam sobie – czymże są marzenia, by mieć więcej i więcej w obliczu takich historii.
Parę dni temu zadzwoniła do mnie mama. U jednej z moich ukochanych cioć wykryto guza piersi. Zrobiono szczegółowe badania, podjęto decyzję o amputacji piersi. Co będzie dalej? Tego dowiemy się jak przyjdą wyniki badań wyciętego guza. Znam ciocię bardzo dobrze i wiem, że jest jedną z najbardziej walecznych osób na świecie, że jest niepoprawną optymistką. W pierwszej chwili pomyślałam: “odjęcie piersi to duży ubytek w pewności siebie i w poczuciu kobiecości”, ale czymże jest pierś w obliczu utraty życia.
Szybkie podsumowanie życia- Mieć czy być?
Bardzo szybko zrobiłam inwentaryzację. Serio? Mam tego aż tyle? Wspaniałego męża, który jest najwspanialszym przyjacielem jakiego mogłabym sobie tylko wymarzyć. Dwójkę zdrowych dzieci, dzięki którym spełniam się jako mama. Rodziców w sile wieku, pełnych zapału, którzy właśnie teraz, jak nigdy wcześniej doceniają to, co robię w życiu. Pracę, która jest jednocześnie moją pasją, i która w żaden sposób nie ogranicza mojego życia rodzinnego. Także brata, z którym mam świetną relację, jestem zdrowa, mam dach nad głową, żyję bardzo godnie. Nieustannie pracuję nad sobą, a motywacje do tego czerpię z wewnątrz, a nie z zewnątrz. Tyle dobra, a ja śmiałam tego nie zauważać…
Tym tekstem strzelam sobie trochę w stopę, bo chcę Was Kochane gorąco zachęcić do życia. Przede wszystkim w tym realnym, a nie Internetowym świecie. Warto odpowiedzieć sobie na pytanie: mieć czy być. Uśmiechajcie się do swoich bliskich, mówcie im o swoich uczuciach, zachwycajcie się zapachem porannej kawy i piosenkami waszych pociech. Wyjdźcie na spacer i nie zaglądajcie w jego trakcie w telefon. Nie odkładajcie przyjemności na później. Jeśli marzą Wam się wakacje, to nie liczcie na to, że za rok będą lepsze niż w tym roku. Zamiast czekać na wyprawę życia za trzy lata, lepiej już dziś wybrać się na spacer do lasu. I nade wszystko doceniajcie to, co macie. Życie jest w stanie zabrać Wam o wiele więcej. Ląduj! Na Ziemi czeka na ciebie prawdziwe życie.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Jakies dwa lata temu byla akcja promowana w sieci “wyloguj sie do życia”
Popieram w 100%!!!
Sedno, dlatego żyjmy dla siebie ❤️
Nic dodać nic ująć ! Strzał w setkę! 💛
Oj tak!! Żyjemy dla siebie. Mniej zazdrości! Każdy jest inny ale każdy z nas ma jedno życie. Lądujmy ❤️
Jak bardzo trafione w punkt 🙂 Żyjmy własnymi wartościami dla siebie , dla swojej rodziny 🙂
Podlinkuję ten tekst mojej koleżance. Może w końcu dotrze do niej, że zamiast przeżywać życie to myśli jak pokazać to na instagramie.
Dziękuje za ten tekst ❤️
Brawo!😍 popłakałam się..
Świetny tekst. Bardzo potrzebny.