Jakiś czas temu napisałam Wam bardzo osobisty tekst o tym, że mieszkają we mnie dwie natury. Ta euforyczna i ta druga, której tak bardzo w sobie nie lubię. Całości nie pomaga fakt, że jestem skrajnym wrażliwcem i wszystko przeżywam mocniej, bardziej i dłużej. Ostatni kryzys dopadł mnie na początku stycznia. Całą sobą potrzebowałam odreagować bardzo intensywny czas w grudniu. Trochę to trwało, ale znów jestem na drugim biegunie swojej skali szczęśliwości. Czuję się spełniona, pełna energii, zapału do działania i pomysłów na każdy kolejny dzień. Bardzo lubię i doceniam taką wersję siebie. Z tego trudnego czasu postanowiłam wyciągnąć wnioski, by łatwiej wychodziło mi się następnym razem z tego trudnego stanu. Staram się robić wszystko, by taka sytuacja, jak ta z początku stycznia, mi się już nie przytrafiła. Jak być szczęśliwym? Dziś mam coś dla was. Zatem: żegnaj smutku…
Rozmyślając o sobie i o moim bogatym życiu wewnętrznym opracowałam autorską metodę pięciu stopni do szczęścia. Po zastosowaniu każdego z nich zaczynam zauważać wpadające przez drzwi światło. Być może te moje kroki pomogą również Wam. Część z nich jest powszechnie stosowanymi metodami w psychologii.
Jak być szczęśliwym stopień pierwszy: okaż sobie wdzięczność
Ten mechanizm daje mi poczucie obfitości w życiu. Pokazuje mi, ile już mam. Co osiągnęłam. Umieszcza mnie na skali. W czasach, kiedy tak bardzo jesteśmy zafiksowani na tym, by mieć więcej i więcej, warto czasami zatrzymać się i przyjrzeć się temu, co już się ma. A żeby metoda „wdzięczności” zadziałała jeszcze skuteczniej, to polecam sobie zapisać na kartce, to za co jesteśmy sobie wdzięczni. Można spisywać rzeczy ogólne, takie jak: jestem sobie wdzięczna za rodzinę, którą stworzyłam, za bloga, który jest moją pracą i pasją, za coraz lepszą formę. Ale można też każdego dnia, wieczorem, spisać kilka rzeczy, za które jesteśmy sobie wdzięczne tego konkretnego dnia.
Za to, że poszłam z chłopcami na spacer, że napisałam artykuł na bloga, za kolejny trening, za dwudaniowy obiad, który smakował całej rodzinie. Spisując te wszystkie rzeczy zaczynamy doceniać to, co robimy, a co umyka nam w natłoku dnia codziennego. Podobno wystarczy spisać trzy rzeczy, za które jesteśmy sobie wdzięczni by poczuć się lepiej. U mnie działa.
Stopień drugi: afirmuj siebie
Afirmuj, czyli wyrażaj się z aprobatą. Wtedy, kiedy jestem w dołku, dużo ciężej jest mi docenić siebie. Afirmacja bardzo mi w tym pomaga. Polega na powtarzaniu pozytywnych twierdzeń na swój temat. Te twierdzenia nie muszą być prawdą. Mogą być życzeniem odnośnie naszej codzienności. Co ważne, w afirmacji nie powinno się pojawiać słowo „nie”. Przykład? Bardzo proszę – idealny przykład z mojej codzienności: jestem wyspana, czuję się wypoczęta, śpię całą noc, mam całe łóżko dla siebie. Podczas afirmacji bardzo często uruchamia się nasza wyobraźnia, która przenosi nas z ponurej rzeczywistości, do naszych wyobrażeń. A dla naszego umysłu wyobraźnia jest tak samo prawdziwa, jak rzeczy przeżyte i zobaczone.
To oznacza, że samo myślenie o wyspaniu sprawia, że wydzielają się nam endorfiny. Kolejne przykłady moich afirmacji to: jestem na Bali, opalam się, słońce muska moją skórę, czuję się beztrosko. Jestem wysportowana, podciągam się 20 razy na drążku i przychodzi mi to z lekkością. Warto pisać takie dobre rzeczy na zły czas. Spróbujecie?
Jak być szczęśliwym stopień trzeci: nie odkładaj przyjemności
Przez wiele lat miałam tak, że przyjemności odkładałam na później. Miałam z tym bardzo duży problem, bo czekałam na lepszy czas. Pojadę na wakacje jak schudnę, kupię sukienkę jak zdam egzamin, zmienię mieszkanie, jak dostanę awans w pracy. Szczęście odkładałam na później, tylko to później nigdy nie przychodziło. Teraz mam tak, że doskonale znam siebie, swoje potrzeby i wiem, co sprawia mi przyjemność i co wprowadza mnie w stan relaksu. Na przykład lubię moje „sam na sam” w sobotę. Doceniam moje momenty. Są to chwile na moich własnych zasadach. Czas, kiedy koncentruje się na sobie i na swojej przyjemności.
Nakładam na twarz maseczkę, włączam muzykę i znikam w łazience. Do wanny wlewam różany olejek, którego zapach zawsze poprawia mi nastrój. Jednym ze sprawdzonych poprawiaczy nastroju, o działaniu natychmiastowym, jest oczywiście czekolada. Ona wprowadza mnie na najwyższy znany mi poziom relaksu, dostępny od ręki. Uwielbiam ją w każdej postaci, ale teraz, kiedy bardziej dbam o formę, dokładam wszelkich starań, żeby ta przyjemności naprawdę miała znamiona czegoś bardzo wyjątkowego. Nigdy nie byłam entuzjastką zjadania całej tabliczki czekolady na raz. Bardziej wolałam delektować się pralinkami w różnych smakach.
Moim ulubionymi i to do wielu lat są pralinki Lindt Lindor. To klasyka w najlepszym wydaniu. Kiedy myślisz, że już nic cię nie zaskoczy, po jej skosztowaniu dopada Cię nieziemska słodycz, która rozpływa się w ustach. Nic dziwnego: szwajcarska receptura i tradycja oraz świetne składniki bronią się same. Wystarcza mi jedna pralinka na poprawienie nastroju. Bo tu chodzi o pozostawienie niedosytu, sprawienie sobie małej przyjemności, bez wyrzutów sumienia.
Stopień czwarty: zaplanuj miłą dla wyobraźni przyszłość
Kiedy dopada mnie chandra, to czekanie na przyjemne wydarzenie w przyszłości bardzo podnosi mnie na duchu. To może być czekanie na święta, na wspólną kolację z mężem, na weekendowy wypad, na spotkanie z rodziną. Każda przyjemna dla wyobraźni perspektywa przyszłości pomaga mi wyjść z dołka. Co ważne – te plany muszą mieć swój termin i być namacalne. Tylko wtedy czekanie na nie dodaje mi sił.
Jak być szczęśliwym stopień piąty: bądź dla siebie dobry
Ja wiem, że te moje chandry funduję sobie sama. Jestem dla siebie zbyt surowa, za bardzo wsłuchuję się w swoje emocje. Bywam przewrażliwiona na swoim punkcie. Ale nade wszystko zbyt często myślę o sobie źle. Karcę się w myślach za niedociągnięcia, których często nikt prócz mnie nie zauważa. Uczę się, ciągle się uczę bycia lepszą dla siebie samej. To najtrudniejszy stopień wtajemniczenia, ale po jego osiągnięciu, po wdrapaniu się na niego, jest już tylko szczęście. Zatem jak być szczęśliwym? Proponuję byście były lepsze dla siebie. Byście częściej się relaksowały, dobrze i zdrowo jadły, byście robiły coś dla siebie. Abyście realizowały swoje pasje, jadły pralinki bez wyrzutów sumienia, wysypiały się i uśmiechały same do siebie. Tylko tyle i aż tyle.
Zacznę stosować…. Jak bum cyk cyk… Jak wygramy z grypa i zapaleniem płuc…. Rozlozylo nas jak nigdy. Pozdrawiam cieplutko.
Bardzo ciekawy wpis. I przede wszystkim prawdziwy. Polacy słyną ze skłonności do narzekania- mam kredyt, przytyło mi się. Nie potrafimy docenić posiadanych wartości. Mnie w pewnym sensie jest łatwiej, nauczyłam się doceniać wartości,które dla większości są niezauważalne. Jestem osobą niepełnosprawną, od urodzenia poruszam się na wózku inwalidzkim. Może to zabrzmi dziwnie, dla niektórych śmiesznie, ale czasami nie ma nic piękniejszego od faktu,że obudziłam się, powitałam nowy dzień, mogę oglądać otaczający mnie świat, błękit nieba, mogę komunikować się z ludźmi, nauczyłam się odrobinę samodzielności- dla zdrowych ludzi to małe rzeczy, dla mnie niezwykły dar. Pozdrawiam serdecznie- założycielka bloga liveitup .Nie chcę… Czytaj więcej »
Super, warto doceniać faktycznie siebie i to co się ma. Też często zapominam i zadręczam się pierdołami. Biorę 5 punktów i będę walczyć o lepszą siebie 🙂
Aby być szczęśliwym trzeba mieć marzenia i dążyć do ich realizacji 😉