Od zawsze byłam wielkim wrażliwcem, panikarą zbytnio przejmującą się wszystkim. Każde złe i dobre wydarzenie dotykało mnie bardziej. Potrafiłam nazbyt euforycznie cieszyć się z tych dobrych, sprzyjających dni, by zaraz popaść w czarną rozpacz z powodu, na który większość lekko się tylko skrzywi i machnie ręką. Życie od Sasa do Lasa, wahania nastroju to mój chleb powszedni.
Wszystko na wierzchu
To zupełnie tak, jakby moje emocjonalne wnętrzności były na wierzchu. Tak jakby nie pokrywała ich żadna skóra. Żadna warstwa ochronna. Dlatego każdy dotyk boli lub sprawia przyjemność tak bardzo. Często zastanawiam się, czy to jest jeszcze w granicach normy. Staram się szukać złotego środka, uczyć na błędach, uodparniać się. Podobno małe dzieci zupełnie nie mają odporności. Dlatego tak łatwo ima się ich każda infekcja. Być może jestem emocjonalnie dzieckiem, z niewykształconym układem odpornościowym. Może…
Wczoraj znów osiągnęłam skrajność
Popłynęłam w emocje. U kresu zabrakło mi tchu, przed oczami zrobiło się ciemno. Czułam, że ziemia się pode mną ugina. Że został mi jeszcze tylko jeden wdech, bo na kolejny nie starczy mi sił. Pociągnęłam Go za sobą w dół, a to co tam zobaczył raczej mu się nie spodobało. Później powiedział mi, że takich rzeczy jeszcze we mnie nie oglądał. Uszliśmy z życiem, choć dziś nie mamy siły by odezwać się do siebie słowem. Nasze milczenie jest zbawiennym, 24 karatowym złotem. Pięknie lśni w słońcu. Zachwyca.
Ta sinusoida to integralna część mnie, wahania nastroju to część mojego JA
Bez niej nie istnieje. Bez niej nie byłoby wszystkich wspaniałych momentów. Uniesień, przemyśleń i wniosków. W osiąganiu skrajności dopatruję się oznak prawdziwego życia. Takiego pełnego sprzeczności. Spalam się zupełnie i wiem, że kiedyś zostanie po mnie tylko skrawek. Obiecuję, że wtedy odpocznę, a w mojej duszy zapanuje błogi spokój…
Marta piękny tekst i otwarcie się. Nie przejmij się ja jestem identyczna – małe niepowodzenie ciągnie mnie na dół, mały sukces powoduje zbędną euforię. Każdego dnia uczę sie dystansu do siebie i swoich zachowań, jeżeli nad tym panuje nie jest źle. Jeżeli zmęczenie nie pozwala mi na panowanie nad emocjami dzieje sie w moim życiu, we mnie wewnętrzny armagedon.
:*
Piękny tekst, bardzo mi bliski… też choruję na brak złotego środka. Czasami zatracam się w jego poszukiwaniu tak mocno, że przestaję widzieć ludzi wokół, bliskich i wtedy dochodzę do wniosku, że może lepsze są te skrajności, bo dotykają przede wszystkim mnie, bez większej szkody dla innych…