Wiecie, dwudziestoparolatek, w barze, masa znajomych i jeszcze więcej nieznajomych… było na czym oko zawiesić. Gdzieś tam Ona, w przypałowych bojówkach, którymi notorycznie szorowała po kałużach. Do tego tipsy z frenczem. Czaicie ten eklektyzm? Dziś historia miłosna inna niż wszystkie. On ujął ją swoją bezpośredniością i umiejętnością zawłaszczania przestrzeni swoim stylem bycia. Ona go raczej niczym nie ujęła, chodź dziś On uważa, że coś mu tam świta w pamięci. Dzwoni coś w którymś kościele, ale w którym? Cholera wie…
Później było Grono.net.
To znaczy Grono było wcześniej. Zanim Oni się poznali, ale dla nich kolejnym etapem znajomości było Grono. Ona zarosiła Jego. Bo w sumie mieli wielu wspólnych znajomych z tego baru, poza tym miała złamane serce, a z domu wyniosła zasadę, że szczęściu trzeba pomagać. Zatem dodała go do grona znajomych. On przyjął zaproszenie i na tym znajomość miała się skończyć. I nawet tak się stało na kilka dobrych tygodni lub nawet miesięcy. Ani On, ani Ona nie pamiętają, jak to długo trwało. Historia miłosna zduszona w zarodku? Jeszcze nie.
Później spotkali się przypadkowo.
Ona po kolejnej serii nieudanych randek wpadła do tego samego baru pożalić się na swój ciężki, sercowy los. On wpadł w ramach zajęć. W końcu kto chodzi na wykłady na czwartym roku studiów. Zresztą na pierwszym też nie chodził. Zagadał ją o to nieszczęsne Grono. Od słowa do słowa wyszło, że On Jej nie kojarzył zupełnie, ale Ona miała ładne, profilowe zdjęcie i On stwierdził, że jak ją doda do znajomych to będzie wkurwiać byłe. Jej trochę to schlebiło, a trochę… W sumie wyłącznie Jej to schlebiło. Od zawsze lubiła facetów bezpośrednich i rzeczowych.
Później spędzili razem wieczór w tym barze.
Nawet mają wspólne zdjęcie: Ona w warkoczykach jak pięciolatka i tych nieszczęsnych tipsach. Te bojówki też miała na sobie, ale tego na szczęście zdjęcie nie zapamiętało. On zapytał ją, co Ona w życiu robi i jakie ma plany na przyszłość. Ona się rozgadała, wyjawiając krok po kroku swoją fascynującą historię, podczas której On… zasnął. Jej to jednak nie zniechęciło… Dla Was to może być opowieść z serii śmieszne historie, ale dla nas to inna historia o miłości.
Następnie wszystko potoczyło się lawinowo.
Pierwsza, druga i ósma randka. Romantyczne obchodzenie każdej tygodnicy i miesięcznicy. Do rocznicy niestety nie dotrwali. Przeszkodziła im Jej wyimaginowana wizja samej siebie, która nijak się miała do rzeczywistości. Nie pomogło też to, że On był Piotrusiem Panem mieszkającym z samotną i zapatrzoną w niego mamusią. Ta mamusia zdecydowanie im nie pomogła.
Rozstali się. Bez zgody.
Z ogromną dozą goryczy. Ze łzami, ze straconymi kilogramami, z wydzwonionymi głuchymi telefonami, z hektolitrami wina i z wagonami papierosów. Jakież to było dojrzałe z ich strony. Z pewnością nie znali wtedy przepisu na udany związek.
Ona postanowiła znaleźć miłość za wszelką cenę.
W tym celu umówiła się na 21 randek. Z każdej z nich wyniknęło dokładnie nic. Za bardzo chciała. Nie była króliczkiem, którego dałoby się gonić. Ona sama podawała się na talerzu, w buraczkach. Z takiego materiału nie wyniknie udany i szczęśliwy związek.
Jego poniósł melanż.
Jak to zwykle z takimi typami bywa. Masa znajomych i znajomych znajomych. Okazji do wypicia było bez liku.
Później był skok z 30 piętra Pałacu Kultury i Nauki. Bez spadochronu.
Na dole nie czekała żadna trampolina ani nic. To On skoczył, metaforycznie. Zmarła mu mama. Jego największa i bezwarunkowa miłość. Jego opoka, przyjaciółka, powierniczka. Była dla niego wszystkim co miał, bo poza nią nie miał nikogo więcej. Wtedy było źle. Bar znów był ucieczką, ale taką, bez happy endu.
Spotkali się przypadkiem.
Znów w barze. Ona przestraszona, że On znów będzie Jej robił wyrzuty. On obojętny i piekielnie zmęczony. Spokorniał. Ona poczuła kłucie w mostku. Trochę zabrakło Jej tchu. On podszedł i zapytał, czy Ona już wie. Nie wiedziała. Przegadali całą noc do godziny siódmej, minut dwadzieścia sześć. Wtedy ich pierwsze autobusy dzienne odjechały w zupełnie różne strony. Mieli się już nie spotkać. Ona bardzo tego nie chciała. Ale On zadzwonił, a Ona zawsze miała problem z asertywnością. Obiecała sobie, że spotka się z nim tylko po to, żeby powiedzieć mu, że to nie ma sensu. Że Ona dwa razy do tej samej rzeki nie wchodzi. Chciała mu to powiedzieć przy kawie, a nie przy piwie. Żeby On zapamiętał raz na zawsze.
Spotkali się w jakimś takim miejscu bez znaczenia. Ona oschła i obojętna, On jak zbity pies. Rozmowa od początku się nie kleiła. Już mieli pójść każde w swoją stronę, kiedy On z kieszeni wyciągnął prezent. Małe, niepozorne pudełeczko. W środku była lampka do roweru. Pieprzona, migająca lampka. A przecież Ona jeszcze wczoraj mówiła mu, że boi się jeździć wieczorami, bo przepisy się zmieniły i inne takie dyrdymały. On zapamiętał, a Ona poczuła się zaopiekowana. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuła, że ktoś pomyślał o niej. Tylko o niej. Pieprzona ta lampka. Ma ją do dziś… Nie mogło na blogu zabraknąć historii naszej pierwszej miłości, która nas na zawsze połączyła. Czytajcie dalej, jeśli chcecie się dowiedzieć, jak dalej potoczyła się ta historia miłosna.
Po trzech dniach Ona przeprowadzała się do niego.
Po trzech dniach… Do domu, w którym On żył szczęśliwie ze swoją mamą. To był naprawdę wyjątkowy czas w ich życiu. On w końcu mógł zacząć płakać. Miał do kogo. Ktoś tego płaczu mógł wysłuchać. Mieli ogromny dom tylko dla siebie, ale On poprosił, by spali w Jego pokoju na jednoosobowym tapczanie, na którym spał od małego. Nigdy już później nie byli tak szczególnie blisko siebie. Z biegiem czasu przenieśli się do sypialni Jego mamy. Tam było więcej miejsca. Był też większy sufit. Sufit, pod którym parę miesięcy później stały 23 pojemniki i pojemniczki na wodę. W dniu śmierci Jego mamy ten stary dom stracił termin przydatności. Pojawił się grzyb na ścianie, ogrzewanie nie dawało rady, a z sufitu, po deszczu kapała woda w kolorze mocnej herbaty. Mimo wszystko już wtedy mieliśmy udany związek.
Klamka zapadła.
Przeprowadzili się do kawalerki w samym sercu tętniącego życiem miasta. Ich miłość też tętniła. Mocno, rytmicznie. Oświadczył Jej się na wykładzinie, w pustym mieszkaniu, bez pierścionka. Po prostu powiedział, że chce z nią być trochę dłużej. I, że ślub to dobry pomysł.
Po roku zaplanowali ślub.
Taki po kryjomu. Nie mówiąc nikomu. Ani rodzinie, ani przyjaciołom. Mieli być świadkowie i urzędnik. O całym wydarzeniu wiedział tylko fryzjer, który czesał ją do tego ślubu i odradzał Jej chajtanie się bez wiedzy rodziców. Takie Las Vegas to nie u nas – przekonywał. Zrobili to w Jej 25 urodziny. W nic nie znaczącej dla nich małej mieścinie, bo tylko tam znaleźli termin na szybko. Po ślubie poszli na kolacje do McDonalds. Później na śledzia i wódkę. To były cudowne chwile zarezerwowane tylko dla nich. Później były Paryże, Rzymy, Pragi i Barcelony. Oni ciągle w tych swoich emocjach od Sasa do Lasa. Od miłości do nienawiści. Ale zawsze razem. Na jednej linii frontu. Nawet nie wiedzieli kiedy ta ich miłość dopełniła się przyjaźnią. Byli najważniejsi dla siebie. Najbliżsi sobie. Wyjątkowi.
Przyszła proza życia, ale i z tym poradzili sobie dobrze, bo wcześniej znaleźli przepis na udany związek. Z imprez płynnie przeszli do pieluch i nieprzespanych nocy wypełnionych dziecięcym kwileniem. Stracili jedną ciążę, ale zaraz byli już w kolejnej, a ich inna historia o miłości nadal się pisze.
Za tydzień minie im pięć lat od tego Las Vegas.
To życie jest teraz takie spokojne, ciepłe i poukładane. Już nie kapie im na głowę. Oni nauczyli się przechodzić przez te swoje burze jakoś tak łagodniej, bez strat. Ona nauczyła się nie trzaskać drzwiami, nie pakuje już walizki za każdym razem, kiedy coś nie idzie po Jej myśli. Nie ucieka, nie udaje kogoś, kim nie jest. On złagodniał. Celebruje czas rodzinny, który wcześniej nie był mu znany. Ich historia miłosna nie dość, że się rozrosła, to zapuściła korzenie.
Czasami wkurza ich tylko to, że ktoś nie dowierza w to, że ta historia miłosna wydarzyła się naprawdę, a Oni już dziś wiedzą, że na zawsze będą razem. Wtedy słyszą coś w stylu: jeszcze zobaczycie, życia nie znacie.
Najlepszy blog ever! pozdro wielkie:)
Co wy macie w tych głowach że tak genialnie opisujecie te swoje historie ?? 🙂
Mówię to już chyba setny raz ale jesteście niemożliwi :*
Życzę wam takiego szczęścia i miłości do końca życia :*
Jeszcze nie mówcie że ostatnie foto to z TEJ kolacji w Mac’u!!?:D
😍 Najlepsi! My mamy podobnie. Zycze wielu pieknych chwil!!
Nie przepadam za czytaniem. Ale to było takie ciekawe i interesujące że przeczytałam do końca. Podoba mi się ta historia 😉 Nieraz niestety zdarzają się wzloty i upadki .
Jak Tyś go brała w dniu poznania z tymi pasemkami, to musiała być miłość 🙂 ( Sorry #TatoNowejEry nie mogłam się powstrzymać 😉 )
A tak serio piękna historia…
Czytam Waszego bloga od paru miesięcy. Jestem zachwycona. To takie proste i prawdziwe, a z drugiej strony są rzeczy do których bym się nie przyznała. Parę miesięcy temu nie uwierzyłabym sobie, że będę w tej chwili do Ciebie Marto pisać 🙂 no cóż chyba przyszedł taki moment, że osobom trzecim nie chce się zwierzać, a piszę parę słów własnie tutaj…. nie wiem czy to przez aktualną aurę pogodową czy po prostu tak jest bo jest. Ze swoim mężczyzną jestem od 12 lat, od roku jesteśmy małżeństwem. Dzieci nie mamy i w zasadzie nie wiem kiedy to nastąpi (mam 28lat). Z… Czytaj więcej »
Popłakałam się ze wzruszenia, piękna historia!
Świetny tekst! Przeczyrałam.jednym tchem!!! Dużo szczęścia i miłości!
Dziekujemy! Niech się spełni! 🙂
Czytałam jak najlepszą książkę! Zawsze byliście piękni, nawet te tipsy mnie tu nie rażą :))))
Dziękujemy! <3
O matko! jak bym czytala o sobie i moim Pawle! ciezko bylo, oj ciezko …nawet nie przpuszczalam, ze pojedzie za mna za granice… bo to ja pierwsza przyjechalam na wyspe, ale to dluga historia dluga.
Kochajcie sie bo to jest najwazniejsze…i rozmawiajcie ze soba, bo u nas ostatnio ciezko z tym bywa….
Kochamy się , i dziękujemy za każde miłe słowo…
Każdy w życiu ma swoją historię, jedne bardziej ciekawsze inne mniej. Nasza historia również nadaje się na film romantyczny, który nie miałby końca… Jesteśmy ze sobą 8 lat, a tyle mamy za sobą co niejedna para w całym życiu 🙂
no to teraz tak mnie zaiteresowałaś, że musisz mi opowiedzieć
Czadowe, piękne, rewelacyjne, ciepłe… mamy podobną historię :))) i za miesiac minie też 5 lat :))) całujemy kochana !!!!
Dzięki! Buziaki! 🙂 BTW Takie historie są najwspanialsze 🙂
Jeszcze zobaczycie, życia nie znacie… skąd ja to znam 😉 Marta popłakałam się jak czytałam i właśnie ocieram łezkę wzruszenia. Nasza historia też jest niesamowita, trochę jak z filmu jak to ktoś kiedyś okreslil 😉 a co do plynnego przejścia z imprez do pieluch to my zrobilismy to spektakularnie, bo test zrobiliśmy po imprezie Mikolajkowej i wynik trochę nas zaskoczyl, ale w nowej roli odnalezlismy się doskonale ❤ życzę Wam kolejnych 5 i 5 i 5 i tak w nieskończoność szczęśliwych lat, wszystkim niedowiarkom na przekór 😀
Dziękuję Joasia. Niech zatem będzie 555lat razem. A BTW z chęcią przeczytam Twoją historię. Dajesz! 🙂
No to łapcie dziewczyny 😀 teraz trochę inaczej bym to opisała, no ale jest jak jest 😉 za 5 dni druga rocznica dwukreskowego testu 😉
http://antoonovka.pl/2014/05/360-w-ciagu-roku/
Boszzzz, jak podobnie, tylko lat 12 i nadal trzaskam drzwiami i pakuję się przy każdej okazji…
Piątka Bożena! <3
No i płacze … Wzruszające bardzo …
Cholera, Marta! Ta historia o tej lampce – no poryczałam się głupia ja!
Cudowni byliście! I jesteście! To rzeczywiście niezwykła i piękna miłosna historia. Pamiętam, Marteczko, że jestem Ci winna swoją na maila. Przyślę, jak tylko znajdę chwilę oddechu. Buziaki!
Ty masz urodziny 8 grudnia, ja 28. Wy macie rocznice 10 grudnia my 20 – #przypadeg? 😀
Piękna historia. Mnóstwo miłości życzę wam każdego dnia.
Gdy czytałam o tym barze, to jakbym o naszym początku czytała. Było mroczno, grungeowo, z wagonami fajek i litrami wina. Taaacy dojrzali… I dużo innych podobieństw w ogóle. Fajna historia, bo mi bliska. I my też 5 lat w tym roku. Rzeknę to jeszcze raz. Cieszę się, że Cię odkryłam 🙂
Urocza historia miłosna która w piękny aczkolwiek trudny sposób opowiada o tym że w życiu nie ma przypadków. Życzę wam samych fantastycznych i miłych chwil na dalszą wspólną drogę.