Pamiętam to straszne uczucie. Depresja poporodowa, niewątpliwie nawet teraz, kiedy o tym myślę, robi mi się niedobrze. Za każdym razem, kiedy tak o sobie mówiłam Janek dostawał piany: “Zabraniam Ci tak o sobie mówić!” – protestował. Mogłam nie mówić, wystarczyło mi, że czułam to każdą komórką swojego znielubionego ciała.
Ostatnie minuty życia
Jak przez mgłę pamiętam ostatnie dni za biurkiem w pracy. Duży brzuch, który zamieszkiwał Mieczysław utrudniał mi pracę na komputerze. Z koleżankami, z którymi siedziałam biurko w biurko umawiałyśmy się na pierwszy spacer z wózkiem. Przekazywałam jeszcze ostatnie obowiązki, rozpoczęte projekty i kontakty do najważniejszych klientów. Ostatni raz zerknęłam do służbowego kalendarza. Był marzec i wertując kartki od stycznia nie znalazłam ani jednej pustej. Wszystko starannie zapisane, pozakreślane kolorowymi pisakami. Zielony – spotkanie, żółty – kampania. Zastanawiałam się jak potoczą się te wszystkie sprawy beze mnie. Przez myśl mi nie przeszło, by choć przez chwilę zastanowić się, jak ja poradzę sobie bez tych wszystkich spraw.
Pierwszy krzyk nie zatrzymał czasu, depresja poporodowa uderzyła.
Poród był zaplanowany tak, jak te wszystkie zielono żółte zapiski w moim kalendarzu. Nic nie zwiastowało zmian, które przyszły w jednej chwili. Nie wiem jak ja to sobie wyobrażałam, ale chyba liczyłam na to, że pierwszy krzyk mojego dziecka zatrzyma czas na rok. Że świat na mnie poczeka, że ludzie sobie beze mnie nie poradzą, a ja wrócę w glorii i chwale pełna nowych pomysłów na wczoraj, dziś i jutro. Ale tak się nie stało. Czas upływał, życie mijało i nikt się o mnie nie upominał. Ja zaś siedziałam w domu z dzieckiem i z dnia na dzień traciłam na swojej wewnętrznej wartości. Moje poczucie wyjątkowości, zajebistości, mocy sprawczej z dnia na dzień uchodziło ze mnie jak powietrze z dziurawego balona. Z pewnej siebie przebojowej dziewczyny stałam się spranym, niewyspanym, nieoczytanym i nie będącym na bieżąco worem. Człowiekiem bez ciekawego środka. Tak wtedy o sobie myślałam.
Nikt nie wystawił mi pomnika
Czekałam na telefon z pracy. Liczyłam, że zadzwonią i powiedzą jak bardzo brakuje im mojej pomocy. Że nie wyrabiają się z projektami, albo że kawa bez porannych ploteczek nie smakuje tak samo. Ale telefon milczał. Życie toczyło się dalej, a świat świetnie radził sobie beze mnie. Klienci nie dopominali się o moje konsultacje, bo osoba, która przejęła po mnie wszystkie sprawy radziła sobie z nimi równie dobrze. Dopiero wtedy zrozumiałam, że w pracy nie ma ludzi niezastąpionych. Zawsze ktoś z podobnym do twojego wdziękiem i zaangażowaniem wykona twoją pracę. Nikt nie zamierzał wystawić mi pomnika za to, co zrobiłam do tej pory. Za mój wkład w pracę, która do niedawna stanowiła dla mnie tak wiele. Wszystko prawie…
Dałam sobie siana
Potrzebowałam trochę czasu by odnaleźć się w nowej sytuacji. Bo poukładać świat wartości od nowa i uplasować w tym wszystkim siebie. Znów chciałam czuć się potrzebna, ale na własnych zasadach. Chciałam się dalej rozwijać, uczyć się nowych rzeczy, mądrzeć i nabierać doświadczenia. Pragnęłam wypełnić ten sprany wór czymś nowym, bardziej trwałym i bardziej uniwersalnym. Chciałam by starczyło mi na dłużej.
Wiele wieczorów przepłakałam. Zamykałam się w łazience, kładłam się na podłodze i wyłam do księżyca. Brakowało mi tej mojej zajętości. Tego zakreślania w kalendarzu. Tego świata, gdzie poniedziałek różnił się od środy. Gdzie codziennie malowałam oko i wypijałam kawę w pośpiechu. Przeszłam przez wszystkie fazy tej bolesnej zmiany. Od żalu, przez obrazę na świat, który o mnie zapomniał po bunt i nowy pomysł na siebie.
Nie dało się wrócić ot tak
Powroty zawsze są trudne. Nie ważne czy wracasz do kogoś, czy do czegoś. Dużo łatwiej jest budować coś od nowa. Przy powrotach zawsze masz jakieś oczekiwania, wspomnienia. Przy budowaniu nowego masz marzenia i wyobrażenia. Powrót do pracy był trudny, bo ja byłam już zupełnie innym człowiekiem. Rok przerwy, rok bycia mamą zmienił w moim życiu tak wiele, tak wiele mnie nauczył, że i ja potrzebowałam czegoś więcej. Znów zaczęłam szukać swojej drogi. Nie wiedziałam czego chcę, ale wiedziałam zdecydowanie czego już nie chcę.
Macierzyństwo takie trudne, depresja poporodowa taka straszna.
Był moment, że potrafiłam żałować decyzji o dziecku. Sama nie znajduję dla siebie usprawiedliwienia. Może jedynie to, że nikt nie przygotował mnie na to, co przeszłam w tych pierwszych miesiącach. Nikt nie mówił o tym jak bardzo świat o mnie zapomni. Wszyscy za to zapewniali jak wyjątkowy czas mnie czeka. Jak wspaniałe życie czeka mnie gdy zostanę mamą. I to wszystko było prawdą. Problem polegał na tym, że nikt nie powiedział co w tym czasie stanie się ze mną, Martą, kobietą pracującą, koleżanką, żoną. Wszystko to musiałam przeżyć na własnej skórze. Dziś wiem, że da się to wszystko zgrabnie połączyć, a depresja poporodowa nie musi zawładnąć całym życiem. Pewnie można to zrobić bez takiej dramy jaką zaliczyłam ja. Ale warto być na to gotowym. Ja nie byłam.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Aż prosi się o dalszy ciąg ❤️
ja również zaliczyłam etap spranego wora, a jeszcze bardziej bolesny był powrót do pracy, z wielu względów. ps. musi być ciąg dalszy tekstu, świetny temat poruszyłaś 🙂
Znam, doświadczyłam. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Mam dokładnie tak samo… dziękuję za ten słowa 😘
Kurcze, w końcu uświadomiłam sobie co mi jest… Od 4 miesięcy jestem mamą i przechodzę dokładnie to samo, co napisałaś…
Właśnie szykuje się do rozmowy- rozmowy w starej pracy. Za chwile mija rok jak jestem z moim synkiem w domu, to był i jest wspaniały czas, mały rozwija się elegancko, aż duma rozpiera jak wiele potrafi. Jednak ja o swoim rozwoju nie wiele mogę powiedzieć 🙁 ba! Nawet uważam że się cofnęłam 😞 Zapisałam całą listę moich oczekiwań i kilka pomysłów….boję się, że boleśnie zderzę się z rzeczywistością i dostanę z przysłowiowego liścia na pobudkę.Trzymajcie kciuki albo będę latać w święta albo będę zdołowana.