Dopada znienacka. Początkowo podstępnie przejmuje kontrolę nad moimi myślami, by po kilku dniach wziąć w jasyr moje ciało. Pierwsze symptomy jego obecności? Zaczynają mnie wyprowadzać z równowagi drobne rzeczy, błahostki, na które normalnie nie zwróciłabym uwagi. Kolejka w sklepie do kasy niemiłosiernie się dłuży, a niewinna uwaga Janka dotycząca mojego wyglądu doprowadza mnie do łez albo do wybuchu, porównywalnego do Etny.
Ten drań (i nie mam tu na myśli Janka 😉) sabotuje moje starania o szczupłą sylwetkę, dokładając za każdym razem ze 2-3 kg w newralgiczne miejsca. To nie koniec jego przewinień. Łącznie może być ich aż 300 (!). Tyle niebagatelnych przewinień na psychice i ciele kobiet doliczyli się naukowcy. Kto jest aż tak perfidny i znęca się nad nami w regularnych, miesięcznych odstępach czasu? Niektóre z nas dobrze znają tego jegomościa, który kryje się za trzema literkami. PMS, a po polsku ZNP. Zespół napięcia przedmiesiączkowego. Świat po raz pierwszy poznał jego imię w 1931 roku. Prawie 100 lat temu. Zobaczcie, ile zdążyło się zmienić przez ten niespełna wiek, a on wciąż ma się dobrze i nieustannie zbiera żniwo.
Motyw przewodni wielu żartów i memów
Premenstrual syndrom (PMS) doczekał się wielu opracowań, badań i poważnych prac naukowych. Pomimo tego wciąż bywa traktowany jako wymysł nadwrażliwych kobiet, fanaberia, czy niefrasobliwa słabość płci pięknej. Jego najciemniejsze oblicze, to stygmatyzacja kobiet. Przyklejanie im na jeden tydzień w miesiącu etykietki niestabilnych emocjonalnie histeryczek. Przypomnij sobie, ile razy zdarzało Ci się słyszeć zdanie: „co się tak czepiasz, okres ci się zbliża?”. We mnie tego typu przytyki, wypowiadane niejednokrotnie z kobiecych ust, wywoływały poczucie bycia dyskryminowaną, czy bycia tą gorszą. A zasłyszane z ust mężczyzn, myślę to głównie o Janku, doprowadzały mnie do białej gorączki w sekundę.
Wysoki Sądzie to przez PMS
Ciekawa jestem, czy wiedzieliście, że zespół napięcia przedmiesiączkowego zapewnił złagodzenie wyroku w dwóch sprawach sądowych, które miały miejsce w Anglii w latach 80’. Sąd uznał, że kobiety, które dopuściły się zbrodni działały pod wpływem PMS. Nie były więc w pełni „władz umysłowych”. Będąc w klimatach sądowniczych, chciałoby się zapytać za jakie grzechy kobiety muszą się tak męczyć dwanaście razy w roku? I to niestety zdecydowana większość kobiet, bo jak pokazują statystyki, na ZNP cierpi około 70-80% z nas. Niestety z wiekiem jest co raz gorzej. Te, które w wieku lat 20 uważały się za szczęściary nie będące w szponach PMS, w wieku lat 30 mogą się już gorzko rozczarować. Te same statystyki pokazują, że „najgorzej” zaczyna być w tzw. „kwiecie wieku”, czyli między 30, a 50 rokiem życia. Niezbyt to optymistyczne.
Jednostka chorobowa czy słaba płeć?
Nawet naukowcy (ciekawe, ile wśród nich jest kobiet 😉) spierają się, czy zaklasyfikować PMS jako jednostkę chorobową. Ci, którzy są „za” przekonują, że jest całe spektrum mniej uciążliwych od ZNP dolegliwości, które są określane mianem choroby. A sam zespół napięcia przedmiesiączkowego obejmuje aż 300 symptomów. I to zarówno tych somatycznych, jak i psychicznych. Do najczęstszych zaliczamy: rozdrażnienie, płaczliwość, irytację, spadek (czasami znaczny) samooceny, zmęczenie, kłopoty ze snem, dolegliwości ze strony układu pokarmowego (wzdęcia, zatwardzenie czy rozwolnienie). Zapomniałam jeszcze o tkliwości piersi. Mam koleżankę, która tuż przed miesiączką nie jest w stanie nosić biustonosza, tak ją drażni jego kontakt ze skórą. Jakby tego było mało, objawy potrafią utrzymywać się przez około 6-8 dni. To nam daje 72 dni w roku (i to w tym pierwszym, krótszym wariancie). To przeszło 2 miesiące naznaczone kiepskim samopoczuciem, a w moim przypadku permanentnym zdenerwowaniem i poirytowaniem.
Poznać wroga
PMS to reakcja organizmu na wahania hormonalne, pojawiające się w drugiej połowie cyklu menstruacyjnego. Z miesiąca na miesiąc potrafi się zmieniać. Raz jest bardziej uciążliwy, by za miesiąc dać nam odrobinę odsapnąć. Badania pokazują, że jest znacznie silniejszy w cyklach owulacyjnych. Na jego pojawienie się w naszym życiu duży wpływ mają predyspozycje genetyczne. Jeśli z jego powodu cierpiała nasza babcia i mama, jest duża szansa, że i nas nie ominie.
Sam PMS potrafi narobić już niezłego zamieszania w naszym życiu, ale wyobraźcie sobie, że może być coś jeszcze gorszego. Około 2-6% kobiet wie o czym mowa. Mam tutaj na myśli przedmiesiączkowe zaburzenia dysforyczne (PMDD – premenstrual dysphoric disorder). W mojej pierwszej pracy miałam koleżankę, która ewidentnie cierpiąc na PMDD, co miesiąc z uśmiechniętej i zadowolonej z życia młodej dziewczyny zamieniała się w główną bohaterkę „cierpień młodego Wertera”. Syndrom ten charakteryzuje dominacja komponentów psychicznych, które niekiedy mogą być tak nasilone, że uniemożliwiają normalne, codzienne funkcjonowanie.
Czy PMS się leczy?
To kolejne kontrowersyjne pytanie, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Z własnego doświadczenia wiem, że problemu nie trzeba się wstydzić, drwić z niego, czy umniejszać jego wagi. Stąd pomysł na ten wpis. Życzyłabym sobie żeby każdy facet który wyśmiewa „humory” swojej kobiety w tych dniach przeczytał ten wpis. PMS, czy tym bardziej PMDD dość znacząco potrafią obniżyć jakość naszego życia. Na katar, czy inne przeziębienia, szukamy pomocy w farmakoterapii, czy też sięgamy po inne, sprawdzone, domowe sposoby. Czemu więc nie miałybyśmy liczyć na wsparcie w przypadku zespołu napięcia przedmiesiączkowego? To, że jesteśmy kobietami, nie oznacza, że mamy poniekąd cierpieć, „bo tak” chciała Matka Natura!
Mała, biała i okrągła
Cudownej tabletki na PMS jeszcze nie wynaleziono, bo jego spektrum jest zbyt szerokie, a u każdej kobiety zazwyczaj wygląda inaczej. Najczęstszym aptecznym remedium są tabletki antykoncepcyjne. Hamują owulację, a przez to (w telegraficznym skrócie) niwelują wahania hormonów. Nie ma wahań, nie ma PMS. Jednak, jak to zazwyczaj bywa, tu również bywają wyjątki od reguły. Medycyna zna przypadki, gdzie antykoncepcja doustna nasiliła, a wręcz wywołała objawy ZNP u kobiet, które wcześniej go nie doświadczały. Zresztą kwestia gotowości, chęci i potrzeby stosowania antykoncepcji hormonalnej jest tak złożona i indywidualna, że nie może być traktowana jako lek na cały ten PMS.
Za wielką wodą syndrom ten bywa niekiedy leczony lekami na depresję czy zaburzenia lękowe, czyli tzw. SSRI (selektywni inhibitorami wychwytu zwrotnego serotoniny). Ten model leczenia może być wybawieniem dla osób cierpiących na PMDD, gdzie to właśnie zaburzenia nastroju grają pierwsze skrzypce. Nie znam statystyk, jak się sprawa ma w kraju nad Wisłą, jednak śmiem twierdzić, że nie jest to popularna praktyka, a przynajmniej ja o niej nie słyszałam.
Domowy wikt i opierunek
Istnieją też metody mniej inwazyjne w biochemię mózgu, a na pewno bardziej relaksujące niż popicie niewielką ilością wody małej tabletki. Do moich osobistych faworytów należy relaks 😊! Nie bójmy się tego słowa drogie Panie. Pod tym enigmatycznym pojęciem w moim słowniku pojęć kryje się przyzwolenie sobie na wieczorną chwilę tylko dla siebie. Najlepiej w wannie pełnej przyjemnie ciepłej wody. Relaks to też aktywność ruchowa. W „te dni” bez szaleństw. Dłuższy spacer z Negreską, tańce-wygibańce z moimi chłopakami, czy ćwiczenia rozciągające działają jak najlepsza pigułka szczęścia.
Zła wiadomość jest taka, że przy PMS nasze zachcianki nie są najlepszym doradcą…niestety alkohol, kawa, chipsy, czy słodycze nie są naszymi sprzymierzeńcami. Powodują dodatkowe zatrzymanie wody w organizmie, a przez to czujemy się jeszcze gorzej. Mnie na szczęście ratuje dieta pudełkowa, ale nie ukrywam, że zerkam czasami tęsknym wzrokiem w kierunku lodziarni czy piekarni. Jak żyć?
Zdradzę Wam jeden patent na lepsze samopoczucie. Nie zawsze miałam ten cudowny specyfik pod ręką. Jednak teraz uczę się, by zawsze mieć go zawczasu przy sobie. Nie jest całkiem za darmo. Wymaga sporej ilości pracy nad sobą, a niekiedy nad otoczeniem. Ale dla efektów jego działania – zdecydowanie warto. Zdradzić Wam co to za specyfik idealny? Bycie dobrym dla siebie, słuchanie swojego wewnętrznego głosu własnych potrzeb. Rozpieszczanie siebie i pozwalanie się rozpieszczać. Danie sobie przyzwolenia na to, że nie zawsze musimy być idealne. Mamy prawo czuć się czasami po prostu gorzej. Popłakać sobie w poduszkę, czy wzruszyć się na „Krainie Lodu 2”. Nie wstydźmy się tego, że jesteśmy kobietami, które czasem potrzebują więcej uwagi, czułości i wyrozumiałości. Wtedy też jesteśmy ok. Naprawdę.
A tutaj (klik) znajdziecie mój wcześniejszy artykuł na temat PMS.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Dzięki za ten artykuł! Ja jestem w tej grupie, której antykoncepcja nasiliła „objawy” PMS… przykre niestety jest to, że częściej słyszę „o chyba masz okres” od kobiet niż od mężczyzn 🙁