Od dłuższego czasu zbierałem się do napisania tego tekstu i pewnie zbierałbym się dalej. Raz, że prokrastynacja, a dwa braki w elokwencji, ale wreszcie jest – problemy współczesnego świata. Miłośnicy naszego bloga pokochają nas jeszcze bardziej, a wrogowie będą jeszcze bardziej nienawidzić. Osobom, które cierpią na brak humoru, polecamy ostrożność.
Dziś o największych chorobach współczesnych czasów, największe problemy współczesnego świata, które trawią nasze społeczeństwo z punktu widzenia blisko 5 lat naszego blogowania.
Jeśli chcecie się dowiedzieć jakie są sposoby na radzenie sobie z nienawiścią oraz brakiem empatii ze strony internautów, to polecam przeczytać cały wpis. Dowiecie się, że można być zbyt poważnym i można być agresywnym, pomimo pozornej anonimowości w Internecie. Dowiecie się jakie są problemy współczesnego świata w internecie. Hejtowanie ludzi w sieci stało się ulubioną rozrywką ludzi. Hejt – co to w ogóle znaczy? Uzbrójcie się w cierpliwość i kontynuujcie lekturę, a sami się przekonacie.
Problemy współczesnego świata i internautów, po pierwsze blogerzy…
Żartowałem… 🙂
Choć faktem jest, że niektórzy uważają nas, blogerów i nasze blogi za chorobę trawiącą współczesny Internet. Problemy współczesnego świat i o tym nie zapominają. Nie będę wam tutaj robił wykładu, dlaczego jesteśmy dobrem narodowy. Które należy wpisać na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO podobnie jak Białowieski Park Narodowy czy Wieliczkę. Jesteście tu, a więc są dwie opcje. Albo wiecie co dobre, albo zwyczajnie wpadliście się upodlić u znienawidzonych przez siebie blogerów. Ewentualnie nudzi wam się po tym, jak skończył się Festiwal w Opolu. Spiritus movens w sumie jest mało ważny. Jesteście naszymi gośćmi i serdecznie was witamy.
Odkąd ruszyliśmy na InstaStories z serią #DyleMadki połowa wiadomości od was brzmi tak: „Nie wierzę, że są tacy ludzie”. A druga „Jak wy to wytrzymujecie, ja bym nie wytrzymała.”
Dajemy radę i to bez Nervosolu czy popijania melisy. Takie problemy, współczesnego świata zjadamy na śniadanie.Ale nie ukrywam, że w blogowaniu trzymanie nerwów na wodzy oraz nie wykonywanie przypadkowych i chaotycznych ruchów to największa sztuka i cnota w jednym. Podsumowując: bycie agresywnym, brak humoru i bycie zbyt poważnym w Internecie nie przejdzie bez echa i zawsze zamieni się w hejt. A teraz do brzegu. Problemy współczesnego świata, lecimy dalej.
Rozhamowane zachowanie
O tym uczyłem się już lata temu na studiach, w czasie zajęć z Psychologii Internetu. Spotkał się z nim chyba każdy, kto korzysta z sieci. Z reguły jednak jesteście biernymi obserwatorami takiego zachowania. Ktoś komuś grozi, podrywa, jest chamski, nachalny itd. My jesteśmy za to adresatami. To my musimy szukać sposobów na radzenie sobie z tą nienawiścią. Sytuacje, które w świecie realnym byłyby nie tylko nie do zaakceptowania. Albo wręcz by się nie wydarzyły, czy też są pewnym marginesem, w Internecie zdarzają się nagminnie. Nie każda taka sytuacja jest jakoś wyjątkowo niemiła, ale mamy już za sobą niezliczoną ilość obelg czy nawet gróźb karalnych.
– O, patrz… życzenie śmierci… – mówi pewnego wieczoru Marta.
– Stary film z Bronsonem, widziałem. – odparłem.
– Nie, nie, pani właśnie mi napisała, że życzy mi i naszym dzieciom śmierci. – stwierdziła Marta.
– A ja? – dopytuję.
– O tobie nic nie napisała.
Odetchnąłem z ulgą. Jeszcze pożyję…
Kij w dupie aka brak dystansu czyli problemy współczesnego świata c.d.
Osobiście to kij w dupie zwany brakiem dystansu i poczucia humoru wkurza mnie najbardziej. „Zdechnij stara kurwo” (najlepiej jeszcze „lewacka”) jest takie banalne, szczególnie w ostatnim czasie. A my o ten kij w cudzych dupach potykamy się nieustannie. Z każdym razem, gdy wsiadamy na nasz blogerski rowerek i mkniemy w glorii i chwale blogerską ścieżką sławy i bogactwa, prawie zawsze choć jedna pinda wkłada nam kij w szprychy. I ten kij zawsze wystaje z jej sempiterny. Pewnie dlatego, że sporo się wygłupiamy, żartujemy, błaznujemy.
Franz w „Psach 2” twierdził, że świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia. My twierdzimy, że świat na poważnie jest nie do przyjęcia i tylko humor wraz z odpowiednim dystansem może nas zbawić. Choć oczywiście zgadzamy się z Franzem, że czasem warto też coś dziabnąć. Jednak nasze wirtualne cycki zdecydowanie opadają, gdy pośród rozbawionej gawiedzi was, naszych Czytelników, znajduje się jakaś pała, która nie zrozumiała żartu i psuje wszystkim zabawę. W takich momentach mam ochotę krzyknąć niczym Rychu Peja na koncercie: „Wiecie, co z nim zrobić!”. Wtedy nie rozumiałem go, a dziś, może nie pochwalam, ale zdecydowanie dotarło do mnie, jak trudno tworzy się i poniekąd wirtualnie „występuje”, gdy pośród ogólnego zrozumienia i pewnej wspólnoty humoru i zabawy znajduje się ktoś, kto puszcza brzydkie bąki i psuje charakter imprezy.
Ból dupy
To nasza narodowa przypadłość i jeden z problemów współczesnego świata. Gdyby można było na to umrzeć padalibyśmy jak muchy. I żeby nie było, że z Martą jesteśmy jacyś doskonali. Nas czasem też rozboli. Pamiętam jak w jednym wywiadzie Piotr Fronczewski powiedział, że jest człowiekiem absolutnie pozbawionym zazdrości. A ja pomyślałem, że tego zazdroszczę mu jeszcze bardziej, niż niepowtarzalnego głosu, talentu aktorskiego i roli Pana Kleksa.
Niestety z bólem dupy jest tak, że jak doskwiera, to trzeba rozmasować. Masaż polega na uczciwej, gorliwej pracy, która prędzej czy później z reguły popłaca. Mało kto ma to ma ochotę, więc zamiast masować ludzie wolą wcierać w bolesne miejsce maść złożoną z jadu, hejtu i bezpodstawnej krytyki. Problem z tym, że to leczenie objawowe, które działa na skutek, a nie na przyczynę. Przyczyna zawsze leży w niedostatkach osoby, którą boli. Niestety. Wiem kochani co mówię, bo mnie też całe lata bolało, a teraz zapierdalam i zwyczajnie nie mam czasu na bolesności okolic odbytnicy, gdyż mam swoje życie, swoje marzenia i swoje szczęście. A nie żyję cudzym… Nie mylić z brakiem empatii z mojej strony.
Pseudoeksperci
No to jest temat rzeka, który zaczyna się głęboko w ziemi, w długich i ciemnych chodnikach kopalni srebra koloidalnego, a kończy się gdzieś daleko w kosmosie, skąd można dostrzec, że Ziemia jest przecież płaska. W rzece tej pływają osobniki, które chyba nie znają sposobów, na radzenie sobie z nienawiścią.
Zejdźmy jednak z powrotem na ziemię. Problem z pseudoekspertami jest dwojaki. Po pierwsze za doradzanie biorą się ludzie, którzy bardzo często nie mają o przedmiocie, w którym doradzają, zielonego pojęcia. Pojęcia nie mają, ponieważ popełniają błędy, które opiszę w dalszych punktach, nie mają merytorycznego przygotowania, nie posiadają odpowiednio rozwiniętego intelektu i przygotowania warsztatowego do obsługi wiedzy, w posiadanie której dość łatwo wchodzą. Czyli jest dysk z danymi, tylko ktoś z komputera zajebał procesor. Poza tym w kwestii wiedzy nie potrafią oddzielić ziarna od plew. Wiecie, dlaczego studia medyczne są trudne i tak długie? Wiecie, dlaczego ścieżka kariery lekarza jest tak skomplikowana? Bo to materia sporo trudniejsza niż inne.
Kiedyś ktoś, kto nie ma bladego pojęcia na przykład o medycynie, siedział cicho, bo wiedział, że po skończeniu podstawówki i jednej klasy zasadniczej szkoły zawodowej, dobrze będzie, jak ktoś pozwoli mu wykopać rów odtąd dotąd. Dziś siada przed komputerem, wchodzi na Wikipedię, czyta, że fluor to neurotoksyna i pierdoli farmazony na pół Internetu, że pasta do zębów zabija. No to teraz patrzcie na to: w soli kuchennej jest chlor, a chlor to silnie trujący gaz. Jak będziecie teraz żyć z tą informacją wy, absolwenci „Wyższej Szkoły Lansu i Baunsu” i wy, „Szlachta, która nie pracuje”?
Ciało pedagogiczne
Jest taki kapitalny skecz kabaretu Hrabi „Typy widzów”, gdzie moja ulubiona Joanna Kołaczkowska wstaje z publiczności, robi wykład kolegom z kabaretu, widzom i na końcu dodaje „Ja jestem nauczycielką i wiem…!”. Dożyliśmy takich czasów, że wie każdy i niestety każdy chce być nauczycielem i się z nami tą wiedzą podzielić. Notoryczne pouczanie, poprawianie, strofowanie. Słowo honoru, nie było u nas zdjęcia z małym dzieckiem w chuście, nosidełku czy bujaczku, żeby nie było uwagi, że coś jest nie tak. Pamiętam, jak odwiedziła nas profesjonalna trenerka chustonoszenia.
Dziewczyna, która świetnie znała się na swoim fachu – A jak w Internecie? Nie poprawiają cię nieustannie? – pytam. – Cały czas, ale już się przyzwyczaiłam. – odparła. Potem zadawałem to pytanie wielu naszym znajomym i gościom naszych livewów i zawsze odpowiadali to samo. Co chwilę dowiadują się, że coś robią źle, że mało wiedzą i do niczego się nie nadają. Zastanawiam się, skąd to gówno się bierze w społeczeństwie? Odbijamy sobie za latam bycia gnębionymi w szkole czy zwyczajnie musimy poprawić sobie samoocenę wydłużając wirtualnego wacka.
Permanentne kontestowanie
Z powyższym punktem wiąże się bezpośrednio ten. Obecnie żyjemy w czasach kontestowania wszystkich i wszystkiego. Już wam kiedyś pisałem o mojej babci, która skończyła siedem klas szkoły podstawowej, a potem wybuchła wojna, wszedł okupant i edukacja się zakończyła, a po wojnie też się jakoś nie złożyło. Babcia została tak z tymi siedmioma klasami i żyła sobie całkiem dobrze. Problem z babcią był taki, jak zresztą ze wszystkimi niewyedukowanymi ludźmi, że babcia była nieustannie przekonana o swojej racji, nie biorąc pod uwagę tego, że może się mylić, i że inni może wiedzą i więcej, i lepiej. Jak powszechnie wiadomo głupi wie wszystko, a mądry uczy się od każdego.
Babcia niestety wiedziała wszystko. I choć babci już z nami nie ma, to okazuje się, że ten sam uszkodzony gen, ma całkiem spore grono naszych rodaków. Dzięki nim dowiadujemy się, że Wałęsa jest nikim, Lewy nie umie grać w piłkę, Polański kręcić filmów, a Doda słabo śpiewa. A mnie życie nauczyło, żeby radzić się tych, którzy sobie dobrze radzą i nie gadać ze ślepym o kolorach. Wam też to polecam. I proszę, nie mylcie tego z byciem zbyt poważnym, bo zupełnie nie o to chodzi. W tym całym hejtowaniu nie ma nic śmiesznego.
Myślenie magiczne
Te wszystkie powyższe ułomności prowadzą niestety w prostej linii do czegoś, co nazywa się myśleniem magicznym. Czyli skoro moje dziecko płacze, a ja je przeciągnę przez spódnicę trzy razy i ono przestanie płakać to znaczy, że się odczarowało i sposób działa. Nadal nie wierzę w to, co napisałem, ale kilka dni temu pisaliście o tym na grupie „SuperStyler po godzinach” wklejając obszerne teksty źródłowe. Niestety obawiam się, że mimo XXI wieku, lotów w kosmos, światłowodów i przeszczepów jest to prawda. Oczywiście nie to, że działa, tylko to, że są ludzie, którzy w to wierzą.
Ten rodzaj myślenia powoduje, że ludzie są przekonani, że znachor pomoże, święta woda takoż, smalec z psa to już na bank, a szczepionki i antybiotyki? Wiadomo – zabijają, skoro moje dziecko dwa miesiące po szczepieniu miało zapalenie płuc, dostało antybiotyk, a potem wylądowało w szpitalu. Łatwo te fakty połączyć szczególnie, że na osi czasu występują po sobie…
Wnioskowanie indukcyjne
Miałem takiego wujka. Wujek był kochliwy i rozrzutny, więc kobiety, które się z nim zadawały w jego opinii rżnęły go na kasę. Potem wujek był zmartwiony i siadał przy butelce wódki. Pił, a z każdym kieliszkiem baby stawały się jeszcze większymi kurwami. Tyle wujek. Oddajemy głos do studia. To, że mamy nawet jakieś przykre doświadczenia nie oznacza, że wszyscy mają podobne w zakresie danej tematyki. Świetnie to widać przy porodach. Tu jest loteria. Znajdziecie takie niewiasty, które zachwalają poród siłami natury i takie, które chwalą sobie cesarskie cięcie. Są takie, które drżą na myśl o ponownym porodzie naturalnym i takie, które mają traumę po cesarce.
O ile opisywanie swoich doświadczeń może być pożyteczne i ciekawe, o tyle straszenie i wynoszenie pojedynczych przypadków do rangi reguły jest błędem. Życie to rachunek prawdopodobieństwa. Warto umieć kalkulować i zawsze zdawać sobie sprawę z zalet i wad, szans i zagrożeń. Bycie agresywnym w sieci, bo ktoś ma inne zdanie, nie popłaca. Brak humoru czasem też nie, ale o tym za chwilę.
Względność i niepowtarzalność
Kilka dni temu Marta poczyniła wpis o PMSie. Dziś w monitoringu mediów wyskoczyła mi dama, która załamała ręce nad życiem rodzinnym i stosunkami zarówno w naszym domu, jak i u was. Oczywiście to, że wpis był żartobliwy, podobnie jak wasze komentarze, i to, że nie można tego brać na poważnie gdzieś się po drodze zagubiło. Pani miała otwarty profil, więc zerknąłem sobie. Jedni wchodzą na Pudla, inni siadają zawsze przy oknie, a ja w ramach moich małych, prywatnych badań socjologicznych lubię zerknąć na profile naszych krytykantów. Wroga warto poznać, dlatego uczcie się rosyjskiego i niemieckiego. Tymczasem przede mną ukazał się profil damy, matki trójki dzieci, której pasją jest przebieranie się w średniowieczne łachy i bieganie z pochodnią po zamkach.
Spoko, nie drwię choć i tak pewnie mi nie wierzycie. Szanuję, jak każdą zresztą pasję. Miałem nawet taką koleżankę, ale jakoś kontakt się urwał. Nie muszę dodawać, że średniowieczne ciuchy gładko współgrały ze średniowieczną urodą. I że za to stwierdzenie pewnie na bank będę się smażył w piekle, na jakimś piekielnym zamku, zakuty w diabelskie dyby albo wbijany na rozżarzony pal. To co mnie zaskoczyło, to to, że dama miała na jednym zdjęciu skórę z lisa na szyi. Taką wiecie, z ogonem, łapkami i pyszczkiem.
Oczywiście nie jestem aż takim cymbałem, żeby nie rozumieć tej stylistyki. Do drzew też się nie przykuwam, gdy chcą je wyciąć. Jednak pomyślałem sobie, że to trochę nie fair, że ktoś, kto popiera cierpienia niewinnych zwierząt jednocześnie krytykuje nas za stosunki panujące w naszym domu. Mógłbym tu teraz zgrillować tę panienkę, czy tam powiedzmy łamać ją kołem tak, jak ktoś kiedyś sprawił tego biednego lisa pozbawiając go, być może żywcem, pięknej skóry, ale tego nie zrobię. Czemu? Ah, te problemy współczesnego świata.
Są trzy rzeczy na tym świecie, które charakteryzują się niepowtarzalnością.
To są płatki śniegu, cycki i sposób życia. Zima dopiero za jakiś czas, o cyckach to może kiedy indziej, a teraz ostatnie kilka słów o sposobie życia. Wyjaśnijmy sobie moi mili jedną rzecz. Każdy z nas ma swój czas na tym ziemskim padole. Jedni dłużej, inni krócej, jeszcze inni tylko chwilę. Każdy, o ile nie łamie prawa i zasad życia w społeczeństwie, nikogo nie krzywdzi, może żyć jak chce. To, że nasz sposób życia nie mieści się komuś w jego zakutym łbie, nie oznacza, że jest to sposób zły. Lepszy czy gorszy, albo że przez nas gdzieś na świeci płacze mała panda.
Ja wiem, że lepiej by było, gdyby wszyscy na Ziemi byli podobni do ciebie, bo wtedy czułbyś się bezpieczniej. Ale tak nigdy nie było i nie będzie, bo ludzie wbrew pozorom, nie chcą wcale tak żyć. Dlatego jedni mają kolczyki w każdej części ciała. Inni całe dnie się modlą, jeszcze inni przepijają ostatnie pieniądze albo prowadzą sobie bloga o wszystkim i o niczym. Każdy z nas jest inny i ma nie tylko do tego prawo, ale ma też prawo żyć, jak chce. Nawet jeżeli nie mieści się to w twojej głowie.
Wyrywanie z kontekstu
To raczysko to jedno z największych zagrożeń. Nie wiem, gdzie się tego nauczyliśmy, skąd to przyszło, kto to wymyślił? Czy chłopcy z Wiejskiej, czy może leniwe, ludzkie umysły? W każdym razie jak chcesz teraz zrobić klikalny materiał dziennikarski, wyrywasz jedno zdanie z kontekstu. Zdjęcie czy cokolwiek innego, albo ewentualnie pomijasz jakiś ważny fakt. Następnie bulwersujesz się po kokardy i na bank paru leszczy się na to złapie i cię poprze. Kij z tym, że napisałeś czy powiedziałeś tylko cześć prawdy, stanu faktycznego, że ujawniłeś tylko część swojej wiedzy.
Nawet jeżeli masz drobne dylematy moralne z tego powodu, to po pierwsze są one drobne. A po drugie lajczersy na Fejsie wynagrodzą ci kłamstwo. W zasadzie nie kłamstwo, tylko nagięcie prawdy. To już nie kłamstwo. Występuje tu w końcu słowo „prawda”. A skoro prawda, to tak jest. Zresztą tylu ludzi to lubi, że nie możesz się zwyczajnie mylić i można przez aklamację uznać, że tak jest. Choć tak, nie jest.
Brak rozumienia tekstu pisanego…
To że ludzie nie rozumieją tekstu pisanego pokazała nie raz już niejedna matura, egzamin z teorii na prawo jazdy. Przepis na ciasto czy instrukcja złożenia regału Billy z IKEA (tak wiem, tam nie ma tekstu, tylko są rysunki, to był żart, należy się śmiać do rozpuku. Albo chociaż pod wąsem, w końcu pisałem już, że brak humoru nie popłaca). Na szczęście czytanie chociażby blogów ma tę cechę, że jest to pewien wysiłek. Niewielki, ale jednak. Największe bezmózgi, leniwe z natury z reguły odsiewa.
…i mówionego
Ale że ludzie nie rozumieją, co się do nich mówi, to jest dla mnie odkrycie ostatnich lat. Powiedzmy sobie szczerze: dykcję mam niezłą, szczególnie jak na trudność języka polskiego. Mizerne krajowe warunki leczenia wad zgryzu i tak bardzo krzywe zęby. Żebyście widzieli mój pantomogram! Tam się dzieje więcej niż na Panoramie Racławickiej i w Barwach Szczęścia razem wziętych. Ot problemy współczesnego świata.
Na InstaStories też w zasadzie umieszczamy proste i łatwe do zrozumienia treści. Ani tam fizyki kwantowej, ani filozofii egzystencjalnej. W zasadzie tylko takie tam pierdolenie… A jednak nawet dziś, gdy powiedziałem, że jest coś takiego jak druga komunia święta (bo jest) i że mają ją dzieci w 6 klasie (ok. 12 lat). To dostałem kilka wiadomości, że przecież pierwsza komunia święta jest w wieku 8 lat i co ja tam wiem, skoro nie jestem wierzący. Jak pomyślę, że ci ludzie mają chociażby prawa jazdy to wierzcie mi, zaczynam się bać wychodzić z domu. Z drugiej strony przynajmniej wiem, kto głosował na PiS.*
*”Ale po co ten PiS na końcu to ja nie wiem” w komentarzach za trzy, dwa, jeden… 🙂
[ad name=”Pozioma responsywna”]