Nigdy nie przepadałam za robieniem podsumowań, ale byłabym niewdzięczna wobec tego, co spotkało mnie w przeciągu ostatnich miesięcy. Serio! 2018 rok wyrzucił moje życie w kosmos. Wszystko wskazuje na to, że 2019 rok będzie jeszcze bardziej wyjątkowy, a na pewno wydarzy się w nim wiele rzeczy „po raz pierwszy” w naszym życiu. Dziś zapraszam na podsumowanie roku 2018!
Dlaczego ten rok był taki dobry?
Pierwszy argument taki pół żartem pół serio, który przychodzi mi do głowy to to, że to pierwszy „parzysty” rok od czterech lat, w którym nie urodziłam dziecka. Wy teraz tego nie słyszycie, ale w tym momencie w mojej głowie rozległy się oklaski. Oczywiście chciałabym mieć kiedyś trzecie dziecko, jednak teraz jedyne plany jakie mam wobec macierzyństwa to: odpocząć, złapać trochę oddechu, celebrować życie z Mieciem i Zyziem, bo oni przecież tak szybko rosną. A ja z każdym dniem widzę, jak wiele życia odzyskuję dla siebie z kolejnymi ich krokami w stronę samodzielności. Dlatego już dziś jestem pewna, że kiedyś będzie nas więcej, niechże tylko złapię trochę oddechu.
A skoro jesteśmy już przy oddechu, w naszym związku też jakby swobodniej.
Powoli zaczęliśmy z Jankiem wychodzić z fazy permanentnej zadyszki. 2017 rok był dla naszego związku absolutnie najtrudniejszym czasem. Bywało piekielnie źle i bywało ciężko. Nigdy nie było tak trudnych rozmów między nami jak wtedy. Pewnie nie zaskoczę Was wyznając, że pomogła nam szczera rozmowa i bliskość. Ale na to trzeba mieć czas. W 2017 roku go nie mieliśmy. Paradoksalnie bardzo dobrze naszej relacji zrobił nasz cykl filmów „Bed Talks”, do którego pewnie i w tym roku wrócimy, ale w innej, odświeżonej formie. Zaczęliśmy wspominać wspólne historie, mówiliśmy o uczuciach. Z każdym kolejnym scenariuszem było nam ze sobą jakby lepiej. Wszystkie dotychczasowe odcinki możecie obejrzeć tu. A my właśnie pracujemy nad nową serią.
Początek 2018 roku był dla mnie wyjątkowy też pod innymi względami.
Dzięki fundacji WOŚP, mojemu Mężowi i ekipie wyjątkowych ludzi przeżyłam wspaniałą przygodę, której nie zapomnę do końca życia i spełniłam swoje ogromne marzenie. Profesjonalna sesja zdjęciowa rodem z najlepszych czasopism modowych – bo o niej mowa – pozwoliła mi doświadczyć czegoś absolutnie nowego, poznać wspaniałych ludzi, który zadali kłam zblazowaniu branży modowej. Ale nade wszystko pozwoliła mi jeszcze bardziej uwierzyć w siebie. Tu możecie zobaczyć film (klik) z tego dnia i zdjęcia, które są efektem tej wyjątkowej przygody, która jak się później okazało otworzyła mi kolejne drzwi.
Niedługo po tym przyszła propozycja współpracy przy kampanii dla Estée Lauder.
To nie były nasze pierwsze działania, ale te były bardzo wyjątkowe. To był udział w kampanii reklamowej z prawdziwego zdarzenia. O czymś takim kiedyś nie śmiałabym marzyć, ale ta pierwsza sesja dała mi dużego kopniaka i ogromną dozę wiary w siebie. W ogóle muszę się Wam przyznać, że półtoraroczna współpraca z tą marką jest dla mnie prawdziwym spełnieniem marzeń. To jedno z takich osiągnieć, dla których warto było wytrwać przy blogowaniu przez te 5 trudnych lat, kiedy wspólnie z Jankiem pracowaliśmy na dwa etaty i nikt nie był w stanie dać nam gwarancji, że kiedykolwiek osiągniemy sukces.
A dlaczego akurat z tej współpracy jestem tak dumna?
Bo marka Estée Lauder od samego początku jest pionierem w wielu dziedzinach. To Evelyn Lauder, synowa Pani Estée Lauder wymyśliła ideę różowej wstążki. Poza tym za tą marką idzie ogromna wiedza, technologia i to co Was Kochane Dziubki najbardziej interesuje czyli działanie. Ilość komentarzy i wiadomości, które dostaję od Was na temat tego, jak bardzo jesteście zadowolone z tych kosmetyków, szczególnie serum Advanced Night Repair jest dla mnie dowodem na to, że lepiej trafić nie mogłam. Tu możecie zobaczyć efekty sesji zdjęciowej (klik).
A ten film wzrusza mnie za każdym razem, kiedy go oglądam. Nasze życie w najczystszej postaci. Nic dodać nic ująć.
Będziemy FIT
W międzyczasie, jako że projektów mieliśmy na głowie całe mnóstwo, już 2 stycznia podjęliśmy z Jankiem decyzję o podjęciu kolejnej próby bycia fit. 😉 Trochę się z tego śmieję, ale prawda jest taka, że biorąc pod uwagę to, jak eksploatujący, imprezowy tryb życia prowadziliśmy z moim Mężem na początku naszego związku, to teraz naprawdę jest z nami dobrze.
Na początku roku wróciliśmy ze wzmożoną siłą do treningów.
Nie ukrywam, że perspektywa sesji zdjęciowej była dla mnie ogromną motywacją. Pilnowaliśmy diety pudełkowej ( swoją drogą to już kolejny rok na diecie SpokoBox, nieźle co?) ale przede wszystkim całkowicie zrezygnowaliśmy z alkoholu. I to był strzał w dziesiątkę. Nie żebyśmy jakoś dużo pili, przy dzieciach się po prostu nie da, ale prawda jest taka, że przy takim natężeniu pracy jak nasze nawet lampka wina wieczorem robiła różnicę. W drugiej połowie roku zakończyliśmy nasze wyzwanie, a teraz znów do niego wracamy. Może stanie się naszą tradycją? Czas pokaże…
Później był maj, a to bardzo urodzinowy miesiąc w naszej rodzinie.
Janek i Miecio obchodzą tę imprezę wspólnie. Wtedy też w ramach celebrowania wspólnego czasu tylko we dwoje polecieliśmy z Jankiem do Barcelony. Dopiero na miejscu uświadomiliśmy sobie, jak bardzo ten wspólny czas był nam potrzebny. To były trzy wspaniałe dni…
W czerwcu byłam w Madrycie
Na premierze nowego kremu pod oczy Estée Lauder i totalnie zakochałam się w tym mieście. Nigdy nie przypuszczałam, że tak niepopularne turystycznie miasto będzie w stanie mnie aż tak zachwycić. Zrobię wszystko by wrócić tam w najbliższym czasie.
Wakacje zapowiadały się niewinnie.
Mieliśmy z chłopakami pojechać na dwa tygodnie do Babci Tereski. Propozycja wyjazdu na Madagaskar pojawiła się z dnia na dzień. Janek początkowo się wzbraniał (jak to Janek), ale udało mi się go przekonać. Ten wyjazd otworzył nam oczy na świat. Prawda jest taka, że nigdy, prócz Nowego Jorku, ani ja, ani Janek nie byliśmy poza Europą. Wychodziliśmy z założenia, że najpierw trzeba dobrze poznać własny kontynent, by eksplorować te dalsze. Madagaskar wiele w nas zmienił. Dlatego już w tym roku szykujemy się do kolejnej dalekiej podróży. Jakiej? Wkrótce się dowiecie! Artykuły wraz ze zdjęciami z Madagaskaru możecie przeczytać tu (klik) i tu (klik) i tu (klik).
Później były wcześniej zaplanowane wakacje na Mazurach u Babci gdzie spędziliśmy super rodzinny czas.
Wspólnie z Jankiem wychodzimy z założenia, że do pewnego momentu dziecku nie robi różnicy czy lepi zamki z piasku na Mazurach czy na Bali, a kwestia bezpieczeństwa jest dla nas kluczowa i piszę to z perspektywy mamy dziecka z astmą wczesnodziecięcą i wcześniaka.
Ale w te wakacje wydarzyło się coś jeszcze.
Coś na myśl czego do teraz przechodzą mnie ciarki. Otóż we współpracy z pewną bardzo bliską memu sercu marką powstał film który już na zawsze będzie tym JEDNYM jedynym, najbardziej wyjątkowym dla mnie filmem. Do dziś gdy go oglądam całe moje ciało zalewa fala ciepła. Pewnie nie powstałby gdyby nie impuls w postaci wyjątkowej kampanii „Moje piękno, moja historia” Dove. To dla mnie absolutnie najbardziej wyjątkowy projekt w skali całego mojego życia. Odwiedzenie wszystkich miejsc, które pojawiają się w filmie kosztowało mnie sporo emocji, a czasami nawet nerwów. Konfrontacja z nimi pozwoliła mi zobaczyć jak ogromną drogę pokonałam.
W ogóle marka Dove ma w moim sercu oddzielną szufladkę.
To dzięki nim z każdym wspólnym tekstem odkrywałam swój potencjał, nabierałam pewności siebie. Są takie projekty, które działają terapeutycznie i ten właśnie taki był. Pamiętam, jak podczas wizyty w Nowym Jorku z okazji urodzin marki spotkałam Megan Jayne Crabbe, której historia tak wiele mi dała (tu możecie przeczytać całość). Ta współpraca poukładała wiele rzeczy w mojej głowie, pomogła zrozumieć i przepracować tematy, które od dawna deptały moje poczucie własnej wartości. To jednen z tych wspólnych projektów, które rosną i dojrzewają razem ze mną i z moimi dziećmi.
O zaproszeniu do Nowego Jorku dowiedziałam się na dwa tygodnie przed wylotem.
Znów mało czasu na organizację wszystkiego. Ale wyjazd był naprawdę wyjątkowy. Miałam wziąć udział w tworzeniu nowego zapachu balsamu do ust marki EOS. Balsamu, który w tym roku pojawi się w sprzedaży. Na wyjeździe poznałam masę wspaniałych dziewczyn i przeżyłam coś naprawdę niezwykłego, a przy okazji mogłam sobie „odświeżyć” Nowy Jork, do którego żywię ciepłe uczucia, i który nigdy mi się nie znudzi.
Później były szalone miesiące, w których działo się naprawdę wiele.
Byliśmy z chłopakami w naszym ukochanym Skipperze nad morzem, przeżywaliśmy wybory na wójta z Dziadkiem Józkiem. Urodził się Felek, który zechciał bym była jego chrzestną, i który uruchomił we mnie dodatkowe pokłady wrażliwości. A bycie jego chrzestną jest dla mnie największym zaszczytem.
Grudzień był dla nas pochwałą życia rodzinnego i bliskości.
Nasz wypad do Paryża z okazji rocznicy ślubu i moich urodzin to już pewnego rodzaju tradycja. Ale za każdym razem taki wyjazd ma inną myśl przewodnią. W tym roku to była celebracja życia. Potrzebowaliśmy tego po tak intensywnym roku. Odwiedziliśmy dwie najlepsze restauracje świata, byliśmy w hotelu, który od dawna był naszym niespełnionym marzeniem. No i spotkaliśmy Spadiorę. Tego nie zapomnimy do końca życia. 😉 A relacje z restauracji i hotelu lada dzień pojawią się na blogu.
Ta końcówka roku była też dla nas niezwykle płodna w projekty, ale tym razem już własne. Wpadliśmy na pomysł czwórki „kolejnych” dzieci, które w najbliższych tygodniach ujrzą światło dzienne. Dzięki nim każdy z Was będzie miał szansę mieć kawałek SuperStylerów u siebie w domu.
Przed nami 2019 rok. Jaki będzie? Już teraz wiemy, że bardzo różnorodny i szalony. Co przyniesie? Czas pokaże. Jedno jest pewne: nie pozwolimy Wam się nudzić. A my? Jak to my odpalamy wrotki i jazda!
[ad name=”Pozioma responsywna”]
na ostatnim zdjęciu wyglądasz jak Lady Gaga 😀