Trochę to trwało, ale udało nam się wreszcie zebrać w całość nasze wspomnienia i przemyślenia dotyczące naszej wizyty u Guy Savoy, jest to najlepsza restauracja na świecie według rankingu La Liste. Jakie są nasze odczucia? Czy odwiedzilibyśmy jeszcze raz tę wykwintną, paryską restaurację leżąca nad samą Sekwaną i jak dziś wspominamy ten niezwykły obiad?
Kto powiedział, że najlepsza restauracja na świecie?
Większość z Was na pewno słyszała o czymś takim jak gwiazdki Michelin. Dostają je restauracje na całym świecie. Minimum jedną, maksimum trzy. W Polsce takie gwiazdki mają dwie restauracje: Senses i Atelier Amaro. Jak łatwo się domyślić, ranking Michelin nie stopniuje restauracji poczynając od najlepszej, a kończąc na najgorszej. Generalnie, według tego kryterium, restauracje dzielą się na te, które mają jedną, dwie lub trzy gwiazdki. A dodatkowo restauracja może otrzymać wyróżnienie. W Polsce mamy aż 54 wyróżnione restauracje – z Krakowa i Warszawy. Skąd zatem wiedzieliśmy, że Guy Savoy jest to najlepsza restauracja na świecie? Otóż jest La Liste! Francuski ranking 1000 restauracji z całego świata, który oceniając restauracje, bierze pod uwagę między innymi właśnie gwiazdki Michelin. Jednak to nie wszystko – dodatkowo przelicza również inne rankingi restauracyjne, bierze pod uwagę publikacje w mediach oraz opinie internautów z popularnych stron zbierających oceny.
Specjalny algorytm przelicza wszystkie dane nadając im odpwoiednią wagę i tak właśnie powstaje La Liste.
Według tego rankingu – restauracja Guy Savoy (nazwa restauracji jest jednocześnie imieniem i nazwiskiem właściciela i szefa kuchni) jest na pierwszym miejscu i to już trzeci rok (wg rankingu z 2019 roku Guy Savoy plasuje pierwsze miejsce ex aequo z nowojorską Le Bernardin). Na drugim mijescu zaś jest restauracja należąca do Alaina Ducasse’a, która znajduje się w Hotelu Plaza Athenee – tym samym, w którym mieliśmy przyjemność gościć w grudniu. Dlatego dzień po wizycie u najlepszego kucharza na świecie, wybraliśmy się do restauracji tego drugiego, ale o tym napiszemy Wam w oddzielnym artykule. Co ciekawe pośród tysiąca restauracji na La Liste, tylko lub „aż” (zależy czy jesteście optymistami czy pesymistami) trzy są polskie.
Na marginesie dodam, że o ile Guy Savoy ma skromne pięć restauracji, o tyle Alain Ducasse ma ich ponad trzydzieści, a do tego doliczyć jeszcze trzeba manufaktury np. czekolady, kawiarnie, placówki edukacyjne czy hotele. Nic dziwnego, że jakiś czas temu, ze względów podatkowych zmienił obywatelstwo na monakijskie.
Kto się lepiej przygotował?
U Guy Savoy bywają znani ludzie z całego świata. Politycy, muzycy, artyści i aktorzy znani z pierwszych stron gazet. Moją ulubioną historią o tejże restauracji jest ta o 33 urodzinach Victorii Beckham, dla której David zarezerwował cały lokal z okazji jej święta. Jest to o tyle zabawna historia, że my również świętowaliśmy tam moje 33 urodziny i naszą rocznicę ślubu. Janek jednak nie tylko gorzej gra od Davida w piłkę, ale cechuje się też odpowiednio skromniejszym rozmachem w rezerwowaniu stolików. Nam musiał „wystarczyć” dwuosobowy stolik przy samym oknie z widokiem na Sekwanę, Luwr, Pont Neuf i Île de la Cité.
Jako że wybieraliśmy się do restauracji wyłącznie na lunch nie mieliśmy większego problemu ze zrobieniem rezerwacji. Janek dokonał jej 7 dni przed naszym przyjazdem do Paryża. W pierwszym wybranym terminie wszystkie stoliki były zarezerwowane, ale udało się znaleźć jeden stolik dzień później. Z rezerwacją stolika na kolację jest znacznie trudniej. Lepiej zrobić to dużo wcześniej.
Już na etapie jej dokonywania można zgłosić fakt świętowania jakiegoś wyjątkowego dnia.
To ważne w przypadku takich restauracji, ponieważ specjaliści pracujący w takich miejscach są specami od celebracji. Ważne też, że również w tym kroku (przy rezerwacji) bardzo często dokonuje się wyboru menu. Tak też było w tej sytuacji. Wybraliśmy 3-daniowe menu, z wine pairingiem czyli doborem wina do każdej potrawy. Rano zjedliśmy lekkie śniadanie… to znaczy ja zjadłam. Janek wychodzi z założenia, że podstawą udanego dnia jest syte śniadanie. Ponieważ śniadania w Plazaa Athenee mieliśmy w tym samym miejscu, które w południe zamieniało się w restaurację Alain Ducassa, możecie się domyślać, że trudno było się powstrzymać przed spróbowaniem tych wszystkich pyszności, jakie nam tam serwowano. Takie więc lekka jak piórko ja i najedzony po kokardy Janek zabraliśmy się za przygotowania do wielkiego wyjścia. Tego dnia cały Paryż skąpany był w słońcu.
Skoro najlepsza restauracja na świecie to ubraliśmy się należycie do okazji.
Na stronie restauracji napisano, że od mężczyzn oczekuje się smokingu, ale w praktyce ma to na celu upomnienie wszystkich, którzy chcieliby odwiedzić takie miejsce w krótkich spodenkach i sandałach. Janek smokingu nie ma, ale idąc tam w garniturze bez krawata absolutnie nie odstawał od reszty. Ja wybrałam najbardziej eleganckie zestawienie jakie przywiozłam ze sobą. Chcieliśmy, żeby całość była naprawdę wyjątkowa.
Na miejsce przybyliśmy nieco przed czasem.
Już sama lokalizacja restauracji sprawiła, że poczuliśmy się wyjątkowo. Guy Savoy mieści się na ostatnim piętrze budynku Monnaie de Paris (Mennica Paryża), pięknego, starego i bardzo paryskiego budynku, położonego nad samą Sekwaną, po przeciwnej stronie niż Luwr. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy już w drzwiach restauracji powitał nas sam Guy Savoy. Tu należy się Wam jedno małe wyjaśnienie – szef Guy Savoy, dziś 65 latek, jest jedną z tych niekwestionowanych gwiazd światowej sceny kulinarnej, która nieprzerwanie od wielu, wielu lat jest autentycznym, realnym szefem kuchni we własnej restauracji.
Zostaliśmy odprowadzeni do naszego stolika w jednej z sześciu kameralnych sal restauracji, ułożonych w amfiladzie. Co ciekawe – ściany wszystkich pomieszczeń pomalowane zostały na czarno lub ciemno szaro, bo to nieskazitelnie białe obrusy na stołach i miasto za oknem, mają być głównymi bohaterami tegoż widowiska. Wnętrza dopełniają dzieła współczesnej sztuki.
Mieliśmy to szczęście, że dostaliśmy miejsce przy samym oknie.
Nie zdążyliśmy się jeszcze dobrze rozsiąść, kiedy to podszedł do nas manager restauracji i zapytał czy nie zechcielibyśmy zajrzeć do kuchni, żeby zobaczyć, jak wygląda przygotowywanie dań w najlepszej restauracji na świecie. Dacie wiarę? Mogliśmy zobaczyć, jak to wszystko wygląda dosłownie „od kuchni”. Czekał tam na nas sam Guy Savoy, w nienagannie założonym fartuchu, a wokół niego krzątało się kilkunastu innych kucharzy. Ucięliśmy sobie krótką pogawędkę, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i wróciliśmy do stolika.
Najlepsza restauracja na świecie i pytanie: Dlaczego zostaliśmy zaproszeni do kuchni?
Bo ktoś z restauracji odrobił lekcję. To niezwykłe, ale w takiej klasie restauracji jak Guy Savoy, czy hoteli takich jak Plaza Athenee – obsługa każdorazowo przeprowadza małe rozpoznanie na temat przyszłych gości. Tak było i w tym przypadku. Doskonale wiedzieli, że jesteśmy blogerami, choć my sami tego na żadnym etapie nie komunikowaliśmy. Dość powiedzieć, że na nasze pytanie, czy możemy robić zdjęcia, odpowiedzieli, że jest to wręcz wskazane, a każde nasze Insta Stories z miejsca komentowali. Naprawdę można było poczuć się wyjątkowo.
A jak smakowało?
To co się wydarzyło później, przeniosło nas w zupełnie inny wymiar smakowy. Opowieściom, o winach dopasowanych do potraw, nie było końca, a przysięgam Wam, każde z nich smakowało tak wyjątkowo, że z pełną świadomością stwierdzam, że nigdy nie piłam czegoś tak niezwykłego. Naszą randkę zaczęliśmy od kieliszka różowego szampana, który został nam zarekomendowany przez sommeliera. Wybraliśmy dania z przygotowanej dla nas karty. I tu też kolejna zasada, dotycząca takich restauracji – kobiety przybywające do nich z mężczyznami zawsze dostają menu bez cen. To mężczyzna płaci i to on ma mieć pojęcie o cenach. Kobieta ma się wyłącznie delektować smakiem.
Pewnie zastanawiacie się, co sprawia, że właśnie Guy Savoy to najlepsza restauracja na świecie?
Tu chodzi o kunszt, prostotę połączenia smaków, tradycje kulinarne i składniki najlepszej jakości. To wszystko musi ze sobą grać. Tylko tyle i aż tyle. W sumie spróbowaliśmy siedmiu zupełnie różnych dań, wliczając w to desery, pomimo, że zamówiliśmy menu trzydaniowe. To standard w tego typu miejscach, że pomiędzy daniami właściwymi, szef kuchni serwuje mini porcje wyszukanych dań, a pierwsze z nich (nazywane amuse-bouche), ma obudzić apetyt na więcej.
Naszą degustację zaczęliśmy od zupy z karczocha z czarną truflą, do której dostaliśmy pyszną brioche z kremowym serkiem, przygotowywanym przez kucharzy na miejscu. Następnie podano nam roladę z karczocha i ryby, z szarym sosem. Całość bardzo delikatna, ale smaki były tak zbalansowane i tworzyły niezwykłą kompozycję, że do dziś je pamiętam. Dostaliśmy też mini porcję zupy dyniowej z płatkiem białej trufli. Jeszcze nigdy nie jadałam tak wyrazistej i jednocześnie delikatnej zupy dyniowej.
Niebo w gębie!
Największe wrażenie smakowe zrobiła na mnie francuska zupa rybna bouillabaisse nieco odmiennie podana wraz z okoniem morskim. Znam ją i uwielbiam od dawna. Ta była bardzo wyrazista w smaku, nieco ostra, słodka, gęsta i bardzo rybna. Absolutnie skradła moje serce.
Janek na danie główne zamówił wołowinę: sezonowaną pięć tygodni łopatkę z rozbratlem Wagyu, która wręcz rozpływała się w ustach. Do mięsa zaserwowano sałatkę sezonową.
Następnie na stół zaczęły wjeżdżać desery.
W sumie cztery różne, a na koniec podszedł do nas pan z wózeczkiem pełnym smakołyków i niebywale pysznych lodów. Całe show skradły dwie pozycje: mój deser czekoladowy z gorącą czekoladową kulką, którą pracująca tam mistrzyni cukiernictwa, położyła w ostatniej chwili na deser, by ten po chwili majestatycznie zapadł się w sobie oraz millefeuille, czyli ciasto tysiąca listków. Wygląda niepozornie – jak ciasto francuskie przekładane białym kremem, ale prawda jest taka, że nigdy – ani Ja, ani Janek nie jedliśmy tak delikatnego ciasta francuskiego, które po zetknięciu z językiem rozpływało się w kilka sekund. Do tego krem z tahitańską wanilią i człowiek jest w niebie. Do deserów zamówiliśmy kawę, a pod jej filiżanką ukryta była mała babeczka, która zamykała nasze menu.
Restauracje opuszczaliśmy w szampańskich nastrojach.
Przyjemnie najedzeni, z lekko szumiącymi głowami. Przy wyjściu dostaliśmy dwie, pięknie zapakowane brioszki, które były pyszną kropką nad i.
Ile kosztowała nas tak przepyszna przygoda?
Za całość zapłaciliśmy 470 euro, plus oczywiście zostawiliśmy napiwek. Czy było warto? Dla osoby, która uwielbia celebrować chwile i kolekcjonować wspomnienia – zdecydowanie tak. Będąc w tak wyjątkowym miejscu, nie tylko dopieściliśmy nasze kubki smakowe, ale również wzięliśmy udział w misternie przygotowywanym spektaklu, w którym każdy element był dopracowany w najmniejszym szczególe.
Z pewnością tam kiedyś wrócimy.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Pieknie i obrazowo to wszystko opowiedzialas, az sie ma wrazenie jakby sie tam bylo razem z Wami 🙂 Marta, ale ja mam prosbe o kolejny obszerny wpis albo live, dotyczacy.. obycia. Widzisz, problemem wielu ludzi (w tym i moim) jest to, ze nawet jesli stac ich na takie restauracje, czy drozsze hotele, to wola isc do tanszej, bardziej „swojskiej” restauracji, czy do mniej gwiazdkowego hotelu, bo nie maja obycia i nie wiedza jak sie zachowac w takich miejscach. Ja np nie wiedzialabym czy portierowi w hotelu (takim lepszym) tez sie daje napiwek? Jesli tak, to ile? A bagazowemu? A komus,… Czytaj więcej »
Skąd jest ta spódnica?
Odpowiesz mi na e-mail kmp2703@wp.pl skąd jest ta spódnica czy to jakaś tajemnica? 😀
To Elisabetta Franchi. 🙂