Wakacje z dziećmi czy bez? Czy często wyjeżdżamy? To zależy jak na to spojrzeć. Dla kogoś kto wręcz mieszka na lotnisku pewnie niewiele, dla kogoś kto ceni sobie ciszę i spokój oraz własne podwórko dużo. W zeszłym roku byliśmy na dwóch wyjazdach z chłopcami w Polsce i na dwóch samotnych, tylko we dwoje. Dziś o tym, jaki mamy system podróżowania, jak wybieramy hotele i co zwiedzamy podczas naszych podróży.
Po pierwsze coś dla nas i coś dla dzieci. Wakacje z dziećmi i bez dzieci.
Odkąd nasze życie codzienne zdominowały dzieciaki wakacje dzielimy na dwie kategorie. „Wakacje” z dziećmi i wakacje we dwoje. Z premedytacją te pierwsze wakacje wrzuciłam w cudzysłów, bo są one dalekie od wyobrażeń na temat odpoczywania i relaksu. Ale tym wyjazdom przyświeca zupełnie inny cel. Wakacje z dziećmi w Polsce. Na tych wyjazdach pokazujemy dzieciom świat. Stymulujemy je zupełnie nowymi, nieznanymi dotąd bodźcami. Na takie wyjazdy do tej pory wybieraliśmy miejsca w naszym kraju. Bo bliżej, bo bezpieczniej, bo jak by co niedaleko do domu. A uwierzcie mi, Polska ma do zaoferowania tyle atrakcji, że wystarczyłoby na wakacje przez kolejne kilkadziesiąt lat. Warto pamiętać, że dzieci czują się szczęśliwe gdy szczęśliwi są rodzice. Analogicznie: dzieci czują się bezpiecznie wtedy, kiedy i rodzice mają podobne odczucia.
Ani ja, ani Janek nigdy nie byliśmy globtroterami, dlatego dalekie podróżowanie we dwójkę powoduje u nas „reisefieber”. Nie chcę myśleć jakie uczucia towarzyszyłyby nam z dodatkową dwójką małych szkrabów. Dlatego takie atrakcje zostawiamy sobie na później. Kiedy chłopcy podrosną, będą bardziej kumaci i zdyscyplinowani. W Polsce mamy dwie ulubione miejscówki: hotel Dr Ireny Eris we Wzgórzach Dylewskich (byliśmy tam już trzy razy) i hotel Skipper w Rewie (byliśmy tam dwa razy). Każde z tych miejsc ma świetne atrakcje dla dzieci: jazdę konną, basen, animacje, menu dziecięce, ogniska wieczorne, sale zabaw, place zabaw i wiele innych.
Drugi rodzaj wyjazdów to te, tylko dla nas.
Tu królują zupełnie inne zasady. Przede wszystkim ciągle eksplorujemy Europę. Wychodzimy z założenia, że aby wybrać się gdzieś dalej, należy dobrze poznać swój własny kontynent. Szczególnie, że jest on baaardzo różnorodny. Jako że jesteśmy rodzicami dwójki małych jeszcze chłopców nasze wyjazdy są krótkie, acz epickie. Dlaczego? O tym w kolejnych punktach.
Wakacje z dziećmi – po drugie ma być lepiej niż w domu
Odkąd jesteśmy po gruntownym remoncie naszego mieszkania, to bardzo trudny warunek do spełnienia. Zwracamy uwagę dosłownie na wszystko: na widok z hotelowego okna, na śniadania, na kawę, na pościel, na twardość materaca, na rodzaj ręczników. Jesteście w szoku? W tym szaleństwie jest nasza metoda. Wolimy pojechać na 3 dni do pięciogwiazdkowego hotelu, by poczuć się naprawdę wyjątkowo, niż kisić się przez dwa tygodnie w miejscu poniżej naszych codziennych standardów. Nigdy nie zapomnę, jak kiedyś podczas jednej ze służbowych podróży do bardzo popularnego miasta na świecie, trafiłam do niby super hotelu. Może i ten hotel był kiedyś super, ale lata świetności miał już zdecydowanie za sobą. Wykładzina była brudna i śmierdziała stęchlizną, pościel miała plamy niewiadomego pochodzenia, a cały pokój okazał się ciasną klitką z niedziałającą lampką nocną i przeciekającym prysznicem.
W ciągu pięciu minut zapragnęłam wracać do domu. Cóż mi po tym, że byłam w pięknym miejscu jeśli najbliższe kilka nocy miałam spędzić w hotelu, który był poniżej moich standardów domowych. Na szczęście zgłosiłam to w recepcji i zakwaterowano mnie w nowym, mniej śmierdzącym (bo nadal jednak tak) pokoju. Ja wiem, że są ludzie, którzy są w stanie spać kątem u obcych na podłodze. Ale ja mam zupełnie inną definicję wakacji. Dla mnie to ma być coś ekstra. Coś, co mnie nie straumatyzuje, nie będzie dla mnie wyjściem poza strefę komfortu. To nie ma być survival. Umówmy się: oboje z Jankiem wyrośliśmy już z biwakowania pod namiotem. Fajnie było, ale się skończyło.
Kochamy piękne hotele
W myśl tej zasady, kiedy już wybierzemy destynacje szukam rankingów najlepszych hoteli w danym mieście. Później przeglądam opinie i wybieram ten jeden jedyny. Tak było w przypadku Negresco w Nicei ( jak na razie najwspanialszy hotel w jakim byliśmy), tak samo w przypadku Le Narcisse Blanc w Paryżu (kiedy byliśmy tam w grudniu ten hotel był na pierwszym miejscu na TripAdvisorze pośród wszystkich hoteli w Paryżu!). Analogicznie zrobiliśmy też w Barcelonie wybierając Hotel W , który jest bezkonkurencyjny jeśli chodzi o lokalizację. Życie w tych wszystkich hotelach było zaplanowane tak, że z żadnego nie musielibyśmy wychodzić nawet na chwilę, a i tak przywieźlibyśmy wspaniałe wspomnienia. I po tym właśnie można poznać dobry hotel. A skoro o wychodzeniu z hotelu mowa, płynnie przechodzimy do trzeciego punktu. A i jeszcze jedno, zawsze rezerwujemy hotele bezpośrednio na ich oficjalnych stronach, bo tak wychodzi zwykle najtaniej.
Po trzecie zwiedzamy na własnych zasadach
Naszą pierwszą wspólną wyprawą była podróż do Francji. 8 dni w Paryżu i 4 dni w Nicei. Długi wyjazd, a my mieliśmy skromny budżet. Były czasy kiedy ja dopiero zaczynałam pracę w korpo, a Janek ledwo założył własny biznes. Dużo wcześniej kupiliśmy bilety lotnicze. Pół roku wcześniej kupiliśmy bilety na TGV z Paryża do Nicei, bo dzięki temu zapłaciliśmy za nie 29 euro (w dniu wyjazdu kosztowały ok. 150-200 euro). W Paryżu korzystaliśmy wtedy z mieszkania znalezionego przez Interhome. W sumie inicjatywa była bardzo fajna, ale sam odbiór kluczy już nie. Biuro Interhome w Paryżu było w zupełnie innej części miasta niż mieszkanie, które wynajęliśmy. W Paryżu wylądowaliśmy po 19 i okazało się, że moja walizka podczas transportu się rozpadła. Musieliśmy na nią poczekać, później ją posklejać. Straciliśmy sporo czasu.
Obładowani jak wielbłądy późną nocą dotarliśmy do biura. Odebraliśmy klucze ze specjalnej skrzynki z kodem i stamtąd pojechaliśmy metrem do naszego mieszkania. Przesiadaliśmy się trzy razy. Niby byliśmy na urlopie marzeń, a ja już chciałam wracać. Dlatego teraz, kiedy śmigamy gdzieś na trzy dni, to kluczowym jest, by cała podróż nie była zbyt mecząca. Podróże z przesiadkami zostawiamy sobie na czasy kiedy będziemy podróżować wyspani. 😉 Teraz wybieramy miejsca, do których da się dolecieć samolotem w kilka godzin, a podróż z lotniska do hotelu zajmuje około godziny. Jeszcze w Warszawie planujemy sobie, co chcielibyśmy zobaczyć i gdzie chcielibyśmy zjeść. Na przykład w Nicei wybraliśmy się po raz pierwszy w życiu do restauracji z dwoma gwiazdkami Michelina i takie wydarzenie musieliśmy zarezerwować kilka tygodni wcześniej. Staramy się też wcześniej przez Internet bukować bilety do interesujących nas muzeów, parków czy kościołów tak, żeby nie musieć stać w przydługich kolejkach. Wszak jeździmy na krótko.
Realizujemy marzenia
A teraz najważniejsze: zwiedzamy tylko to, co nas interesuje, a nie to co wypada zobaczyć. W dobie Internetu zmienia się podejście do zwiedzania i to podejście bardzo się nam podoba. W dzisiejszych czasach wcale nie trzeba wychodzić z domu by zobaczyć Sagradę Familię, Muzeum D’Orsay czy Luwr. Jeśli więc któraś z tych rzeczy nas nie interesuje, to ją sobie zwyczajnie, bez wyrzutów sumienia odpuszczamy. Nie podróżujemy po to, by później snobować się na intelektualistów i znawców sztuki. Robimy to by poszerzać nasze horyzonty, poznawać nową kulturę, by na chwilę poczuć rytm innego miejsca. Ale też realizujemy swoje marzenia. Niech idealnym przykładem na to będzie nasz lot małym helikopterem na Lazurowym Wybrzeżu.
Taka przygoda marzyła się Jankowi od zawsze. I do dziś wspominamy ten lot z ciarkami na całym ciele. Podobnie wspominamy kolacje w Le Chantecler, czyli w tej gwiazdkowej restauracji. Kolacja w niej była wręcz przedstawieniem, a nie tylko smacznym posiłkiem. Ja osobiście jestem przeszczęśliwa, że udało mi się zobaczyć spektakle, w trzech najbardziej znanych kabaretach paryskich: Moulin Rouge, Lido i Crazy Horse. Po odwiedzanych miejscach staramy się jak najwięcej chodzić, a nie jeździć, by poczuć klimat, by obserwować toczące się tam życie. Chodzenie po ulicach i wyciągnie wniosków to jest to, a wszystko powoduje, że wracamy do domu natchnieni i spełnieni. Podróżujemy na własnych zasadach. Właśnie to sprawia, że nawet z trzydniowego wyjazdu wracamy wypoczęci i zrelaksowani z nieustającą ochotą na więcej.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Rozumiem, że każdy podróżuje jak chce i jak lubi, aczkolwiek Wasz sposób podróżowania niestety zupełnie do mnie nie przemawia 😉 wraz z narzeczonym wyjeżdżamy kilka razy w roku i nigdy nie oszczędzamy na wymarzonych atrakcjach (nie mam tu na myśli muzeów, tylko np. rejs gondolą w Wenecji czy wypłynięcie na obcowanie z wielorybami na Islandii), nie żałujemy na jedzenie i wynajęcie samochodu zamiast komunikacji miejskiej (w niektórych regionach przejażdżki autem są atrakcją samą w sobie!). Jednak to, na czym oszczędzamy najwięcej pieniędzy to własnie nocleg. Namioty rownież mam już za sobą, ale gdy wychodzimy wczesnym rankiem i wracamy późnym wieczorem,… Czytaj więcej »
Mam to samo, hotel jest dla mnie drugorzędną sprawa, bo i tak od rana do wieczora zwiedzamy ile sie da. Wracając do hotelu zazwyczaj marzymy o prysznicu i pójściu spac. Staram się wykorzystywać wakacje na tyle ile sie da, bo wiem, ze w to miejsce nie wrócę – zbyt wiele pięknych do zobaczenia. Zawsze powtarzam wolałabym nawet wyjechać pod namiot byle nie siedzieć w domu w swoje wakacje😊
Po pierwsze najważniejsze, żeby każdy podróżował jak uważa. Hotel jest ważny, ale ważniejsza jest destynacja. To ona determinuje hotel, nie inaczej. A jak wybieramy kierunek? Klimat (położenie+pogoda)+nasze upodobania+atrakcje+okres w roku. Dopiero potem wybieramy możliwe najfajniejszy dla nas hotel. I to zawsze jest co najmniej ciekawy obiekt. Bo albo to stary hotel będący niemal muzeum, albo mały butikowy ze świetnym jedzeniem, albo wielki sieciowy moloch pełen atrakcji. Ja nie wychodzę wczesnym rankiem z hotelu, bo wczesnym rankiem zwyczajnie śpię. Robię tak, ponieważ dzień w dzień w domu wstaję wczesnym rankiem. Po to mam urlop, żeby choć trochę odespać. Taki etap w… Czytaj więcej »