Część już dawno mam za sobą, część ciągle jeszcze przede mną. Wiara w siebie i własne możliwości jest ogromnie ważna. Z częścią na pewno się już nie wyrobię. Na pewno nie przed trzydziestką. Cały ten mętlik w głowie miały uporządkować warsztaty „Jestem Sensualna”, na które zaprosiły mnie te oto dwie Anie.
Zaproszenie przyjęłam z entuzjazmem.
Pomyślałam, że trochę się odetnę od codzienności, poukładam sobie wszystko w głowie. No i przede wszystkim odpocznę. W końcu warsztaty odbywały się w Hotelu Zalesie Mazury Active Spa. Już z nazwy wyczytać można, że jest to miejsce po brzegi wypełnione relaksem.
Żeby nie zanudzać was moimi perypetiami napiszę tylko, że dzień przed wyjazdem Janek złapał grypę żołądkową, Miecio zapalenie ucha, a ja napisałam do Ani, że niestety nie przyjadę. Czym byłoby moje życie bez nagłych zwrotów akcji. Niecałe 12 godzin po tym jak zrezygnowałam z udziału w warsztatach, siedziałam wygodnie w autokarze jadącym na Mazury. Jak widzicie nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.
Na warsztaty przyjechałam spóźniona, zziajana i zmęczona.
Ale nic to. Dołączyłam do grupy już zintegrowanych dziewczyn. Czaicie ten motyw, kiedy wchodzicie spóźnione na pierwsze zajęcia, których uczestnicy mieli już okazję poznać się wzajemnie, a wy, jak te odludki siadacie na ostatnim wolnym miejscu? Tak właśnie było w tej sytuacji. Dlatego też na początku ciężko było mi wczuć się w klimat warsztatów. Basia i Agnieszka z Fundacji Tętniące Życiem mówiły takie mądre i poruszające rzeczy, ale ja myślami byłam jeszcze w Warszawie, przy moich chorych chłopakach. Później jakoś poszło. Nim zdążyłam się zorientować, a już siedziałam w samochodzie Szalonookiej i plotkując o życiu i śmierci wracałam do Warszawy, z głową pełną przedziwnych i zaskakujących przemyśleń. Co ciekawe wracałam jeszcze bardziej zmęczona niż w dniu przyjazdu do Zalesia…
Wiara w siebie- ciągle mi jej jeszcze brak.
W to co robię, w to co mnie zajmuje na co dzień. Mam taką słabą cechę, przez którą umniejszam wartość tego, co w życiu robię. Na przykład to blogowanie: jak spotykam inne blogerki, szczególnie te, które czytuję, to mam ogromny szacunek i podziw dla tego, co robią. Natomiast kiedy myślę o moim blogowaniu, to samej sobie wydaję się jakaś taka mało poważna, by nie powiedzieć groteskowa. I tak mam ze wszystkim: z byciem mamą, z byciem kobietą aktywną, czy menedżerem. Nawet w byciu kobietą jako taką, wydaję się sobie mało poważna. Ciągle mam takie wrażenie, że wszyscy robią to lepiej ode mnie. Czuję się jakaś taka naga w tych swoich umiejętnościach… To znaczy czułam się tak. Bo chyba powoli zachodzi we mnie zmiana. Powoli…
Na warsztatach zmierzyłam się sama ze sobą, ale też obserwując inne kobiety, z których każda jest matką, mogłam zobaczyć jak one dzielnie walczą z codziennością. Jak dumne są z tego co mają. Jak dzielnie stawiają czoła codzienności. Ale przede wszystkim jak bardzo akceptują siebie, lub dzielnie wytrwale dążą do tej akceptacji.
Formuła warsztatów była taka, że pomiędzy wykładami i zabiegami upiększającymi, każda z dziewczyn miała sesję zdjęciową ukazującą oblicze jej sensualności. Przy zdjęciach wszystkie chwyty były dozwolone. Dziewczyny mogły się ubrać po samą szyję, albo stanąć przed obiektywem tak, jak je Pan Bóg stworzył. Zostałam poproszona o pomoc w wystylizowaniu dziewczyn i przy pozowaniu. Moja pierwsza myśl: Ja? A co ja tam wiem o stylizacji? Fakt, czytam o tym sporo, prowadzę taki dział na blogu, ale żeby doradzać innym? Kto by chciał słuchać moich rad? A tu okazało się, że dziewczyny chciały, pilnie słuchały, a kiedy dziś oglądam ich zdjęcia, to podoba mi efekt naszej wspólnej pracy.
Bardzo mi się podoba!
A ja… tak zwyczajnie, bez podtekstów, podśmiewania się i bez gwiazdek jestem dumna z mojej pracy. W sumie przygotowałyśmy zdjęcia prawie trzydziestu dziewczyn. Dałam radę. Nie napiszę „jakoś to wyszło” bo działanie było celowe, przyłożyłam się do tego, a efekt jest wspaniały.
Fakt, miałam okazję pracować z dziewczynami, które były chętne do współpracy. Słuchały tego co mówię. Te wspaniałe kobiety sprowadziły mnie na ziemię. Tylko po to bym zobaczyła, że wszystko czego potrzebuję już mam.
Po zdjęciach poszłam do pokoju.
Padłam na łóżku. Zamknęłam oczy, twarz zakryłam dłońmi i zaczęłam się śmiać. A może nie tyle śmiać co cieszyć… Dawno nie towarzyszyło mi takie uczucie spełnienia. Pomogłam sobie, pomogłam innym. Niby temat tak banalny. Zwykłe zdjęcia, a jednak dały mi tyle satysfakcji. A zadowolenie dziewczyn ukonstytuowało to, co robiłam przez cały dzień.
Nie wzięłam udziału w żadnych zabiegach i wykładach.
Nawet obiad zjadłam praktycznie na stojąco, żeby nie tracić czasu. Ale poczucie spełnienia, które towarzyszyło mi podczas powrotu do domu jest wprost nie do opisania. A już zupełnym wyróżnieniem było dla mnie zaproszenie do panelu dyskusyjnego. Dotyczącego blogowania i nie tylko.
Wnioski są proste.
Wtedy czuję się ze sobą dobrze, kiedy do cna wykorzystuję swój potencjał, kiedy mogę pomóc innym ludziom, kiedy w moim życiu dużo się dzieję. To, na co ostatnio narzekałam czyli brak czasu na nudę, na leżenie i „nicnierobienie” okazało się moim wybawieniem. Przed trzydziestką zrozumiałam, że najpełniej żyję wtedy, kiedy marudzę, że nie mam czasu na nic. Mantyczyłam, że nie umiem odpoczywać, a może po prostu dla mnie odpoczynkiem jest praca, w której spełniam się bez reszty?
Tuż przed trzydziestką podnoszę sobie porzeczkę wyżej. W końcu wierzę, że dam radę. Dzięki dziewczyny! Dziękuję wszystkim razem i każdej z osobna. Dzięki zdjęciom poznałam każdą z Was. To było cudowne doświadczenie.
Nie taki był plan tych warsztatów.
A przynajmniej nie dla mnie. Nie opiszę tu żadnych zabiegów ani szczególnych atrakcji tych warsztatów, bo duszą i ciałem byłam zupełnie gdzieś indziej. Za to pokażę wam moje zdjęcia. Takie zwyczajne, bez fajerwerków, bez zachwycających sukienek i pięknych krajobrazów. Tylko ja. Zaakceptowałam siebie w ciągłym dążeniu do akceptacji. Dobrze mi z tym.
Makijaż: Marzena Lampasiak
Zdjęcia wykonała Ania Gołębiewska. To mój pierwszy raz przed “obcym” obiektywem. Z Anią dogadałyśmy się w jednej sekundzie. To niesamowite, ale mam wrażenie, że na tych zdjęciach wyglądam nieco inaczej niż na zdjęciach Janka.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Bjuuuuuuuutiful! 😀 Can’t take my eyes off you!
Racja, wyglądasz jakby trochę inaczej niż na zdjęciach robionym okiem męża. Może to kwestia braku warkocza i loków? 😉
Piękna sesja !!!! Wyglądasz na nich cudnie.
Ślicznie wyszłaś na zdjęciach. Muszę ci powiedzieć że mam tą samą przypadłość co ty że zawsze widzę u innych więcej niż u siebie, ale walczę z tym. Broniłam się na studiach mgr mając 2,5 letnią Zosię, byłam w 8 miesiącu ciąży i dałam radę. Oczywiście sama uznałam że to nic specjalnego że każda pewnie tak robi, dopiero moja mama uzmysłowiła mi ile potrzebnego mi było samo zapału i ambicji żeby skończyć studia po mimo Zosi w domu, żeby napisać pracę ( sporadycznie widziałam córkę przez 3 miesiące, żeby napisać pracę) i jeszcze się obronić przed urodzeniem drugiej. Nie mówiąc już… Czytaj więcej »
i tak jesteś wspaniałą babeczką! Bardzo pomocną, ciepłą. Uwielbiam cię <3
Zdjęcia ss cudowne. Gdyby nie Ty i Ania moich by nie było 🙂
Pokochałam Cię od pierwszej minuty :* Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy 🙂
No pewnie, że tak. Musimy! 😀
Ja nie chcę znowu słodzić, ale pracować z Tobą to czysta przyjemność. Jak teraz tak pomyślę, to dwoiłaś się i troiłaś, i nawet jeden raz nie usłyszałam od Ciebie “że musisz już iść”. Dziękuję jeszcze raz.
Przepiękne zdjęcia, mam nadzieję że Ania mnie nie zabije, ale muszę to powiedzieć: z tak piękna modelką zdjęcia zawsze będą dobre. Po prostu 🙂
Zdjęcia piękne. Kobieta patrzy na ujęcia innym okiem