Ostatnio, w prywatnych wiadomościach zasypałyście mnie pewnym ogłoszeniem o pracę. Pisałyście do mnie na Facebooku i na Instagramie. Pisałyście: „Marta, to jest praca dla Ciebie!” Z ciekawości sprawdziłam. Pierwsza myśl: to niemożliwe, że znacie mnie tak dobrze! Pewnie jesteście ciekawe, co to była za oferta pracy? Opiekun flamingów na Bahamach. I to wasze luźne skojarzenie zmotywowało mnie do refleksji, a jej wynikiem jest ten artykuł. Jaki zawód wybrać, kim byśmy byli gdyby nie blod.Przed Wami zawody naszych marzeń. Napisałam „naszych” bo w ostatniej chwili Janek podłączył się pod ten jakże przyjemny artykuł.
Jaki zawód wybrać? Czyli zawody marzeń SuperStylerów
Marta – Latarnik.
To marzenie narodziło się w mojej głowie niedawno, po obejrzeniu niezwykle wzruszającego filmu „Światło między oceanami”. Może to wynika z tego, że im jestem starsza, tym bardziej cenię sobie samotność, możliwość refleksji nad swoim życiem. Kusi mnie, by sprawdzić czy potrafiłabym wytrzymać sama ze sobą, w totalnej samotności. Czy potrafiłabym być szczęśliwa w takim układzie. Poza tym obcowanie z przyrodą, morski klimat, życie w zgodzie z naturą. Na pewno zaczęłabym hodować pomidory. Piękna wizja przyszłości. Myśląc o innym zawodzie, i odpowiadając na pytanie jaki zwód wybrać, w głowie słyszę: latarnik.
Mistrz czekolady.
W reklamach mówią o nim z francuskiego: Maitre Chocolatier. Myślę, że pracując w tym zawodzie może nie byłabym tak fit, jak jestem teraz, ale na pewno non stop chodziłabym z bananem na twarzy. Raz na jakiś czas, szczególnie zimą, lubię się z Jankiem wybrać na gorącą czekoladę. Przysięgam: tuż po jej wypiciu czuję się jakbym była na haju. Poziom endorfin sięga zenitu, a ja osiągam czekoladową Nirwanę. W zeszłym tygodniu byłam na warsztatach z marką Lindt, gdzie specjalistka uczyła nas jak delektować się czekoladą. Wiecie, że taką jedną czekoladką można się delektować w nieskończoność? Dla mnie to było odkrycie, bo do niedawna jadałam czekoladę głównie na czas. Dawno temu wynajmowałam mieszkanie na warszawskiej Pradze. Codziennie jeżdżąc do szkoły przejeżdżałam tramwajem obok fabryki czekolady. Do dziś pamiętam tamten zapach, który wdzierał się do przez otwarte drzwi na przystanku. Uwielbiałam tamtą trasę. Gdybym tworzyła czekoladki byłabym nieprzyzwoicie szczęśliwa.
Projektantka sukienek dla lalek.
Myślę, że taka praca byłaby idealna dla takiej kobiety, jak ja. Bo lalka nie krytykowałyby moich projektów, a poza tym nie krzyczałyby gdy przez nieuwagę ukłułabym je szpilką podczas przymiarek. Z przyjemnością oglądałabym twarze szczęśliwych dziewczynek ubierających swoje lalki w moje kreacje. Ostatnio na Netflixie oglądałam serial o kultowych zabawkach. W odcinku poświęconym Barbie wypowiadały się projektantki ubrań dla lalek. Mówiły o wyjątkowości swojej pracy i o potrzebie podążania za trendami. Pisałam wam już kiedyś, że urodziłam się z bardzo dużą wadą wzroku. Od dziecka jeździłam po lekarzach, przyjeżdżałam do Centrum Zdrowia Dziecka. Pamiętam też, jak kiedyś jedna pani okulistka bezwzględnie zawyrokowała: „Przykro mi, ale nigdy nie będziesz krawcową.
Z twoją wadą to niemożliwe.” Pamiętam jak bardzo to przeżywałam. Bo choć nigdy nie chciałam szyć ubrań, to sam fakt, że w wieku 6 lat ktoś chciał tak bardzo ograniczyć moją przyszłość, był dla mnie nie do pomyślenia. Mniej więcej trzy lata temu byłam na dwudniowym kursie szycia na maszynie. Uszyłam t-shirt. Musicie wiedzieć, że był piękny. Nie widziałyście go, ale jest duża szansa, że gdybyście go zobaczyły to od razu byście go zapragnęły. 😉 Zadedykowałam go tej okulistce z dzieciństwa.
Dyrektor do spraw drzemek.
To nie jest wymysł mojej wyobraźni. Dacie wiarę, że firma produkująca materace – Sleepy poszukiwała kogoś takiego? Do jego obowiązków miało należeć testowanie materacy i pisanie o nich na Twitterze. Oczyma wyobraźni widzę, jak wstaję niewyspana rano, wypijam szybką kawę, robię szybki makijaż i śmigam do pracy, w której mogę się bezkarnie wyspać. Podobno są na świecie hotele, które mają testerów swoich łóżek. Ich zadaniem jest wyspanie się. Za to dostają premię! To jest praca marzeń, wprost stworzona dla mnie: wiecznie niewyspanej matki. Ktoś jeszcze reflektuje? Ewentualnie, jeśli rekrutacja na dyrektora do spraw drzemek by mi się nie powiodła, to mogłabym zostać recenzentem luksusowych hoteli.
Czuję, że byłabym w tym dobra. Potrafię być wymagająca, lubię kiedy ktoś za mnie ścieli łóżko i podaje posiłki pod nos o ustalonych porach. Poza tym niejednokrotnie gościłam w pięciogwiazdkowych hotelach, a do tego mam ciągoty do luksusu – czyli można powiedzieć, że się znam, prawda? 😉 A w sumie to nawet nie musieliby mi płacić, bo przecież i dach na głową bym miała, i o jedzenie też nie musiałabym się specjalnie martwić.
Ogrodnik.
Zaskoczyłam was? Myślałam kiedyś, jaki zawód wybrać w przyszłości i ta praca marzy mi się od dziecka. I choć nigdy nie przepadałam za pomocą mamie w ogródku, za pieleniem grządek i sadzeniem roślinek, to od zawsze marzyła mi się praca w takim ogrodzie z prawdziwego zdarzenia. Gdzie mogłabym się wyżyć kompozycyjnie. Pamiętacie film ‘”Edward Nożycoręki”? To po jego obejrzeniu zapragnęłam być ogrodnikiem, czy jak kto woli designerem ogrodów. Najbardziej fascynuje mnie wycinanie wymyślnych kształtów z żywopłotów. Jak by ktoś miał na zbyciu jakieś krzaki, to ja chętnie coś z nich wyczaruję. Nie ręczę za efekt, ale nie od razu Kraków zbudowano.
Łyżwiarka figurowa.
Podobno mój dziadek Bronisław namiętnie oglądał jazdę figurową na lodzie. I ja chyba mam to po nim. Niestety ani moja gracja, a raczej jej brak, ani znikoma umiejętność zapamiętywania choreografii, ani kluskowata figura nie pomogły mi w realizacji mojego marzenia. Ale za to obejrzałam większość filmów z jazdą figurową w tle. W dzieciństwie oglądałam też namiętnie Olimpiady Zimowe. Później rodzice odkupili od starszej koleżanki piękne skórzane łyżwy. Poszłam na lodowisko i okazało się, że moje próby na dywanie na niewiele się zdały. Dziś mam już nowe łyżwy, które kurzą się w piwnicy.
Czasami po zmroku, zwykle raz w sezonie, wybieram się na łyżwy. Robię to tylko raz, bo później do końca zimy pobolewa mnie kość ogonowa. Ale kiedy już stoję na tej tafli wyobrażam sobie, że ludzie naprzeciwko mnie podnoszą noty i widzę tam same 6. Tylko jeden sędzia obcina mi 0,2 punktu za rozwiązane sznurowadło.
Jaki zawód wybrać? Czas na Janka
Szambiarz.
Nie myślcie, że to tania prowokacja. Przez pierwsze 25 lat życia mieszkałem w domu jednorodzinnym w dzielnicy Włochy, w Warszawie. W latach 80tych nikt tam nie miał kanalizacji. Wszyscy za to mieli szamba. Mieliśmy i my. Kąpiele w wannie tylko w wodzie do kostek. Póki mieliśmy szambo moje dziecięce oczy nie widziały pełnej wanny. Kiedyś u Taty na Mokotowie napuścili mi pełną wannę wody to nie wiedziałem co to jest. Bałem się głębokości, tego, że się utopię, chciałem uciec przez balkon. Przez to szambo w domu rodzinnym, do momentu położenia w ulicy kanalizacji, czyli gdzieś do 1996 albo 1998 roku, całe nasze życie kręciło się wokół gówna.
Po pierwsze była legenda jak to szambo kopali. Ponoć za tą prace dla mężczyzn brała się cała rodzina: Dziadek, Wujek, drugi Wujek, znajomy obu Wujków i ponoć nawet mój Tata kopał, a to człowiek, który z ciężką pracą fizyczną ma tyle wspólnego, że kiedyś czytał „Łyska z pokładu Idy”.
Potem co i rusz trzeba było do niego zaglądać czy to już, czy może jeszcze trochę można.
A gdy szambo zaczynało zagrażać meniskiem wypukłym, zaczynały się gorączkowe poszukiwania szambiarki, a więc i szambiarza. To były lata 80te. Nie było komórek, telefony też nie wszyscy mieli. Szambiarek było mało, za to szamb wiele. Sąsiad narajał szambiarkę sąsiadowi. Pamiętam nawet, że jak jakaś pędziła po ulicy, to Babcia wyskakiwała na środek jezdni ryzykując życie, bo przecież kilkutonowy Jelcz pełen gówna w miejscu nie stanie, żeby ją tylko zatrzymać i podać numer szambiarzowi, żeby podjechał kolejnego dnia celem wybrania szamba.
To jeszcze nie koniec
Raz jeden zatrzymała niemal pustą szambiarkę odbierając mnie z przedszkola. W środku kierowca w niebieskim budowalnym waciaku, berecie, z Ekstra Mocnym w zębach i w gumofilcach na nogach. – Pusty Pani nie jestem, ale jeszcze zmieszczę i mogę od razu wybrać. Wsiada Pani z dzieciakiem to podjedziemy. Wyobraźcie sobie! Ja, cztery lata w kabinie Stara. W środku prawdziwy mężczyzna śmierdzący przetrawioną wódą i marnymi petami, zapach Ekstra Mocnych zmieszany ze spalinami, bo przecież połowa z nich zawsze wpadała jakąś dziurą do kabiny, babcia, ja a za nami kilka ton cudzego gówna w beczce. I tak jedziemy mijając kolejne przecznice. Śmiejcie się, ale byłem wtedy dumny ja paw.
Facet wysiadł, rozłożył fachowo grube rury z zielonkawej gumy z metalowymi złączkami. Fachowym ćwierć obrotem połączył je w prawdziwy rurociąg jedną końcówkę podłączając do beczki, a druga wrzucając do szamba i włączył ssanie. Zawsze patrzyłem jak z szamba powoli znika zielono-brunatna zawiesina. Mimo smrodu mogłem to robić godzinami.
“Wnusiu, tylko nie podchodź, bo wpadniesz” – upominała Babcia. Tak… do 12 roku życia moim największym zmartwieniem było to, że wpadnę do szamba. Potem to szambo zamieniłem na Olkę, Izę i Ulkę.
Z tamtych czasów, prócz cudownych wspomnień, pozostał mi również ogromny szacunek do ludzi wykonujących tę i podobne prace. Do dziś zresztą zazdroszczę panom wywożącym z naszego bloku śmieci jeżdżenia na tych bocznych, składanych platformach zamontowanych z tyłu śmieciarki. A gdy w czasie spaceru spotkamy gdzieś z Mieciem Super 2000 czyli samochód do czyszczenia kanalizacji, gapimy się jak wryci przynajmniej przez 10 minut.
Właściciel zakładu pogrzebowego.
Choć usposobienie mam wesołe, niezwykle pociąga mnie branża funeralna. Zboczenie odziedziczone po Ojcu, który jest ogromnym miłośnikiem starych, zabytkowych cmentarzy. Mnie, prócz cmentarzy, jarają usługi pogrzebowe. A więc jaki zawód wybrać? Oczywiście właściciel zakładu pogrzebowego. Odbiór zwłok, ich przygotowanie, organizacja pogrzebu, dobór poszczególnych elementów całej tej układanki. Jaka trumna, urna, krzyż, tabliczka, kwiaty – może róże, może lilie, a może eustoma, karawan, bajery w postaci skrzypka albo trębacza. Swego czasu namiętnie oglądałem serial „Sześć stóp pod ziemią”. Podoba mi się obcowanie z przemijaniem, ten spokój, zaduma, smutek rodziny zmarłego i zrozumienie jakim trzeba ją otoczyć. Wszystko to ma dla mnie wymiar pewnego rodzaju służby i to niezmiernie elitarnej, dystyngowanej, ekskluzywnej.
Modne jest teraz bycie wedding plannerem i planowanie ślubów w każdym detalu. Ja mógłbym być funeral plannerem – idealna praca dla mężczyzny takiego, jak ja. Inna muzyka, inne kolory, inne emocje, ale wydarzenie nawet ważniejsze. Ponoć na ślubie można nie być, ale na pogrzebie nie wypada. Epickie pogrzeby u Jana. Gwarantuje, że nawet nieboszczyk by się na nich godnie bawił. Mamy jeszcze wolne terminy na 2019 rok. Zapraszam do zapisów.
Jaki zawód wybrać? Prosta odpowiedz, Łysy z Brazzers.
Ja nie wiem, czy Panie kojarzą, ale jeżeli nie, to proszę zapytać swoich Panów. Oni będą kojarzyć na bank. Bo któż nim by nie chciał być. Łysy z Brazzers to aktor porno Johnny Sins. Ostatnio brać pisowska przerobiła go nawet na amerykańskiego generała Kufa Drahrepusa, który rzekomo popierał KOD i Donalda Tuska. Opozycja przez chwilę miała mentalną erekcję, aż ktoś biegły w materii rozpoznał fotomontaż, a w generale gościa, który puknął więcej panienek, niż Radio Maryja ma słuchaczy.
To trudny zawód i oczywiście się z tym liczę. Widziałem na Netflixie dokument o innym moim idolu z dzieciństwa Rocco Siffredim. To już legenda, więc myślę, że tego gościa kojarzą również same Panie.
Gdybym mógł mieć kilka wcieleń, Łysy byłby jednym z nich. Tym bardziej, że nad Wisłą pornole kręcimy chyba jeszcze gorsze niż seriale. A szkoda, bo Polki warunki mają, a mężczyźni też jakby coraz bardziej zadbani. Z moim umiłowaniem do kręcenia filmów czuję, że odnalazłbym się w branży. Może to nawet dobry pomysł na side-project względem bloga. Muszę to przegadać z moją Latarniczką aka Łyżwiarką Figurową. Co by było, gdyby to się udało. 😉
Martyn Ford.
Gdy byłem mały chciałem być Arnoldem Schwarzeneggerem, Sylvestrem Stallonem, a przynajmniej Jean-Claude Van Dammem. Ale to był przełom lat 80tych i 90tych. Wszystko wtedy było mniejsze, skromniejsze, mniej nachalne. Dziś nawet Roman z „Na Wspólnej” jest bardziej męski niż Rambo. Ludzie potrzebują nowych idoli wyjebanych w kosmos i w kategorii „monstrum” takim gościem jest Martyn Ford. Typ jest ledwie rok starszy ode mnie i jeszcze niedawno był szczuplutkim, wysokim dresem. Typowym patolem jakiego mam przed oczami, gdy oglądam standup Błażej Krajewskiego (polecam). Potem doznał kontuzji podczas gry w krykieta i postanowił nieco przypakować. Dziś ten mierzący 204 centymetry facet waży blisko 150 kilogramów. Raczej nie dorobił się tego na białku serwatki i l-karnitynie, ale nie o tym. Jakbym miał jeszcze jedno życie mógłbym być taką bestią. Lubie Dwayna Johnsona, a Dwayn będący przecież ogromnym gościem przy Martynie wygląda jak Zyziek przy Mieciu.
Poszukiwacz złota na Alasce.
Jak się człowiek najpierw wychowa na powieściach Verna, Londona i Alfreda Szklarskiego, a potem jeszcze poogląda Discovery, to ta namiętność do męskiej przygody pozostaje w nim już na zawsze. Praca dla mężczyzn w postaci kopania w ziemi, wydobywania, przesiewania, płukania i to wszystko na takim prawdziwym odludziu, jakie można znaleźć w Stanach czy Kanadzie, to jest coś, co czasem do mnie wraca w marzeniach. Cisza, spokój, ciężka praca i proste cele. Żadnych kampanii, launchów nowych produktów, scenariuszy, briefów kreatywnych i innych gówien z jakimi na co dzień mamy styczność. Żadnych statystyk, KejPiAjów, korpospotkań. Ziemia, koparka i ja.
Jaki zawód wybrać? Najbardziej to bym chciał być asystentem opiekuna flamingów i ze wszystkich prac marzeń wygląda na to, że to akurat udało mi się niemal zrealizować.
Jesteśmy ciekawi czy Wy też macie jakieś zawody marzeń? Myśleliście kiedyś, jaki zawód wybrać gdyby nie ten, który wykonujecie? A może macie to szczęście, że nie marzycie, tylko po prostu go wykonujecie? Kim Wy byście chcieli zostać?
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Opiekun flamingów… Rozmarzyłam się 😀
Ja jako przedszkolak chciałam być kierowcą tira albo taksówki 😂 strasznie się jarałam jak tata brał mnie na kolana i mogłam potrzymać kierownicę jak parkował w garażu. W rezultacie nie mam nawet prawa jazdy. Później zafascynowało mnie wojsko, chciałam czołgać się w błocie i skakać ze spadochronem (jak mój tata), niestety fascynacja przeminęła. Obecnie mam dwa zawody: handlowiec i nauczyciel przedszkolny, a do niedawna pracowałam jako niania. Pozdrawiam 😁
Ja chcialam zostac gwiazda estrady, ale coz nie wyszlo… moglam zostac jeszcze pierwszym glosem w koscielnym chorze, ale maz byl zazdrosny o organiste hehe. Tak wiec z marzen dzieciecych nici, a los przyniosl mi prace ekscytujaca i podniecajaca: Januszy w transporcie nie brakuje tak wiec na niskie cisnienie krwi ktore mi kiedys towarzyszylo juz nie musze narzekac 😊
Od dzieciństwa marzyłam żeby być Panią od WF bardzo uwielbiałam sporty wszelakie od gimnastyki po bieganie może wykluczają koszykówkę, jednak nie zostałam Panią która uczy dzieci i prowadzi lekcji Wychowania Fizycznego. Robię coś INNEGO CO ZAWSZE robiłam czyli MASOWAĆ tylko mosiałam dojrzeć do tego i odkryć ten talent co posiadam.
oj ja też mam pracę marzeń:) Ja byłam mała , tak miałam z 5-6 lat to bawiłam się w ekspedientkę i sklep. Sklepem była kanapa. Zazwyczaj asortyment sklepu to była perfumeria z chemicznym. I gdyby nie to, że były to lata chude w kosmetyki w Polsce to na moich półkach królowały pasty do zębów Nivea, woda brzozowa, ojca pędzel do golenia i musowo krem Wars, podkradane mamie perfumy Pani Walewska i Curacao gdzie tego smrodu nie zapomnę chyba do końca, był też mój szampon z kaczuszką Bambino jedyny dla dzieci.Kasa musowo była wysuwana, zrobiona ze starej szuflady z wkładem na… Czytaj więcej »
Mi się udało ! Od dziecka grałam w Simsy ! Tzn budowałam dom, ustawiałam meble dekorowałam i dowidzenia kolejny dom 😂 co sobotę mój pokoik przechodził rewolucje meble latały z kąta w kąt ! a teraz mam własne biuro projektowania wnętrz 😀 Wiec moje marzenia spełnione!
Kurczę Janek Ty jednak jesteś trochę podobny do mojego męża ☺️ On w dzieciństwie chciał być kierowcą śmieciarki, teraz namiętnie ogląda poszukiwaczy złota z Alaski. Jeszcze tylko muszę dopytać… o te pornosy 😂😎 Marta, przy Twoich zawodach sama się rozmarzyłam ☺️
Marta poważnie, a Janek jak zwykle z jajem 🙂. Wiecie, że takie wypasione zakłady, co nawet foto i video reportaż z pogrzebu robią, to już istnieją. Byłam w lekkim szoku.
Mi się udało ! Od dziecka grałam w Simsy ! Tzn budowałam dom, ustawiałam meble dekorowałam i dowidzenia kolejny dom 😂 co sobotę mój pokoik przechodził rewolucje meble latały z kąta w kąt ! a teraz mam własne biuro projektowania wnętrz 😀 Wiec moje marzenia spełnione!
Ja chciałabym mieszkać na odludziu i prowadzić agroturystykę…
Ps. też dostawałam w dzieciństwie kociokwiku o na widok wanny pełnej wody:)))))
Ja chciałabym zostać kapitanem. Kocham żeglowanie i do tego to zawód w którym wciąż mało kobiet
A ja chciałam mieć stację benzynową😀Mój tata jako kierowca zawsze zostawiał tam dużo pieniędzy no i częściej bym go widywała bo wiadomo auto trzeba zatankować😂Zawsze jadąc z tatą w trase porównywałam ceny i asortyment.